Wędrówka przez Tatry Bielskie i Wysokie: Przełęcz pod Kopą-J
: 2019-08-01, 12:43
Tatry Bielskie ugościły mnie najlepiej, jak mogły. Miałam spokój, który w górach uwielbiam, byłam otoczona najwyższymi szczytami Tatr. Na horyzoncie soczysta zieleń wyraźnie zaznaczała granicę od Tatr Wysokich. Jedna wycieczka, dwa zupełnie inne światy. Każde z nich piękne na swój sposób. Tatry Bielskie stanowiły oazę spokoju, z kolei Tatry Wysokie ściągnęły tłumy. Pierwszy raz sama ruszyłam na tatrzański szlak. To był sprawdzian dla głowy i ciała także. Chodźcie teraz ze mną na część pisemną!
Letni sezon rozpoczęłam z przytupem, choć z tupaniem przez kolejne dwa dni miałam problem.
Przebieg trasy:
Zdziar - Monkova Dolina - Dolina do Regli - Szeroka Przełęcz - Przełęcz pod Kopą - Wielki Biały Staw - Schronisko przy Zielonym Stawie - Jagnięcy Szczyt - Schronisko przy Zielonym Stawie - Rakuska Czuba - Łomnicki Staw - Tatrzańska Łomnica (parking)
Początek: Zdziar
Swoją wędrówkę rozpoczęłam we wsi Zdziar. Po słowackiej stronie melduję się przed 7.00, na niebie nie ma ani jednej chmury. Za to temperatury wskazują, że zapowiada się gorący dzień. Zarzucam plecak i ruszam na czerwony szlak. Wiedzie najpierw asfaltem, po chwili odbija na leśną ścieżkę. W jej pobliżu znajdują się ośrodki wypoczynkowe i domy, jest niesamowicie cicho i zadziwiająco pusto. Czyżby ta część Tatr miała zapisać się na mojej prywatnej liście ulubionych regionów?
Monkova Dolina i Dolina do Regli
Po płaskim odcinku, mijam skrzyżowanie szlaków w Monkovej dolinie i wchodzę do lasu, gdzie droga robi się coraz bardziej stroma. Jest wąsko, a otoczenie wody i drzew powoduje dobrą termoregulację. Nie narzekam na monotonię leśnej wędrówki, bo często wyłaniał się Velky Grun, skalisty i gęsto porośnięty sosnami.
Dość szybko zdobywam wysokość i niestety opuszczam las. Niestety, bo temperatury rosły szaleńczo, a okazji do schowania się w cieniu na dalszych etapach wędrówki nie było już praktycznie w ogóle. Kiedy odwracam się, oczom mym ukazują się coraz bardziej rozległe widoki. Bajkowe wręcz!
Szeroka Dolina Bielska
To tutaj lubią przebywać kozice i świstaki przekrzywiać się między sobą. Niestety, żadnego z nich nie jest dane mi spotkać na swojej drodze. Musiałam mieć wyjątkowego pecha. Chłonę więc rośliny, które spotykam na każdym kroku. Mam przestrzeń wokół siebie, otaczają mnie Płaczliwa Skała (Ždiarska vidla, 2142 m) i Szalony Wierch (Hlúpy vrch, 2061 m). O wiele lepiej będzie je widać z przełęczy. Im jestem wyżej, tym zauważam, że nie dreptam tutaj sama. Mijam kilku rodaków, których osłabiło przewyższenie. Moje myśli coraz częściej wędrują wokół śniadania.
Szeroka Przełęcz Bielska albo Široké sedlo
Uff, jak dobrze jest zrzucić plecak po prawie 7 kilometrach wędrówki. Trochę przechytrzyłam informacje podane na tabliczkach i już po 2 i pół godzinie rozbiłam pierwszy piknik. Tabliczki wskazywały, że czekają mnie 3 godziny i 3 kwadranse podejścia. Zauważyłam, że wędrując sama, pokonuję szlaki o wiele szybciej niż w towarzystwie.
Szeroka Przełęcz zaserwowała...szerokie widoki. Śniadanie na trawie smakowało wybornie! Siedziałam zahipnotyzowana, słuchając opowieści ze świata gór naszych rodaków, którzy rozsiedli się kilka kroków ode mnie. Swoją drogą większość osób, jakie mijałam na szlaku, to nasi krajanie. Ale jak już wspomniałam na początku, tych osób było naprawdę niewiele, bardzo doceniałam to w tej części Tatr.
Przede mną w całej okazałości prezentował się cel mojej wędrówki - Jagnięcy Szczyt, za nim po prawej stronie wyłaniają się kolejno Kołowy i Lodowy Szczyt. Z kolei z lewej strony znajduje się Durny Szczyt, Łomnica i Kieżmarski Szczyt.
Za sobą zostawiłam Szeroką Przełęcz i górującą nad nim Płaczliwą Skałę. Szalony Wierch zdawał się być na wyciągnięcie ręki.
Szalony Przechód i Przełęcz pod Kopą, czyli na granicy Tatr Wysokich i Tatr Bielskich
Ścieżka prowadząca przez południową grań Szalonego Wierchu jest wąska i delikatnie wznosi się do góry. Wiedzie po stromo opadających, intensywnie zielonych stokach. Z trawy przebijają się rozmaite rośliny, a niżej wystają krystaliczne skały. Po drodze mijam Szalony Przechód, czyli Vyšné Kopské sedlo.
Walery Eljasz-Radzikowski w 1900 r. tak opisywał widoki stąd: Sąsiedztwo najwyższych szczytów tatrzańskich około Łomnicy daje pyszny widok, tchnący dzikością, w przeciwstawieniu do zielonych trawiastych zboczy Tatr Bielskich.
Szalony Przechód stanowi fantastyczny punkt widokowy. Doskonale widać drogę, jaką zostawiłam za sobą. Zza Płaczliwej Skały wyłonił się Hawrań 2152 m – najwyższy szczyt Tatr Bielskich. U zboczy znajduje się gęsto porośnięta lasem Dolina Zadnich Koperszadów - długa na około 4 km, objęta obszarem ścisłej ochrony. Na jej zboczach bujnie rosną trawy, a w przeszłości kwitło w tym rejonie pasterstwo. Dolina stanowi odgałęzienie Doliny Jaworowej, która swój początek ma niedaleko miejscowości Tatrzańska Jaworzyna. Tam zaczyna się zielony szlak, który biegnie przez Lodową Przełęcz, Chatę Teryego i kończy się w miejscowości Wysokie Tatry. W Tatrzańskiej Jaworzynie rozpoczyna się niebieski szlak i nim można dojść do Przełęczy pod Kopą.
Odwracam wzrok i widzę Dolinę Przednich Koperszadów. Choć zaliczana jest do Tatr Wysokich, jej budowa i wygląd przypomina raczej to, co zostawiłam za sobą, czyli łagodne zielone zbocza, z których wystają małe wapienie. Charakterystyczna trójwierzchołkowa korona w dolinie należy do Skrajnych Jatek, które mają wierzchołki o wysokości ok. 2012 m. Sąsiaduje z nimi Golica Bielska (najniższa). Szczyty należą do grani głównej Tatr Bielskich. Żadne z nich nie są dostępne turystycznie.
Dotarcie do kolejnego punktu, czyli Przełęczy pod Kopą, która dzieli Tatry Bielskie od Wysokich, zajęło dwa kwadranse. Ścieżka opadała łagodnie, a szło się nią dość przyjemnie. Sama Przełęcz pod Kopą stanowić może dobry moment na chwilę odpoczynku. Wędrówka przez Tatry Bielskie w otoczeniu zielonych hal i zboczy, zachęca wręcz do przysiadania.
Dolina Białych Stawów
Kiedy moje oczy przyzwyczaiły się do wszechobecnej zieleni wokół oraz górujących wierzchołków Tatr Wysokich, szlak stopniowo wychodził z “zamknięcia” i poszerzał horyzonty. Przed oczami miałam już nie tylko wierzchołki. W oddali niewyraźnie trochę, rysowały się podtatrzańskie miejscowości. Jednak wzrok przykuwał Wielki Biały Staw, który z daleka wydaje się być tylko plamką. Szlak do doliny prowadził kamiennymi schodami. Gubiłam więc wysokość, o czym świadczyła zmieniająca się roślinność wokół.
Kiedy dotarłam w okolice stawu, minęłam kilku turystów i od tego momentu wędrówka nie przebiegała w osamotnieniu. Tutaj stykają się trzy szlaki: czerwony, którym podążałam od Zdziaru, niebieski, który z Tatrzańskiej Jaworzyny prowadzi przez Przełęcz pod Kopą do Tatrzańskiej Matlary (osiedle położonego przy Drodze Wolności u wschodniego podnóża Tatr Wysokich) oraz rozpoczyna bieg szlak zielony, prowadzący przez Schronisko Szarotka.
Zanim wyruszyłam w dalszą wędrówkę, cieszę się kilka minut spokojem tej części Tatr, zanurzyłam ręce w cudownie zimnej wodzie Wielkiego Białego Stawu i zrobiłam kilka fajnych zdjęć. Przede mną kolejny punkt wycieczki, czyli…
Schronisko nad Zielonym Stawem Kieżmarskim
...albo Chata pri Zelenom plese. Prowadzi do niej czerwony szlak, przede mną 2 kilometry i, co ważne w tak upalnym dniu, źródełko! Specjalnie popijałam więcej wody od początku, bo wiedziałam, że tutaj będę miała okazję uzupełnić bukłak świeżą, zimną wodą. Źródełko nie było szczodre w ten dzień, niemniej udało mi się “nakapać” ponad litr wody. Co prawda miałam jeszcze zapas w plecaku, ale w tak upalne dni staram się pić więcej, to bardzo ważne na szlaku. W niecałe pół godziny zawitałam w okolice schroniska. To cudowne miejsce, które samo w sobie stanowi cel wędrówek wielu turystów. Znajduję kawałek cienia pod drzewem, wsuwam trochę węglowodanów, hipnotyzuję się przez chwilę.
Schronisko położone jest nad brzegiem Zielonego Stawu Kieżmarskiego na wysokości ok. 1550 m n.p.m. Nad kotlinę stawu z trzech stron opadają strome zbocza sąsiednich szczytów: Koziej Turni z północy, Jastrzębiej Turni z zachodu i Małego Kieżmarskiego Szczytu z południa.
Jagnięcy Szczyt 2230 m n.p.m.
Jagnięcy brzmi niewinnie, delikatnie i niepozornie. Tymczasem 2,5 kilometra trasy to około 700 metrów przewyższenia. Zdawać by się mogło, że to pestka, ale psikus. Moje nogi dostają dość mocno w kość od samego początku. Ścieżka wiedzie zakosami, jest wąska, obfituje w duże kamienie, które powodują, że trzeba stawiać duże kroki. Czasem pomocne okazuję się ręce. Nie znajduję na szlaku żadnego cienia, za to turystów jest tutaj od groma. Wszak Jagnięcy Szczyt to jeden z najczęściej wybieranych celów w Tatrach Wysokich. Z racji tego, że na zegar wskazuje popołudniowe godziny, większość osób wędruje z powrotem. Mijanki na szlaku z racji bliskości są więc nieco intymne.
Mocne podejście powoduje, że dość szybko zdobywam wysokość, a za tym idą coraz lepsze widoki. Kieżmarski staw i schronisko stają się coraz mniejsze.
Na szlaku w dwóch miejscach spotkam ułatwienia w postaci łańcuchów. Pierwsze przed Czerwonym Stawem Kieżmarskim. Doświadczeni turyści obejdą się bez nich.
Wejście do Doliny Jagnięcej serwuje przymusowy wręcz przystanek nad Czerwonym Stawem Kieżmarskim. To zbawienie w tak upalny dzień. Staw znajduje się na wysokości około 1801 m, mniej więcej w połowie drogi na szczyt. Zatrzymuję się przy nim na chwilę i zanurzam dłonie w zimnej wodzie. Jaki to luksus schłodzić się choć przez chwilę, kiedy organizm jest niczym rozgrzany piec, którego niełatwo ostudzić.
W trakcie wędrówka przez Dolinę Jagnięcą przeję jeszcze przez dwa śnieżne płaty. Z tej perspektywy obserwuję dalszy etap wędrówki, który powoli i już nie tak mocno, pnie się do góry. Niektórzy na zimowych odcinkach pozują do zdjęć niczym wytrawni taternicy, ktoś próbuje zrobić anioła na zbitym i twardym śniegu. Biorę w garść trochę zimowych pozostałości i trzymam je do roztopienia. Następuje to dość szybko, zdecydowanie za szybko.
Po krótkich zimowych odcinkach na szlaku dochodzę do kolejnych łańcuchów. Prowadzą przez skalne płyty. Tutaj kolejka do przejścia robi się niemała. Udaje mi się obejść je i uniknąć czekania. Jednak dla osób z lękiem wysokości z pewnością będą dużym ułatwieniem.
Powoli dochodzę do Kołowego Przychodu, a stąd pozostaje już wędrówka granią na szczyt. Ścieżka jest wąska i wiedzie przez rynny i żeberka. Nie jest ani przez chwilę monotonna. Widoki robią wrażenie, ale żeby się nimi nacieszyć, najpierw skupiam się na pokonaniu ostatniego, krótkiego odcinka. Tutaj nie ma już żadnych ułatwień w postaci łańcuchów, za to jest kilka delikatnych zejść i podejść. A później już czas na zasłużony piknik na jednym z wielu kamieni na szczycie.
Panorama ze szczytu jest imponująca, obejmuje m.in. bardzo dużą część Tatr Wysokich (z bliską Łomnicą na czele) oraz Tatry Bielskie. Wiodę wzrokiem przez zieleń, gdzie podążałam kilka godzin wcześniej.
Podejście z zielonego Stawu Kieżmarskiego na Jagnięcy Szczyt powinno zająć około 2,5 godziny. Zejście pół godziny krócej. Ale trzeba uważać schodząc ze szczytu, bo łatwo przegapić Kołowy Przychód i pójść nieoznakowaną, ale wydeptaną ścieżką na grani. Ja przeoczyłam, wy bądźcie czujni.
Mnie udało zejść się nieco szybciej od czasu, jaki wskazywały mapy. Być może dlatego, że sporo osób schodziło już wcześniej i na szlaku były pustki. No cóż, po południu już same niedobitki pchają się na szczyt.
Drugi raz zawitałam nad Zielony Staw Kieżmarski. Miałam jeszcze 4 godziny na to, żeby dotrzeć do parkingu w Tatrzańskiej Łomnicy i dwie opcje na wybór drogi do celu. Ze schroniska nad Zielonym Stawem Kieżmarskim szlakiem żółtym do Białej Wody i stamtąd zasuwać leśną ścieżką albo wariant drugi, czyli…
Rakuska Czuba
Tak, jeśli czytasz tą relację od początku to pewnie wiesz, że czeka Cię ze mną trzecie podejście. To była trochę masochistyczna decyzja z mojej strony, jednak kiedy ją podejmowałam czułam się dobrze i fizycznie i psychicznie. W plecaku ciągle miałam zapas jedzenia i picia, słońce powoli chowało się za szczyty Tatr Wysokich, a większość turystów pewnie dobijała do parkingu. Było około 16:30, założyłam plecak, spojrzałam na mapę - 1,5 godziny i nieco ponad 500 metrów pod górę. Absolutnie ostatnie podejście, pomyślałam dodając sobie otuchy, zarzuciłam plecak i ruszyłam. Pierwszy kilometr nie sprawił większych trudności, bo piął się bardzo łagodnie. Minęłam Czarny Staw Kieżmarski, [Čierne pleso Kežmarské] leżące na wysokości 1580 m, zatrzymałam się na chwilę przy skałach, po których spływała cudownie zimna woda. Powoli pięłam się do góry, ścieżka wiodła zakosami, co moja głowa zniosła o wiele lepiej. Przeszłam też bez większych problemów przez krótki odcinek, na którym są łańcuchy. W zasadzie mogłoby ich tam nie być. Minęłam się na szlaku z grupą niemieckiej młodzieży. Ordnung był, bo i stroje wyszykowane na wyjazd i kultura na szlaku i nie wiedziałam, żeby któreś spray miało. No wiecie, jakie pamiątki lubi młodzież w górach zostawiać.
Odetchnęłam z ulgą, kiedy dotarłam na Rakuski Przychód. Stąd już tylko kilka kroków na szczyt. Na Wielkiej Świstówce chciałam zrobić sobie selfie. Buraczany odcień mojej twarzy zniechęcił mnie do tego. Uff..Teraz już tylko droga w dół. Ale wcześniej ostatnie spojrzenie na Kieżmarską Dolinę i Tatry Bielskie, które z tej perspektywy wydają się nieco odległe, a przecież byłam tam rankiem.
Łomnicki Staw i Tatrzańska Łomnica
Droga powrotna to jakieś 3 godziny i 9 kilometrów wędrówki. Szlak do Łomnickiego Stawu jest dość przyjemny. Początkowo zejście z przełęczy wiodło zakosami po drobnych kamieniach. Szybko jednak pojawiły się te większe i bezpieczniejsze. Wędrówka była panoramiczna, ale dla odmiany zamiast gór miałam cień wielkiej góry i podtatrzańskie miejscowości na horyzoncie
Kiedy dotarłam nad Łomnicki Staw, byłam onieśmielona widokiem Wielkiej Góry z tak bliska. Cieszyłam się tą chwilą w spokoju. Przed 19 w okolicy wyciągu pojawiają się tylko niedobitki. Kolejka kursuje, ale od 17.00 nie obsługuje turystów, tylko pracowników. A więc nie ma żadnych ułatwień i trzeba zasuwać do parkingu na nogach. Nie trzymałam się do końca szlaku, a deptałam pod wyciągiem, śladem tych, co ścieżkę wydeptali. To był najgorszy odcinek, jaki pokonałam w swojej górskiej działalności. Zejście jest bardzo strome i trzeba było cholernie uważać na luźne i drobne kamienie na szlaku. Choć szlakiem bym tego nie nazwała… Cóż, w końcu to rejon, gdzie króluje wyciąg, a piesza turystyka to ekstremalna odmiana szaleństwa, więc komu zależy na uregulowaniu szlaków?
Uff, więcej kilometrów nie pamiętam i dziękuję za uwagę.
Link do mapy:
https://mapa-turystyczna.pl/route/c8g0
Udanego weekendowego wędrowania życzę i pozdrawiam!
Agnieszka
P.S. Ostatnio popełniłam kolejną tatrzańską przygodę z Rohaczami w roli głównej. I jak sobie szłam, to zerkał na mnie Baraniec. A że byłam na nim rok temu, to zapraszam do lektury tutaj:
https://www.zgoramiwtle.pl/2019/07/tatr ... m-npm.html
Skrobnę tutaj coś pod koniec sierpnia o nim, o Chacie Teryho i pierwszym moim pozaszlakowym Lodowym Szczycie.
Letni sezon rozpoczęłam z przytupem, choć z tupaniem przez kolejne dwa dni miałam problem.
Przebieg trasy:
Zdziar - Monkova Dolina - Dolina do Regli - Szeroka Przełęcz - Przełęcz pod Kopą - Wielki Biały Staw - Schronisko przy Zielonym Stawie - Jagnięcy Szczyt - Schronisko przy Zielonym Stawie - Rakuska Czuba - Łomnicki Staw - Tatrzańska Łomnica (parking)
Początek: Zdziar
Swoją wędrówkę rozpoczęłam we wsi Zdziar. Po słowackiej stronie melduję się przed 7.00, na niebie nie ma ani jednej chmury. Za to temperatury wskazują, że zapowiada się gorący dzień. Zarzucam plecak i ruszam na czerwony szlak. Wiedzie najpierw asfaltem, po chwili odbija na leśną ścieżkę. W jej pobliżu znajdują się ośrodki wypoczynkowe i domy, jest niesamowicie cicho i zadziwiająco pusto. Czyżby ta część Tatr miała zapisać się na mojej prywatnej liście ulubionych regionów?
Monkova Dolina i Dolina do Regli
Po płaskim odcinku, mijam skrzyżowanie szlaków w Monkovej dolinie i wchodzę do lasu, gdzie droga robi się coraz bardziej stroma. Jest wąsko, a otoczenie wody i drzew powoduje dobrą termoregulację. Nie narzekam na monotonię leśnej wędrówki, bo często wyłaniał się Velky Grun, skalisty i gęsto porośnięty sosnami.
Dość szybko zdobywam wysokość i niestety opuszczam las. Niestety, bo temperatury rosły szaleńczo, a okazji do schowania się w cieniu na dalszych etapach wędrówki nie było już praktycznie w ogóle. Kiedy odwracam się, oczom mym ukazują się coraz bardziej rozległe widoki. Bajkowe wręcz!
Szeroka Dolina Bielska
To tutaj lubią przebywać kozice i świstaki przekrzywiać się między sobą. Niestety, żadnego z nich nie jest dane mi spotkać na swojej drodze. Musiałam mieć wyjątkowego pecha. Chłonę więc rośliny, które spotykam na każdym kroku. Mam przestrzeń wokół siebie, otaczają mnie Płaczliwa Skała (Ždiarska vidla, 2142 m) i Szalony Wierch (Hlúpy vrch, 2061 m). O wiele lepiej będzie je widać z przełęczy. Im jestem wyżej, tym zauważam, że nie dreptam tutaj sama. Mijam kilku rodaków, których osłabiło przewyższenie. Moje myśli coraz częściej wędrują wokół śniadania.
Szeroka Przełęcz Bielska albo Široké sedlo
Uff, jak dobrze jest zrzucić plecak po prawie 7 kilometrach wędrówki. Trochę przechytrzyłam informacje podane na tabliczkach i już po 2 i pół godzinie rozbiłam pierwszy piknik. Tabliczki wskazywały, że czekają mnie 3 godziny i 3 kwadranse podejścia. Zauważyłam, że wędrując sama, pokonuję szlaki o wiele szybciej niż w towarzystwie.
Szeroka Przełęcz zaserwowała...szerokie widoki. Śniadanie na trawie smakowało wybornie! Siedziałam zahipnotyzowana, słuchając opowieści ze świata gór naszych rodaków, którzy rozsiedli się kilka kroków ode mnie. Swoją drogą większość osób, jakie mijałam na szlaku, to nasi krajanie. Ale jak już wspomniałam na początku, tych osób było naprawdę niewiele, bardzo doceniałam to w tej części Tatr.
Przede mną w całej okazałości prezentował się cel mojej wędrówki - Jagnięcy Szczyt, za nim po prawej stronie wyłaniają się kolejno Kołowy i Lodowy Szczyt. Z kolei z lewej strony znajduje się Durny Szczyt, Łomnica i Kieżmarski Szczyt.
Za sobą zostawiłam Szeroką Przełęcz i górującą nad nim Płaczliwą Skałę. Szalony Wierch zdawał się być na wyciągnięcie ręki.
Szalony Przechód i Przełęcz pod Kopą, czyli na granicy Tatr Wysokich i Tatr Bielskich
Ścieżka prowadząca przez południową grań Szalonego Wierchu jest wąska i delikatnie wznosi się do góry. Wiedzie po stromo opadających, intensywnie zielonych stokach. Z trawy przebijają się rozmaite rośliny, a niżej wystają krystaliczne skały. Po drodze mijam Szalony Przechód, czyli Vyšné Kopské sedlo.
Walery Eljasz-Radzikowski w 1900 r. tak opisywał widoki stąd: Sąsiedztwo najwyższych szczytów tatrzańskich około Łomnicy daje pyszny widok, tchnący dzikością, w przeciwstawieniu do zielonych trawiastych zboczy Tatr Bielskich.
Szalony Przechód stanowi fantastyczny punkt widokowy. Doskonale widać drogę, jaką zostawiłam za sobą. Zza Płaczliwej Skały wyłonił się Hawrań 2152 m – najwyższy szczyt Tatr Bielskich. U zboczy znajduje się gęsto porośnięta lasem Dolina Zadnich Koperszadów - długa na około 4 km, objęta obszarem ścisłej ochrony. Na jej zboczach bujnie rosną trawy, a w przeszłości kwitło w tym rejonie pasterstwo. Dolina stanowi odgałęzienie Doliny Jaworowej, która swój początek ma niedaleko miejscowości Tatrzańska Jaworzyna. Tam zaczyna się zielony szlak, który biegnie przez Lodową Przełęcz, Chatę Teryego i kończy się w miejscowości Wysokie Tatry. W Tatrzańskiej Jaworzynie rozpoczyna się niebieski szlak i nim można dojść do Przełęczy pod Kopą.
Odwracam wzrok i widzę Dolinę Przednich Koperszadów. Choć zaliczana jest do Tatr Wysokich, jej budowa i wygląd przypomina raczej to, co zostawiłam za sobą, czyli łagodne zielone zbocza, z których wystają małe wapienie. Charakterystyczna trójwierzchołkowa korona w dolinie należy do Skrajnych Jatek, które mają wierzchołki o wysokości ok. 2012 m. Sąsiaduje z nimi Golica Bielska (najniższa). Szczyty należą do grani głównej Tatr Bielskich. Żadne z nich nie są dostępne turystycznie.
Dotarcie do kolejnego punktu, czyli Przełęczy pod Kopą, która dzieli Tatry Bielskie od Wysokich, zajęło dwa kwadranse. Ścieżka opadała łagodnie, a szło się nią dość przyjemnie. Sama Przełęcz pod Kopą stanowić może dobry moment na chwilę odpoczynku. Wędrówka przez Tatry Bielskie w otoczeniu zielonych hal i zboczy, zachęca wręcz do przysiadania.
Dolina Białych Stawów
Kiedy moje oczy przyzwyczaiły się do wszechobecnej zieleni wokół oraz górujących wierzchołków Tatr Wysokich, szlak stopniowo wychodził z “zamknięcia” i poszerzał horyzonty. Przed oczami miałam już nie tylko wierzchołki. W oddali niewyraźnie trochę, rysowały się podtatrzańskie miejscowości. Jednak wzrok przykuwał Wielki Biały Staw, który z daleka wydaje się być tylko plamką. Szlak do doliny prowadził kamiennymi schodami. Gubiłam więc wysokość, o czym świadczyła zmieniająca się roślinność wokół.
Kiedy dotarłam w okolice stawu, minęłam kilku turystów i od tego momentu wędrówka nie przebiegała w osamotnieniu. Tutaj stykają się trzy szlaki: czerwony, którym podążałam od Zdziaru, niebieski, który z Tatrzańskiej Jaworzyny prowadzi przez Przełęcz pod Kopą do Tatrzańskiej Matlary (osiedle położonego przy Drodze Wolności u wschodniego podnóża Tatr Wysokich) oraz rozpoczyna bieg szlak zielony, prowadzący przez Schronisko Szarotka.
Zanim wyruszyłam w dalszą wędrówkę, cieszę się kilka minut spokojem tej części Tatr, zanurzyłam ręce w cudownie zimnej wodzie Wielkiego Białego Stawu i zrobiłam kilka fajnych zdjęć. Przede mną kolejny punkt wycieczki, czyli…
Schronisko nad Zielonym Stawem Kieżmarskim
...albo Chata pri Zelenom plese. Prowadzi do niej czerwony szlak, przede mną 2 kilometry i, co ważne w tak upalnym dniu, źródełko! Specjalnie popijałam więcej wody od początku, bo wiedziałam, że tutaj będę miała okazję uzupełnić bukłak świeżą, zimną wodą. Źródełko nie było szczodre w ten dzień, niemniej udało mi się “nakapać” ponad litr wody. Co prawda miałam jeszcze zapas w plecaku, ale w tak upalne dni staram się pić więcej, to bardzo ważne na szlaku. W niecałe pół godziny zawitałam w okolice schroniska. To cudowne miejsce, które samo w sobie stanowi cel wędrówek wielu turystów. Znajduję kawałek cienia pod drzewem, wsuwam trochę węglowodanów, hipnotyzuję się przez chwilę.
Schronisko położone jest nad brzegiem Zielonego Stawu Kieżmarskiego na wysokości ok. 1550 m n.p.m. Nad kotlinę stawu z trzech stron opadają strome zbocza sąsiednich szczytów: Koziej Turni z północy, Jastrzębiej Turni z zachodu i Małego Kieżmarskiego Szczytu z południa.
Jagnięcy Szczyt 2230 m n.p.m.
Jagnięcy brzmi niewinnie, delikatnie i niepozornie. Tymczasem 2,5 kilometra trasy to około 700 metrów przewyższenia. Zdawać by się mogło, że to pestka, ale psikus. Moje nogi dostają dość mocno w kość od samego początku. Ścieżka wiedzie zakosami, jest wąska, obfituje w duże kamienie, które powodują, że trzeba stawiać duże kroki. Czasem pomocne okazuję się ręce. Nie znajduję na szlaku żadnego cienia, za to turystów jest tutaj od groma. Wszak Jagnięcy Szczyt to jeden z najczęściej wybieranych celów w Tatrach Wysokich. Z racji tego, że na zegar wskazuje popołudniowe godziny, większość osób wędruje z powrotem. Mijanki na szlaku z racji bliskości są więc nieco intymne.
Mocne podejście powoduje, że dość szybko zdobywam wysokość, a za tym idą coraz lepsze widoki. Kieżmarski staw i schronisko stają się coraz mniejsze.
Na szlaku w dwóch miejscach spotkam ułatwienia w postaci łańcuchów. Pierwsze przed Czerwonym Stawem Kieżmarskim. Doświadczeni turyści obejdą się bez nich.
Wejście do Doliny Jagnięcej serwuje przymusowy wręcz przystanek nad Czerwonym Stawem Kieżmarskim. To zbawienie w tak upalny dzień. Staw znajduje się na wysokości około 1801 m, mniej więcej w połowie drogi na szczyt. Zatrzymuję się przy nim na chwilę i zanurzam dłonie w zimnej wodzie. Jaki to luksus schłodzić się choć przez chwilę, kiedy organizm jest niczym rozgrzany piec, którego niełatwo ostudzić.
W trakcie wędrówka przez Dolinę Jagnięcą przeję jeszcze przez dwa śnieżne płaty. Z tej perspektywy obserwuję dalszy etap wędrówki, który powoli i już nie tak mocno, pnie się do góry. Niektórzy na zimowych odcinkach pozują do zdjęć niczym wytrawni taternicy, ktoś próbuje zrobić anioła na zbitym i twardym śniegu. Biorę w garść trochę zimowych pozostałości i trzymam je do roztopienia. Następuje to dość szybko, zdecydowanie za szybko.
Po krótkich zimowych odcinkach na szlaku dochodzę do kolejnych łańcuchów. Prowadzą przez skalne płyty. Tutaj kolejka do przejścia robi się niemała. Udaje mi się obejść je i uniknąć czekania. Jednak dla osób z lękiem wysokości z pewnością będą dużym ułatwieniem.
Powoli dochodzę do Kołowego Przychodu, a stąd pozostaje już wędrówka granią na szczyt. Ścieżka jest wąska i wiedzie przez rynny i żeberka. Nie jest ani przez chwilę monotonna. Widoki robią wrażenie, ale żeby się nimi nacieszyć, najpierw skupiam się na pokonaniu ostatniego, krótkiego odcinka. Tutaj nie ma już żadnych ułatwień w postaci łańcuchów, za to jest kilka delikatnych zejść i podejść. A później już czas na zasłużony piknik na jednym z wielu kamieni na szczycie.
Panorama ze szczytu jest imponująca, obejmuje m.in. bardzo dużą część Tatr Wysokich (z bliską Łomnicą na czele) oraz Tatry Bielskie. Wiodę wzrokiem przez zieleń, gdzie podążałam kilka godzin wcześniej.
Podejście z zielonego Stawu Kieżmarskiego na Jagnięcy Szczyt powinno zająć około 2,5 godziny. Zejście pół godziny krócej. Ale trzeba uważać schodząc ze szczytu, bo łatwo przegapić Kołowy Przychód i pójść nieoznakowaną, ale wydeptaną ścieżką na grani. Ja przeoczyłam, wy bądźcie czujni.
Mnie udało zejść się nieco szybciej od czasu, jaki wskazywały mapy. Być może dlatego, że sporo osób schodziło już wcześniej i na szlaku były pustki. No cóż, po południu już same niedobitki pchają się na szczyt.
Drugi raz zawitałam nad Zielony Staw Kieżmarski. Miałam jeszcze 4 godziny na to, żeby dotrzeć do parkingu w Tatrzańskiej Łomnicy i dwie opcje na wybór drogi do celu. Ze schroniska nad Zielonym Stawem Kieżmarskim szlakiem żółtym do Białej Wody i stamtąd zasuwać leśną ścieżką albo wariant drugi, czyli…
Rakuska Czuba
Tak, jeśli czytasz tą relację od początku to pewnie wiesz, że czeka Cię ze mną trzecie podejście. To była trochę masochistyczna decyzja z mojej strony, jednak kiedy ją podejmowałam czułam się dobrze i fizycznie i psychicznie. W plecaku ciągle miałam zapas jedzenia i picia, słońce powoli chowało się za szczyty Tatr Wysokich, a większość turystów pewnie dobijała do parkingu. Było około 16:30, założyłam plecak, spojrzałam na mapę - 1,5 godziny i nieco ponad 500 metrów pod górę. Absolutnie ostatnie podejście, pomyślałam dodając sobie otuchy, zarzuciłam plecak i ruszyłam. Pierwszy kilometr nie sprawił większych trudności, bo piął się bardzo łagodnie. Minęłam Czarny Staw Kieżmarski, [Čierne pleso Kežmarské] leżące na wysokości 1580 m, zatrzymałam się na chwilę przy skałach, po których spływała cudownie zimna woda. Powoli pięłam się do góry, ścieżka wiodła zakosami, co moja głowa zniosła o wiele lepiej. Przeszłam też bez większych problemów przez krótki odcinek, na którym są łańcuchy. W zasadzie mogłoby ich tam nie być. Minęłam się na szlaku z grupą niemieckiej młodzieży. Ordnung był, bo i stroje wyszykowane na wyjazd i kultura na szlaku i nie wiedziałam, żeby któreś spray miało. No wiecie, jakie pamiątki lubi młodzież w górach zostawiać.
Odetchnęłam z ulgą, kiedy dotarłam na Rakuski Przychód. Stąd już tylko kilka kroków na szczyt. Na Wielkiej Świstówce chciałam zrobić sobie selfie. Buraczany odcień mojej twarzy zniechęcił mnie do tego. Uff..Teraz już tylko droga w dół. Ale wcześniej ostatnie spojrzenie na Kieżmarską Dolinę i Tatry Bielskie, które z tej perspektywy wydają się nieco odległe, a przecież byłam tam rankiem.
Łomnicki Staw i Tatrzańska Łomnica
Droga powrotna to jakieś 3 godziny i 9 kilometrów wędrówki. Szlak do Łomnickiego Stawu jest dość przyjemny. Początkowo zejście z przełęczy wiodło zakosami po drobnych kamieniach. Szybko jednak pojawiły się te większe i bezpieczniejsze. Wędrówka była panoramiczna, ale dla odmiany zamiast gór miałam cień wielkiej góry i podtatrzańskie miejscowości na horyzoncie
Kiedy dotarłam nad Łomnicki Staw, byłam onieśmielona widokiem Wielkiej Góry z tak bliska. Cieszyłam się tą chwilą w spokoju. Przed 19 w okolicy wyciągu pojawiają się tylko niedobitki. Kolejka kursuje, ale od 17.00 nie obsługuje turystów, tylko pracowników. A więc nie ma żadnych ułatwień i trzeba zasuwać do parkingu na nogach. Nie trzymałam się do końca szlaku, a deptałam pod wyciągiem, śladem tych, co ścieżkę wydeptali. To był najgorszy odcinek, jaki pokonałam w swojej górskiej działalności. Zejście jest bardzo strome i trzeba było cholernie uważać na luźne i drobne kamienie na szlaku. Choć szlakiem bym tego nie nazwała… Cóż, w końcu to rejon, gdzie króluje wyciąg, a piesza turystyka to ekstremalna odmiana szaleństwa, więc komu zależy na uregulowaniu szlaków?
Uff, więcej kilometrów nie pamiętam i dziękuję za uwagę.
Link do mapy:
https://mapa-turystyczna.pl/route/c8g0
Udanego weekendowego wędrowania życzę i pozdrawiam!
Agnieszka
P.S. Ostatnio popełniłam kolejną tatrzańską przygodę z Rohaczami w roli głównej. I jak sobie szłam, to zerkał na mnie Baraniec. A że byłam na nim rok temu, to zapraszam do lektury tutaj:
https://www.zgoramiwtle.pl/2019/07/tatr ... m-npm.html
Skrobnę tutaj coś pod koniec sierpnia o nim, o Chacie Teryho i pierwszym moim pozaszlakowym Lodowym Szczycie.