Pożegnanie września
: 2018-10-02, 17:40
Dzień dobry Państwu.
Prognozowi wyjadacze od kilku dni zapowiadali tzw okno pogodowe. 30 września. Niedziela. Słońce, brak zachmurzenia, brak wiatru, plus kilkanaście stopni. Sielanka jak z wiecu wyborczego wiadomej organizacji.
Najciekawsze w tym jest to, że wyjadacze mieli rację.
Wyjechaliśmy z Żywca o piątej rano w składzie pięcioosobowym w aucie pięcioosobowym. Mieliśmy też pięć plecaków i pięć par butów turystycznych. Dla mnie to była piąta wycieczka górska w miesiącu wrześniu. To był znak.
Wycieczka po Tatrach Zachodnich była na piątkę.
Na początek podrzuciliśmy dwoje z nas na początek szlaku na Siwy Wierch ( przez Skalne Miasto ). W trójkę zawróciliśmy i zajechaliśmy pod Zwierówkę. O równej 6.52 rzuciliśmy oczyma na drogowskaz ( Przełęcz pod Osobitą 2 h ) i ruszyliśmy z kopyta do boju. Machaliśmy kopytami w miarę szybko bo rano było około 3 stopni poniżej zera. Tak nas ten nikły mróz rozgrzał, że na przełęczy zameldowaliśmy się o 8.07. Po drodze witając się z dwunastoosobową grupą Słowaków wracających ze wschodu słońca. Podziwiali go oczywiście na przełęczy a spali w schronisku. Niech żyje wczesne wstawanie w niedzielę ! Widoki mieliśmy fajne – Wielki Chocz, Mała Fatra, Osobita nad nami, Giewont, Bystra, Stary Bocian Robotniczy, Mięguszowieckie i inne. I las przed nami.
Po około godzinnym podziwianiu widoków z przełęczy ruszyliśmy dalej – szlakiem na Grzesia. Szedłem nim raz w życiu, w październiku tamtego roku. W pogodzie mrocznej, mokrej, wrednej, bez widokowej. To znak, że ten rok przeżyłem bez grzechu i w niedzielę miałem za to nagrodę. Dziękuję. Na Grzesia dotarliśmy po 85 minutach, nie spotykając po drodze żywej duszy. Za to po prawicy mieliśmy np. Banówkę, Trzy Kopy, Rohacze a po lewicy Bobrowca, Furkaskę, Kominiarski. I inne. A na końcu weszliśmy na Grzesia. Na nim byli już żywi ludzie.
Na szczycie spędziliśmy około dwudziestu minut. Fajnie było. Ładnie wyglądały jesienno – wczesnozimowe Wołowce, Rakonie, Rohacze i inne. Z boku czaiły się Świnice, Krywanie, Mięgusze i inne. Sielanka jak na wicu wyborczym. Uniosłem się ojczyźnianie. Po powrocie do rzeczywistości przyszedł czas na stoczenie się. Szlakiem do Doliny Łatanej. Raz nim wychodziłem, nic nie widziałem. O nagrodzie już pisałem.
Do Zwierówki dotarliśmy radośni i zachwyceni. Elegancki szlak, piękne widoki, nawet flaszki nie wypiliśmy. Dwójka „siwa” dotarła do nas po 7 minutach. Ja w tym czasie poszedłem zobaczyć Symboliczny Cmentarz.
W drodze powrotnej w oczy rzuciły mi się Kocie Dziury. Czyli … dolomitowe turnie.
Dziękuję za uwagę.
Prognozowi wyjadacze od kilku dni zapowiadali tzw okno pogodowe. 30 września. Niedziela. Słońce, brak zachmurzenia, brak wiatru, plus kilkanaście stopni. Sielanka jak z wiecu wyborczego wiadomej organizacji.
Najciekawsze w tym jest to, że wyjadacze mieli rację.
Wyjechaliśmy z Żywca o piątej rano w składzie pięcioosobowym w aucie pięcioosobowym. Mieliśmy też pięć plecaków i pięć par butów turystycznych. Dla mnie to była piąta wycieczka górska w miesiącu wrześniu. To był znak.
Wycieczka po Tatrach Zachodnich była na piątkę.
Na początek podrzuciliśmy dwoje z nas na początek szlaku na Siwy Wierch ( przez Skalne Miasto ). W trójkę zawróciliśmy i zajechaliśmy pod Zwierówkę. O równej 6.52 rzuciliśmy oczyma na drogowskaz ( Przełęcz pod Osobitą 2 h ) i ruszyliśmy z kopyta do boju. Machaliśmy kopytami w miarę szybko bo rano było około 3 stopni poniżej zera. Tak nas ten nikły mróz rozgrzał, że na przełęczy zameldowaliśmy się o 8.07. Po drodze witając się z dwunastoosobową grupą Słowaków wracających ze wschodu słońca. Podziwiali go oczywiście na przełęczy a spali w schronisku. Niech żyje wczesne wstawanie w niedzielę ! Widoki mieliśmy fajne – Wielki Chocz, Mała Fatra, Osobita nad nami, Giewont, Bystra, Stary Bocian Robotniczy, Mięguszowieckie i inne. I las przed nami.
Po około godzinnym podziwianiu widoków z przełęczy ruszyliśmy dalej – szlakiem na Grzesia. Szedłem nim raz w życiu, w październiku tamtego roku. W pogodzie mrocznej, mokrej, wrednej, bez widokowej. To znak, że ten rok przeżyłem bez grzechu i w niedzielę miałem za to nagrodę. Dziękuję. Na Grzesia dotarliśmy po 85 minutach, nie spotykając po drodze żywej duszy. Za to po prawicy mieliśmy np. Banówkę, Trzy Kopy, Rohacze a po lewicy Bobrowca, Furkaskę, Kominiarski. I inne. A na końcu weszliśmy na Grzesia. Na nim byli już żywi ludzie.
Na szczycie spędziliśmy około dwudziestu minut. Fajnie było. Ładnie wyglądały jesienno – wczesnozimowe Wołowce, Rakonie, Rohacze i inne. Z boku czaiły się Świnice, Krywanie, Mięgusze i inne. Sielanka jak na wicu wyborczym. Uniosłem się ojczyźnianie. Po powrocie do rzeczywistości przyszedł czas na stoczenie się. Szlakiem do Doliny Łatanej. Raz nim wychodziłem, nic nie widziałem. O nagrodzie już pisałem.
Do Zwierówki dotarliśmy radośni i zachwyceni. Elegancki szlak, piękne widoki, nawet flaszki nie wypiliśmy. Dwójka „siwa” dotarła do nas po 7 minutach. Ja w tym czasie poszedłem zobaczyć Symboliczny Cmentarz.
W drodze powrotnej w oczy rzuciły mi się Kocie Dziury. Czyli … dolomitowe turnie.
Dziękuję za uwagę.