Dolinkowy relaks z misiem w tle
Dolinkowy relaks z misiem w tle
Padło na Zakopane. Rok temu była Rabka, dwa lata temu Pieniny. Nasza trzydniowa wycieczka. Moja i mojej klasy. Program autorski wychowawczyni, jak zwykle.
Ruszamy. Dojeżdżamy.Najpierw Krupówki, bez Mc Donalda ani rusz.Potem idziemy na Pęksowy Brzyzek. Tak, za wejście na cmentarz trza zapłacić...ale co tam, chcę koniecznie pokazać dzieciakom, znaczy młodzieży grób Kornela Makuszyńskiego, Sabały, Przerwy-Tetmajera. Zwiedzamy więc.
Prosto stamtąd udajemy się pod Gubałówkę. kupuję bilet zbiorowy i w górę. Kramów od cholery, ludzi tłum, jeszcze kołacze węgierskie na gorąco i spacer na Butorowy. im dalej Gubałówki, tym mniej ludzi. Pogoda znośna, zatrzymujemy się co jakiś czas na fotki.
Przy wyciągu pusto, bo krzesełka na razie nie jeżdżą. Rozsiadamy się na dłuższą chwilę, potem wracamy na Gubałówkę i zjeżdżamy w dół. Przy kramach godzina czasu na zakup "pamiątek", z wcześniejszym zastrzeżeniem czego kupować nie wolno. Na cenzurowanym są noże, miecze i inne cholerstwo. Wreszcie wsiadamy w naszego busika i jedziemy do ośrodka. Tam czekają nas przytulne pokoje i gorący posiłek oraz miła bardzo właścicielka.Wieczorkiem zostawiam dzieciaki pod opieką koleżanki, a ja idę na "obchód" po okolicy.
Wcześniej jeszcze pstrykam fotkę z okna mojego pokoju.
I w zasadzie to już koniec pierwszego dnia... Drugi będzie ciekawszy, choć dolinkowy. Niestety, nie wszyscy chcą chodzić po górach.
Ruszamy. Dojeżdżamy.Najpierw Krupówki, bez Mc Donalda ani rusz.Potem idziemy na Pęksowy Brzyzek. Tak, za wejście na cmentarz trza zapłacić...ale co tam, chcę koniecznie pokazać dzieciakom, znaczy młodzieży grób Kornela Makuszyńskiego, Sabały, Przerwy-Tetmajera. Zwiedzamy więc.
Prosto stamtąd udajemy się pod Gubałówkę. kupuję bilet zbiorowy i w górę. Kramów od cholery, ludzi tłum, jeszcze kołacze węgierskie na gorąco i spacer na Butorowy. im dalej Gubałówki, tym mniej ludzi. Pogoda znośna, zatrzymujemy się co jakiś czas na fotki.
Przy wyciągu pusto, bo krzesełka na razie nie jeżdżą. Rozsiadamy się na dłuższą chwilę, potem wracamy na Gubałówkę i zjeżdżamy w dół. Przy kramach godzina czasu na zakup "pamiątek", z wcześniejszym zastrzeżeniem czego kupować nie wolno. Na cenzurowanym są noże, miecze i inne cholerstwo. Wreszcie wsiadamy w naszego busika i jedziemy do ośrodka. Tam czekają nas przytulne pokoje i gorący posiłek oraz miła bardzo właścicielka.Wieczorkiem zostawiam dzieciaki pod opieką koleżanki, a ja idę na "obchód" po okolicy.
Wcześniej jeszcze pstrykam fotkę z okna mojego pokoju.
I w zasadzie to już koniec pierwszego dnia... Drugi będzie ciekawszy, choć dolinkowy. Niestety, nie wszyscy chcą chodzić po górach.
"Wokół góry, góry i góry
I całe moje życie w górach..."
I całe moje życie w górach..."
Re: Dolinkowy relaks z misiem w tle
Majka pisze:I w zasadzie to już koniec pierwszego dnia... Drugi będzie ciekawszy, choć dolinkowy. Niestety, nie wszyscy chcą chodzić po górach.
I tak dobrze, że dzieciaki dają się wyciągać w góry trzeci rok z rzędu! Co za wychowawca!
Serio bez Maka ani rusz? Moi już się przyzwyczaili i nawet nie proszą o Maka. Zresztą mają ogólnie rygor, bo nie mogą brać ze sobą napojów gazowanych, chipsów i chrupków smakowych. Nie mogą pić i jeść w autobusie. Nie mogą brać telefonów...;d Weszło im w nawyk;) W przyszłym roku dalej będę ich uczyć i wybieramy się na 10 dni do Kołobrzegu;d
Pogodę mieliście fajną. Pewnie byli zachwyceni?
Pogodę mieliście fajną. Pewnie byli zachwyceni?
Jestem tu gdzie stoję, ale jeśli się ruszę, to mogę się zgubić.
- telefon 110
- Posty: 2046
- Rejestracja: 2014-09-20, 22:32
Każdy normalny człowiek wytrzyma bez godzinę, dwie, więc nie muszą się rozplażowywać i śmiecić. Jak jedziemy niedaleko, to po przyjeździe robimy posiadówkę na jedzenie i picie. Jak jedziemy dalej, to robimy postój. Jak bardzo potrzebują, to sobie piją odrobinę picia, ale wszystko z wyczuciem. Nie rozpakowują mi żarcia i picia po przekroczeniu progu autobusu.
Jestem tu gdzie stoję, ale jeśli się ruszę, to mogę się zgubić.
W autobusie nie wolno jeść ani pić, to już raczej norma na szkolnych wycieczkach.
Co do gór, stało się tak,że od tego roku klasy nam trochę wymieszano i mam kilkoro nowych uczniów, więc nie wszyscy czują ducha gór.
Ostatnio cierpię na brak czasu i dlatego tak długo nie pisałam co nie znaczy,że nie łażę. Łażę nawet chyba więcej niż dawniej,ale wszystkich relacji już raczej nie "ponadrabiam".
Co do gór, stało się tak,że od tego roku klasy nam trochę wymieszano i mam kilkoro nowych uczniów, więc nie wszyscy czują ducha gór.
Ostatnio cierpię na brak czasu i dlatego tak długo nie pisałam co nie znaczy,że nie łażę. Łażę nawet chyba więcej niż dawniej,ale wszystkich relacji już raczej nie "ponadrabiam".
"Wokół góry, góry i góry
I całe moje życie w górach..."
I całe moje życie w górach..."
- telefon 110
- Posty: 2046
- Rejestracja: 2014-09-20, 22:32
telefon 110 pisze:Popieram.
Czyli u Majki popierasz zakaz jedzenia i picia, a u mnie jest szkoła przetrwania ?
Wiolcia pisze:Wakacje blisko .
Wakacje są od wyjeżdżania Ja już w lipcu nie mam zaplanowanej wolnej przestrzeni bezwyjazdowej. W sierpniu mam jeszcze dziury ;d
Jestem tu gdzie stoję, ale jeśli się ruszę, to mogę się zgubić.
Mnie to się najbardziej podoba ta łąka z rdestem, zdaje się
...i nie będą mogli wejść do morza
Neska pisze:W przyszłym roku dalej będę ich uczyć i wybieramy się na 10 dni do Kołobrzegu
...i nie będą mogli wejść do morza
Ostatnio zmieniony 2018-06-16, 00:53 przez Piotrek, łącznie zmieniany 1 raz.
- telefon 110
- Posty: 2046
- Rejestracja: 2014-09-20, 22:32
telefon 110 pisze:niektóre rozwydrzone dzieciaki znoszą ten stan hibernacji od czipsa i internetu w telefonie.
Wytrzymują bez problemu, jak mają wypełniony czas ;D Byliśmy na pięciodniowej wycieczce na pogórzu, codziennie gdzieś jechaliśmy, albo zdobywaliśmy jakieś szczyty pogórza, wieczorem się razem bawiliśmy, a na koniec czytaliśmy lekturę do poduchy i w sumie nie były im potrzebne tablety. Chociaż niektórzy stwierdzili, że jak wrócą do domu, to przesiedzą przy tablecie 24h ;p
Piotrek pisze:...i nie będą mogli wejść do morza
Po kosteczki może wejdą ;p Będą mieli moc innych wrażeń, a ja chyba bym się bała. Jednak zawsze mam z tyłu głowy to, że rodzice mi ich oddają pod opiekę ufając, że zwrócę ich w jednym kawałku. Nie do końca się to udawało, bo we wrześniu jechaliśmy z wycieczki na SOR, ale skończyło się na kilku szwach ;d
Dobra, a teraz czekamy na dalszą część relacji Majki! :d
Ostatnio zmieniony 2018-06-16, 11:00 przez nes_ska, łącznie zmieniany 1 raz.
Jestem tu gdzie stoję, ale jeśli się ruszę, to mogę się zgubić.
Drugiego dnia punkt dziewiąta stawiamy się w Kirach. Czeka tam na nas już przewodnik. Celem dzisiejszej "wyprawy"jest Dolina Kościeliska. Słonko świeci, przewodnik ciekawie opowiada, w pobliżu bacówki pasą się owieczki. Jednym słowem sielanka.
Po drodze na Halę Ornak odbijamy jeszcze w lewo do Wąwozu Kraków, który robi na większości duże wrażenie. Docieramy do drabinki i wracamy. Do jaskini nie wchodzimy, dzieciaki nie za bardzo mają na to ochotę, poza tym zniechęca nas spory tłum przy drabince.
Przy schronisku mnóstwo wycieczek szkolnych. W planie jest jeszcze Staw Smreczyński, ale okazuje się,że tylko nieliczni mają ochotę do niego iść. Przewodnik więc zbiera grupkę chętnych, moja koleżanka nigdy nie była, więc tez ja wysyłam, a mnie nie pozostaje nic innego jak relaks z resztą grupy przy schronisku.Idziemy więc na szarlotkę. Po godzinie wraca reszta, robimy jeszcze fotki i w drogę powrotną.
W pewnym momencie przewodnik pokazuje ręką na drugą stronę Kościeliskiego Potoku. Po skałach wolno wspina się miś. Przewodnik szacuje,że jest to młody około 2-letni niedźwiedź. Jest w bezpiecznej odległości, więc ktoś kręci filmik, inni próbują robić fotki, ale z kiepskim rezultatem, bo miś oddala się i znika w chaszczach.
W drodze do ośrodka zatrzymujemy się jeszcze na Krzeptówkach, żeby obejrzeć sanktuarium. tu na szczęście nie trzeba nic płacić.
Wieczór spędzamy bardzo sympatycznie przy grillu przygotowanym dla nas przez gospodarzy ośrodka.
Po drodze na Halę Ornak odbijamy jeszcze w lewo do Wąwozu Kraków, który robi na większości duże wrażenie. Docieramy do drabinki i wracamy. Do jaskini nie wchodzimy, dzieciaki nie za bardzo mają na to ochotę, poza tym zniechęca nas spory tłum przy drabince.
Przy schronisku mnóstwo wycieczek szkolnych. W planie jest jeszcze Staw Smreczyński, ale okazuje się,że tylko nieliczni mają ochotę do niego iść. Przewodnik więc zbiera grupkę chętnych, moja koleżanka nigdy nie była, więc tez ja wysyłam, a mnie nie pozostaje nic innego jak relaks z resztą grupy przy schronisku.Idziemy więc na szarlotkę. Po godzinie wraca reszta, robimy jeszcze fotki i w drogę powrotną.
W pewnym momencie przewodnik pokazuje ręką na drugą stronę Kościeliskiego Potoku. Po skałach wolno wspina się miś. Przewodnik szacuje,że jest to młody około 2-letni niedźwiedź. Jest w bezpiecznej odległości, więc ktoś kręci filmik, inni próbują robić fotki, ale z kiepskim rezultatem, bo miś oddala się i znika w chaszczach.
W drodze do ośrodka zatrzymujemy się jeszcze na Krzeptówkach, żeby obejrzeć sanktuarium. tu na szczęście nie trzeba nic płacić.
Wieczór spędzamy bardzo sympatycznie przy grillu przygotowanym dla nas przez gospodarzy ośrodka.
"Wokół góry, góry i góry
I całe moje życie w górach..."
I całe moje życie w górach..."
Prognozy pogody na ostatni dzień są fatalne-ulewy i burze. O szóstej rano z niepokojem patrzę przez okno. Błękitne niebo i słońce. Miłe złego początki... Po śniadaniu opuszczamy ośrodek i jedziemy zobaczyć skocznie.Wyciągiem krzesełkowym wyjeżdżamy na Wielką Krokiew. Tam robimy fotki . Z platform widokowych ładnie prezentuje się Zakopane i Podhale.
Zjazd w dół i spacer Ścieżką pod Reglami.W planie jest Dolina Strążyska. Przewodnik proponuje jeszcze na dokładkę Dolinę ku Dziurze. Za nami chmury coraz ciemniejsze. Podejmuję decyzję,że najpierw zaplanowana Strążyska, a jeśli pogoda będzie znośna , to wrócimy do Doliny ku Dziurze.
Na Polanę Strążyską docieramy niestety w deszczu. Bufet nieczynny. Przy Siklawicy to już napiernicza bardzo mocno.Robimy szybkie fotki i uciekamy. Po drodze mówię przewodnikowi, że tylko raz w życiu udało mi się być w Strążyskiej i nie zmoknąć, a byłam kilkanaście razy. Przeklęte miejsce!
Dolinkę ku Dziurze i Dziurę odpuszczamy oczywiście, co za przyjemność łazić tam w ulewie.Przy parkingu do Strążyskiej jest karczma, są kioski z żarciem, lodami. Robimy tam godzinny popas, a potem wsiadamy w busa i opuszczamy skąpane w deszczu Zakopane.
Fajnie było, wszyscy cali, uśmiechnięci i zadowoleni. Planów konkretnych na następny rok jeszcze nie mamy, ale coś tam już zaczyna łazić mi po głowie...
Zjazd w dół i spacer Ścieżką pod Reglami.W planie jest Dolina Strążyska. Przewodnik proponuje jeszcze na dokładkę Dolinę ku Dziurze. Za nami chmury coraz ciemniejsze. Podejmuję decyzję,że najpierw zaplanowana Strążyska, a jeśli pogoda będzie znośna , to wrócimy do Doliny ku Dziurze.
Na Polanę Strążyską docieramy niestety w deszczu. Bufet nieczynny. Przy Siklawicy to już napiernicza bardzo mocno.Robimy szybkie fotki i uciekamy. Po drodze mówię przewodnikowi, że tylko raz w życiu udało mi się być w Strążyskiej i nie zmoknąć, a byłam kilkanaście razy. Przeklęte miejsce!
Dolinkę ku Dziurze i Dziurę odpuszczamy oczywiście, co za przyjemność łazić tam w ulewie.Przy parkingu do Strążyskiej jest karczma, są kioski z żarciem, lodami. Robimy tam godzinny popas, a potem wsiadamy w busa i opuszczamy skąpane w deszczu Zakopane.
Fajnie było, wszyscy cali, uśmiechnięci i zadowoleni. Planów konkretnych na następny rok jeszcze nie mamy, ale coś tam już zaczyna łazić mi po głowie...
"Wokół góry, góry i góry
I całe moje życie w górach..."
I całe moje życie w górach..."
Kto jest online
Użytkownicy przeglądający to forum: Obecnie na forum nie ma żadnego zarejestrowanego użytkownika i 37 gości