Niedziela 25 marca 2018 roku. Dzień zmiany czasu. Dzień piękny pogodowo. Dzień Ambitnych Młodych Turystów. Dzień po Małej Fatrze. Co z tego wyniknęło ? Ukrócenie ambitnych planów
W piątek Prezes rzuca pomysłem ataku zimowego w Tatrach Zachodnich. Dla nas zima trwa tak długo jak jest śnieg na grani !
Naszym celem miał być Robotniczy Bocian.
Ruszamy o 6.30 nowego czasu. Na pewno był to dobry czas ponieważ żyjemy w czasach Dobrej Zmiany więc wszystko zmienia się na lepsze. Np. premie w rządzie. Panie Prezesie - czekam na przelew.
O godzinie 8.08 wkraczamy w totalnie pustą Dolinę Kościeliską. Do samego schroniska spotkaliśmy 7 osób. Idących ze schroniska. Dziwne to. Czyżby Naród wybrał handlową niedzielę ? Nie wierzę w to !
Idziemy, podziwiamy widoki.
Jak widać Towarzysze Kalamit i Kornik powinni otrzymać Medale za Zasługi dla Widoków Tatrzańskich.
Docieramy do schroniska Ornak ( 1100 m.n.p.m. ), zajmujemy miejsce przy stole, zamawiamy śniadanie i rozpoczynamy dyskusję. Niestety kwestia zakończenia wycieczki w tym miejscu nie została podjęta.
Po przemyśleniu paru spraw ruszyliśmy do boju. Naszym celem była Iwaniacka Przełęcz ( 1459 m.n.p.m. ). Dotarliśmy ! W 63 minuty.
Po drodze takie coś widzieliśmy.
Byliśmy obserwowani z niebiosów.
W sumie były trzy. Ostatni był żółty więc jemu zdjęcia nie zrobiłem.
Na Iwaniackiej spotykamy dwie osoby, kolejne dwie docierają po chwili od strony Chochołowskiej. One od razu ruszyły do ataku na Ornak. My później, a siedząca tam para o wiele później.
Do boju !!! Przed nami atak straszliwym zboczem na Suchy Wierch Ornaczański ( 1832 m. n.p.m. ) !!!
Taaaa ... To co latem jest miłym podejściem przy użyciu wielu trawersów to zimą złą jest okrutnym tyraniem się linią prostą przez przerażające śniegi i lody. Tak było. Po 57 minutach walki weszliśmy na SWO.
Ale za to było widokowo.
Co było dalej ? Ano poszliśmy dalej. Po dotarciu na Zadni Ornak ( 1867 m.n.p.m. ) rozpoczęliśmy burzę mózgów. Dwóch. W jej wyniku ( oraz kotłujących się chmur ) odpuściliśmy sobie straszliwy atak na Robotniczego Bociana zwanego też Klinem. Ponieważ nie potrzebowaliśmy tego dnia klina. W zamian tego zasiedliśmy na suchych trawach ( było kilka takich w okolicy ) i leniwie podziwialiśmy okolicę. Mieliśmy miejsce z widokiem na grań Trzydniowiańskiego, na kolejna grań od Grzesia do Wołowca, na pojawiające się i znikające Rohacze, na częściowo ukryte Trzy Kopy oraz na Bobrowca, Osobitą i prawostronne okolice. Po lewej było widać Kończysty Wierch i kotłujący się Starorobociański.
Oto ujęcia od wejścia na grań do zejścia z grani.
Przy zejściu na Iwaniacką rozsądnie było założyć raki. Wzruszyłem się ... Pierwsze raki tej zimy. Z tej radości zrobiłem sobie zdjęcie.
Elegancko, bez postojów, w 28 minut docieramy na Przełęcz. Z niej bez chwili przerwy staczamy się do schroniska. Po drodze Prezes zastygł w zachwycie patrząc na Tomanową Przełęcz.
Przed schroniskiem spory tłum ale w środku miejsca były. Był też czas na zasłużony obiad.
W drodze powrotnej podziwialiśmy Raptawicką Grań z Turnią na końcu.
Jak też turnie szczerzące kły nad Polaną Pisaną. Z Saturnem i Ratuszem na czele.
Końcowe zejście do parkingu to było w większości kluczenie w błocie między pamiątkami po koniach. To tak kultura góralska. Podobna do działalności budowlanej w mieście Zakopane.
Podsumowując - było pięknie.
Dziękuję za uwagę.