O tym jak Tobi nie zdobył Bystrej Ławki
: 2017-09-01, 13:02
Na ostatni dzień sierpnia zapowiedzieli pogodowy cud nad Tatrami. Całe lato nie było tak optymistycznej prognozy. Nie wytrzymałem i wziąłem wolne.
Plan był dość ambitny. Chciałem zabrać Tobiego na Bystrą Ławkę. Byłyby to dla niego najtrudniejsze przejście w Tatrach Wysokich.
Zaczęło się normalnie jak na tatrzańską jednodniówkę, czyli wczesną pobudką 2:50 i wyjazdem 3:30. Jechało się szybko, w niecałe 3 godziny zameldowałem się na odhumanizowanym automatycznym parkingu w Štrbskim Plesie. Ciekawe temperatury po drodze: koło domu +18 stopni, za Jurgowem +4. Rześki poranek, ale dzień zapowiada się piękny.
Ludzi jeszcze mało. Oprócz wielkiego drewnianego niedźwiedzia witaja nas wiewiórki, które przyglądają się Tobiemu z ogromnym zaciekawieniem.
Idziemy dość szybko, bo rześko robi się coraz bardziej. Góry coraz bliżej. Słońce ostre jak brzytwa.
Odcinek leśny minął szybko. Wchodzimy na najniższe piętro ciągle zacienionej Doliny Młynickiej. Zatrzymuje mnie Wodospad Skok. Jest jeszcze cały w cieniu, więc posilając się czekam na słońce. Wychodzi nagle, zmieniając wszystko dookoła, również temperatura wzrasta skokowo.
Ruszamy dalej, przez kolejne piętra doliny. Dawno tu nie byłem, a właśnie tą piętrowość zapamiętałem najbardziej. Za każdym progiem odkrywa się nowy świat.
Stopniowo zanika roślinność, a wzrasta ilość kamieni.
Na najwyższym piętrze siedzę sobie nad Capim Stawem i teleobiektywem obserwuję dalszy przebieg szlaku.
Prawdę mówiąc nie chodzi mi tylko o przebieg szlaku. Wypatruję ścieżki na szczyt Furkot, który znajduje się niedaleko Bystrej Ławki. Poczytałem trochę, że zwykły turysta może na niego bez większych problemów wyjść. Ścieżka faktycznie jest widoczna, przynajmniej jej początkowy odcinek odchodzący od szlaku. Dalej ścieżka się rozmywa. Widzę dwóch śmiałków, którzy wychodzą na Furkot. Nie najlepiej im idzie, walczą między osypującym się żlebem, a dość stromą ścianą. To trochę trudniej niż się spodziewałem.
No nic, pomyślałem, że można spróbować, najwyżej się wrócę. Idziemy. Miejsce, w którym ścieżka odchodzi od szlaku znajduje się prawie pod samą przełęczą i jest oznaczone takim napisem w języku słowackim
Okazało się, że wychodzi się naprawdę bez problemów. Trzeba tylko umieć znaleźć odpowiednią drogę, a nie pakować się tam gdzie jest krucho lub stromo.
Nabieramy wysokości, zaczynają się zapierające dech w piersiach widoki.
Sam Furkot trochę mnie rozczarował. Jest naprawdę łatwy. Stojąc na nim patrzyłem w stronę nieco wyższego Hrubego Wierchu. Wcześniej w internecie wyczytałem, że tam lepiej, żeby zwykły turysta nie chodził. Ale widzę, że ktoś napiera, więc myślę sobie, spróbuję chociaż kawałek, najwyżej się wrócę. Zaczyna się zabawa. Tutaj już naprawdę trzeba szukać drogi, myśleć i uważać.
Ehh... widoki... Dolina Niewcyrka.
Gdzieś tak w połowie drogi, na niewielkim pipancie, dogoniliśmy tych co napierali przed nami. Była to słowacka parka, przygotowywali się do dalszej drogi wiążąc się liną. Zagadałem, że tam dalej to się już chyba nie da tak przejść turystycznie, ale dziewczyna mówi, że można, ale ona ma lęki, więc woli iść z asekuracją. Oczywiście widok psa wprawił ich w osłupienie.
Pomyślałem - spróbuję, najwyżej się wrócę. Faktycznie było jeszcze trudniej, ale powoli, bez nerwów pokonywaliśmy kolejne przeszkody, aż udało się zaszczytować na Hrubym Wierchu. Ten szczyt robi wrażenie. W stronę Doliny Hylińskiej kończy się wielką przepaścią. Ma się wrażenie jakby się stało na murze z "Gry o Tron". Zresztą nawet na Wiki o tym coś napisano "Hruby Wierch uważany jest za najpotężniejszy w Tatrach skalny mur, ze stosunkowo dużą wysokością 600 m"
W nagrodę wspaniałe widoki.
Wypadałoby napisać, jak sobie poradził z tym wszystkim Tobi. Otóż - bardzo dobrze. Byłem zaskoczony jego opanowaniem, ostrożnością, posłuszeństwem, wyczuciem przestrzeni, oceną wysokości. Są miejsca, gdzie pies ma łatwiej przejść niż człowiek, w innych odwrotnie, tak że były momenty, że ja szedłem inaczej niż on. Najważniejsze, że nie wpadał w panikę, był spokojny, ale bardzo skupiony. Wychodzi na to, że nasze zdobywanie skałek na Jurze było dobrym przygotowaniem. Brawo Tobi!
Plan na powrót był taki, żeby tą samą drogą dojść do szlaku i dalej kontynuować przez Bystrą Ławkę. Z góry widziałem jednak tłumy idące w górę po obu stronach przełęczy. Była jeszcze taka opcja, żeby zejść z Furkotu na drugą stronę bezpośrednio do Furkotnej Doliny. Czytałem, że jest to zejście długie i trudne ze względu na osypujące się piargi. Pomyślałem, że spróbuję
Była to kolejna dobra decyzja. Przełęcz zakorkowana. Z psem robilibyśmy tam tylko dodatkowe większe zamieszanie. Poza tym nie ukrywam, że chodzenie bez szlaku ma dla mnie zawsze lepszy smak. Natomiast co do trudności - wcale nie trudno. Trudno to mieliśmy niedawno w Czarnogórze. Tutaj takie piargi to bułeczka z masełkiem.
Pozostało nam tylko długie malownicze zejście Furkotną Doliną.
Po drodze kozice, zaciekawione Tobim tak samo jak wiewiórki z rana.
Im niżej tym więcej zieleni.
Morze kosówek, potem naturalny las limbowy. Uczta dla oczu.
Na koniec Szczyrbskie Jezioro.
Jeżeli ktoś ma ochotę na więcej zdjęć: https://goo.gl/photos/nvyWdJQ59a33fHF3A
Bardzo udany koniec wakacji!
Plan był dość ambitny. Chciałem zabrać Tobiego na Bystrą Ławkę. Byłyby to dla niego najtrudniejsze przejście w Tatrach Wysokich.
Zaczęło się normalnie jak na tatrzańską jednodniówkę, czyli wczesną pobudką 2:50 i wyjazdem 3:30. Jechało się szybko, w niecałe 3 godziny zameldowałem się na odhumanizowanym automatycznym parkingu w Štrbskim Plesie. Ciekawe temperatury po drodze: koło domu +18 stopni, za Jurgowem +4. Rześki poranek, ale dzień zapowiada się piękny.
Ludzi jeszcze mało. Oprócz wielkiego drewnianego niedźwiedzia witaja nas wiewiórki, które przyglądają się Tobiemu z ogromnym zaciekawieniem.
Idziemy dość szybko, bo rześko robi się coraz bardziej. Góry coraz bliżej. Słońce ostre jak brzytwa.
Odcinek leśny minął szybko. Wchodzimy na najniższe piętro ciągle zacienionej Doliny Młynickiej. Zatrzymuje mnie Wodospad Skok. Jest jeszcze cały w cieniu, więc posilając się czekam na słońce. Wychodzi nagle, zmieniając wszystko dookoła, również temperatura wzrasta skokowo.
Ruszamy dalej, przez kolejne piętra doliny. Dawno tu nie byłem, a właśnie tą piętrowość zapamiętałem najbardziej. Za każdym progiem odkrywa się nowy świat.
Stopniowo zanika roślinność, a wzrasta ilość kamieni.
Na najwyższym piętrze siedzę sobie nad Capim Stawem i teleobiektywem obserwuję dalszy przebieg szlaku.
Prawdę mówiąc nie chodzi mi tylko o przebieg szlaku. Wypatruję ścieżki na szczyt Furkot, który znajduje się niedaleko Bystrej Ławki. Poczytałem trochę, że zwykły turysta może na niego bez większych problemów wyjść. Ścieżka faktycznie jest widoczna, przynajmniej jej początkowy odcinek odchodzący od szlaku. Dalej ścieżka się rozmywa. Widzę dwóch śmiałków, którzy wychodzą na Furkot. Nie najlepiej im idzie, walczą między osypującym się żlebem, a dość stromą ścianą. To trochę trudniej niż się spodziewałem.
No nic, pomyślałem, że można spróbować, najwyżej się wrócę. Idziemy. Miejsce, w którym ścieżka odchodzi od szlaku znajduje się prawie pod samą przełęczą i jest oznaczone takim napisem w języku słowackim
Okazało się, że wychodzi się naprawdę bez problemów. Trzeba tylko umieć znaleźć odpowiednią drogę, a nie pakować się tam gdzie jest krucho lub stromo.
Nabieramy wysokości, zaczynają się zapierające dech w piersiach widoki.
Sam Furkot trochę mnie rozczarował. Jest naprawdę łatwy. Stojąc na nim patrzyłem w stronę nieco wyższego Hrubego Wierchu. Wcześniej w internecie wyczytałem, że tam lepiej, żeby zwykły turysta nie chodził. Ale widzę, że ktoś napiera, więc myślę sobie, spróbuję chociaż kawałek, najwyżej się wrócę. Zaczyna się zabawa. Tutaj już naprawdę trzeba szukać drogi, myśleć i uważać.
Ehh... widoki... Dolina Niewcyrka.
Gdzieś tak w połowie drogi, na niewielkim pipancie, dogoniliśmy tych co napierali przed nami. Była to słowacka parka, przygotowywali się do dalszej drogi wiążąc się liną. Zagadałem, że tam dalej to się już chyba nie da tak przejść turystycznie, ale dziewczyna mówi, że można, ale ona ma lęki, więc woli iść z asekuracją. Oczywiście widok psa wprawił ich w osłupienie.
Pomyślałem - spróbuję, najwyżej się wrócę. Faktycznie było jeszcze trudniej, ale powoli, bez nerwów pokonywaliśmy kolejne przeszkody, aż udało się zaszczytować na Hrubym Wierchu. Ten szczyt robi wrażenie. W stronę Doliny Hylińskiej kończy się wielką przepaścią. Ma się wrażenie jakby się stało na murze z "Gry o Tron". Zresztą nawet na Wiki o tym coś napisano "Hruby Wierch uważany jest za najpotężniejszy w Tatrach skalny mur, ze stosunkowo dużą wysokością 600 m"
W nagrodę wspaniałe widoki.
Wypadałoby napisać, jak sobie poradził z tym wszystkim Tobi. Otóż - bardzo dobrze. Byłem zaskoczony jego opanowaniem, ostrożnością, posłuszeństwem, wyczuciem przestrzeni, oceną wysokości. Są miejsca, gdzie pies ma łatwiej przejść niż człowiek, w innych odwrotnie, tak że były momenty, że ja szedłem inaczej niż on. Najważniejsze, że nie wpadał w panikę, był spokojny, ale bardzo skupiony. Wychodzi na to, że nasze zdobywanie skałek na Jurze było dobrym przygotowaniem. Brawo Tobi!
Plan na powrót był taki, żeby tą samą drogą dojść do szlaku i dalej kontynuować przez Bystrą Ławkę. Z góry widziałem jednak tłumy idące w górę po obu stronach przełęczy. Była jeszcze taka opcja, żeby zejść z Furkotu na drugą stronę bezpośrednio do Furkotnej Doliny. Czytałem, że jest to zejście długie i trudne ze względu na osypujące się piargi. Pomyślałem, że spróbuję
Była to kolejna dobra decyzja. Przełęcz zakorkowana. Z psem robilibyśmy tam tylko dodatkowe większe zamieszanie. Poza tym nie ukrywam, że chodzenie bez szlaku ma dla mnie zawsze lepszy smak. Natomiast co do trudności - wcale nie trudno. Trudno to mieliśmy niedawno w Czarnogórze. Tutaj takie piargi to bułeczka z masełkiem.
Pozostało nam tylko długie malownicze zejście Furkotną Doliną.
Po drodze kozice, zaciekawione Tobim tak samo jak wiewiórki z rana.
Im niżej tym więcej zieleni.
Morze kosówek, potem naturalny las limbowy. Uczta dla oczu.
Na koniec Szczyrbskie Jezioro.
Jeżeli ktoś ma ochotę na więcej zdjęć: https://goo.gl/photos/nvyWdJQ59a33fHF3A
Bardzo udany koniec wakacji!