6 dni w Tatrach
: 2013-08-22, 01:53
Udało się załapać na urlop więc w końcu można było gdzieś wyruszyć. Kierunek mógł być tylko jeden - Tatry. Mocno dawno nie byłam to i głód był duży. Po skonsultowaniu planów tras z pewnym Człowiekiem z pewnego forum wyglądało to tak:
Dzień 1.
7:30 zjawiam się na przepięknym i stylowym dworcu autobusowym w Zakopanem. W bus i na kwaterę. Poszło szybko i sprawnie, gospodarze dali klucz pomimo wczesnej pory i faktu, że niby doba od 14.. Gdybym wiedziała, że pójdzie tak szybko to plan byłby dłuższy na dzień przyjazdu. No, ale wyszła trasa Wierch Poroniec (tutaj przy wejściu na szlak nastąpiło lekkie przerażenie ilością kolonii prowadzonych przez zakonnice. Dopiero później dowiedziałam się, że idą na południową mszę do kaplicy) - Rusinowa Polana - Kaplica MB Jaworzyńskiej - Gęsia Szyja - Waksmudzka Rówień i czerwonym szlakiem do Toporowej Cyrhli.
tablice zamontowane przy kaplicy dają mi do myślenia
ponieważ plan jakoś szybko został zrealizowany to można było poleżeć, a na szlaku już pusto i cicho. Tylko łąka nieco podmokła była
Dzień 2.
Ponieważ na trzeci dzień w planie było wyjście o północy na Czerwone Wierchy na wschód słońca to trasa w planie lajtowa co by złapać jeszcze trochę popołudniowego snu.
Kuźnice - Nosalowa Przełęcz - Polana Olczyska - miły relax na Polanie Kopieniec - Wielki Kopieniec i powrót tą samą drogą już w deszczu.
hm ani jednego człowieka w kolejce, a godzina wczesnopopołudniowa..
Dzień 3.
W nocy padało więc nijak było iść na wschód słońca. Po wczesnoporannej pobudce postanawiamy pójść na Zawrat. A nóż pogoda się poprawi. Wysiadamy w Palenicy i Dolina Roztoki do Pięciu Stawów. Widoczność zerowa, wilgotność stuprocentowa. Więc co robić.. posiedzimy w schronisku..
pogoda raczej się pogarsza niż poprawia więc po godzinnym odpoczynku rezygnujemy z wejścia na Zawrat i schodzimy niebieskim szlakiem do drogi nad Morskie.
Przy zerowej możliwości podziwiania widoków i odgłosach piorunów zejście idzie nam dość żwawo. Na zakończenie dnia, średnio z siebie zadowoleni trafiamy do Schroniska w Dolinie Roztoki. Zieleń aż bije po oczach. Przed wejściem śpi dwóch strudzonych wędrowców, śpią aż chrapią Siedzimy w środku blisko 2 godziny rozmawiając, delektując się atmosferą, słuchając opowieści czasem i dziwnej treści.. Póki co najlepsze pod względem atmosfery schronisko w jakim byłam. I bardzo dobra szarlotka
Na koniec wędrówki prawie przy samym parkingu pokazały się sarny.
Dzień 4.
Pobudka i do Kuźnic. Na ten dzień w planie Kościelec. Pora wczesna, ludzi niewiele, słońce świeci. Jest dobrze.
Szybkie śniadanie w Murowańcu i dalej nad Czarny Staw.
No i w górę czarnym szlakiem, najpierw Karb, później Kościelec.
Dzień 5.
Pogoda dopisuje, plecak spakowany, w busa i do Kir. Kościeliska w miarę pusta o poranku
Śniadanie w Schronisku na Hali Ornak gdzie również jeszcze przyjemnie pusto i cicho i kieruję się Tomanową Doliną na Ciemniak.
Przez całą drogę aż do Chudej Przełączki minęło mnie z naprzeciwka sześć osób. Cicho, słonecznie, pięknie.
To co zobaczyłam idąc od Ciemniaka przez Krzesanicę, Małołączniak, Kondracką Kopę do Przełęczy pod Kondracką chyba przeszło moje oczekiwania na ten dzień Ile było przystanków na rozglądanie się, wzdychanie i tym podobnych okrzyków zachwytu to nie wiem. Widoki były maksymalne i z moich dedukcji wyszło mi, że zobaczyłam Jezioro Czorsztyńskie..
Zeszłam do Schroniska na Kondratowej Hali (czemu tam tak śmierdzi???), tłum mnie przeraził więc uciekłam przez Kalatówki do Kuźnic. Nogi spuchły jak nigdy, ale i tak warto było!
Kiedyś jak zaczynałam chodzić po Tatrach myślałam, że widok z Kalatówek łeb urywa.. Tego dnia siedząc pod hotelem i obserwując wagoniki śmiałam się sama z siebie. Każde kolejne wyjście w góry powoduje, że ciągnie mnie w nie jeszcze bardziej.
Ostatni, 6 dzień to deszcz i pożegnanie z Tatrami.
Jak to powiedział znajomy - koniec urlopu, dobrze było, musi wystarczyć na rok. Mam nadzieję, że jednak na o wiele krócej.
Dziękuję za uwagę
Dzień 1.
7:30 zjawiam się na przepięknym i stylowym dworcu autobusowym w Zakopanem. W bus i na kwaterę. Poszło szybko i sprawnie, gospodarze dali klucz pomimo wczesnej pory i faktu, że niby doba od 14.. Gdybym wiedziała, że pójdzie tak szybko to plan byłby dłuższy na dzień przyjazdu. No, ale wyszła trasa Wierch Poroniec (tutaj przy wejściu na szlak nastąpiło lekkie przerażenie ilością kolonii prowadzonych przez zakonnice. Dopiero później dowiedziałam się, że idą na południową mszę do kaplicy) - Rusinowa Polana - Kaplica MB Jaworzyńskiej - Gęsia Szyja - Waksmudzka Rówień i czerwonym szlakiem do Toporowej Cyrhli.
tablice zamontowane przy kaplicy dają mi do myślenia
ponieważ plan jakoś szybko został zrealizowany to można było poleżeć, a na szlaku już pusto i cicho. Tylko łąka nieco podmokła była
Dzień 2.
Ponieważ na trzeci dzień w planie było wyjście o północy na Czerwone Wierchy na wschód słońca to trasa w planie lajtowa co by złapać jeszcze trochę popołudniowego snu.
Kuźnice - Nosalowa Przełęcz - Polana Olczyska - miły relax na Polanie Kopieniec - Wielki Kopieniec i powrót tą samą drogą już w deszczu.
hm ani jednego człowieka w kolejce, a godzina wczesnopopołudniowa..
Dzień 3.
W nocy padało więc nijak było iść na wschód słońca. Po wczesnoporannej pobudce postanawiamy pójść na Zawrat. A nóż pogoda się poprawi. Wysiadamy w Palenicy i Dolina Roztoki do Pięciu Stawów. Widoczność zerowa, wilgotność stuprocentowa. Więc co robić.. posiedzimy w schronisku..
pogoda raczej się pogarsza niż poprawia więc po godzinnym odpoczynku rezygnujemy z wejścia na Zawrat i schodzimy niebieskim szlakiem do drogi nad Morskie.
Przy zerowej możliwości podziwiania widoków i odgłosach piorunów zejście idzie nam dość żwawo. Na zakończenie dnia, średnio z siebie zadowoleni trafiamy do Schroniska w Dolinie Roztoki. Zieleń aż bije po oczach. Przed wejściem śpi dwóch strudzonych wędrowców, śpią aż chrapią Siedzimy w środku blisko 2 godziny rozmawiając, delektując się atmosferą, słuchając opowieści czasem i dziwnej treści.. Póki co najlepsze pod względem atmosfery schronisko w jakim byłam. I bardzo dobra szarlotka
Na koniec wędrówki prawie przy samym parkingu pokazały się sarny.
Dzień 4.
Pobudka i do Kuźnic. Na ten dzień w planie Kościelec. Pora wczesna, ludzi niewiele, słońce świeci. Jest dobrze.
Szybkie śniadanie w Murowańcu i dalej nad Czarny Staw.
No i w górę czarnym szlakiem, najpierw Karb, później Kościelec.
Dzień 5.
Pogoda dopisuje, plecak spakowany, w busa i do Kir. Kościeliska w miarę pusta o poranku
Śniadanie w Schronisku na Hali Ornak gdzie również jeszcze przyjemnie pusto i cicho i kieruję się Tomanową Doliną na Ciemniak.
Przez całą drogę aż do Chudej Przełączki minęło mnie z naprzeciwka sześć osób. Cicho, słonecznie, pięknie.
To co zobaczyłam idąc od Ciemniaka przez Krzesanicę, Małołączniak, Kondracką Kopę do Przełęczy pod Kondracką chyba przeszło moje oczekiwania na ten dzień Ile było przystanków na rozglądanie się, wzdychanie i tym podobnych okrzyków zachwytu to nie wiem. Widoki były maksymalne i z moich dedukcji wyszło mi, że zobaczyłam Jezioro Czorsztyńskie..
Zeszłam do Schroniska na Kondratowej Hali (czemu tam tak śmierdzi???), tłum mnie przeraził więc uciekłam przez Kalatówki do Kuźnic. Nogi spuchły jak nigdy, ale i tak warto było!
Kiedyś jak zaczynałam chodzić po Tatrach myślałam, że widok z Kalatówek łeb urywa.. Tego dnia siedząc pod hotelem i obserwując wagoniki śmiałam się sama z siebie. Każde kolejne wyjście w góry powoduje, że ciągnie mnie w nie jeszcze bardziej.
Ostatni, 6 dzień to deszcz i pożegnanie z Tatrami.
Jak to powiedział znajomy - koniec urlopu, dobrze było, musi wystarczyć na rok. Mam nadzieję, że jednak na o wiele krócej.
Dziękuję za uwagę