Tatrzański urwis pisze:Czy zawartość plecaka była szklana a w szkle znajdowały się zacne płyny?
W plecaku niosłem Ducha Wyprawy.
Tatrzański urwis pisze:Nie było pod ręką ,,chłopa pod torbę,,?
Tego nie daje się w byle jakie ręce.
Wracajmy do Wyprawy.
Z trudem podnosimy się od stołu, pakujemy się, opuszczamy pokój, płacimy rano za nocleg, żegnamy się z obsługą ( powrót części składu już w tym miesiącu ) i ruszamy w bój. W bój z wysokością ( straszliwą ) i w bój z wiatrem ( rozpędzającym się, plotki mówią, że tego dnia w okolicach Kasprowego wiało ponad 100 km/h ). Swobodnym krokiem docieramy do szlaku Kuźnice - Kasprowy i jazda w górę. Ładnie było - piękna pogoda, widoki rozległe, wiaterek milusi. No dobra - do czasu. Luda na szlaku średnio. Ale za to wagoniki Dobra Narodowego pełne. Docieramy na Myślenickie, krytykujemy właścicieli Dobra Narodowego za brak restauracji ( swoją drogą - czy Jedyni Słuszni Właściciele Dobra Narodowego otworzą tam bar ? ) i ruszamy dalej. W las, w którym wył wiatr. Auuuuu !!! I tak równym rytmem sześciu stóp idziemy w górę. A jak pięknie !!! Masyw Narodowego Giewontu, Goryczkowa Czuba, Kopa Kondradzka, Babia Góra, Czerwone Wierchy pojawiające się i znikające w galopujących obłokach. Tak się wzruszyłem, że wiersz stworzyłem. Ale go zapomniałem. Z ciekawostek - minął nas osobnik schodzący z Kasprowego. Powitał nas tekstem, że na szczycie wieje 120 na godzinę i że ludzi tam latają. Dla podkreślenia dramaturgii machał w stronę Kasprowego ręką. Uzbrojoną w siekierę. Być może on był z tych co mają odzyskać Dobro Narodowe dla Górali. Nie zabił nas więc poszliśmy dalej. Wiatr poszedł z nami. Pięknie było - zaliczyłem dwa upadki pod jego wpływem. Ale jakoś dotarliśmy w całości na szczyt Kasprowego Wierchu. W międzyczasie pojawiły się Tatry Wysokie. Widoki piękne i miłe dla oka. Aaaaaa!!! Nad Wysokimi było w miarę spokojnie, za to nad Zachodnimi Mordor wygrywał. Tak przy okazji - podobno tego dnia na Kopie Kondradzkiej był ś.p. Michał Jagiełło. Na wierzchołku Kasprowego jazda figurowa na lodzie. Od razu zakładamy raki co by przy zejściu nie zjechać i w malowniczy sposób nie przebić siatek nad Doliną Cichą. Udało się !!! Ale żeby nie było za miło to okazuje się, że z racji wiatru Dobro Narodowe opierdala się i cały "Kasprowy" jest zamknięty. To skandal i prowokacja antygóralska !!! Na szczęście w Murowańcu pracują prawdziwi górale i tam zawsze człeka przywitają chlebem i solą ( "Hej! Podaj dobry rym do solą" ). No to ruszylismy do Murowańca. W sumie i tak to musieliśmy zrobić bo tam mieliśmy drugi nocleg. Taaa ... jak fajnie jest porównać dzień po dniu HGK i Murowaniec

Dostajemy pokój dla czterech osób, płacimy od razu ( cena, pisząc dyplomatycznie, zaskakująca ), schodzimy na jadalnie ( zakaz spożywania wlasnego alkoholu ) i rozpoczynamy kolejną dysputę. Pojawia się osobnik, który w niedzielę ma "przeczołgać" po lodospadzie kolegów. Sprawdzamy prognozę pogody - jest ok - opady śniegu, wiatr, chmury. Ale padają słowa, które podnoszą nas na duchu : "W Kotle Zmarzłego Stawu nie będzie wiać". Jak się okaże wizja ta będzie równie prawdziwa jak obietnice wyborcze pewnego ugrupowania politycznego. Tego co ma zamiar odzyskać Dobro Narodowe. Nic to - wracajmy do wieczora. Raz za czas udajemy się do "sklepu" bardzo mile witani, np : "Cooooo?". Takie tam zwyczaje. A ceny jak to ceny w schronisku. Wysokogórskie

Czas na zasłużony wypoczynek.
Powstajemy z samego rana - 7.00. Za oknem ściana śniegu. Raz za czas przestawiana przez wiatr. Czyli prognozy sią sprawdzają. Przetaczamy się na dół, śniadamy, gadamy, dowiadujemy się jak schronisko traktuje gości przebywających tam przez tydzień i ruszamy w bój. Czyli w cztery osoby nad Zmarzły Staw Gąsienicowy. Buro, ponuro, wieje, resztki śniegu spadają z niebios, szlak "letni" zboczami Małego Kościelca dalej dostępny. I tak docieramy do Czarnego Stawu Gąsienicowego. Po przejściu / przejechaniu tegoż Dr Piomic zaproponował mądry temat. Łażą po Tatrach pewne typy, które wyspecjalizowały się we wnoszeniu generatora na Giewont. Co by, łamiąc przepisy, wychwalać JP II i przy okazji Jezusa i Boga. To niech i nad Czarny przyjdą. Podłączą do generatora dmuchawę, śnieg pognają na zbocza i można ze Stawu zrobić lodowisko. I jak bojery pomykać od brzegu do brzegu. A nie co 50 metrów przewracać się na taflę. Tak więc czekam na realizację. Przełazimy, idziemy, zakładamy raki i ruszamy nad Zmarzły. Drogą zimową czyli w tą niedzielę po lodzie na zamarźniętym potoku. Fajna rzecz

Trochę się naklnełem

Docieramy do progu Zmarzłego, przechodzimy go i stajemy pod lodospadem. W zamierzchłych czasach, w pierwszej dekadzie XXI wieku łaziłem po tej ścianie. Jako kursant. Co brzmi dumnie !!!

Tym razem jako Sz.W.W. nie brałem udziału w tych zabawach. Ale i tak było fajnie. Zwłaszcza ten milusi wiatr. Ten co go w Kotle miało nie być

Macham rękoma, robię przysiady, chodzę, raki morduję, zdjęcia robię, gadam, śpiewam, itd. A koledzy łażą pościanie, machają czekanami, rakami rysują ścianę, śruby wkręcają i mądrze ze szkoleniowcem gadają. Pozytywnie spędzone 5 godzin. Ale powrotu nadszedł czas. Tą samą drogą, tym samym potokiem zakutym w lód. Nerwy u mnie były ponownie

Ale zszedłem - młody jestem i się uczę

Tym razem i przez Staw idziemy w rakach. Zresztą nie chciało nam się potem obuwia zmieniać i do samych drzwi schroniskach docieramy w rakach. W schronisku ostatnia wieczerza, pożegnanie ze szkoleniowcem i we trzech ruszamy do Kuźnic. Od Karczmiska przez Boczań do Kuźnic raki stale na nogach. tak ta zima jest wredna tego roku.
Na tym koniec tej opowieści. Miło było. Do kolejnego razu, Szuje.
P.s. Oba wyciągi narciarskie na Kasprowy były w sobotę nieczynne.