Tydzień temu ustaliliśmy z Prezesem , że w niedzielę udamy się do Doliny Jaworowej. Plan rzecz święta więc udaliśmy się do Doliny Białej Wody. To takie ciche miejsce, równoległe ( częściowo ) do Doliny Rybiego Potoku. Prezes Prezes znał Dolinę do końca zwanego Polskim Grzebieniem, ja zatrzymałem sie kiedyś na Polanie pod Żabiem. Zrobiłem to celowo - żeby na starość móc jeszcze coś nowego zwiedzić. I nadszedł ten dzień - rączo ruszyliśmy ku przeznaczeniu - łeb od dawna nadawał się do uczesania.
Pogoda rewelacyjna - temperatura ludzka, widoki 100 procentowe ( do czasu i do pewnego miejsca ), o deszczu nikt nie myślał, wiatr odezwał sie pod koniec trasy. Swoja drogą wiatr ten zachowywal się jak młody halny. I nie chodzi mi tu o wino proste marki Halny.
96 % parkujących na Łysej Polanie udało się w prawo, 3 % poszło do słowackiego sklepu, a 1 % wszedł w otchłań Doliny Białej Wody. Wody, której przez dłuższy czas nie było. Były białe kamienie w korycie rzeki.
Gołym okiem widać, że obecnie przekroczenie granicy jest łatwe.
Swobodnym krokiem docieramy do leśniczowki Martina i podziwiamy to co widać.
Idziemy jak na nas szybko - przeganiają nas emeryci, ślimaki i dziecko pchające swój wózek. Ha !!! Ale do czasu tak było !!! Dotarliśmy do Polany pod Wysoką, zasiadliśmy, pojedliśmy i do boju !!! Ruszyliśmy w górę Doliny w tempie gry Dave Lombardo na trzeciej płycie Slayer. Np. nie miałem czasu zatrzymać się i zrobić zdjęcia. Po prostu wpadliśmy w szał szybkiego przebierania nogami. Ocknełem się dopiero przy Zmarzłym Stawie.
Zdjęcia do Polany pod Wysoką.
Jak zobaczyliśmy staw to zasiadliśmy. Warto było - widzieliśmy wspaniałe stado kamzików ( chyba mój "rekord" życiowy - 18 osobników ), spotkaliśmy osobnika ubranego w ciężkie buty zimowe, spore rękawiczki i wyposażonego w dwa czekany. Prawdopodobnie wracał z Grossglocknera. Był też pies o wyglądzie dziwnego pudla.
CDN.