19-24 lipca 2015 r. Tatry Słowackie
: 2015-07-31, 10:18
19-24 lipca 2015 r. Tatry Słowackie
Dzień 1. …a właściwie drugi, bo w dzień przyjazdu trwała burza za burzą i nie mogliśmy zrealizować planu wejścia na Osterwę.
Stary Smokowiec – Sławkowski Szczyt – Stary Smokowiec
Pięknego, upalnego dnia, bladym świtem udaliśmy się na podbój Sławkowskiego Szczytu. Właściwie od samego dołu szliśmy w słońcu, które mocno nam dokuczało. Odcinek biegnący lasem był tak krótki, że nawet nie zdążyliśmy się nim nacieszyć, więc na śniadanie wracaliśmy się pod drzewko tuż przed Maksymilianką, żeby złapać choć trochę cienia i odpocząć od upału, który właściwie trwał od samego rana. Maksymilianka była cudowną nagrodą za to podejście w słońcu, widok na Łomnicę i wyglądającą Pośrednią Grań był pokrzepiający Wyraźnie było słychać szum wodospadów Zimnej Wody (w pierwszej chwili myślałam, że to wiatr, ale tego nie było prawie wcale). Po obfotografowaniu czterech stron świata, udaliśmy się w mozolną drogę po głazach na szczyt „Sławka”. Widoki z czasem stawały się coraz szersze, w pewnym momencie zastanawiałam się czy już dotarliśmy pod Królewski Nos (2 273m n.p.m.), ale wciąż obawiałam się, że góra robi nam standardowego psikusa, że już wydaje się tak blisko a tu ciągle trzeba wchodzić na kolejny garb. Tym razem okazało się inaczej i nie dałam się zwieść pozorom, byłam wręcz zaskoczona, że ten kolejny „garb” to już Sławkowski Szczyt Dotarliśmy tam po 5 godzinach, a na szczycie… niewiele było widać Czas mieliśmy dobry, ale chmury nie wyglądały za ciekawie, baliśmy się, że będzie burza. Na szczęście nie uciekliśmy szybko w dół, rozsiedliśmy się na dobre 2 godziny i opłacało się, bo z czasem z chmur wyłoniło się chyba wszystko, co można było stamtąd zobaczyć Byłam bardzo szczęśliwa Pierwszy cel został osiągnięty, czyli wdrapanie się jeszcze wyżej niż dotychczas W drodze powrotnej ciągle gubiliśmy szlak, trzeba dosyć uważać, by mimochodem z niego nie zejść.
Tego dnia najbardziej cieszyło nas to, że w Tatrach Słowackich jest tak mało turystów, w porównaniu do tego, co dzieje się latem na polskich szlakach, to tutaj była istna pustelnia.
Jeszcze czekało nas ciekawe zdarzenie, bo późnym wieczorem, kiedy wyglądałam z okna naszej kwatery (mieliśmy widok w stronę Popradu) usłyszałam hałasy ze śmietnika. Okazało się, że przyszły tam trzy niedźwiedzie. Zdziwiłam się jak sprawnie idzie im wywalanie wszystkiego z kontenera, wskakiwanie do niego i z niego. Jak już zrobiły pełną rewizję odpadów, poszły sobie w las. Rano rozmawialiśmy z obsługą schroniska i okazało się, że odwiedziny niedźwiedzi to żadne zaskoczenie w tym miejscu
Dzień 2.
Tatrzańska Jaworzyna – Dol. Zadnich Koperszadów – Przełęcz pod Kopą – Dol. Białych Stawów – Zielony Staw Kieżmarski – Biała Woda Kieżmarska
Po wejściu na Sławkowski Szczyt postanowiliśmy zrobić sobie lajtowy dzień w dolinkach. Tym razem udaliśmy się zapoznać z Tatrami Bielskimi. Tatrzańska Jaworzyna niestety przywitała nas psią pogodą, ale wiedzieliśmy z prognoz, że z każdą godziną ma być coraz lepiej i na szczęście to sprawdziło się Wchodząc już w Dolinę Zadnich Koperszadów witały nas przebłyski słońca Okolica była jeszcze spokojniejsza niż szlak na Sławkowski Szczyt, minęliśmy tylko pojedyncze osoby, za to więcej wiat, co nas z czasem zaczęło bawić, że co chwilę można usiąść odpoczywać, a u nas wcale takich wiat nie ma (wielka szkoda). Ilość turystów zwiększyła się dopiero na Przełęczy pod Kopą (1 749m n.p.m.), która stanowi granicę między Tatrami Bielskimi i Tatrami Wysokimi. Różnicę można zauważyć od razu Kiedy już zeszliśmy do Doliny Białych Stawów słońce było już tak mocne, że ciężko było zrobić nieprzepalone zdjęcie, już nie mówiąc o ogromnych ścianach Małego Kieżmarskiego Szczytu, które ciężko było zmieścić w kadrze. W Dolinie Zielonej Kieżmarskiej, a w zasadzie w pustym (!!!) schronisku, bo mieliśmy słońca po dziurki w nosie, spędziliśmy dużo czasu, zjedliśmy dobry obiad i napiliśmy słowackich specjałów (ja miałam na myśli Kofolę, która jest dla mnie smakiem Słowacji). Leniwie aczkolwiek w zaskakująco krótkim czasie zeszliśmy do Białej Wody Kieżmarskiej skąd autobusem wróciliśmy do naszej kwatery w Starym Smokowcu. Za nami był kolejny, bardzo udany dzień
Ciąg dalszy nastąpi (w przyszłym tygodniu)
Dzień 1. …a właściwie drugi, bo w dzień przyjazdu trwała burza za burzą i nie mogliśmy zrealizować planu wejścia na Osterwę.
Stary Smokowiec – Sławkowski Szczyt – Stary Smokowiec
Pięknego, upalnego dnia, bladym świtem udaliśmy się na podbój Sławkowskiego Szczytu. Właściwie od samego dołu szliśmy w słońcu, które mocno nam dokuczało. Odcinek biegnący lasem był tak krótki, że nawet nie zdążyliśmy się nim nacieszyć, więc na śniadanie wracaliśmy się pod drzewko tuż przed Maksymilianką, żeby złapać choć trochę cienia i odpocząć od upału, który właściwie trwał od samego rana. Maksymilianka była cudowną nagrodą za to podejście w słońcu, widok na Łomnicę i wyglądającą Pośrednią Grań był pokrzepiający Wyraźnie było słychać szum wodospadów Zimnej Wody (w pierwszej chwili myślałam, że to wiatr, ale tego nie było prawie wcale). Po obfotografowaniu czterech stron świata, udaliśmy się w mozolną drogę po głazach na szczyt „Sławka”. Widoki z czasem stawały się coraz szersze, w pewnym momencie zastanawiałam się czy już dotarliśmy pod Królewski Nos (2 273m n.p.m.), ale wciąż obawiałam się, że góra robi nam standardowego psikusa, że już wydaje się tak blisko a tu ciągle trzeba wchodzić na kolejny garb. Tym razem okazało się inaczej i nie dałam się zwieść pozorom, byłam wręcz zaskoczona, że ten kolejny „garb” to już Sławkowski Szczyt Dotarliśmy tam po 5 godzinach, a na szczycie… niewiele było widać Czas mieliśmy dobry, ale chmury nie wyglądały za ciekawie, baliśmy się, że będzie burza. Na szczęście nie uciekliśmy szybko w dół, rozsiedliśmy się na dobre 2 godziny i opłacało się, bo z czasem z chmur wyłoniło się chyba wszystko, co można było stamtąd zobaczyć Byłam bardzo szczęśliwa Pierwszy cel został osiągnięty, czyli wdrapanie się jeszcze wyżej niż dotychczas W drodze powrotnej ciągle gubiliśmy szlak, trzeba dosyć uważać, by mimochodem z niego nie zejść.
Tego dnia najbardziej cieszyło nas to, że w Tatrach Słowackich jest tak mało turystów, w porównaniu do tego, co dzieje się latem na polskich szlakach, to tutaj była istna pustelnia.
Jeszcze czekało nas ciekawe zdarzenie, bo późnym wieczorem, kiedy wyglądałam z okna naszej kwatery (mieliśmy widok w stronę Popradu) usłyszałam hałasy ze śmietnika. Okazało się, że przyszły tam trzy niedźwiedzie. Zdziwiłam się jak sprawnie idzie im wywalanie wszystkiego z kontenera, wskakiwanie do niego i z niego. Jak już zrobiły pełną rewizję odpadów, poszły sobie w las. Rano rozmawialiśmy z obsługą schroniska i okazało się, że odwiedziny niedźwiedzi to żadne zaskoczenie w tym miejscu
Dzień 2.
Tatrzańska Jaworzyna – Dol. Zadnich Koperszadów – Przełęcz pod Kopą – Dol. Białych Stawów – Zielony Staw Kieżmarski – Biała Woda Kieżmarska
Po wejściu na Sławkowski Szczyt postanowiliśmy zrobić sobie lajtowy dzień w dolinkach. Tym razem udaliśmy się zapoznać z Tatrami Bielskimi. Tatrzańska Jaworzyna niestety przywitała nas psią pogodą, ale wiedzieliśmy z prognoz, że z każdą godziną ma być coraz lepiej i na szczęście to sprawdziło się Wchodząc już w Dolinę Zadnich Koperszadów witały nas przebłyski słońca Okolica była jeszcze spokojniejsza niż szlak na Sławkowski Szczyt, minęliśmy tylko pojedyncze osoby, za to więcej wiat, co nas z czasem zaczęło bawić, że co chwilę można usiąść odpoczywać, a u nas wcale takich wiat nie ma (wielka szkoda). Ilość turystów zwiększyła się dopiero na Przełęczy pod Kopą (1 749m n.p.m.), która stanowi granicę między Tatrami Bielskimi i Tatrami Wysokimi. Różnicę można zauważyć od razu Kiedy już zeszliśmy do Doliny Białych Stawów słońce było już tak mocne, że ciężko było zrobić nieprzepalone zdjęcie, już nie mówiąc o ogromnych ścianach Małego Kieżmarskiego Szczytu, które ciężko było zmieścić w kadrze. W Dolinie Zielonej Kieżmarskiej, a w zasadzie w pustym (!!!) schronisku, bo mieliśmy słońca po dziurki w nosie, spędziliśmy dużo czasu, zjedliśmy dobry obiad i napiliśmy słowackich specjałów (ja miałam na myśli Kofolę, która jest dla mnie smakiem Słowacji). Leniwie aczkolwiek w zaskakująco krótkim czasie zeszliśmy do Białej Wody Kieżmarskiej skąd autobusem wróciliśmy do naszej kwatery w Starym Smokowcu. Za nami był kolejny, bardzo udany dzień
Ciąg dalszy nastąpi (w przyszłym tygodniu)