Godzina 0:08 5 lipca Roku Pańskiego 2015. Tatry Zachodnie, Wylot Doliny Chochołowskiej, Siwa Polana.
Czterech idiotów wypakowuje manele z plecaka, zakłada czołówki i nieśpiesznym krokiem udaje się w głąb Doliny Chochołowskiej strasząc po drodze śpiące krowy. Do schroniska docierają około godziny 2 w nocy. Szybka konsumpcja typu kanapka z chabaniną, browarek, po czym jeden po drugim znikają w ciemnym lesie na zielono znakowanej ścieżce prowadzącej na Wołowiec. Szczyt osiągają kilka minut po 5 rano, napawając po drodze spragnione wrażeń estetycznych oczęta widokiem wschodzącego słońca nad Kominiarskim Wierchem. Wieje. Robi się zimno. Idą dalej. Pomimo tego, że słońce jest już dość wysoko wieje co raz mocniej i piździ jak na peronie we Włoszczowej. Trawersując Łopatę schodzą na Niską Przełęcz. Tu wypada kolejny odpoczynek i kolejna konsumpcja. Nie wiedzą, że wchodząc na grań Jarząbczego Wierchu wejdą na zawietrzną. Zrobi się co prawda cieplej, ale co rusz któryś z nich będzie wypluwał muchy. A tych są miliony. No i podejście niczego sobie. W końcu, resztkami sił wychodzą na Jarząbczy. Wieje tak, że łeb urywa. Razem z płucami. Nie przejmując się tym zbytnio, następuje kolejna konsumpcja. Tym razem na wypasie. Nóżki z kurczaka. I browarek. Jeden z nich ucina sobie napoleońską drzemkę. Jest 8 rano. Przez Kończysty i Trzydniowiański schodzą w dolinę. Wiatr cichnie. Jak rano marzyli o tym aby wyjść z lasu, tak teraz marzą żeby w końcu się w tym lesie schować przed tym cholernym upałem. Zaczynają się schody. I to dosłownie. Najbardziej wulgarnymi epitetami wyzywają tego, kto zaprojektował bądź wybudował te schody na zejściu. Kolana cierpią wernerowskie katusze. W końcu schodzą w Dolinę. Jest godz 11:30. Kilka sprawnych kroków do leśniczówki. Zmęczenie zwierzęce. Upał niemiłosierny. Wypożyczają rowery, aby zaoszczędzić sobie cierpienia na ostatnich 7,5 km drogi. Dokładnie w południe meldują się przy zaparkowanym samochodzie. Szczęśliwi wracają do swych żon i kochanek.
Nie będę ściemniał, że jednym z tych idiotów byłem ja
No cóż. Nie spałem ponad 35 godzin (dnia poprzedniego kołchoz wezwał), ale jak tylko przestaną boleć zmasakrowane tymi schodami kolana to zaś ruszam. Może znowu na nocną eskapadę. A co
Komplet zdjęć po kliku w obrazek. Enjoy