Zmarzły na wariata
: 2015-04-27, 20:44
To był chyba najbardziej zwariowany wyjazd w jakim kiedykolwiek brałem udział. Co prawda o wyjeździe na weekend w Tatry myślałem już od pewnego czasu ale czasem bywa tak, że życie zmienia nasze plany. Tak było i tym razem. Początkowo, zachęcony optymistycznymi prognozami planowałem wyjazd na cały weekend. Okazało się jednak, że będę musiał w sobotę przyjść do pracy bo jest coś pilnego do zrobienia. Ostatecznie w sobotę nastąpiła decyzja, że jadę chociaż na jeden dzień. Po powrocie z pracy sprawdzam połączenia i okazuje się, że mam za 2 godziny pociąg do Katowic. Zaczynam wyścig z czasem. W tym czasie muszę się wykąpać, spakować, dojechać na dworzec, kupić bilet i wsiąść do pociągu. Cała ta operacja, nie bez przeszkód kończy się sukcesem. Na dworzec docieram na 15 minut przed odjazdem pociągu. Z pociągu wysyłam sms do kolegi Tomka, że zdążyłem na pociąg. W ten sposób udało mi się dołączyć do zespołu wybierającego się na Zmarzły Szczyt.
Z Katowic ruszamy do Krakowa gdzie mają do nas dołączyć kolejni uczestnicy. Ostatecznie do nas dołącza Grzesiek a po drodze innym samochodem Mariusz i Piotrek.
Około godz. 5:00 meldujemy się w Tatrzańskiej Polance skąd ruszamy dalej. Najpierw szlakiem w stronę Śląskiego Domu a następnie odbijamy na szlak w kierunku Magistrali. Początkowo nic nie zapowiada przeprawy jaką nas będzie czekać w drodze do Doliny Batyżowieckiej. Dopiero po opuszczeniu asfaltówki i odbiciu na szlak w kierunku Magistrali zaczynamy walczyć z dużą warstwą mokrego śniegu. O ilości śniegu najlepiej świadczy przedstawiony na zdjęciu szlakowskaz na Magistrali.
W końcu docieramy nad Batyżowiecki Staw. Korzystamy z chwili odpoczynku podziwiając otoczenie Doliny Batyżowieckiej. Pięknie prezentuje się zwłaszcza Kończysta.
Ruszamy dalej i czeka nas miłe zaskoczenie. W dolinie osłoniętej przed słońcem granią Gerlacha warunki są dużo lepsze. Przyjemnie w porównaniu do poprzedniego etapu idzie się po zmrożonym śniegu. Wkrótce czeka nas kolejna niespodzianka. Oglądam się za siebie i widzę nad granią Gerlacha aureolę.
Gdy zaczynamy zbliżać się do żlebu opadającego z Przełęczy pod Drągiem ( Przełęczy koło Draga) śnieg znów staje się miękki i mokry. Cieszą natomiast coraz ciekawsze widoki. Wspaniale prezentuje się Batyżowiecki Szczyt.
Równie pięknie wygląda Kościółek.
W tak pięknych okolicznościach przyrody... pozuję do zdjęcia
Podchodzimy pod żleb i dzielimy się na dwa zespoły. Mariusz idzie z Piotrkiem. Ja idę z Tomkiem i Grześkiem. Zaczynamy podchodzić prawą stroną żlebu. Śnieg jest niestety miękki i mokry. Wkrótce Piotrek z Mariuszem odbijają jeszcze bardziej w prawo i wychodzą ze żlebu by wspinać się własnym wariantem. My decydujemy, że idziemy dalej żlebem na przełęcz. Nasza decyzja okazała się słuszna. Mozolnie ale w końcu bez większych przygód wchodzimy na przełęcz. Drugi zespół napotyka na swojej drodze dodatkowe trudności.
Na przełęczy pojawia się widok na Dolinę Złomisk i jej otoczenie. Niestety pogoda zaczyna się psuć więc widoki są ograniczone. Możemy podziwiać grań od Złobistego po Ganek.
Na przełęczy podejmujemy decyzję o pójściu ściśle granią. Grań jest wąska i pokryta śniegiem. W pewnym momencie Grzesiek, który prowadzi staje, długo się zastanawia i stwierdza, że nie wie co dalej. Udaje mi się wyminąć Tomka i podchodzę do Grześka. Przed nami bardzo wąski odcinek pokryty śniegiem. Wydaje się, że każdy krok może spowodować osunięcie się śniegu. Badam śnieg. Postanawiam, że teraz ja poprowadzę. Przez moment słyszę w głowie głos córki mojego siostrzeńca, która gdy się pakowałem mówiła mi ''Wuja nie jedź w góry bo spadniesz''. W głowie kołacze mi myśl ''Obyś się myliła''. Ruszam do przodu. Feralny odcinek pokonuję okrakiem. Grań nagle się urywa sporym wcięciem. Na szczęście znajduję po prawej kilkumetrowy kominek i schodzę poniżej grani. Robimy mały trawers, pokonujemy kilkumetrowy lodospadzik i znów wracamy na grań. Pokonujemy kilkanaście metrów granią i stajemy na szczycie. Jest potwornie zimno. Odnajduję puszkę z książką wejść. Nie mogę jej jednak wyciągnąć ze śniegu bo jest przymarznięta do skały. Udaje mi się rozbić lód i w końcu wyciągam puszkę. Ze środka wyciągam książkę. Okazuje się że jest cała zamarznięta. Otwarcie jej jest niemożliwe bez jej zniszczenia. Rezygnujemy z wpisu. Szybkie fotki i uciekamy ze szczytu.
Wszyscy wracamy tym samym wariantem, którym wchodził nasz zespół.
Mariusz na pierwszym planie i w tle nasz trójkowy zespół. (Fot. Piotrek)
Docieramy do przełęczy. Chwilę odpoczywamy i w końcu decydujemy się na zejście. Ja prowadzę więc zaczynam schodzić. Gdy jestem już kilka metrów poniżej przełęczy słyszę z góry głos:
- Ale się fajnie odsłania.
W tej sytuacji zadaję jedno podstawowe pytanie
- Wysoka też?
- Też - słyszę z góry.
Podchodzę ponownie na przełęcz. Sięgam po aparat i robię zdjęcia
Wysoka
Rysy
Grań Baszt
Grań Główna Tatr od Ganku po Żelazne Wrota
W końcu schodzimy na dół. Śnieg w żlebie jest jeszcze mniej przyjemny niż podczas wejścia. Ostrożnie udaje się nam zejść do Doliny Batyżowieckiej. Wracamy nad staw i po krótkim odpoczynku schodzimy do Tarzańskiej Polanki. Tu zapada kolejna ważna dla mnie decyzja. Grzesiek, który jechał z nami wraca do Krakowa z Mariuszem i Piotrkiem ich samochodem. Ja z Tomkiem zaczynamy kolejny wyścig z czasem. Mój pociąg odjeżdża z Katowic za 3,5 godziny. Na dworzec docieramy około 20 minut przed czasem Prawie całą drogę do Poznania udało mi się przespać. Tylko dwa razy miałem pobudkę. Pierwszy raz gdy obudził mnie konduktor sprawdzający bilety. Drugi raz gdy budzik w telefonie oznajmił, że pociąg zbliża się do Poznania.
Z Katowic ruszamy do Krakowa gdzie mają do nas dołączyć kolejni uczestnicy. Ostatecznie do nas dołącza Grzesiek a po drodze innym samochodem Mariusz i Piotrek.
Około godz. 5:00 meldujemy się w Tatrzańskiej Polance skąd ruszamy dalej. Najpierw szlakiem w stronę Śląskiego Domu a następnie odbijamy na szlak w kierunku Magistrali. Początkowo nic nie zapowiada przeprawy jaką nas będzie czekać w drodze do Doliny Batyżowieckiej. Dopiero po opuszczeniu asfaltówki i odbiciu na szlak w kierunku Magistrali zaczynamy walczyć z dużą warstwą mokrego śniegu. O ilości śniegu najlepiej świadczy przedstawiony na zdjęciu szlakowskaz na Magistrali.
W końcu docieramy nad Batyżowiecki Staw. Korzystamy z chwili odpoczynku podziwiając otoczenie Doliny Batyżowieckiej. Pięknie prezentuje się zwłaszcza Kończysta.
Ruszamy dalej i czeka nas miłe zaskoczenie. W dolinie osłoniętej przed słońcem granią Gerlacha warunki są dużo lepsze. Przyjemnie w porównaniu do poprzedniego etapu idzie się po zmrożonym śniegu. Wkrótce czeka nas kolejna niespodzianka. Oglądam się za siebie i widzę nad granią Gerlacha aureolę.
Gdy zaczynamy zbliżać się do żlebu opadającego z Przełęczy pod Drągiem ( Przełęczy koło Draga) śnieg znów staje się miękki i mokry. Cieszą natomiast coraz ciekawsze widoki. Wspaniale prezentuje się Batyżowiecki Szczyt.
Równie pięknie wygląda Kościółek.
W tak pięknych okolicznościach przyrody... pozuję do zdjęcia
Podchodzimy pod żleb i dzielimy się na dwa zespoły. Mariusz idzie z Piotrkiem. Ja idę z Tomkiem i Grześkiem. Zaczynamy podchodzić prawą stroną żlebu. Śnieg jest niestety miękki i mokry. Wkrótce Piotrek z Mariuszem odbijają jeszcze bardziej w prawo i wychodzą ze żlebu by wspinać się własnym wariantem. My decydujemy, że idziemy dalej żlebem na przełęcz. Nasza decyzja okazała się słuszna. Mozolnie ale w końcu bez większych przygód wchodzimy na przełęcz. Drugi zespół napotyka na swojej drodze dodatkowe trudności.
Na przełęczy pojawia się widok na Dolinę Złomisk i jej otoczenie. Niestety pogoda zaczyna się psuć więc widoki są ograniczone. Możemy podziwiać grań od Złobistego po Ganek.
Na przełęczy podejmujemy decyzję o pójściu ściśle granią. Grań jest wąska i pokryta śniegiem. W pewnym momencie Grzesiek, który prowadzi staje, długo się zastanawia i stwierdza, że nie wie co dalej. Udaje mi się wyminąć Tomka i podchodzę do Grześka. Przed nami bardzo wąski odcinek pokryty śniegiem. Wydaje się, że każdy krok może spowodować osunięcie się śniegu. Badam śnieg. Postanawiam, że teraz ja poprowadzę. Przez moment słyszę w głowie głos córki mojego siostrzeńca, która gdy się pakowałem mówiła mi ''Wuja nie jedź w góry bo spadniesz''. W głowie kołacze mi myśl ''Obyś się myliła''. Ruszam do przodu. Feralny odcinek pokonuję okrakiem. Grań nagle się urywa sporym wcięciem. Na szczęście znajduję po prawej kilkumetrowy kominek i schodzę poniżej grani. Robimy mały trawers, pokonujemy kilkumetrowy lodospadzik i znów wracamy na grań. Pokonujemy kilkanaście metrów granią i stajemy na szczycie. Jest potwornie zimno. Odnajduję puszkę z książką wejść. Nie mogę jej jednak wyciągnąć ze śniegu bo jest przymarznięta do skały. Udaje mi się rozbić lód i w końcu wyciągam puszkę. Ze środka wyciągam książkę. Okazuje się że jest cała zamarznięta. Otwarcie jej jest niemożliwe bez jej zniszczenia. Rezygnujemy z wpisu. Szybkie fotki i uciekamy ze szczytu.
Wszyscy wracamy tym samym wariantem, którym wchodził nasz zespół.
Mariusz na pierwszym planie i w tle nasz trójkowy zespół. (Fot. Piotrek)
Docieramy do przełęczy. Chwilę odpoczywamy i w końcu decydujemy się na zejście. Ja prowadzę więc zaczynam schodzić. Gdy jestem już kilka metrów poniżej przełęczy słyszę z góry głos:
- Ale się fajnie odsłania.
W tej sytuacji zadaję jedno podstawowe pytanie
- Wysoka też?
- Też - słyszę z góry.
Podchodzę ponownie na przełęcz. Sięgam po aparat i robię zdjęcia
Wysoka
Rysy
Grań Baszt
Grań Główna Tatr od Ganku po Żelazne Wrota
W końcu schodzimy na dół. Śnieg w żlebie jest jeszcze mniej przyjemny niż podczas wejścia. Ostrożnie udaje się nam zejść do Doliny Batyżowieckiej. Wracamy nad staw i po krótkim odpoczynku schodzimy do Tarzańskiej Polanki. Tu zapada kolejna ważna dla mnie decyzja. Grzesiek, który jechał z nami wraca do Krakowa z Mariuszem i Piotrkiem ich samochodem. Ja z Tomkiem zaczynamy kolejny wyścig z czasem. Mój pociąg odjeżdża z Katowic za 3,5 godziny. Na dworzec docieramy około 20 minut przed czasem Prawie całą drogę do Poznania udało mi się przespać. Tylko dwa razy miałem pobudkę. Pierwszy raz gdy obudził mnie konduktor sprawdzający bilety. Drugi raz gdy budzik w telefonie oznajmił, że pociąg zbliża się do Poznania.