Stada Mnichów czyli jak to drzewiej bywało.
: 2013-07-25, 11:27
Opisane wydarzenia działy się w dniach 31 lipca - 2 sierpnia 2009 roku.
"Jak wiadomo tamta niedziela była cudna pogodowo. Ładne śnieżki w powietrzu widzieliśmy. Czyli to znak, że sobota będzie pogodowo przychylna. Pierwszy plan - cenzura turystyczna, okolice. W okolicy wtorku powstaje plan drugi. Don dzwoni i namawia na Mnicha. Ziarno pada na podatny grunt. Ja dzwonię do towarzysza Aliego - ziarno kiełkuje. No więc czas opracować plan doskonały. W pierwszej wersji Don miał z piątku na sobotę nocować u mnie, a rano w Tatry. Ali mialby spotkać się z nami na Palenicy. Plan ( jak to plan ) zmienia się. Doszliśmy do wniosku, że lepiej znietrzeźwić się w schronisku niż w moich skromnych ścianach. Więc z Donem meldujemy się z piątku na sobotę w Roztoce. Lekka dygresja - nie ma bardziej przyjaznego schroniska w Tatrach Polskich niż Roztoka. Kierowniczko Aniu - dziękuje i spodziewaj się kontroli ... .
Otrzymujemy zamówiony telefonicznie pokój i przystępujemy do rozmów. Jakoś tak wyszło, że to o czym mieliśmy rozmawiać w wieczory piątkowy i sobotni wypiliśmy w piątkowy. Bratając się z obsługą schroniska. Udajemy się na zasłużony spoczynek ( jakoś takoś około 1.00 w nocy ). 5.30 pobudka. Czujemy się rześcy. Bardzo rześcy. Bardzo, bardzo rześcy. Pod Wodoryjami czeka Ali. Dzielimy się chlebem , świnią , solą i sprzętem. O 6.30 pustki na drodze i pustki w Moku. Wypijam trzy czekolady na gorąco i ruszamy walczyć z Ceprostradą. Docieramy do rozstaju dróg. No i na lewo w lewo. Drogę tam już w miarę dobrze znam - dwa razy byłem na Mniszku. Z drogi widać już wisielców na Mnichu. Sporo ich. Przechodzimy po Ministrancie, omijamy Mniszka i Plecami podchodzimy pod ścianę. Czas przybrać marsowe miny poważnych etosowców, czas ubrać dziwne stroje, czas pobrzękać metalem i powymieniać mądre uwagi. Np :
- Jak kac ?
- Ok, rośnie.
Tak więc Don rusza w teren. Mnie do Niego przywiązują. Oczywiście siłą. Minuta po minucie Don idzie w górę, linie ( 60 ) metrów ubywa. Po pewnym czasie pada komenda: Ruszaj się w górę !!! Koniec leżenia !!! Biedny mój los Ruszyłem. Dotarłem do pewnego załomu gdzie znów zrobilismy miejscówkę. Zawisnełem na pętli i oglądam okolicę. Okolicę , która wyraźnie się zaludnia. Dociera pewien ratownik TOPR i prowadzi ... 6 kursantów. Następnię robię rzecz jakiej nie powinienem zrobić. Ale Don żyje i nawet dalej wódkę ze mną pije. Ale przyrzekam uczyć się pilniej
Don dociera na szczyt. Czas na mnie. Wg Dona szliśmy przez Płytę. Dla mnie to pierwsze takie doświadczenie w Tatrach. Jakoś mi się udaje. Raz miałem przyspieszone bicie serca. Noga mi się umskneła i skała mi się do mordy gwałtownie przybliżyła. Dochodzę pod głaz szczytowy, obchodzę go po lewej i o 12.30 melduję się na szczycie. Po prostu morda mi się cieszy Dzielę się moją radością z dwoma niewiastami jaskiniowymi ( albo skałkowymi ) i rozpoczynam podziwianie widoków. Na siedząco i stojącą. Szczyt jaki jest - wiadomo. No nie za duży powierzchniowo. Przebywamy tam obecnie w czterech, później w sześciu. Reszta w kolejce. Więc czas zjeżdżać. Co też czynię. Towarzysz Ali przejmuje linę i rusza. Zdobywa, cieszy się, wraca. Ja w tym czasie przeżywam radość leżąc na kamyku. "Piknik pod sterczącym Mnichem". Mam już kupców na scenariusz. W międzyczasie pod Mnichowe plecy dociera dwójka znajomych. Pomrocznik i Lufka. Oni później odegrają "zadnią" rolę. Nasza trójka, dumna z siebie, zmienia wygląd na bardziej przyjazny dróżką zwykłym. Schodzimy, witamy się z rzeczoną dwójką, potem żegnamy się z Alim. On oddala się w stonę Moka, my w stronę Zadniego Mnicha. W międzyczasie był też w okolicy Korupcyjny z córką. Ale uciekł przed US - em
W cztery sztuki ( w końcu nie jestem najmłodszy ) ruszamy na Zadnią Galerię Cubryńską. Zacytuję tu pewnego cymbała górskiego ( rzekł tak gdy trzeciego dnia wyszedł ze schroniska nad Zielonym Kieżmarskim ): "Panowie, jak tu, kurva, pięknie !!!" Było tak. I od zatrzęsienia Mnichów. Właściwy, Mnichowy Żleb, Mnichowa Kopa, Zadni Mnich, Zadni Mnichowy Stawek. A nas prowadził Biskup. W celu kolejnego powrotu w te okolice zanurzyłem odzianą w but marki ( cenzura ) stopę w Zadni Mnichowy Stawek ( najwyżej położony zbiornik w Tatrach Polskich ). Skaczemy po "złomach", podziwiamy. Pogoda miła. Dochodzimy do żlebu opadającego z Ciemnosmreczyńskiej Przełączki. Sypko, krucho, zmrożony śnieg leży. Po paskudnej dróżce dochodzimy na półkę prowadzącą na Przełączkę. Półka równie paskudna. A przełączka cudnie wąska. I poszarpana. Wyłania się Słowacja. Z Koprowym na wprost. Nad nami Zadni Mnich i Ciemnosmreczyńska Turnia. Robią bydlaki wrażenie. Nasza ekipa się dzieli. Dwojka nowych planuje wyjść, Don planuje im na początku pomóc, ja idę spać. Sen pod gołym niebem na 2115 m jest fajny. Tylko trochę niewygodnie i jakoś dziwnie pod "łóżkiem". Ale wieczory czwartkowy i piątkowy oraz starcze zmęczenie biorą górę. Śpie kilkanaście minut, a potem wraca Don, posilamy się świnią z orzeszkami. Dwa typki wdzierają się na szczyt. Potem z niego zjeżdżają ( z przygodami ). Liczę, że opiszą to. A zdjęcia dadzą jak Im wyślę Trochę im to czasu zajeło więc Don decyduje, że z Przełączki zjedziemy, a nie będziemy chodzić tą paskudną półką i wrednym usypiskiem. Na Przełączce są dwa stanowiska zjazdowe. W imię wyższych celów poświęcamy taśmę ( jakby ktoś był i przyniósł to z góry dziękuję ) ale za to w 25 sekund jesteśmy na dole. Powrót przez Galerię ( pogoda dalej cudna ), ja wnikam na Mnichową Kopę. Potem jeszcze Biskup błogosławi kozice i schodzimy do Moka. Jesteśmy tam około 20. Kolacja i marsz do Roztoki. Tam nas witają chlebem i solą. A potem sen ..."
"Jak wiadomo tamta niedziela była cudna pogodowo. Ładne śnieżki w powietrzu widzieliśmy. Czyli to znak, że sobota będzie pogodowo przychylna. Pierwszy plan - cenzura turystyczna, okolice. W okolicy wtorku powstaje plan drugi. Don dzwoni i namawia na Mnicha. Ziarno pada na podatny grunt. Ja dzwonię do towarzysza Aliego - ziarno kiełkuje. No więc czas opracować plan doskonały. W pierwszej wersji Don miał z piątku na sobotę nocować u mnie, a rano w Tatry. Ali mialby spotkać się z nami na Palenicy. Plan ( jak to plan ) zmienia się. Doszliśmy do wniosku, że lepiej znietrzeźwić się w schronisku niż w moich skromnych ścianach. Więc z Donem meldujemy się z piątku na sobotę w Roztoce. Lekka dygresja - nie ma bardziej przyjaznego schroniska w Tatrach Polskich niż Roztoka. Kierowniczko Aniu - dziękuje i spodziewaj się kontroli ... .
Otrzymujemy zamówiony telefonicznie pokój i przystępujemy do rozmów. Jakoś tak wyszło, że to o czym mieliśmy rozmawiać w wieczory piątkowy i sobotni wypiliśmy w piątkowy. Bratając się z obsługą schroniska. Udajemy się na zasłużony spoczynek ( jakoś takoś około 1.00 w nocy ). 5.30 pobudka. Czujemy się rześcy. Bardzo rześcy. Bardzo, bardzo rześcy. Pod Wodoryjami czeka Ali. Dzielimy się chlebem , świnią , solą i sprzętem. O 6.30 pustki na drodze i pustki w Moku. Wypijam trzy czekolady na gorąco i ruszamy walczyć z Ceprostradą. Docieramy do rozstaju dróg. No i na lewo w lewo. Drogę tam już w miarę dobrze znam - dwa razy byłem na Mniszku. Z drogi widać już wisielców na Mnichu. Sporo ich. Przechodzimy po Ministrancie, omijamy Mniszka i Plecami podchodzimy pod ścianę. Czas przybrać marsowe miny poważnych etosowców, czas ubrać dziwne stroje, czas pobrzękać metalem i powymieniać mądre uwagi. Np :
- Jak kac ?
- Ok, rośnie.
Tak więc Don rusza w teren. Mnie do Niego przywiązują. Oczywiście siłą. Minuta po minucie Don idzie w górę, linie ( 60 ) metrów ubywa. Po pewnym czasie pada komenda: Ruszaj się w górę !!! Koniec leżenia !!! Biedny mój los Ruszyłem. Dotarłem do pewnego załomu gdzie znów zrobilismy miejscówkę. Zawisnełem na pętli i oglądam okolicę. Okolicę , która wyraźnie się zaludnia. Dociera pewien ratownik TOPR i prowadzi ... 6 kursantów. Następnię robię rzecz jakiej nie powinienem zrobić. Ale Don żyje i nawet dalej wódkę ze mną pije. Ale przyrzekam uczyć się pilniej
Don dociera na szczyt. Czas na mnie. Wg Dona szliśmy przez Płytę. Dla mnie to pierwsze takie doświadczenie w Tatrach. Jakoś mi się udaje. Raz miałem przyspieszone bicie serca. Noga mi się umskneła i skała mi się do mordy gwałtownie przybliżyła. Dochodzę pod głaz szczytowy, obchodzę go po lewej i o 12.30 melduję się na szczycie. Po prostu morda mi się cieszy Dzielę się moją radością z dwoma niewiastami jaskiniowymi ( albo skałkowymi ) i rozpoczynam podziwianie widoków. Na siedząco i stojącą. Szczyt jaki jest - wiadomo. No nie za duży powierzchniowo. Przebywamy tam obecnie w czterech, później w sześciu. Reszta w kolejce. Więc czas zjeżdżać. Co też czynię. Towarzysz Ali przejmuje linę i rusza. Zdobywa, cieszy się, wraca. Ja w tym czasie przeżywam radość leżąc na kamyku. "Piknik pod sterczącym Mnichem". Mam już kupców na scenariusz. W międzyczasie pod Mnichowe plecy dociera dwójka znajomych. Pomrocznik i Lufka. Oni później odegrają "zadnią" rolę. Nasza trójka, dumna z siebie, zmienia wygląd na bardziej przyjazny dróżką zwykłym. Schodzimy, witamy się z rzeczoną dwójką, potem żegnamy się z Alim. On oddala się w stonę Moka, my w stronę Zadniego Mnicha. W międzyczasie był też w okolicy Korupcyjny z córką. Ale uciekł przed US - em
W cztery sztuki ( w końcu nie jestem najmłodszy ) ruszamy na Zadnią Galerię Cubryńską. Zacytuję tu pewnego cymbała górskiego ( rzekł tak gdy trzeciego dnia wyszedł ze schroniska nad Zielonym Kieżmarskim ): "Panowie, jak tu, kurva, pięknie !!!" Było tak. I od zatrzęsienia Mnichów. Właściwy, Mnichowy Żleb, Mnichowa Kopa, Zadni Mnich, Zadni Mnichowy Stawek. A nas prowadził Biskup. W celu kolejnego powrotu w te okolice zanurzyłem odzianą w but marki ( cenzura ) stopę w Zadni Mnichowy Stawek ( najwyżej położony zbiornik w Tatrach Polskich ). Skaczemy po "złomach", podziwiamy. Pogoda miła. Dochodzimy do żlebu opadającego z Ciemnosmreczyńskiej Przełączki. Sypko, krucho, zmrożony śnieg leży. Po paskudnej dróżce dochodzimy na półkę prowadzącą na Przełączkę. Półka równie paskudna. A przełączka cudnie wąska. I poszarpana. Wyłania się Słowacja. Z Koprowym na wprost. Nad nami Zadni Mnich i Ciemnosmreczyńska Turnia. Robią bydlaki wrażenie. Nasza ekipa się dzieli. Dwojka nowych planuje wyjść, Don planuje im na początku pomóc, ja idę spać. Sen pod gołym niebem na 2115 m jest fajny. Tylko trochę niewygodnie i jakoś dziwnie pod "łóżkiem". Ale wieczory czwartkowy i piątkowy oraz starcze zmęczenie biorą górę. Śpie kilkanaście minut, a potem wraca Don, posilamy się świnią z orzeszkami. Dwa typki wdzierają się na szczyt. Potem z niego zjeżdżają ( z przygodami ). Liczę, że opiszą to. A zdjęcia dadzą jak Im wyślę Trochę im to czasu zajeło więc Don decyduje, że z Przełączki zjedziemy, a nie będziemy chodzić tą paskudną półką i wrednym usypiskiem. Na Przełączce są dwa stanowiska zjazdowe. W imię wyższych celów poświęcamy taśmę ( jakby ktoś był i przyniósł to z góry dziękuję ) ale za to w 25 sekund jesteśmy na dole. Powrót przez Galerię ( pogoda dalej cudna ), ja wnikam na Mnichową Kopę. Potem jeszcze Biskup błogosławi kozice i schodzimy do Moka. Jesteśmy tam około 20. Kolacja i marsz do Roztoki. Tam nas witają chlebem i solą. A potem sen ..."