Pięć lat minęło jak jeden dzień...
: 2014-10-01, 13:02
Taaaa... Po pięciu latach nieobecności w rejonie Zverovki w końcu tam jesteśmy.
Miało być co innego, ale śnieg pokrzyżował nasze emeryckie plany.
No to pojechaliśmy sobie do tej Zverówki. O 3.00 jesteśmy na miejscu, wyciągamy śpiwory i śpimy do 6 w aucie.
Potem wychodzimy i dumnie suniemy tzn. uprawiamy asfalting.
Ludzi mało, ale jak już są, to wyposażeni po szyję. Tu pani z prawej ma nowoczesne buty górskie z membraną gumotex.
Jest niezawodna w każdych warunkach. Wiem to - z racji doświadczeń zawodowych.
Godzina mija, a my już przy Tatiakowej Chacie. Teraz w zakosy na lewo. Na Zabrat. W międzyczasie wychodzi słońce.
Robi się pięknie.
Na Rakoniu stwierdzam, że dobrze się stało, że nie pojechaliśmy na Chłopka. Pewnie byśmy się musieli cofać.
Zresztą tu naprawdę jest pięknie. I ciepło. W zasadzie większą część dnia będę występować w krótkim rękawku.
I będę żałować, że nie mam krótkich spodenek.
A na końcu będziemy żałować, że było ciepło.
Rakoń od tej strony jest fajny, bo jak wyjdziesz zza grani to rzucają się w oczy wyżsi koledzy tego Rakonia.
Piękni i dostojni. I ślina Ci cieknie. Mimo, że jesteś tylko na Rakoniu.
A Rakoń to przecież bydle jak się patrzy!
Przed nami Wołowiec. Od Chochołowskiej to by się ciągnęło jak flaki z olejem. Od Zverówki było bardzo przyjemnie, może nawet za.
Oczywiście droga jest banalnie prosta, pomimo śniegu na zboczach.
Ścieżka jest jednak suchutka.
No i szczytujemy, Pani Solenizantka i Pan Sokół.
Liptowska Grań... Piękny szlak.
My jednak idziemy tam...
Dolina Jamnicka z innej perspektywy. Bardzo ciekawie się prezentuje.
Pod Rohaczem śnieg i lód. Nic tam, raków nie mamy, ubezpieczenia też nie. Trzeba obejść jakimiś skałkami z lewej.
A to słynny Rohacki koń. W sumie to nic strasznego.
Konia trzeba po prostu zwalić. Tak to się robi.
Jak koń już zwalony, można po nim przejść w inny sposób.
A tak wygląda sobie Rohacz Płaczliwy z Ostrego.
A tak Kralova Hola.
Miało być co innego, ale śnieg pokrzyżował nasze emeryckie plany.
No to pojechaliśmy sobie do tej Zverówki. O 3.00 jesteśmy na miejscu, wyciągamy śpiwory i śpimy do 6 w aucie.
Potem wychodzimy i dumnie suniemy tzn. uprawiamy asfalting.
Ludzi mało, ale jak już są, to wyposażeni po szyję. Tu pani z prawej ma nowoczesne buty górskie z membraną gumotex.
Jest niezawodna w każdych warunkach. Wiem to - z racji doświadczeń zawodowych.
Godzina mija, a my już przy Tatiakowej Chacie. Teraz w zakosy na lewo. Na Zabrat. W międzyczasie wychodzi słońce.
Robi się pięknie.
Na Rakoniu stwierdzam, że dobrze się stało, że nie pojechaliśmy na Chłopka. Pewnie byśmy się musieli cofać.
Zresztą tu naprawdę jest pięknie. I ciepło. W zasadzie większą część dnia będę występować w krótkim rękawku.
I będę żałować, że nie mam krótkich spodenek.
A na końcu będziemy żałować, że było ciepło.
Rakoń od tej strony jest fajny, bo jak wyjdziesz zza grani to rzucają się w oczy wyżsi koledzy tego Rakonia.
Piękni i dostojni. I ślina Ci cieknie. Mimo, że jesteś tylko na Rakoniu.
A Rakoń to przecież bydle jak się patrzy!
Przed nami Wołowiec. Od Chochołowskiej to by się ciągnęło jak flaki z olejem. Od Zverówki było bardzo przyjemnie, może nawet za.
Oczywiście droga jest banalnie prosta, pomimo śniegu na zboczach.
Ścieżka jest jednak suchutka.
No i szczytujemy, Pani Solenizantka i Pan Sokół.
Liptowska Grań... Piękny szlak.
My jednak idziemy tam...
Dolina Jamnicka z innej perspektywy. Bardzo ciekawie się prezentuje.
Pod Rohaczem śnieg i lód. Nic tam, raków nie mamy, ubezpieczenia też nie. Trzeba obejść jakimiś skałkami z lewej.
A to słynny Rohacki koń. W sumie to nic strasznego.
Konia trzeba po prostu zwalić. Tak to się robi.
Jak koń już zwalony, można po nim przejść w inny sposób.
A tak wygląda sobie Rohacz Płaczliwy z Ostrego.
A tak Kralova Hola.