Lipcowy wypad w Taterki
: 2014-08-01, 12:13
To moja pierwsza relacja tutaj, więc proszę o wyrozumiałość
W lipcu, podobnie jak co roku udaliśmy się z moim ślubnym w Tatry.Plany mieliśmy dość ambitne, ale rzeczywistość szybko je zweryfikowała.Pogoda była wiadomo jaka.Przez trzy dni jakiekolwiek wyjście w góry odpuściliśmy, bo padało cały czas.W pozostałe dni pogoda była stabilna-rano słońce, po południu burze i ulewy.
1.Zakopane przywitało nas piękną pogodą.Nie tracąc czasu, zaraz po zameldowaniu się i zniesieniu klamotów z samochodu, ruszamy przywitać się z Tatrami.W tym roku na rozruszanie starych kości wybieram Nosal.Mamy do niego blisko, bo nasza meta w Zakopanem jest niezmiennie od lat w tym samym miejscu, przy drodze do Kuźnic.
Na Nosal wchodzimy od strony Zakopanego.Na szlaku pustka, na szczycie sporo luda.
Schodzimy do Doliny Olczyskiej.Tam oczywiście dłuższa chwila relaksu.
Spotkani w dolinie turyści radzą,żeby nie iść do Jaszczurówki, że na szlaku zrywka drzewa i pełno błota, którego obejść nijak nie można.Postanawiamy w takim razie iść dalej i odwiedzić jeszcze Wielki Kopieniec.
Z Kopieńca schodzimy do Cyrhli, skąd łapiemy busa i wracamy do Zakopanego.
2. Dzień rozpoczął się pięknie, choć prognozy nie były optymistyczne.Postanawiamy wybrać się na Zadni Granat i mamy nadzieję,że nam to się uda , ale nadzieja matką głupich
Rano o szóstej meldujemy się w Kuźnicach , skąd Doliną Jaworzynki podążamy w kierunku Gąsienicowej.
W Murowańcu siedzimy kilkanaście minut.Oczywiście nie odpuszczam szarlotki, bo niestety jestem niezłym łasuchem.Ślubny kusi naleśnikami, ale odkładam je na później, to znaczy na powrót.Zbieramy się w drogę i w dość szybkim tempie docieramy do Czarnego Stawu.Przy Czarnym Stawie dłuższy postój, bo pogoda daje radę i nic nie zapowiada,żeby coś miało się zmienić.
Dalsza droga w kierunku Zmarzłego Stawu zajmuje nam trochę czasu, bo widoki, bo fotki, bo trochę stromo itp.Pogoda szybko zaczyna się zmieniać.Spod Koziej Dolinki uciekamy w burzy i ulewie, a wraz z nami cały tłum turystów.
Wracamy do Murowańca.chmury się rozchodzą, deszcz ustaje, ale nad Wysokimi dalej ciemno.
Wychodzi słońce.Siedzimy przy schronisku.Oczywiście zajadam moje ulubione naleśniki z serem, ślubny sączy piwsko.Ale komu w drogę ... Wracamy niebieskim. Za nami idą chmury.Na Przełęczy między Kopami dopada nas burza.Ulewa towarzyszy nam aż do Kuźnic.
Następnego dnia ciężko wyjść na świat.Leje, błyska się i tak od rana do nocy.
3. Hura! Wypadało się(tylko na jeden dzień, ale zawsze), wprawdzie mgła jak cholera, mało co widać , ale w dolinki można iść.
No to idziemy Drogą pod Reglami do Strążyskiej.Przebłyski słońca! Jak się okazuje pierwsze i ostatnie w tym dniu.
W Strążyskiej pusto, bufet zamknięty,ale gdzie jest Giewont? Byłam tu trzy tygodnie temu i był, a teraz nie ma.
Idziemy do Siklawicy.I jedyny plus związany z pogodą jest taki,że mamy wodospadzik tylko dla siebie.Możemy focić ile dusza zapragnie.
Wracamy na Polanę Strążyską.Bufet otwarty.Ślubny pije piwsko, ja zadowalam się colą.
Przełęczą w Grzybowcu przechodzimy na drugą stronę czyli na Wielką Polanę Małołącką.I pogoda przestaje mnie interesować, wszystko przestaje mnie interesować.To niezmiennie od dwudziestu kilku lat moje ukochane miejsce, wiadomo,że szybko stamtąd nie wyjdę.
Gdy już się napatrzyłam, napodziwiałam, nazachwycałam i najadłam idziemy na Przysłop Miętusi.Nie pada, słońca brak, gówno widać.
Wycieczkę kończymy w Kościeliskiej, która jest kompletnie zmasakrowana.W planach było jeszcze wejście na Halę Stoły, ale okazuje się że szlak zniszczony i zamknięty.
Kupuję w bacówce moje ulubione oscypki, idziemy do Kir, skąd busem wracamy do Zakopanego.
Jak mnie ogarnie znów wena twórcza, to wrzucę dalszą część relacji.
W lipcu, podobnie jak co roku udaliśmy się z moim ślubnym w Tatry.Plany mieliśmy dość ambitne, ale rzeczywistość szybko je zweryfikowała.Pogoda była wiadomo jaka.Przez trzy dni jakiekolwiek wyjście w góry odpuściliśmy, bo padało cały czas.W pozostałe dni pogoda była stabilna-rano słońce, po południu burze i ulewy.
1.Zakopane przywitało nas piękną pogodą.Nie tracąc czasu, zaraz po zameldowaniu się i zniesieniu klamotów z samochodu, ruszamy przywitać się z Tatrami.W tym roku na rozruszanie starych kości wybieram Nosal.Mamy do niego blisko, bo nasza meta w Zakopanem jest niezmiennie od lat w tym samym miejscu, przy drodze do Kuźnic.
Na Nosal wchodzimy od strony Zakopanego.Na szlaku pustka, na szczycie sporo luda.
Schodzimy do Doliny Olczyskiej.Tam oczywiście dłuższa chwila relaksu.
Spotkani w dolinie turyści radzą,żeby nie iść do Jaszczurówki, że na szlaku zrywka drzewa i pełno błota, którego obejść nijak nie można.Postanawiamy w takim razie iść dalej i odwiedzić jeszcze Wielki Kopieniec.
Z Kopieńca schodzimy do Cyrhli, skąd łapiemy busa i wracamy do Zakopanego.
2. Dzień rozpoczął się pięknie, choć prognozy nie były optymistyczne.Postanawiamy wybrać się na Zadni Granat i mamy nadzieję,że nam to się uda , ale nadzieja matką głupich
Rano o szóstej meldujemy się w Kuźnicach , skąd Doliną Jaworzynki podążamy w kierunku Gąsienicowej.
W Murowańcu siedzimy kilkanaście minut.Oczywiście nie odpuszczam szarlotki, bo niestety jestem niezłym łasuchem.Ślubny kusi naleśnikami, ale odkładam je na później, to znaczy na powrót.Zbieramy się w drogę i w dość szybkim tempie docieramy do Czarnego Stawu.Przy Czarnym Stawie dłuższy postój, bo pogoda daje radę i nic nie zapowiada,żeby coś miało się zmienić.
Dalsza droga w kierunku Zmarzłego Stawu zajmuje nam trochę czasu, bo widoki, bo fotki, bo trochę stromo itp.Pogoda szybko zaczyna się zmieniać.Spod Koziej Dolinki uciekamy w burzy i ulewie, a wraz z nami cały tłum turystów.
Wracamy do Murowańca.chmury się rozchodzą, deszcz ustaje, ale nad Wysokimi dalej ciemno.
Wychodzi słońce.Siedzimy przy schronisku.Oczywiście zajadam moje ulubione naleśniki z serem, ślubny sączy piwsko.Ale komu w drogę ... Wracamy niebieskim. Za nami idą chmury.Na Przełęczy między Kopami dopada nas burza.Ulewa towarzyszy nam aż do Kuźnic.
Następnego dnia ciężko wyjść na świat.Leje, błyska się i tak od rana do nocy.
3. Hura! Wypadało się(tylko na jeden dzień, ale zawsze), wprawdzie mgła jak cholera, mało co widać , ale w dolinki można iść.
No to idziemy Drogą pod Reglami do Strążyskiej.Przebłyski słońca! Jak się okazuje pierwsze i ostatnie w tym dniu.
W Strążyskiej pusto, bufet zamknięty,ale gdzie jest Giewont? Byłam tu trzy tygodnie temu i był, a teraz nie ma.
Idziemy do Siklawicy.I jedyny plus związany z pogodą jest taki,że mamy wodospadzik tylko dla siebie.Możemy focić ile dusza zapragnie.
Wracamy na Polanę Strążyską.Bufet otwarty.Ślubny pije piwsko, ja zadowalam się colą.
Przełęczą w Grzybowcu przechodzimy na drugą stronę czyli na Wielką Polanę Małołącką.I pogoda przestaje mnie interesować, wszystko przestaje mnie interesować.To niezmiennie od dwudziestu kilku lat moje ukochane miejsce, wiadomo,że szybko stamtąd nie wyjdę.
Gdy już się napatrzyłam, napodziwiałam, nazachwycałam i najadłam idziemy na Przysłop Miętusi.Nie pada, słońca brak, gówno widać.
Wycieczkę kończymy w Kościeliskiej, która jest kompletnie zmasakrowana.W planach było jeszcze wejście na Halę Stoły, ale okazuje się że szlak zniszczony i zamknięty.
Kupuję w bacówce moje ulubione oscypki, idziemy do Kir, skąd busem wracamy do Zakopanego.
Jak mnie ogarnie znów wena twórcza, to wrzucę dalszą część relacji.