Chapter I.
Jak się babci wyrwie w czwartek takie zdanie: „to może ja zostanę na weekend z wnusiem?” to człek nie wie, w którą mapę palce włożyć, punktualnie podrzuca dziecko pod drzwi i leci przed siebie na złamanie karku i w ogóle... czyli w Tatry.
O 9.00 parkujemy pojazd u wrót Doliny Chochołowskiej. Trochę spóźnieni na krokusy, ale lepiej późno niż wcale... Jest rześki poranek, mokro po nocnej burzy, pociąg ucieka nam spod nosów. Po chwili jednak jesteśmy tymczasowymi posiadaczami rowerów, którymi w 25 minut osiągamy górną część doliny w okolicy leśniczówki, a w parę minut później odbicie żółtego szlaku na Iwaniacką Przełęcz. Ubieramy buty na nogi, kijki na ręce i odbijamy w błotnistą ścieżkę, podczas gdy tłumek ludzików innych niestrudzenie podąża prosto na Chochołowską. Może jednak są jeszcze te krokusy, myślę sobie wpadając w błoto...
A błoto tu jak diabli, zwózka na całego, ciap, ciap, mokro i ślisko, ale idzie się przyjemnie. Do tego stopnia przyjemnie, że z tabliczki szlakowej wyświetlającej 1.50 godziny czasu potrzebnego na przejście tejże, odgryzamy połowę i na przełęczy meldujemy się w 45 minut. Coś tu jest nie tak, myślimy, drapiąc się po głowach, na Słowacji dokładamy do czasu, a tu tniemy go na pół ? No trudno. Teraz za to będzie pot i łzy – mówi Gosia kierując nas na Suchy Wierch Ornaczański. Nie było tak źle. Za to za po lewicy piękny spektakl chmur podnoszących się z Doliny Kościeliskiej na Kominiarski.
Na grani Oranku zefirek smaga po buziach, ale słonko dodaje parę stopni do odczuwalnej temperatury, więc można spocząć pod kosówką na zasłużone śniadanie i małą piankę. W międzyczasie dzwonię do trzech upatrzonych wcześniej noclegów w Zubercu – w dwóch mają full, w trzecim trochę za dużą cenę. Na ten moment jesteśmy więc bezdomni.
Za to coraz bliżej jest nasz cel. Tylko trzeba jeszcze wdrapać się na kilka kup kamieni. Jedną, niejaką Kotłową Czubkę zachciewa nam się trawersować. Kiepski pomysł to był, rzeknę. Po głazach kluczymy dobrą chwilę uważając by z którymś nie polecieć, ale w końcu góra wypluwa nas na szlaku, do tego nawet szybciej niż ludzi idących granią.
Jest Siwa Przełęcz. Teraz ostro do góry. Serwują tu nawet rogaciznę, sztuk jeden. To za mało na dwie osoby więc nie zjadamy jej.
Następna w kolejce do drapania kijkami po grzbiecie jest Gaborowa. A ja mam garba od plecaka. I kiepsko wygląda to podejście. W prawo stromo, w lewo trochę mniej, ale jednak stromo... Idziemy w prawo. Stary robot szczerzy kły.
Zakos za zakosem, w końcu jest, przebity kijkami na wylot szczyt pada u naszych stóp.
Gosia już tu bywała onegdaj, ja jestem o po raz pierwszy, jak na tatrzańskiego ignoranta przystało. Widoki są takie, jakie mają być. Widać co ma być widać. Błyszcza z Bystrą na przykład, którym jeszcze rano odgrażałem się, że je dziś również ubiję.
Teraz dyplomatycznie wycofuję się tych gróźb i zakopuję kijek wojenny do następnego razu. Nie ma już dziś czasu i nie ma mocy w nogach...Dobrze żarło, ale zdechło, skurcz w udzie na podejściu jest tego przykładem. Schodzimy na Siwą, a potem dalej czarnym przez Dolinę Starorobociańską. Jest po 16.00, niedźwiedzie wstają na śniadanie, a ja mam niż energetyczny i nogi mi się plątają jak sznurówki. Wrzucam w obieg całą czekoladę i dopiero jako tako mogę iść dalej, a szlak do końca dłuży mi się jak flaki z olejem. Cóż, tak się płaci za szaleńcze tempo z rana. Duch młodzieńczy, ale ciało nie takie.
W końcu dolina, jeszcze 2 km i siadamy w wagonikach kolejki. Niech będzie błogosławione to żelazne ustrojstwo. Gdybym musiał dreptać do końca doliną – czytalibyście o mnie w kronikach TOPRu O 17.30 jesteśmy przy aucie.
Z parkingu przejeżdżamy na Słowację do Oravic. Już wcześniej pojawił się pomysł, by wymoczyć gnaty w ciepłych źródłach. Po 18.00 jesteśmy na miejscu, jedyne wolne miejsce noclegowe znajdujemy na campingu Oravice. Za 10 eur od osoby mamy pokój, standard raczej dolny, ale na łeb się nie wali i nie kapie. Za to godzina leżenia w 35 stopniowej wodzie jest tego warta. Po kąpieli nabieramy nowych sił, aż tyle, że zdołamy jeszcze zjeść czesnaczkovą, bryndzowe haluszki, po jednym piwie i dowlec się na kwaterę by paść na pyski o 21.00. Szał.
To była szybka, dobra akcja. Rano ładnie urwaliśmy czasy rowerem w dolinie co na pewno będziemy w przyszłości powtarzać. W dół również szybko poszło z pomocą kolejki. Dzięki temu urwaliśmy czas na kąpiel w basenach, bez której na drugi dzień pewnie mielibyśmy poważne zakwasy.
TBC
Weekend na dzikim zachodzie.
Weekend na dzikim zachodzie.
Ostatnio zmieniony 2015-09-22, 00:39 przez BesKid, łącznie zmieniany 3 razy.
--------------
***///***
--------------
***///***
--------------
- Tatrzański urwis
- Posty: 1405
- Rejestracja: 2013-07-07, 12:17
- Lokalizacja: Małopolska
BesKid pisze:i dowlec się na kwaterę by paść na pyski o 21.00.
A pamiętasz tę noc w Zakopanem jak wina grzane grzaliśmy ?
Napiszę szczerze - z sześć Waszych zdjęć bym z największą przyjemnością sobie do albumu odbił. Takie piękne te chmury.
A jak dzisiaj zdrówka ?
Decyzją administracji Dobromił otrzymał nagany :
- za obraźliwą formę wypowiedzi oraz ironizowanie na temat innych użytkowników forum
- za niecytowanie w postach wypowiedzi, do których się odnosi
- za relację przypisaną do niewłaściwego działu
- za obraźliwą formę wypowiedzi oraz ironizowanie na temat innych użytkowników forum
- za niecytowanie w postach wypowiedzi, do których się odnosi
- za relację przypisaną do niewłaściwego działu
- Tatrzański urwis
- Posty: 1405
- Rejestracja: 2013-07-07, 12:17
- Lokalizacja: Małopolska
Dobromił pisze:BesKid pisze:i dowlec się na kwaterę by paść na pyski o 21.00.
A pamiętasz tę noc w Zakopanem jak wina grzane grzaliśmy ?
Napiszę szczerze - z sześć Waszych zdjęć bym z największą przyjemnością sobie do albumu odbił. Takie piękne te chmury.
A jak dzisiaj zdrówka ?
To była ta noc z lekkim przymrozkiem - 20 stopni ? Pamiętam jak przez mgłę smoleńską, aż sobie zajrzę w akta ze zdjęciami
Może Pan odbić sobie pięć zdjęć. Dobra, 5 i pół po znajomości.
Zdrówka są obecne.
--------------
***///***
--------------
***///***
--------------
Rano o dziwo nie trzeba mnie było wyganiać z wyra. Powodem tegoż była temperatura około 10 stopni w pokoju. Farelka w nocy przestała grzać. Wychodzi, że płaciliśmy jedno euro za jeden stopień Celsjusza...
Do Zuberca docieramy po 7.00 i od razu jedziemy na żółty szlak wychodzący na południe od miejscowości. Nasz plan zakłada stworzenie sobie pętli z Zuberca na Siwy Wierch przy użyciu autobusu na Przełęcz Huciańską oraz właśnie tego żółtego szlaku w drodze powrotnej. Ponieważ bus jest dopiero o 8.35 pozostały wolny czas inwestujemy w pozostawienie auta przy szlabanie na szlaku żółtym i stamtąd przejścia około 30 minut do centrum wsi. Autobusik przyjeżdża punktualnie i około 9.00 wyrzuca nas i kilka innych osób na przystanku Białe Skały.
Szlak bez zbędnych ceremonii powitalnych ostro pnie się ku górze świerkowym lasem. Raz po raz na polanach pustych po wiatrołomie można rzucić okiem na zachód, gdzie na horyzoncie pokazują grzbiety Beskidy, z królową Babią i księciem Pilskiem na czele.Tymczasem mijamy tabliczkę 1000 m.n.p.m. Jeszcze 8 takich do celu...Nie wiem, czy mają one za zadanie zmotywowanie turysty do dalszego marszu, czy podcięcie skrzydeł gdy po męczącym podejściu dowiaduje się, że urwał tylko 100 metrów a do celu jeszcze 700 w pionie...
Nic to, nie będziemy się zrażać, krok po kroku wydzieramy górze te bezcenne metry. W dobrym czasie osiągamy grań, po lewicy mijamy pierwszą białą skałkę szczytu Biała Skała. Szukamy właśnie miejsca na śniadanie, gdy nagle wychodzimy z gąszczu na piękne miejsce zakończone skalną wychodnią. Tu rozbijamy obóz. Jak zresztą prawie każda idąca po nas ekipa. Widok jest zacny, cała zachodnia Słowacja na dłoni: Niżne Tatry, Małe Fatry, Wielkie Fatry, Chocze, Kysuckie Beskidy i inne ustrojstwa. Miło człek się czuje mając świadomość, że wszędzie już postawił choć kawałek swojej stopy.
Czas ruszyć dalej z tej zadumy. Szlak meandruje po grani raz idąc prawą raz lewą stroną. Po prawej wieje zimny wiatr, po lewej, zawietrznej znowu za ciepło, ciężko się zdecydować jakie ubranko turystyczne na grzbiet wsadzić. W końcu docieramy w ostatnie piętro kosówki, roślinność ustępuje miejsca różnorakim formacjom skalnym. Iglice, baszty, zamki...całe kamienne miasta, w których mroku czają się zapewne całe stada tatrzańskich niedźwiedzi, świstaków i goblinów...
Oczywiście jak to w takich przypadkach bywa ścieżka raz wejdzie na jakąś skałę, tylko po to by zaraz z niej zejść stromo w dół. Czyli mamy rollercoster. Przy pierwszym łańcuchu kijki lądują w plecakach. Teraz taka zabawa ze ścieżką w chowanego. Raz pojawia się, a raz znika gdzieś między skałami, głazami. Tak przeskakując kolejne etapy mijamy tabliczkę 1700m, a za chwilę ostatni przedsionek przed szczytem.
Już z daleka było widać stojących na nim ludzików. Turystów jest sporo, siadamy i my od zawietrznej i podziwiamy to, co się wypiętrzyło kiedyś w okolicy. Na wprost leniwe ramię Brestowej, prawie krowy można tam pasać, stwierdzam, podczas gdy ten Siwy to jakby z innej choinki się urwał...
Czas schodzić. Tabliczka mówi 30 minut na sedlo Palenica. Łże w żywe oczy. W 30 minut to ledwo złazimy do podnóża Siwego, potem gnamy galopem po płaskim i jesteśmy u celu w 38 minut. Czyli znów będzie walka z czasem – myślimy – a tak bardzo chcieliśmy w miarę wcześnie zejść i wrócić do domu. Żółta tabliczka pokazuje 2.45 godz. do Zuberca, czyli do auta mamy jakieś 2.20 godz. do tego trzeba będzie doliczyć coś to słowackich czasów. Z takim przeświadczeniem rozpoczęliśmy zejście około 14.00 godziny. Szlak jest całkiem przyjemny, jak na słowackie możliwości Najpierw ostro w dół, ale zaraz potem łagodnieje trawersując dłuższy czas jeden z grzbietów opadających do Zuberca. Idzie się tak dobrze, że po godzinie zaczynamy widzieć dno doliny, a przy aucie meldujemy się w 1 godzinę i 10 minut. Znowu zaskoczenie, nie można dojść do ładu z tymi czasówkami. Dzięki temu mamy jeszcze czas na obiad z Zubercu i można spokojnie wracać do domu.
Polecam ten wariant pętli, szczególnie ten zejściowy szlak z grani, dawno się tak mile nie zdziwiłem się na Słowacji
Do Zuberca docieramy po 7.00 i od razu jedziemy na żółty szlak wychodzący na południe od miejscowości. Nasz plan zakłada stworzenie sobie pętli z Zuberca na Siwy Wierch przy użyciu autobusu na Przełęcz Huciańską oraz właśnie tego żółtego szlaku w drodze powrotnej. Ponieważ bus jest dopiero o 8.35 pozostały wolny czas inwestujemy w pozostawienie auta przy szlabanie na szlaku żółtym i stamtąd przejścia około 30 minut do centrum wsi. Autobusik przyjeżdża punktualnie i około 9.00 wyrzuca nas i kilka innych osób na przystanku Białe Skały.
Szlak bez zbędnych ceremonii powitalnych ostro pnie się ku górze świerkowym lasem. Raz po raz na polanach pustych po wiatrołomie można rzucić okiem na zachód, gdzie na horyzoncie pokazują grzbiety Beskidy, z królową Babią i księciem Pilskiem na czele.Tymczasem mijamy tabliczkę 1000 m.n.p.m. Jeszcze 8 takich do celu...Nie wiem, czy mają one za zadanie zmotywowanie turysty do dalszego marszu, czy podcięcie skrzydeł gdy po męczącym podejściu dowiaduje się, że urwał tylko 100 metrów a do celu jeszcze 700 w pionie...
Nic to, nie będziemy się zrażać, krok po kroku wydzieramy górze te bezcenne metry. W dobrym czasie osiągamy grań, po lewicy mijamy pierwszą białą skałkę szczytu Biała Skała. Szukamy właśnie miejsca na śniadanie, gdy nagle wychodzimy z gąszczu na piękne miejsce zakończone skalną wychodnią. Tu rozbijamy obóz. Jak zresztą prawie każda idąca po nas ekipa. Widok jest zacny, cała zachodnia Słowacja na dłoni: Niżne Tatry, Małe Fatry, Wielkie Fatry, Chocze, Kysuckie Beskidy i inne ustrojstwa. Miło człek się czuje mając świadomość, że wszędzie już postawił choć kawałek swojej stopy.
Czas ruszyć dalej z tej zadumy. Szlak meandruje po grani raz idąc prawą raz lewą stroną. Po prawej wieje zimny wiatr, po lewej, zawietrznej znowu za ciepło, ciężko się zdecydować jakie ubranko turystyczne na grzbiet wsadzić. W końcu docieramy w ostatnie piętro kosówki, roślinność ustępuje miejsca różnorakim formacjom skalnym. Iglice, baszty, zamki...całe kamienne miasta, w których mroku czają się zapewne całe stada tatrzańskich niedźwiedzi, świstaków i goblinów...
Oczywiście jak to w takich przypadkach bywa ścieżka raz wejdzie na jakąś skałę, tylko po to by zaraz z niej zejść stromo w dół. Czyli mamy rollercoster. Przy pierwszym łańcuchu kijki lądują w plecakach. Teraz taka zabawa ze ścieżką w chowanego. Raz pojawia się, a raz znika gdzieś między skałami, głazami. Tak przeskakując kolejne etapy mijamy tabliczkę 1700m, a za chwilę ostatni przedsionek przed szczytem.
Już z daleka było widać stojących na nim ludzików. Turystów jest sporo, siadamy i my od zawietrznej i podziwiamy to, co się wypiętrzyło kiedyś w okolicy. Na wprost leniwe ramię Brestowej, prawie krowy można tam pasać, stwierdzam, podczas gdy ten Siwy to jakby z innej choinki się urwał...
Czas schodzić. Tabliczka mówi 30 minut na sedlo Palenica. Łże w żywe oczy. W 30 minut to ledwo złazimy do podnóża Siwego, potem gnamy galopem po płaskim i jesteśmy u celu w 38 minut. Czyli znów będzie walka z czasem – myślimy – a tak bardzo chcieliśmy w miarę wcześnie zejść i wrócić do domu. Żółta tabliczka pokazuje 2.45 godz. do Zuberca, czyli do auta mamy jakieś 2.20 godz. do tego trzeba będzie doliczyć coś to słowackich czasów. Z takim przeświadczeniem rozpoczęliśmy zejście około 14.00 godziny. Szlak jest całkiem przyjemny, jak na słowackie możliwości Najpierw ostro w dół, ale zaraz potem łagodnieje trawersując dłuższy czas jeden z grzbietów opadających do Zuberca. Idzie się tak dobrze, że po godzinie zaczynamy widzieć dno doliny, a przy aucie meldujemy się w 1 godzinę i 10 minut. Znowu zaskoczenie, nie można dojść do ładu z tymi czasówkami. Dzięki temu mamy jeszcze czas na obiad z Zubercu i można spokojnie wracać do domu.
Polecam ten wariant pętli, szczególnie ten zejściowy szlak z grani, dawno się tak mile nie zdziwiłem się na Słowacji
--------------
***///***
--------------
***///***
--------------
BesKid pisze:To była ta noc z lekkim przymrozkiem - 20 stopni ?
Ta sama. U Samków
Decyzją administracji Dobromił otrzymał nagany :
- za obraźliwą formę wypowiedzi oraz ironizowanie na temat innych użytkowników forum
- za niecytowanie w postach wypowiedzi, do których się odnosi
- za relację przypisaną do niewłaściwego działu
- za obraźliwą formę wypowiedzi oraz ironizowanie na temat innych użytkowników forum
- za niecytowanie w postach wypowiedzi, do których się odnosi
- za relację przypisaną do niewłaściwego działu
BesKid pisze:że wszędzie już postawił choć kawałek swojej stopy.
Dobrze, że nie "pozostawił".
Decyzją administracji Dobromił otrzymał nagany :
- za obraźliwą formę wypowiedzi oraz ironizowanie na temat innych użytkowników forum
- za niecytowanie w postach wypowiedzi, do których się odnosi
- za relację przypisaną do niewłaściwego działu
- za obraźliwą formę wypowiedzi oraz ironizowanie na temat innych użytkowników forum
- za niecytowanie w postach wypowiedzi, do których się odnosi
- za relację przypisaną do niewłaściwego działu
że z tabliczki szlakowej wyświetlającej 1.50 godziny czasu potrzebnego na przejście tejże, odgryzamy połowę i na przełęczy meldujemy się w 45 minut. Coś tu jest nie tak
Może to jakieś zapaści czasowe, załamania przestrzeni lub inne Interstellary
Jest moc w zdjęciach, na żywo pewnie była spoooro większa
Kto jest online
Użytkownicy przeglądający to forum: Obecnie na forum nie ma żadnego zarejestrowanego użytkownika i 46 gości