Dawno, dawno temu, chyba w 1910 to było, gdy ludzie dopiero zaczęli odkrywać, co to w ogóle są Tatry i do czego ewentualnie służą, dwójka wspinaczy, która mniej więcej rok wcześniej prawie się zabiła na Granatach, powróciła w tatrzańskie pielesze.
Jakoś dostali się na Karczmisko i percią wydeptaną przez niedźwiedzie, licznie wówczas występujące w okolicy, podążali ku nieznanym ścianom.
Po jakimś czasie doszli na halę, do domu bacy spod Poronina, który to ponoć osobiście znał Klimka Bachledę i czasem razem walili do ryja swojskie wino.
Szli trasą, gdzie rok wcześniej przysypało Mietka K. Szli ostrożnie, chociaż śniegu nie było aż tak dużo.
Doszli nad Czarny Staw. I postanowili odkryć jakąś nową drogę w tym rejonie, co nie było trudne, bo większość przejść dopiero miała powstać.
Ruszyli!
A celem był Kościelec. Tylko droga miała prowadzić na wprost.
Wspinacze dokładnie oglądali swoje przejście sprzed roku, ale niewiele rozumieli z tego labiryntu skał i żlebów.
Nowa droga powstawała, dolina pozostawała coraz niżej i niżej, a czas zacierał wszelakie ślady i pamięć po nich.
Doszli pod skałki i zaczęli trawersy. Śnieg trzeszczał a wiatr huczał niczym rozgrzany do czerwoności piec.
A to jedno z ostatnich zdjęć z tej tragicznej wyprawy. Sprójrzcie na dynamikę zdjęcia, na wysiłek wspinaczki! To ona jest już tak blisko celu, a tak daleko zarazem. Niestety... Piąty stopień zagrożenia kosówkowego, teren przewieszony... To koniec.
Tak, moi drodzy. Ci bohaterscy wspinacze wypruwając sobie żyły pięli się w górę, ale góra postawiła się. Zabarykadowała wejście podwieszoną kosodrzewiną. Buty śmiałków wpadały w misternie ułożone pułapki z korzeni. Kolce i igły wbijały się w ich zmarznięte paluchy. Gałęzie bezszelestnie waliły ich po zmęczonych twarzach z liścia. Wisieli uczepieni krzaków i w swojej beznadziejności śmiali się sami z siebie. A także śmiali się z nich Ci, co doszli nad staw i obserwowali ten nierówny pojedynek z dołu.
W końcu góra zlitowała się i kazała wspinaczom oddalić się gwałtownie, ale w całości. Ich zmaltretowane od walki ciała osunęły się po stoku i poczęły schodzić w dół w poczuciu wielkiego wstydu.
W akcie desperacji jeden ze wspinaczy postanowił zemścić się na okrutnej górze. Poprzysiągł uroczyście, że kiedyś znajdzie się śmiałek, który nie podda się kaprysom szpiczastej góry. Na dowód uroczystej przysięgi wspinacz oblał stoki owej góry moczem, zakląwszy przy tym siarczyście.
Po czym para oddaliła się i nigdy nie wróciła już w góry. Co się z nimi stało? Nie wiem. Być może poszli do bacy, narąbali się bimbru i zeżarły ich niedźwiedzie.
Tak czy inaczej, jakimś tam sposobem dowiedziałem się o tej historii od znajomego. A ponieważ była to suto zakrapiana impreza, coś mi kazało myśleć, że to ja jestem tym wybranym, do zemsty na górze.
Nie zastanawiając się zbyt długo ruszyłem wraz z Magdą przyjrzeć się bestii.
Jak dobrze pamiętam, to był kwiecień. Sto lat po wydarzeniach, które opowiedziałem wcześniej. Równe sto lat. Szmat czasu dla nas. Dla góry jedynie ułamek sekundy.
Postanowiliśmy zajść bestię od zada. Chociaż i tutaj spodziewaliśmy się zasieków. Takie tez były - od razu góra postraszyła nas kosodrzewiną.
Pięliśmy się do góry, zapadając się od czasu do czasu i omijając zarośla.
W końcu szpiczasta góra ukazała się nam na wprost, ale z drugiej strony. Chyba nas nie zauważyła, bo skończył się problem z kosówką. A więc była szansa, czujność góry została uśpiona!
Z boku wystawała Pośrednia Turnia, ale na nią nikt nie rzucił klątwy, więc była spokojna.
Magda ruszyła ostro do góry, chociaż jej kroki nie były takie zwinne, do jakich przywykłem.
Osiągnąwszy przełęcz nie zawahaliśmy się dłużej, niż wymagała to długość papierosa, po czym ostro do góry natarliśmy na szyki obronne niczego nie spodziewającego się wroga.
A z każdym kolejnym krokiem otwierał się przed nami coraz to lepszy świat. Ktoś kiedyś powiedział mi, że widok ze wzgórza będzie rozleglejszy. Miał rację.
Rzut oka do tyłu przypominał nam, jak daleko posunęliśmy się i ile nam brakuje do naszych bezpiecznych pozycji w dolinach.
Tak czy siak, szpiczasta góra nie spostrzegła, że jesteśmy na jej grani, a jak już zaczęła snuć podejrzliwe chmury z oddali, byliśmy na samym jej czubku.
I wtedy przyszedł czas na straszną karę, plamę na honorze dla okrutnej i bezdusznej góry.
Zrobienie sobie zdjęcia w samych majtkach na jej szczycie i wrzucenie do sieci!
Góra prosiła, błagała o litość, kwiliła, rzucała wiatrem i chmurami, oślepiała słońcem, ale daremne jej trudy były, gdyż zemsta miała się dokonać.
Góra ze wstydu zrobiła się czerwona i schowała się w chmurze, a tymczasem pojawił się niespodziewany przybysz. To pewnie zmieniony w płochlika duch wspinacza sprzed stu lat przyszedł (a właściwie przyleciał) podziękować za dokończenie jego dzieła i wypełnienie jego woli.
Wtedy zrozumiałem, że trzeba wiać, bo góra może chcieć się zemścić również na nas, co wskazywało nagłe pogorszenie pogody idące w naszą stronę.
Tak więc zwiewaliśmy w podskokach.
Ale tak naprawdę ostatnim miejscem, w którym gniew góry mógłby nas dosięgnąć, był żleb opadający z Przełęczy Karb.
Nad Czarnym byliśmy już bezpieczni. Całą trójką. Bo była z nami Julka. Co prawda jeszcze w brzuchu, ale już niebawem miała wyjść. Zaczynał się piąty miesiąc ciąży i to była nasza ostatnia poważniejsza wycieczka w góry w czasach przedjulkowych.
A Szpiczasta Góra? Stoi tam gdzie stała do dziś. Ale od tamtych dni nie byłem na niej ani razu. Może ze strachu przed jej zemstą?
Ballada o Kościelcu
- Tatrzański urwis
- Posty: 1405
- Rejestracja: 2013-07-07, 12:17
- Lokalizacja: Małopolska
W samych majtkach nie byłem jeszcze na żadnym szczycie chociaż kilka lat temu byłem na Kościelcu w grudniu i była taka lampa że ściągnąłem kurtkę i zrobiłem sobie zdjęcie w samej koszulce .
Uparte z was bestie . Ja ostatnio miałem zamiar wejść na Kościelec ale odpuściłem będąc nad czarnym stawem gąsienicowym z powodu silnego momentami porywistego wiatru i dużej ilości śniegu . To ujma na moim Tatrzańskim honorze bo jeszcze nigdy nie musiałem się cofać . Wrócę tam i zemszczę się na bydlaku tak jak Ty to zrobiłeś . Czuje duży niedosyt i gorycz porażki , nie mogę sobie tego wybaczyć .
Zdjęcia świetne szczególnie pierwsze takie mroczne i jakby z tamtego wieku , brawo .
Uparte z was bestie . Ja ostatnio miałem zamiar wejść na Kościelec ale odpuściłem będąc nad czarnym stawem gąsienicowym z powodu silnego momentami porywistego wiatru i dużej ilości śniegu . To ujma na moim Tatrzańskim honorze bo jeszcze nigdy nie musiałem się cofać . Wrócę tam i zemszczę się na bydlaku tak jak Ty to zrobiłeś . Czuje duży niedosyt i gorycz porażki , nie mogę sobie tego wybaczyć .
Zdjęcia świetne szczególnie pierwsze takie mroczne i jakby z tamtego wieku , brawo .
Tatrzański urwis pisze:[...] Ja ostatnio miałem zamiar wejść na Kościelec ale odpuściłem [...] To ujma na moim Tatrzańskim honorze [...] Czuje duży niedosyt i gorycz porażki , nie mogę sobie tego wybaczyć . [...].
Wydaje mi się, że wycof w odpowiedniej chwili to raczej przejaw rozsądku i powód do dumy, a przynajmniej zadowolenia, że się zachowało ów rozsądek.
PS: Urwis, to Ty tak wyglądasz? Qrcze, jak to broda zmienia człowieka...
Zawsze trzeba iść. Jak się nie ma gdzie - tym bardziej.
- Tatrzański urwis
- Posty: 1405
- Rejestracja: 2013-07-07, 12:17
- Lokalizacja: Małopolska
Lata temu nie posiadałem zbyt wiele rozsądku więc igrałem ze śmiercią i skończyło się jak się skończyło , próbowałem się wycofać ale było już za późno , ściana była zbyt stroma i nie było mowy o schodzeniu . Teraz jest inaczej , wiedziałem że mogę mieć kłopoty bo wiatr jest jednak silny i szlak nieprzetarty , wstydem byłoby dla mnie wzywać pomoc Topr-u więc nie poszedłem . Ale ja tam wrócę , może jeszcze w tym roku póki będzie śnieg .dakOta pisze: wycof w odpowiedniej chwili to raczej przejaw rozsądku
To fotka z przed kilku lat byłem wtedy młodszy i piękniejszy . Postarzałem się , czas myśleć o górskiej emeryturze .dakOta pisze: Urwis, to Ty tak wyglądasz? Qrcze, jak to broda zmienia człowieka...
- telefon 110
- Posty: 2046
- Rejestracja: 2014-09-20, 22:32
Tatrzański urwis pisze:wstydem byłoby dla mnie wzywać pomoc Topr-u
Twe zasady przynoszą Ci chlubę.
Stosuj jednak wyjątki.
Jeśli przykładowo meteoryt spadnie z nieba i odejmie Ci ramię - wzywaj pomocy.
Nikt nie będzie miał do Ciebie pretensji bo powszechnie wiadomo że takie zdarzenie to dopust Boży.
Wyrażą współczucie a nawet pomogą Ci szukać w terenie onego ramienia.
telefon 110 pisze:Nikt nie będzie miał do Ciebie pretensji bo powszechnie wiadomo że takie zdarzenie to dopust Boży.
Wyrażą współczucie a nawet pomogą Ci szukać w terenie onego ramienia.
A jak poprzestaną tylko na modlitwie ?
Decyzją administracji Dobromił otrzymał nagany :
- za obraźliwą formę wypowiedzi oraz ironizowanie na temat innych użytkowników forum
- za niecytowanie w postach wypowiedzi, do których się odnosi
- za relację przypisaną do niewłaściwego działu
- za obraźliwą formę wypowiedzi oraz ironizowanie na temat innych użytkowników forum
- za niecytowanie w postach wypowiedzi, do których się odnosi
- za relację przypisaną do niewłaściwego działu
Kto jest online
Użytkownicy przeglądający to forum: Obecnie na forum nie ma żadnego zarejestrowanego użytkownika i 49 gości