21.12.2013 - Orlik - Wysoki Jesionik
: 2013-12-25, 00:41
Więc tak. Wybrałem się na piwo na Biskupią Kopę, ale zawiało mnie znacznie dalej
Po godzinie od wyruszenia z domu docieram pod Dom Turysty. Po śniegu niema już śladu, a lekki przymrozek ściął błoto i jest zupełnie sucho. Dopiero od Domu Turysty zaczyna się lodowisko. Początkowo tylko miejscami i nie stwarza to najmniejszego problemu w podjeździe. Problemy zaczynają się na najbardziej stromym odcinku. Do połowy podjeżdżam, a dalej prowadzę rower. Piesi turyści mają problem z pokonaniem ostatnich 300-tu metrów. W obuwiu kolarskim mam specjalne korki metalowe, które ułatwiają mi wejście. Działają jak raczki
Na szczycie spotykam kilku znajomych. Rozmawiamy na różne tematy. Wypijam jedno piwo, potem drugie. W końcu postanawiam wejść na wieżę(zawsze korzystam z okazji bo mam darmowy wstęp )
No więc wchodzę na górę a tam takie widoki, że szczena mi opadła. W sensie tak dalekie widoki!
Klimczok i wystająca za nim Babia
No i najważniejsze: Tatry Zachodnie ! Bardzo rzadki to widok. Ostatni raz widziałem je z wieży jakoś na Boże Narodzenie 2010 r., a od tamtej pory byłem na szczycie coś ze 172 razy. :
Jako, że jestem już na górze, to robię kilka innych zdjęć(przydadzą się do relacji)
Kierunek zachodni. W dole Zlate Hory.
Keprnik i Serak. Poniżej widoczny Rejviz.
No i dumnie górujący nad okolicą Pradziad.
Jak ja bym chciał tam teraz być...Jest już zbyt późno i raczej marne były szanse abym zdążył przed zachodem słońca. Wpadłem jednak na pomysł, że pojadę na bliżej położony Orlik. Schodzę na dół. Wypijam jeszcze jedno piwo i zjeżdżam na stronę czeską do Zlatych Hor, a następnie około 10 km na Rejviz.
Skręcam na Drakov i po 10 minutach docieram na most przerzucony nad Czarną Opawą. Tu odbijam w prawo i zaczynają się schody..., a właściwie lodowisko! Absolutnie nie ma mowy o dalszej jeździe. Po kilkuset metrach postanawiam "ukryć" rower w lesie i iść dalej na skróty z buta.
A w lesie nie ma zupełnie śniegu. Ten pojawia się dopiero powyżej 1000 m n.p.m.
Las powoli rzednie. No otwartych przestrzeniach trafiam na coraz większe płaty śniegu.
Zbliża się zachód słońca...
..., a ja brnę przez coraz większe ilości śniegu. Na szczęście jest zmrożony i nie narzekam. Chociaż przydałoby się bardziej odpowiednie obuwie :
Jestem coraz wyżej. W końcu docieram na kopułę szczytową.
Widoki są niestety coraz bardziej ograniczone przez drzewa. Na szczęście kierunek wschodni jest jeszcze niezalesiony.
Inwersja już znacznie wyżej, ale i tak coś tam było widać.
Babia wkomponowała się pomiędzy Klimczoka, a Skrzyczne.
Beskid śląsko-morawski i Mała Fatra
No i oświetlone ostatnimi promieniami słonecznymi Tatry.
Biegnę więc szybko w takie jedno fajne miejsce z widokiem w przeciwnym kierunku podziwiać zachód słońca.
Dopiero teraz gdy pora wracać zdałem sobie sprawę, że nie mam żadnego światła. Żadnej czołówki i żadnego oświetlenia roweru. No ale ja wybrałem się przecież tylko na piwo...
Schodzę szybko przez ciemny las bez żadnego szlaku, tak samo jak wchodziłem. W każdym bądź razie tak mi się zdawało bo wyszedłem kilkaset metrów od roweru. No i musiałem jeszcze znaleźć ten rower. po kilku minutach udało się za pomocą lampy wspomagającej autofokus w aparacie
A później to już jazda po ciemku polami do domu
Dziękuję za uwagę.
Po godzinie od wyruszenia z domu docieram pod Dom Turysty. Po śniegu niema już śladu, a lekki przymrozek ściął błoto i jest zupełnie sucho. Dopiero od Domu Turysty zaczyna się lodowisko. Początkowo tylko miejscami i nie stwarza to najmniejszego problemu w podjeździe. Problemy zaczynają się na najbardziej stromym odcinku. Do połowy podjeżdżam, a dalej prowadzę rower. Piesi turyści mają problem z pokonaniem ostatnich 300-tu metrów. W obuwiu kolarskim mam specjalne korki metalowe, które ułatwiają mi wejście. Działają jak raczki
Na szczycie spotykam kilku znajomych. Rozmawiamy na różne tematy. Wypijam jedno piwo, potem drugie. W końcu postanawiam wejść na wieżę(zawsze korzystam z okazji bo mam darmowy wstęp )
No więc wchodzę na górę a tam takie widoki, że szczena mi opadła. W sensie tak dalekie widoki!
Klimczok i wystająca za nim Babia
No i najważniejsze: Tatry Zachodnie ! Bardzo rzadki to widok. Ostatni raz widziałem je z wieży jakoś na Boże Narodzenie 2010 r., a od tamtej pory byłem na szczycie coś ze 172 razy. :
Jako, że jestem już na górze, to robię kilka innych zdjęć(przydadzą się do relacji)
Kierunek zachodni. W dole Zlate Hory.
Keprnik i Serak. Poniżej widoczny Rejviz.
No i dumnie górujący nad okolicą Pradziad.
Jak ja bym chciał tam teraz być...Jest już zbyt późno i raczej marne były szanse abym zdążył przed zachodem słońca. Wpadłem jednak na pomysł, że pojadę na bliżej położony Orlik. Schodzę na dół. Wypijam jeszcze jedno piwo i zjeżdżam na stronę czeską do Zlatych Hor, a następnie około 10 km na Rejviz.
Skręcam na Drakov i po 10 minutach docieram na most przerzucony nad Czarną Opawą. Tu odbijam w prawo i zaczynają się schody..., a właściwie lodowisko! Absolutnie nie ma mowy o dalszej jeździe. Po kilkuset metrach postanawiam "ukryć" rower w lesie i iść dalej na skróty z buta.
A w lesie nie ma zupełnie śniegu. Ten pojawia się dopiero powyżej 1000 m n.p.m.
Las powoli rzednie. No otwartych przestrzeniach trafiam na coraz większe płaty śniegu.
Zbliża się zachód słońca...
..., a ja brnę przez coraz większe ilości śniegu. Na szczęście jest zmrożony i nie narzekam. Chociaż przydałoby się bardziej odpowiednie obuwie :
Jestem coraz wyżej. W końcu docieram na kopułę szczytową.
Widoki są niestety coraz bardziej ograniczone przez drzewa. Na szczęście kierunek wschodni jest jeszcze niezalesiony.
Inwersja już znacznie wyżej, ale i tak coś tam było widać.
Babia wkomponowała się pomiędzy Klimczoka, a Skrzyczne.
Beskid śląsko-morawski i Mała Fatra
No i oświetlone ostatnimi promieniami słonecznymi Tatry.
Biegnę więc szybko w takie jedno fajne miejsce z widokiem w przeciwnym kierunku podziwiać zachód słońca.
Dopiero teraz gdy pora wracać zdałem sobie sprawę, że nie mam żadnego światła. Żadnej czołówki i żadnego oświetlenia roweru. No ale ja wybrałem się przecież tylko na piwo...
Schodzę szybko przez ciemny las bez żadnego szlaku, tak samo jak wchodziłem. W każdym bądź razie tak mi się zdawało bo wyszedłem kilkaset metrów od roweru. No i musiałem jeszcze znaleźć ten rower. po kilku minutach udało się za pomocą lampy wspomagającej autofokus w aparacie
A później to już jazda po ciemku polami do domu
Dziękuję za uwagę.