Dawno temu w bacówkach nad Rudym Potokiem (2007, 2009)
: 2025-07-07, 21:01
Koniec maja roku 2007. Czasy, gdy Sudety były dla mnie jeszcze prawie w ogóle nieznane. Ruszamy z Kłodzka. Tak się prezentuje miasto i twierdza z dworca, gdzie czekamy na nasz transport.

Ekipa spożywa śniadanko na dworcu PKS.

Jedziemy do Trzebieszowic. Tradycja zapamiętana ze szkolnych wycieczek nakazuje zajmować tył autobusu

W Trzebieszowicach odnajdujemy potencjalnie miły, ale zamknięty sklep...

I budynek z rudym dachem, który ponoć był dawniej karczmą. Tak nam przynajmniej miejscowi mówili.

No to ruszamy! Naszym głównym celem dnia dzisiejszego jest dotarcie w dolinę Rudego Potoku. Ale to wieczorem. Teraz czeka nas jeszcze wędrówka przez rozległe łąki, zielone wzgórza i tereny wyludnionych wsi. Ruszamy jakoś na południe, w stronę Skowroniej Góry. Soczysta, majowa zieleń wylewa się z każdego fragmentu krajobrazu!



Po drodze spotykamy dziwne chaty. Ponoć w takich leśnicy coś przechowywują (np. sadzonki) - acz tu trzymany jest tylko piasek. Stan piasku informuje, że ostatecznie można by tu zanocować i nie zmoknąć.


Nieraz pośrodku łąk zamajaczy jakiś opuszczony chutor - w większości już w stanie, który nie zachęca do dokładniejszej eksploracji.


A poza tym to raczej pusto i zielono. W czasie całej trasy nie spotkaliśmy żadnych innych turystów.


Tak docieramy na Skowronią Górę - wyjątkowo piękne i widokowe wzgórze. Malowniczości temu miejscu zdecydowanie dodają pokręcone drzewa porastające kamienisty kopczyk. Ilość kamieni i kształt usypiska sugerują, że mogły tu kiedyś stać jakieś zabudowania.




Dalsza część naszej trasy wiedzie przez częściowo lub całkowicie opuszczone wioski. Dotychczas takowe odwiedzałam tylko w Bieszczadach czy Beskidzie Niskim, gdzie po wsiach zostawała tylko nazwa, drzewka owocowe czy całkowicie zarośnięte latem resztki podmurówek. Tu dla odmiany coś jest! Cos widać! Nie trzeba szukać w pokrzywach - tutaj mury wystają i nieraz są imponujących rozmiarów. Tak... To był jeden z tych momentów kiedy pokochałam Dolny Śląsk i uświadomiłam sobie, że bardzo chce tu zamieszkać!
Pierwszy odwiedzamy Marcinków, na którego skraju stoją ruiny koscioła.







Potem idziemy bezdrożem i zanikającymi ścieżkami przez Czatków, dawną kolonię Marcinkowa. Obecnie teren zupełnie już wyludniony i pełen jedynie kamiennych ruin wtapiających się w bujną przyrodę. I jeszcze to wszystko na szerokich widokowych polanach! W różnych ładnych miejscach w Sudetach potem wędrowaliśmy, ale ta trasa przez Czatków na zawsze pozostanie w mojej pamięci ze swoją niesamowitą atmosferą!








Dodatkowo cały teren porastają kwitnące teraz sady, czeremchy, bzy, więc zapach jest naprawdę obłędny! Aż się nieco w głowie kręci!



A to Rogóżka - kolejna wieś, której już nie ma.



Mają tam też kamieniołom.


I w końcu nasz główny cel wyprawy - dzika dolina pomiędzy Kątami Bystrzyckimi a Konradowem. Tu też namierzamy ruiny jakiegoś samotnego gospodarstwa.




Oprócz pozostałości dawnych domostw stoją tu jeszcze dwie nieużywane od lat bacówki. Ponoć w latach 80 i 90- tych górale z Podhala wypasali w tym rejonie owce. Przywożono je pociągiem i potem gnano na miejsce wypasu. Teraz już się tam nic nie pasie, ale chałupki zostały, więc turyści mogą z nich zrobić użytek






Całkiem spora ekipa się nam dziś uzbierała. Oprócz tej, z którą przyszliśmy, spotykamy się tu też z Baniakiem i Emilem z forum sudeckiego. Jest więc taki jakby mini zlot!

Rozpalamy ognisko, przy którym nie brakuje dźwięków gitary.


Jest też oczywiście pulpa z okopconego kociołka! Wspólne odżywianie sprzyja właściwej integracji!

Miły blask płomieni rozświetla okolicę do późnych godzin nocnych.




Krzątanina nad Rudym Potokiem w słoneczny poranek.


I znów w drogę, przez zieleń majowych łąk.


Mijając opuszczone chałupy...

Kąty Bystrzyckie jeszcze z białą tabliczką.

A i nieczynnym torowiskiem udało się powędrować. Trasa do Radochowa. I jeszcze się załapał na fotkę mój stary plecak z alpinusa, którego szczerze nienawidziłam, bo był krzywy i mi od niego drętwiała ręka! Jak to dobrze, że niebawem udało mi się go pozbyć!


Ekipa spożywa śniadanko na dworcu PKS.
Jedziemy do Trzebieszowic. Tradycja zapamiętana ze szkolnych wycieczek nakazuje zajmować tył autobusu
W Trzebieszowicach odnajdujemy potencjalnie miły, ale zamknięty sklep...
I budynek z rudym dachem, który ponoć był dawniej karczmą. Tak nam przynajmniej miejscowi mówili.
No to ruszamy! Naszym głównym celem dnia dzisiejszego jest dotarcie w dolinę Rudego Potoku. Ale to wieczorem. Teraz czeka nas jeszcze wędrówka przez rozległe łąki, zielone wzgórza i tereny wyludnionych wsi. Ruszamy jakoś na południe, w stronę Skowroniej Góry. Soczysta, majowa zieleń wylewa się z każdego fragmentu krajobrazu!
Po drodze spotykamy dziwne chaty. Ponoć w takich leśnicy coś przechowywują (np. sadzonki) - acz tu trzymany jest tylko piasek. Stan piasku informuje, że ostatecznie można by tu zanocować i nie zmoknąć.
Nieraz pośrodku łąk zamajaczy jakiś opuszczony chutor - w większości już w stanie, który nie zachęca do dokładniejszej eksploracji.
A poza tym to raczej pusto i zielono. W czasie całej trasy nie spotkaliśmy żadnych innych turystów.
Tak docieramy na Skowronią Górę - wyjątkowo piękne i widokowe wzgórze. Malowniczości temu miejscu zdecydowanie dodają pokręcone drzewa porastające kamienisty kopczyk. Ilość kamieni i kształt usypiska sugerują, że mogły tu kiedyś stać jakieś zabudowania.
Dalsza część naszej trasy wiedzie przez częściowo lub całkowicie opuszczone wioski. Dotychczas takowe odwiedzałam tylko w Bieszczadach czy Beskidzie Niskim, gdzie po wsiach zostawała tylko nazwa, drzewka owocowe czy całkowicie zarośnięte latem resztki podmurówek. Tu dla odmiany coś jest! Cos widać! Nie trzeba szukać w pokrzywach - tutaj mury wystają i nieraz są imponujących rozmiarów. Tak... To był jeden z tych momentów kiedy pokochałam Dolny Śląsk i uświadomiłam sobie, że bardzo chce tu zamieszkać!
Pierwszy odwiedzamy Marcinków, na którego skraju stoją ruiny koscioła.
Potem idziemy bezdrożem i zanikającymi ścieżkami przez Czatków, dawną kolonię Marcinkowa. Obecnie teren zupełnie już wyludniony i pełen jedynie kamiennych ruin wtapiających się w bujną przyrodę. I jeszcze to wszystko na szerokich widokowych polanach! W różnych ładnych miejscach w Sudetach potem wędrowaliśmy, ale ta trasa przez Czatków na zawsze pozostanie w mojej pamięci ze swoją niesamowitą atmosferą!

Dodatkowo cały teren porastają kwitnące teraz sady, czeremchy, bzy, więc zapach jest naprawdę obłędny! Aż się nieco w głowie kręci!
A to Rogóżka - kolejna wieś, której już nie ma.
Mają tam też kamieniołom.
I w końcu nasz główny cel wyprawy - dzika dolina pomiędzy Kątami Bystrzyckimi a Konradowem. Tu też namierzamy ruiny jakiegoś samotnego gospodarstwa.
Oprócz pozostałości dawnych domostw stoją tu jeszcze dwie nieużywane od lat bacówki. Ponoć w latach 80 i 90- tych górale z Podhala wypasali w tym rejonie owce. Przywożono je pociągiem i potem gnano na miejsce wypasu. Teraz już się tam nic nie pasie, ale chałupki zostały, więc turyści mogą z nich zrobić użytek
Całkiem spora ekipa się nam dziś uzbierała. Oprócz tej, z którą przyszliśmy, spotykamy się tu też z Baniakiem i Emilem z forum sudeckiego. Jest więc taki jakby mini zlot!
Rozpalamy ognisko, przy którym nie brakuje dźwięków gitary.
Jest też oczywiście pulpa z okopconego kociołka! Wspólne odżywianie sprzyja właściwej integracji!

Miły blask płomieni rozświetla okolicę do późnych godzin nocnych.
Krzątanina nad Rudym Potokiem w słoneczny poranek.
I znów w drogę, przez zieleń majowych łąk.


Mijając opuszczone chałupy...
Kąty Bystrzyckie jeszcze z białą tabliczką.
A i nieczynnym torowiskiem udało się powędrować. Trasa do Radochowa. I jeszcze się załapał na fotkę mój stary plecak z alpinusa, którego szczerze nienawidziłam, bo był krzywy i mi od niego drętwiała ręka! Jak to dobrze, że niebawem udało mi się go pozbyć!


