Sudecka majówka 2019
: 2019-05-10, 21:50
Pomysł zrodził się spontanicznie. Pięć wolnych dni do wykorzystania skłaniało do obrania nowego, prawie nieznanego i dalszego kierunku. Przy okazji plan wspólnego KGP mógł zostać uzupełniony o kilka kolejnych szczytów. Ale po kolei.
Dzień 1 – środa, 1 maja
Wyruszamy wcześnie rano. Samochód zapakowany gratami pęka w szwach. Pogoda jak na razie dopisuje, choć prognozy są różne – nie przeraża nas to, są plany także na wypadek niepogody. Obieramy kierunek na Prudnik. Drogi są prawie puste i dzięki temu bardzo dobrze się jedzie, dodatkowo trasę umilają wiosenne walory estetyczne – zieleń lasów i ogromne połacie kwitnącego rzepaku, tak jaskrawego, że aż kole w oczy. Szybko i sprawnie docieramy do Prudnika, gdzie czeka już na nas sam Opawski, który dzisiejszego dnia będzie naszym przewodnikiem po Górach Opawskich!
Jak miło się znowu spotkać. Tym razem na „Jego terenie”. Dziś w planie m.in. Biskupia Kopa, zajeżdżamy zatem do Pokrzywnej i u wylotu Cichej Doliny zostawiamy na parkingu samochód. Kilka minut marszu od parkingu, nad Bystrym Potokiem, znajduje się polana, gdzie stoi ołtarz polowy, kilka zadaszonych wiat, urządzone są miejsca pod ognisko – dobre miejsce na biwak.
Dalej niebieskim szlakiem, przez wściekle zielony bukowy las wiosenny do miejsca zwanego Piekiełko, wyrobiska dawnego kamieniołomu łupka ilastego używanego do krycia dachów. Biegnie tędy malownicza Gwarkowa Perć, z drabinką o kilkudziesięciu stopniach, która wyprowadza wzdłuż wysokiej skalnej ściany ponad wyrobisko i dalej biegnie szlak wiodący na Biskupią Kopę. Miejsce niezwykle urocze a gimnastyki na drabinkach to jest to, co tygryski lubią najbardziej (a paradoksalnie drabin nie znoszę).
Powyżej Gwarkowej Perci zmieniamy szlak na żółty. Dzień wolny, 1 maja, przy schronisku pod Biskupią mają być organizowane pokazy kowalstwa, rzeźby i koncert plenerowy, jest piękna pogoda a szczyt łatwo dostępny z każdej strony – jaki z tego morał? Pogłowie turystów jak na odpuście. Trudno, najważniejsze jest towarzystwo i dla nas z Darkiem przynajmniej możliwość odwiedzenia nowego, nieznanego miejsca. Bo Pan Dawid idzie na Biskupią już 13 raz tego roku Dzięki Jego szerokiej wiedzy dowiadujemy się wielu interesujących rzeczy, m.in. gdzie do niedawna stała stara leśniczówka albo dlaczego na szczycie Biskupiej stoi wciąż niedokończona budowa schroniska – ale może to już Opawski sam dopisze nam te ciekawostki do relacji, bo zrobi to pewnie lepiej i dokładniej?:)
Słońce praży w nos. Wychodzimy wyżej i oczom ukazuje się Srebrna Kopa z resztkami drzew na szczycie, zdewastowana przez kornika, niedługo potem sama bryła schroniska oraz coraz szersze widoki na Prudnik i okolice, szerokie przestrzenie usiane żółtymi pasami rzepaku. Widoczność nie należy do najlepszych, ale nie ma co wybrzydzać, i tak jest pięknie.
W schronisku czeskie piwko i lecimy dalej, na szczyt. Po drodze zbaczamy na moment z trasy na punkt widokowy.
Prudnik:
Jeszcze trochę do góry i za ostatnim zakrętem wyłania się z lasu charakterystyczna wieża widokowa z 1898 roku, doskonały punkt widokowy, dziś jednak są zbyt słabe warunki na oglądanie dalekich panoram. Pamiątkowe zdjęcie na szczycie i ósemka do KGP! Flaga forumowa niestety została w bałaganie w samochodzie, jest za to Gałgan.
Chwila odpoczynku w polsko-czeskim tyglu turystycznym, po czym ruszamy w dół, na czeską stronę, zielonym szlakiem, tajnymi ścieżkami Opawskiego. Strome zejście pięknym bukowym lasem ku widocznej daleko u stóp wiosce Zlate Hory.
Po drodze napotykamy przepiękne formacje skalne łupka, tzw. Mnichův kámen, Mnichowe Skałki, które faktycznie kształtem przypominają zgarbionych, zakapturzonych mnichów przyczajonych przy ścieżce w pięknym, szumiącym lesie.
Wychodzimy na łąki ponad Zlatymi Horami i zza pleców kłania nam się zdobyta godzinę temu Biskupia Kopa. Przed nami Wzgórze św. Rocha, inaczej Krwawa Góra i kolejny kawałek historii tego regionu. Stoi tutaj kaplica św. Rocha, wzniesiona w latach 1661-66 jako wotum dziękczynne po ustaniu epidemii zarazy. W latach 1759 i 1779 miały tutaj miejsce krwawe bitwy prusko-austriackie, w trakcie tej pierwszej kaplica została spalona, odbudowano ją w latach 1765-68, powstała również droga krzyżowa, malownicze kapliczki wtopione w zieleń pobliskich łąk, ze szczytami Gór Opawskich i Jeseników w tle.
Biskupia Kopa czuwa nad spokojem okolicy…
Zlate Hory i cmentarz przy kościele:
Szerokie, spokojne przestrzenie, cisza i leniwa senność popołudnia, nawet psom nie chce się szczekać, prawie bezludne okolice… Przechodzimy skrajem wsi i chwilę później, nie wiedzieć kiedy (nawet pytam o to Opawskiego a On pokazuje palcem znak graniczny) znów jesteśmy w Polsce, w Jarnołtówku, przy tamie wzniesionej na Złotym Potoku przez Włochów w latach 1906-09 po wielkiej powodzi, która spustoszyła okolice. Niestety jakoś tak się stało, że nie mamy zdjęcia, może Dawid poratuje?
Niedaleko tamy, przy drodze stoi wiatka biwakowa, niestety już zagospodarowana a na wyposażeniu śpiący pan, zapewne zmęczony śmiertelnie po spożyciu zawartości szklanych opakowań walających się wokół przewróconej ławki. Kawałek dalej na drodze spotykamy kolejnego delikwenta śledzącego lokalne węże. No cóż, w końcu wolne, Święto Pracy, trza się napić! W samym Jarnołtówku, widać świeżo urządzone miejsce biwakowe z kominkiem, ławkami, stołami, parkingiem, rozważamy chwilę pozostanie tu na noc, jednak po spotkaniu lokalnych konsumentów szybko rezygnujemy. Przechodzimy przez wieś i wkraczamy z powrotem na szlak niebieski, „Przełomem Złotego Potoku”, aby wznieść się na Słoneczny Stok, gdzie znajduje się ponoć jedno z najpiękniejszych miejsc w Górach Opawskich – Skały Karolinki. Faktycznie jest tam pięknie. Wysoko zawieszone ponad Doliną Złotego Potoku łupkowe wychodnie skalne oferują malownicze widoki na samą dolinę i góry na horyzoncie a samo uroczysko obsadzone skarlałą roślinnością sprawia wrażenie, jakbyśmy byli gdzieś w wysokogórskiej krainie. Bardzo tu cicho i tajemniczo, naprawdę warto tutaj zajrzeć.
Zatoczyliśmy kółeczko prawie 18 km. Piękne te Góry Opawskie, niby podobne do Beskidów, a jednak zupełnie inne. Kończy się wycieczka na dzień dzisiejszy. Odstawiamy Opawskiego do domu, szkoda, że tak krótko… Dziękujemy Ci za ten wspólnie spędzony czas i wszystkie opowieści! Mamy nadzieję, że niedługo będzie okazja do następnego wspólnego wędrowania!
Dzięki Dawidowi mamy także fajną miejscówkę do nocowania, dzikie pole namiotowe niedaleko Pokrzywnej, ławeczki i paleniska, rozstawiamy zatem swój majdan, czyli namiot, tarp i grillowe oprzyrządowanie. Zapach kurczaka z grilla najwyraźniej przyciąga tubylców z daleka, bowiem na ucztę wieczorną wprasza się kot!
Mam trzy głowy,czyli długi czas naświetlania...
Niestety kurczak już zeżarty, więc musi zadowolić się mielonką, ale też poprzytulać się do nieznanych państwa nie zaszkodzi… Jesteśmy tu sami, ukryci od drogi poza drzewami i cicho tu, spokojnie, płonie ognisko, muzyka cicho gra i chyba czas na sen…
P.S. Dawid, dorzuć swoją relację tu poniżej i koniecznie zdjęcia, bo są piękne. Pozdrawiamy!
Dzień 1 – środa, 1 maja
Wyruszamy wcześnie rano. Samochód zapakowany gratami pęka w szwach. Pogoda jak na razie dopisuje, choć prognozy są różne – nie przeraża nas to, są plany także na wypadek niepogody. Obieramy kierunek na Prudnik. Drogi są prawie puste i dzięki temu bardzo dobrze się jedzie, dodatkowo trasę umilają wiosenne walory estetyczne – zieleń lasów i ogromne połacie kwitnącego rzepaku, tak jaskrawego, że aż kole w oczy. Szybko i sprawnie docieramy do Prudnika, gdzie czeka już na nas sam Opawski, który dzisiejszego dnia będzie naszym przewodnikiem po Górach Opawskich!
Jak miło się znowu spotkać. Tym razem na „Jego terenie”. Dziś w planie m.in. Biskupia Kopa, zajeżdżamy zatem do Pokrzywnej i u wylotu Cichej Doliny zostawiamy na parkingu samochód. Kilka minut marszu od parkingu, nad Bystrym Potokiem, znajduje się polana, gdzie stoi ołtarz polowy, kilka zadaszonych wiat, urządzone są miejsca pod ognisko – dobre miejsce na biwak.
Dalej niebieskim szlakiem, przez wściekle zielony bukowy las wiosenny do miejsca zwanego Piekiełko, wyrobiska dawnego kamieniołomu łupka ilastego używanego do krycia dachów. Biegnie tędy malownicza Gwarkowa Perć, z drabinką o kilkudziesięciu stopniach, która wyprowadza wzdłuż wysokiej skalnej ściany ponad wyrobisko i dalej biegnie szlak wiodący na Biskupią Kopę. Miejsce niezwykle urocze a gimnastyki na drabinkach to jest to, co tygryski lubią najbardziej (a paradoksalnie drabin nie znoszę).
Powyżej Gwarkowej Perci zmieniamy szlak na żółty. Dzień wolny, 1 maja, przy schronisku pod Biskupią mają być organizowane pokazy kowalstwa, rzeźby i koncert plenerowy, jest piękna pogoda a szczyt łatwo dostępny z każdej strony – jaki z tego morał? Pogłowie turystów jak na odpuście. Trudno, najważniejsze jest towarzystwo i dla nas z Darkiem przynajmniej możliwość odwiedzenia nowego, nieznanego miejsca. Bo Pan Dawid idzie na Biskupią już 13 raz tego roku Dzięki Jego szerokiej wiedzy dowiadujemy się wielu interesujących rzeczy, m.in. gdzie do niedawna stała stara leśniczówka albo dlaczego na szczycie Biskupiej stoi wciąż niedokończona budowa schroniska – ale może to już Opawski sam dopisze nam te ciekawostki do relacji, bo zrobi to pewnie lepiej i dokładniej?:)
Słońce praży w nos. Wychodzimy wyżej i oczom ukazuje się Srebrna Kopa z resztkami drzew na szczycie, zdewastowana przez kornika, niedługo potem sama bryła schroniska oraz coraz szersze widoki na Prudnik i okolice, szerokie przestrzenie usiane żółtymi pasami rzepaku. Widoczność nie należy do najlepszych, ale nie ma co wybrzydzać, i tak jest pięknie.
W schronisku czeskie piwko i lecimy dalej, na szczyt. Po drodze zbaczamy na moment z trasy na punkt widokowy.
Prudnik:
Jeszcze trochę do góry i za ostatnim zakrętem wyłania się z lasu charakterystyczna wieża widokowa z 1898 roku, doskonały punkt widokowy, dziś jednak są zbyt słabe warunki na oglądanie dalekich panoram. Pamiątkowe zdjęcie na szczycie i ósemka do KGP! Flaga forumowa niestety została w bałaganie w samochodzie, jest za to Gałgan.
Chwila odpoczynku w polsko-czeskim tyglu turystycznym, po czym ruszamy w dół, na czeską stronę, zielonym szlakiem, tajnymi ścieżkami Opawskiego. Strome zejście pięknym bukowym lasem ku widocznej daleko u stóp wiosce Zlate Hory.
Po drodze napotykamy przepiękne formacje skalne łupka, tzw. Mnichův kámen, Mnichowe Skałki, które faktycznie kształtem przypominają zgarbionych, zakapturzonych mnichów przyczajonych przy ścieżce w pięknym, szumiącym lesie.
Wychodzimy na łąki ponad Zlatymi Horami i zza pleców kłania nam się zdobyta godzinę temu Biskupia Kopa. Przed nami Wzgórze św. Rocha, inaczej Krwawa Góra i kolejny kawałek historii tego regionu. Stoi tutaj kaplica św. Rocha, wzniesiona w latach 1661-66 jako wotum dziękczynne po ustaniu epidemii zarazy. W latach 1759 i 1779 miały tutaj miejsce krwawe bitwy prusko-austriackie, w trakcie tej pierwszej kaplica została spalona, odbudowano ją w latach 1765-68, powstała również droga krzyżowa, malownicze kapliczki wtopione w zieleń pobliskich łąk, ze szczytami Gór Opawskich i Jeseników w tle.
Biskupia Kopa czuwa nad spokojem okolicy…
Zlate Hory i cmentarz przy kościele:
Szerokie, spokojne przestrzenie, cisza i leniwa senność popołudnia, nawet psom nie chce się szczekać, prawie bezludne okolice… Przechodzimy skrajem wsi i chwilę później, nie wiedzieć kiedy (nawet pytam o to Opawskiego a On pokazuje palcem znak graniczny) znów jesteśmy w Polsce, w Jarnołtówku, przy tamie wzniesionej na Złotym Potoku przez Włochów w latach 1906-09 po wielkiej powodzi, która spustoszyła okolice. Niestety jakoś tak się stało, że nie mamy zdjęcia, może Dawid poratuje?
Niedaleko tamy, przy drodze stoi wiatka biwakowa, niestety już zagospodarowana a na wyposażeniu śpiący pan, zapewne zmęczony śmiertelnie po spożyciu zawartości szklanych opakowań walających się wokół przewróconej ławki. Kawałek dalej na drodze spotykamy kolejnego delikwenta śledzącego lokalne węże. No cóż, w końcu wolne, Święto Pracy, trza się napić! W samym Jarnołtówku, widać świeżo urządzone miejsce biwakowe z kominkiem, ławkami, stołami, parkingiem, rozważamy chwilę pozostanie tu na noc, jednak po spotkaniu lokalnych konsumentów szybko rezygnujemy. Przechodzimy przez wieś i wkraczamy z powrotem na szlak niebieski, „Przełomem Złotego Potoku”, aby wznieść się na Słoneczny Stok, gdzie znajduje się ponoć jedno z najpiękniejszych miejsc w Górach Opawskich – Skały Karolinki. Faktycznie jest tam pięknie. Wysoko zawieszone ponad Doliną Złotego Potoku łupkowe wychodnie skalne oferują malownicze widoki na samą dolinę i góry na horyzoncie a samo uroczysko obsadzone skarlałą roślinnością sprawia wrażenie, jakbyśmy byli gdzieś w wysokogórskiej krainie. Bardzo tu cicho i tajemniczo, naprawdę warto tutaj zajrzeć.
Zatoczyliśmy kółeczko prawie 18 km. Piękne te Góry Opawskie, niby podobne do Beskidów, a jednak zupełnie inne. Kończy się wycieczka na dzień dzisiejszy. Odstawiamy Opawskiego do domu, szkoda, że tak krótko… Dziękujemy Ci za ten wspólnie spędzony czas i wszystkie opowieści! Mamy nadzieję, że niedługo będzie okazja do następnego wspólnego wędrowania!
Dzięki Dawidowi mamy także fajną miejscówkę do nocowania, dzikie pole namiotowe niedaleko Pokrzywnej, ławeczki i paleniska, rozstawiamy zatem swój majdan, czyli namiot, tarp i grillowe oprzyrządowanie. Zapach kurczaka z grilla najwyraźniej przyciąga tubylców z daleka, bowiem na ucztę wieczorną wprasza się kot!
Mam trzy głowy,czyli długi czas naświetlania...
Niestety kurczak już zeżarty, więc musi zadowolić się mielonką, ale też poprzytulać się do nieznanych państwa nie zaszkodzi… Jesteśmy tu sami, ukryci od drogi poza drzewami i cicho tu, spokojnie, płonie ognisko, muzyka cicho gra i chyba czas na sen…
P.S. Dawid, dorzuć swoją relację tu poniżej i koniecznie zdjęcia, bo są piękne. Pozdrawiamy!