Pogórze Kaczawskie (sztolnie i chatka w Raczycach)
: 2018-01-26, 17:15
Jeszcze za jasności docieramy do chatki w Raczycach. Chata jest zamknieta i aby w niej zanocowac trzeba sie skontaktowac z PTTK z Jawora, ktory za opłatą udostepnia klucze. Chata wyglada i działa na podobnych zasadach jak pobliska Marianówka czy Poganka z Grobli. Drewniany budynek z kominkiem i popielicami, zbiorówki do spania, brak pradu, bieżącej wody i białych obrusow, kibelek sławojka z widokiem na las. Asfaltu pod oknami rowniez brak. Zapach i klimat prawdziwego gorskiego schroniska, o jakie w naszych gorach ostatnio coraz trudniej. I dodatkowo - wolnosc. Nikt ci kaze zmieniac obuwia, nikt nie zabrania picia alkoholu czy nie wymusza ciszy nocnej. Robisz co chcesz. Wiadomo tylko, ze chata ma byc oddana posprzatana i jak cos zdemolujesz to ponosisz konsekwencje finansowe. Ale w przebieg imprezy nikt sie nie wtrąca. Pogorze Kaczawskie wiec “chatami stoi” co jest jedna z jego licznych zalet. Szkoda, ze taka forma noclegowa w innych rejonach jest znikoma i trudna do odnalezienia. Jesli ktos kojarzy podobne obiekty w innych gorach albo w nizinnych terenach Polski (ktore mozna wynająć na podobnych zasadach) bardzo bylabym wdzieczna za namiar)
W chacie nocujemy po raz drugi. Poprzednio trafilismy tu prawie 10 lat temu, zupelnym przypadkiem, chcac sprawdzic co to za “chatka” znaczona jest na mapie.
I wpadlismy akurat na wieczor kawalerski grupy z Jawora. Miła ekipa od razu nas zaprosila a jadła i napitku nie brakowało! Byl to poki co moj pierwszy (i ostatni) wieczor kawalerski w jakim uczestniczylam
Bohaterem wieczoru byl osiołek. Dmuchany. Rebeka dali mu na imie. Taki jak to bywaja lalki dla samotnych panów Klepniety w kuper wydawał radosny okrzyk “ihaaa”. Taki to prezent od kumpli dostał przyszly pan młody.
Wtedy spalismy w izbie biesiadnej - jako ze stryszek caly byl juz zajety.
W styczniowy czas okolica prezentuje sie duzo bardziej ponuro i melancholijnie. Nie ma zielonosci, płowosci, kwiatow i spiewu ptakow. Wszystko jest szaro- buro - białawe. Jak to w tę paskudną pore roku bywa. Ale atmosfera rownie wesoła jak niegdys unosiła sie w tym roku nad Pogórzem Kaczawskim!
Widok z okna na pagóry i lesniczowke- jeden z niewielu ocalalych budynkow dawnej wsi, ktora przed wojna byla znacznie wieksza.
Droga do chaty mija tez miejsce piknikowo- biwakowe.
Ekipa zjezdza sie do poznej nocy. Ostatecznie jest nas 13 sztuk. Chatkowe wieczory mijaja w blasku swiec, na graniu i wyciu do gitary, dokladaniu do kominka, pieczeniu kiełbasek i grzanek, degustacjach nalewek i marynatow.
Tylko na takich wyjazdach mozna sie dowiedziec co łączy kaszanke, marchewke i zywego chomika! Albo jak smakuje pizza cigaretta i czemu ryba pachła w Lubiniu. I jak prosto zmniejszych ilosc soli w kotletach!
Bohaterem wieczoru sa kiszone buraki Bikera - rzecz niby prosta ale w ogole nie znana szerszej publicznosci. Ja przynajmniej pierwszy raz mam okazje z nimi sie zapoznac. Cos pysznego! Spiewy, rozmowy, tance i wygłupy trwaja chyba do 4 rano.
-----------------------------(zdjecie Agnieszki)------------------------------------
-----------------------------(zdjecie Agnieszki)------------------------------------
-----------------------------(zdjecie Agnieszki)------------------------------------
-----------------------------(zdjecie Agnieszki)------------------------------------
W okolochatkowej okolicy kręcą sie dwa psy, chyba przyzwyczajone, ze turysci je dokarmiają. Ten wiekszy poczatkowo jest dosc agresywny- rzuca sie na mnie gdy ide w nocy do kibla. Swiatło czołowki na szczescie go nieco onieśmiela i poprzestaje na charczeniu i szczerzeniu kłów.. Potem do akcji wkracza Aga - miłosniczka wszelakiej zwierzyny. Pieski zostają nakarmione, wygłaskane i zahipnotyzowane na tyle, ze juz sa milusie i wiecej nie stwarzają problemow. W ogole Aga to wspaniały kompan na wszelakie eksploracje - dziewczyna ma w sobie taką moc, ze wściekłe brytany pilnujace roznych obiektow zmieniają sie w pluszowe zabawki.
Nasza noclegownia.
Taras o poranku.
Z racji dosc czestych wyjazdow w te okolice byłam pewna, ze najblizsze tereny mamy juz porzadnie zwiedzone i ciezko bedzie ułozyc jakas nowa trase! Jak bardzo byłam w błedzie!
Najpierw uderzamy do sztolni koło Męcinki. Tą pierwsza, przydrozna i zalaną juz odwiedzilismy w zeszlym roku. Rudolf ją zwą...
Teraz tuptamy dalej. Jest calkiem cieplo jak na ta pore roku, ale trafia sie sniezna zadymka!
Prawdziwi pątnicy podążają ku swemu przeznaczeniu!
-----------------------------(zdjecie Agnieszki)------------------------------------
Wsrod pagórów, urwisk i kamienistych gołoborzy, pachnących nieco starym kamieniołomem, odnajdujemy wejscie do sztolni. Tzn. zostajemy tam zaprowadzeni przez znawce lokalnych klimatow - sama w zyciu bym nie wpadła na to, w ktorą lisią jame nalezy zajrzec!
-----------------------------(zdjecie Agnieszki)------------------------------------
Sztolenka nie jest zbyt duza ale ma to swoje plusy np. nie trzeba sie martwic, ze sie zabłądzi
Sezonowi lokatorzy skalnych czelusci.
I stali mieszkancy, przynajmniej na okres zimowy.
Kaczawskie klimaty
Przemieszczajac sie w inny rejon oczywiscie trafiamy na ruiny. Stan obiektu prezentuje juz zdecydowanie “mocny rozpizdziel” ale fajna kafelke do lazienkowej kolekcji udaje sie znalezc
Kolejnych sztolni szukamy koło Stanisławowa. Krotki zimowy dzien ma sie juz ku koncowi, co powoduje miłe dla oka, cieple kolory okolicznych wzgorz.
W lesie napotykamy jakas dziwaczną konstrukcje - powieszone ubrania a zaraz obok sznurek z nanizanymi puszkami piwa. Albo pułapka albo wizja artystyczna
Pierwsza sztolnia jest zdecydowanie niebubowa- zbyt dlugi lot gwarantuje
Kolejną sztolenke zwą ponoc Borsuczą, jako ze takowy tam czasem pomieszkuje. Nie wiem czy jest goscinny - mysmy nie spotkali Pana Gospodarza
Niedaleko jeszcze jest takowa konstrukcja z wypływem rdzawej wody.
Ekipa w komplecie tzn. bez tych, ktorzy mają aparatowstręt.
W zapadajacym zmierzchu odwiedzamy jeszcze radiostacje na gorce Rosocha.
Pierwszy raz mam okazje zobaczyc tu niemieckie napisy. Sama nie znalazlam, tez musieli mi palcem pokazac
A wokol z kwikiem jezdzi kulig! Szkoda, ze nie zabralismy sanek - bysmy sie podczepili!
Wracamy do chatki aby kontynuowac biesiady i nocne rozmowy.
W chacie nocujemy po raz drugi. Poprzednio trafilismy tu prawie 10 lat temu, zupelnym przypadkiem, chcac sprawdzic co to za “chatka” znaczona jest na mapie.
I wpadlismy akurat na wieczor kawalerski grupy z Jawora. Miła ekipa od razu nas zaprosila a jadła i napitku nie brakowało! Byl to poki co moj pierwszy (i ostatni) wieczor kawalerski w jakim uczestniczylam
Bohaterem wieczoru byl osiołek. Dmuchany. Rebeka dali mu na imie. Taki jak to bywaja lalki dla samotnych panów Klepniety w kuper wydawał radosny okrzyk “ihaaa”. Taki to prezent od kumpli dostał przyszly pan młody.
Wtedy spalismy w izbie biesiadnej - jako ze stryszek caly byl juz zajety.
W styczniowy czas okolica prezentuje sie duzo bardziej ponuro i melancholijnie. Nie ma zielonosci, płowosci, kwiatow i spiewu ptakow. Wszystko jest szaro- buro - białawe. Jak to w tę paskudną pore roku bywa. Ale atmosfera rownie wesoła jak niegdys unosiła sie w tym roku nad Pogórzem Kaczawskim!
Widok z okna na pagóry i lesniczowke- jeden z niewielu ocalalych budynkow dawnej wsi, ktora przed wojna byla znacznie wieksza.
Droga do chaty mija tez miejsce piknikowo- biwakowe.
Ekipa zjezdza sie do poznej nocy. Ostatecznie jest nas 13 sztuk. Chatkowe wieczory mijaja w blasku swiec, na graniu i wyciu do gitary, dokladaniu do kominka, pieczeniu kiełbasek i grzanek, degustacjach nalewek i marynatow.
Tylko na takich wyjazdach mozna sie dowiedziec co łączy kaszanke, marchewke i zywego chomika! Albo jak smakuje pizza cigaretta i czemu ryba pachła w Lubiniu. I jak prosto zmniejszych ilosc soli w kotletach!
Bohaterem wieczoru sa kiszone buraki Bikera - rzecz niby prosta ale w ogole nie znana szerszej publicznosci. Ja przynajmniej pierwszy raz mam okazje z nimi sie zapoznac. Cos pysznego! Spiewy, rozmowy, tance i wygłupy trwaja chyba do 4 rano.
-----------------------------(zdjecie Agnieszki)------------------------------------
-----------------------------(zdjecie Agnieszki)------------------------------------
-----------------------------(zdjecie Agnieszki)------------------------------------
-----------------------------(zdjecie Agnieszki)------------------------------------
W okolochatkowej okolicy kręcą sie dwa psy, chyba przyzwyczajone, ze turysci je dokarmiają. Ten wiekszy poczatkowo jest dosc agresywny- rzuca sie na mnie gdy ide w nocy do kibla. Swiatło czołowki na szczescie go nieco onieśmiela i poprzestaje na charczeniu i szczerzeniu kłów.. Potem do akcji wkracza Aga - miłosniczka wszelakiej zwierzyny. Pieski zostają nakarmione, wygłaskane i zahipnotyzowane na tyle, ze juz sa milusie i wiecej nie stwarzają problemow. W ogole Aga to wspaniały kompan na wszelakie eksploracje - dziewczyna ma w sobie taką moc, ze wściekłe brytany pilnujace roznych obiektow zmieniają sie w pluszowe zabawki.
Nasza noclegownia.
Taras o poranku.
Z racji dosc czestych wyjazdow w te okolice byłam pewna, ze najblizsze tereny mamy juz porzadnie zwiedzone i ciezko bedzie ułozyc jakas nowa trase! Jak bardzo byłam w błedzie!
Najpierw uderzamy do sztolni koło Męcinki. Tą pierwsza, przydrozna i zalaną juz odwiedzilismy w zeszlym roku. Rudolf ją zwą...
Teraz tuptamy dalej. Jest calkiem cieplo jak na ta pore roku, ale trafia sie sniezna zadymka!
Prawdziwi pątnicy podążają ku swemu przeznaczeniu!
-----------------------------(zdjecie Agnieszki)------------------------------------
Wsrod pagórów, urwisk i kamienistych gołoborzy, pachnących nieco starym kamieniołomem, odnajdujemy wejscie do sztolni. Tzn. zostajemy tam zaprowadzeni przez znawce lokalnych klimatow - sama w zyciu bym nie wpadła na to, w ktorą lisią jame nalezy zajrzec!
-----------------------------(zdjecie Agnieszki)------------------------------------
Sztolenka nie jest zbyt duza ale ma to swoje plusy np. nie trzeba sie martwic, ze sie zabłądzi
Sezonowi lokatorzy skalnych czelusci.
I stali mieszkancy, przynajmniej na okres zimowy.
Kaczawskie klimaty
Przemieszczajac sie w inny rejon oczywiscie trafiamy na ruiny. Stan obiektu prezentuje juz zdecydowanie “mocny rozpizdziel” ale fajna kafelke do lazienkowej kolekcji udaje sie znalezc
Kolejnych sztolni szukamy koło Stanisławowa. Krotki zimowy dzien ma sie juz ku koncowi, co powoduje miłe dla oka, cieple kolory okolicznych wzgorz.
W lesie napotykamy jakas dziwaczną konstrukcje - powieszone ubrania a zaraz obok sznurek z nanizanymi puszkami piwa. Albo pułapka albo wizja artystyczna
Pierwsza sztolnia jest zdecydowanie niebubowa- zbyt dlugi lot gwarantuje
Kolejną sztolenke zwą ponoc Borsuczą, jako ze takowy tam czasem pomieszkuje. Nie wiem czy jest goscinny - mysmy nie spotkali Pana Gospodarza
Niedaleko jeszcze jest takowa konstrukcja z wypływem rdzawej wody.
Ekipa w komplecie tzn. bez tych, ktorzy mają aparatowstręt.
W zapadajacym zmierzchu odwiedzamy jeszcze radiostacje na gorce Rosocha.
Pierwszy raz mam okazje zobaczyc tu niemieckie napisy. Sama nie znalazlam, tez musieli mi palcem pokazac
A wokol z kwikiem jezdzi kulig! Szkoda, ze nie zabralismy sanek - bysmy sie podczepili!
Wracamy do chatki aby kontynuowac biesiady i nocne rozmowy.