Góry Orlickie - z Náchodu do Piekła

Relacje z Sudetów polskich i czeskich.
Awatar użytkownika
Pudelek
Posty: 8473
Rejestracja: 2013-07-08, 15:01
Lokalizacja: Oberschlesien

Góry Orlickie - z Náchodu do Piekła

Postautor: Pudelek » 2018-01-18, 19:24

W drugi dzień świąt bożonarodzeniowych znudziło mi się siedzenie w domu i postanowiłem znów ruszyć w Sudety. Podobnie jak w listopadzie wybrałem Góry Orlickie i wziąłem ze sobą Bastka, tyle, że tym razem ja siadłem za kółkiem.

Początek wyjazdu jest identyczny: przed Nysą obserwujemy pierwsze widoki na góry przy rozpoczynającym się dniu.
Obrazek

Kopulasty szczyt po lewej to oczywiście Kopa Biskupia oddalona o jakieś 35 kilometrów. W środku Příčný vrch, potem dalej w prawo Medvědí vrch i Orlik, a na samym końcu zachmurzony Pradziad, z którego wystaje tylko szczyt wieży.

Nagle zza horyzontu zaczyna wychodzić słońce... Cudo!
Obrazek
Obrazek
Obrazek

Kolejny postój fotograficzny za nową obwodnicą Nysy. Kolory nabrały już soczystości, a gdyby nie bezlistne drzewa, to można by pomyśleć, że mamy lato.
Obrazek

Ośnieżony szczyt to chyba Červená hora, na prawo Keprník i Šerák.
Obrazek
Obrazek

Po nacieszeniu się z daleka Jesionikami suniemy aż do granicy w Kudowie, gdzie dość dużo czasu zajmuje nam znalezienie czynnego kantoru. Przy okazji zauważam ciekawy pomnik z 1971 roku, symbolizujący przyjaźń harcersko-pionierską. Ciekawe jaki los go czeka?
Obrazek

Wjeżdżamy do Náchodu. Ruch cały czas jest minimalny. Parkujemy pod browarem, który też dzisiaj odpoczywa.
Obrazek

Ponieważ pora wczesna, to wpadamy na pomysł poszukania miejscowego piwa - w końcu lokalizacja zobowiązuje ;). No, ale łatwiej powiedzieć, trudniej to zrobić w dniu 26 grudnia... W mijanym małym sklepiku wybór niewielki. Zapuszczamy się nawet na dworzec, lecz wyjątkowo nie widać przy nim żadnej knajpy.
Obrazek

Przypadkowo odkrywamy otwarty przybytek na jednej z ulic za zaciemnionymi szybami - to całodobowy bar i salon gier w jednym. Mimo święta siedzi tam już sporo osób, zapewne stałych bywalców. W takim razie i my wychylamy Primatora :D.
Obrazek

Po nawodnieniu się ruszamy na zielony szlak, który niemal od razu gubimy na osiedlu. Na śliskich ulicach pustki, w tle pałac-zamek należący kiedyś do rodu Schaumburg-Lippe.
Obrazek

Podjazdy mają tu niezłe - nachylenie 14%!
Obrazek

Wkrótce wychodzimy na polanę, skąd dobrze widać całe miasto.
Obrazek
Obrazek

Ktoś buduje tu nowy dom w stylu "nowo-modernistycznym".
Obrazek

Nad nim hotel "Vyhlídka" i faktycznie jest to ostatnie miejsce, skąd rozciąga się widok na Náchod.
Obrazek

Lasem trawersujemy szczyt Roskoš. 587 metrów - to jeden z najwyższych punktów dzisiejszego dnia - nie w głowie nam ambitne wspinanie, chcemy tylko poszwendać się po nieznanych na miejscach, a ta część Orlickich do takich należy.
Obrazek

Po wycince widokowa przebitka w drugą stronę, prawdopodobnie Vrchmezí (Orlica).
Obrazek

Idąc szeroką polaną zastanawiamy się gdzie, u diabła, porwało śnieg?! Jedyne objawy grudnia to lekko przymarznięta ziemia.
Obrazek

Zza drzew wyłania się wieża - to pierwszy punkt postojowy dzisiejszego dnia. Jiráskova chata stanowiła połączenie schroniska z punktem widokowym. Stanowiła, bo obecnie to raczej zwykła restauracja pod którą można podjechać samochodem.
Obrazek

Pierwsze schronisko wybudował Klub Czeskich Turystów jeszcze w XIX wieku. W miarę rozwoju ruchu turystycznego stało się za małe i w latach 1921-23 powstało nowe, według projektu Dušana Jurkoviča. Ostatnio tak mam, że gdzie się pojawię, tam ciągle trafiam na jakieś dzieło genialnego Słowaka :).
Obrazek

Na ścianach kamienie z wyrytymi ofiarodawcami. Jest nawet Czechosłowacki Kościół Husycki. Jakoś sobie nie wyobrażam darowizn Kk w Polsce na budowę schroniska...
Obrazek

W środku sporo osób, ale znajdujemy wolny stolik. Zamawiamy po piwku i czosnkowej. Piwo smaczne (choć zawsze żałuję, że wśród lanego Primatora nigdy nie ma jego najlepszych produktów, tzn. pszenicznego i Pale Ale), zupa przeciętna, bardziej wywar. Klimatu górskiego nie czuć...
Obrazek

Na dworze pogoda zaczyna się psuć - często to norma, że rano jest super, a im później, tym gorzej.

Oglądamy pobliski Pomnik Poległych z obu wojen.
Obrazek

Widoki i nadciągające chmury. A nawet resztka śniegu!
Obrazek
Obrazek

Znowu Orlica (Vrchmezí), na prawo Velká Deštná, najwyższy szczyt Orlickich, na którym byliśmy miesiąc wcześniej. Odległość od nich - 13-18 kilometrów.

Inne pagórki zamulone światłem...
Obrazek

Natomiast tuż przed nami znajduje się wioska Dobrošov (Dobroschau), formalnie dzielnica Náchodu. Znana jest ona przede wszystkim jako miejsce wybudowania grupy warownej schronów (twierdzy artyleryjskiej) o takiej samej nazwie.
Obrazek

I my chcemy zobaczyć część czechosłowackich umocnień, więc kierujemy się w jej stronę. Mijamy sporo starych domów, nieśmiertelne maszyny i groźne owce.
Obrazek
Obrazek
Obrazek

Na końcu łąki widać schron Jeřáb, który jednak nam nie po drodze.
Obrazek

Bliżej stoi ciekawy obiekt Můstek. Podobnie jak pozostałe z grupy wybudowany w IV, najwyższej klasie odporności. Miało w nim stacjonować 40 żołnierzy. Nie dokończony, w czasie wojny Wehrmacht ćwiczył na nim strzelanie, więc ściany są częściowo zniszczone.
Obrazek
Obrazek

Po dachu można się przejść i popatrzeć na okolicę.
Obrazek
Obrazek

W dole kolejny potężny bunkier - N S-75 Zelený, największy w twierdzy. Jego betonowanie zaczęto późno, bo dopiero we wrześniu 1938 roku. Główną bronią miały być trzy szybkostrzelne haubice o zasięgu 12 kilometrów.
Obrazek
Obrazek

Obiekt był dwupoziomowy - na dolnym piętrze znajdowały się magazyny amunicji. Z górnym łączyły go m.in. dwie elektryczne windy. Zastosować miano różne nowinki - np. wystrzelone łuski spadały do hermetycznych komór w dole.
Obrazek
Obrazek

Kawałek dalej, na skraju polany, są jeszcze pozostałości mniejszego bunkra.

Żaden z nich nie został ukończony do października 1938 roku, a w czasie kryzysu sudeckiego zdołano obsadzić jedynie Jeřáb (całość załogi przyszłej twierdzy planowano na ponad pięćset żołnierzy).

Od razu przypomniała mi się rozmowa z listopada, gdy w Masarykovej chacie jakaś pani z Polski przekonywała, że Czesi powinni się bronić nawet w umocnieniach będących w trakcie budowy. I że Czechosłowacja "miała najnowocześniejsze wojsko w Europie". Nie wiem skąd biorą się takie opinie, natomiast zainteresowanym polecam sięgnąć chociażby do niedawnego artykułu w jednym z branżowych czasopism pt.: "Przedwojenna Czechosłowacja - papierowy tygrys".

Z informacji praktycznych: w okresie "ciepłym" schrony można zwiedzać. Trzeba będzie tu wrócić!

Przez Dobrošov schodzimy w dół na południe. W centrum stoi kapliczka z prawosławnym krzyżem, którą wystawili husyci.
Obrazek
Obrazek

Niebieski szlak mija m.in. bezimienną osadę domków letniskowych.
Obrazek

W lesie na chwilę wraca słońce, serwując nam spektakl światła między drzewami.
Obrazek
Obrazek

Po dojściu do potoku Olešenka (Alscherbach) odbijamy na zachód. Tu klimat znacznie bardziej mroczny, na niewielkiej wysokości unosi się mgła. Tylko czekać, aż jacyś zbóje wyskoczą...
Obrazek

Widać zabudowania. To osada Peklo - kilka budynków zagubionych wśród lasów. Jeden z nich jest szczególnie ładny!
Obrazek

Bartoňova útulna to dawny młyn, który przebudowano na początku XX wieku na restaurację. Styl budynku wydaje się znajomy, bo znów okazało się, iż firmował go Dušan Jurkovič :D!
Obrazek
Obrazek

Zanim wejdziemy do środka oglądamy jeszcze kryty drewniany mostek. To młoda konstrukcja z 2006 roku - ciekawe jak przedtem przekraczano rzekę?
Obrazek
Obrazek

W powietrzu czuć dym - w baraku na brzegu ktoś urządził wędzarnię.
Obrazek

Wracamy do restauracji. Wewnątrz zachowały się resztki wyposażenia z czasów, gdy budynek pełnił funkcję młyna.

Siadamy wygodnie, otwieramy menu. A tam m.in. bigos! Czesi jedzą takie coś? Po dalszym studiowaniu pozycji wychodzi, że to jakaś kombinowana kuchnia. Wkrótce zagadka się wyjaśnia: obsługa mówi do siebie po polsku. Okazuje się, iż po remoncie lokal przejęli ludzie z Wrocławia i serwują tu polskie jedzenie.

Póki co dalej gadam do babki po czesku i dopiero po chwili odkrywa, że nie jesteśmy miejscowymi.

- A ja się produkowałam po czesku! - woła. Sytuacja jest zabawna, bo jej towarzysz (mąż?) w języku Pepików nie mówi w ogóle, więc odbieranie zamówień zajmuje sporo czasu :P.
Obrazek

- Ooo, Polacy - mówi facet, podsłuchując moją rozmowę z Bastkiem.
- Z Polski - odpowiadam, nie wnikając w szczegóły narodowościowe.
- Jak miło posłuchać ojczystego języka!
- A co, rzadko się tutaj zdarza?
- Rzadko.
- No bo to przecież zadupie - wypalam, a Bastek wybucha śmiechem :D.
- Ale znane - zaznacza tamten.
Może i znane, choć pierwszy raz przeczytałem o nim przed samym wyjazdem studiując mapę. Na pewno wiosną i latem okolica będzie przyciągała więcej ludzi.

Na obiad zamawiam coś, co okazuje się plackiem po węgiersku. Bardzo smacznym. Natomiast po jedzeniu daremnie czekamy, aż ktoś do nas z obsługi podejdzie: ani spytać się, czy jeszcze czegoś nie chcemy, ani zabrać brudnych talerzy. Po prostu olewka. Zapłacić też musieliśmy pójść do baru.
Obrazek

Serwis zdecydowanie do poprawy, tym bardziej, że w Czechach kelner kręcący się wokół klienta to raczej norma, a nie wyjątek. No i pracownik nie znający miejscowego języka też pewnie będzie niektórych drażnił... Czy to nie był skok na zbyt głęboką wodę dla Wrocławian?

Na zewnątrz zapadł już zmrok.
Obrazek

Jesteśmy w dolince, więc musimy się teraz wspinać. Przez las, łąki, uśpioną wioskę Jizbice (Jisbitz), gdzie mijamy nieczynną knajpę.
Obrazek

Następnie znów podchodzimy pod Jiráskovą chatę, którą za jakieś pół godziny będą zamykać. Po krótkim wahaniu rezygnujemy z postoju i kierujemy się na Náchod. Przy okazji odwiedzamy Amerikę, bo taką nazwę nosi jeden z przecinanych przysiółków.
Obrazek

Po godzinie 18-tej meldujemy się obok samochodu. Przeszliśmy nieco ponad 20 kilometrów - nie były to imponujące górki, ale zawsze coś ciekawego. Z drugiej strony zegarek wykazał, że i tak mieliśmy około 900 metrów podejścia i zejścia ;).
Awatar użytkownika
Piotrek
Posty: 10966
Rejestracja: 2013-07-06, 21:45
Lokalizacja: Żywiec-Sienna
Kontakt:

Postautor: Piotrek » 2018-01-18, 21:21

W drugi dzień świąt bożonarodzeniowych

A tu patrząc na zdjęcia chciało by się powiedzieć "wiosna panie sierżancie" :rol
Ale za to wschód słońca bajerancko wyszedł, bardzo ładne ujęcia.
gar
Posty: 843
Rejestracja: 2016-01-06, 20:46
Lokalizacja: Orzegów

Postautor: gar » 2018-01-18, 22:52

Budowle Jurkovicia świetne. Nie wiedziałem, że takowe stoją w Sudetach tak blisko granicy z Polską.

Kto jest online

Użytkownicy przeglądający to forum: Obecnie na forum nie ma żadnego zarejestrowanego użytkownika i 30 gości