Izery w szumie strumieni, potoków i grzmiącej Izery.
: 2017-07-14, 08:12
Wszystko się zaczęło z dwa albo i trzy lata temu. Kolega wspomina o pociągu, który wyjeżdża w nocy, by nad ranem dotrzeć do Szklarskiej P. Planujemy wtedy Karkonosze na weekend tym pociągiem. Jak zwykle plany nie wypaliły. Rok temu oglądając relację Geostrady Włodarza, spodoba mi się odcinek o Izerach. Znów dwa podejścia do wyjazdu się spalają...no cóż. W tym roku znów okazuje się, że żona ma o tydzień dłuższy urlop. No i zaczyna mi świtać pomysł...
Zamawiam mapę. Trzy miesiące wcześniej zaczynam planować. Wygląda to nawet tak:
Przychodzi czerwiec, zaczynamy urlop. W ciągu trzech tygodni odwiedzę Mazury, Beskid Żywiecki, Małą Fatrę, oraz Izery. W sumie na liczniku już mam ponad 2400km, a jeszcze odebrać dziewczyny muszę...
Dzień Pierwszy.
Rano do pracy (pobudka przed 5), potem jem obiad, dopakowuje plecak i wsiadam w auto po 15tej. Plan miałem aby dotrzeć do Szklarskiej Poręby na 18.30-19.00, jednak zwężka na A4 i ciężarówka, której zabrakło paliwa (podana wiadomość w radiu), powodują korek na ok godziny. Omijam ten fragment jadąc przez Opole.Mijam pogórze Kaczawskie (już mi się podoba ) ), ale przede mną robi się czarno. Do Jeleniej G. wjeżdżam w potężnej ulewie. Pierwsze wątpliwości...Jednak gdy do Szklarskiej docieram chwilę przed 20tą, to jest już po ulewie. (Gdybym dotarł godzinę wcześniej, to bym siedział w aucie czekając aż przestanie padać...)
Pierwsze widoki:
Ruszam czerwonym szlakiem w kierunku Wysokiego Kamienia. Wchodzę w pierwszy las, mijam zabudowania, pierwszą wiatę (do noclegu się moim zdaniem nie nadaje):
i docieram pod bufet (bo jak można nazwać schroniskiem coś co nie udziela noclegów, schronienia?) na Wysokim Kamieniu. Oglądam widoki:
Jest 21. Wieje zimny wiatr, ja jestem przemoczony z spadającej wody z drzew i potoków płynących ścieżkami, więc się ubieram, wrzucam 30kilo plecaka i ruszam dalej...
Marzyło mi się obejrzenie Kopalni Stanisław w świetle zachodzącego słońca...no cóż przed 22gą to już za dużo światła nie ma, ja już powoli czuje cały dzień. Robię dwa, trzy ostatnie zdjęcia na dziś i szukam wiaty. Tu też spotykam pierwsze grupy ludzi, chyba harcerzy.
Schodzę drogą i zaczynam w pewnym momencie się martwić, że pominąłem odbicie czerwonego szlaku. Zdejmuje plecak, wyjmuje czołówkę i jedyny raz w telefonie sprawdzam gdzie jestem. Okazuje się, że zostało kilka kroków i jest, szlak odbija. Ruszam ostatnie metry...w końcu o 22.15 docieram do wiaty...pod Wysoką Kopą.
Dzisiejsze podsumowanie. 8,1km w nogach 598m przewyższeń i 230 w dół.
Zamawiam mapę. Trzy miesiące wcześniej zaczynam planować. Wygląda to nawet tak:
Przychodzi czerwiec, zaczynamy urlop. W ciągu trzech tygodni odwiedzę Mazury, Beskid Żywiecki, Małą Fatrę, oraz Izery. W sumie na liczniku już mam ponad 2400km, a jeszcze odebrać dziewczyny muszę...
Dzień Pierwszy.
Rano do pracy (pobudka przed 5), potem jem obiad, dopakowuje plecak i wsiadam w auto po 15tej. Plan miałem aby dotrzeć do Szklarskiej Poręby na 18.30-19.00, jednak zwężka na A4 i ciężarówka, której zabrakło paliwa (podana wiadomość w radiu), powodują korek na ok godziny. Omijam ten fragment jadąc przez Opole.Mijam pogórze Kaczawskie (już mi się podoba ) ), ale przede mną robi się czarno. Do Jeleniej G. wjeżdżam w potężnej ulewie. Pierwsze wątpliwości...Jednak gdy do Szklarskiej docieram chwilę przed 20tą, to jest już po ulewie. (Gdybym dotarł godzinę wcześniej, to bym siedział w aucie czekając aż przestanie padać...)
Pierwsze widoki:
Ruszam czerwonym szlakiem w kierunku Wysokiego Kamienia. Wchodzę w pierwszy las, mijam zabudowania, pierwszą wiatę (do noclegu się moim zdaniem nie nadaje):
i docieram pod bufet (bo jak można nazwać schroniskiem coś co nie udziela noclegów, schronienia?) na Wysokim Kamieniu. Oglądam widoki:
Jest 21. Wieje zimny wiatr, ja jestem przemoczony z spadającej wody z drzew i potoków płynących ścieżkami, więc się ubieram, wrzucam 30kilo plecaka i ruszam dalej...
Marzyło mi się obejrzenie Kopalni Stanisław w świetle zachodzącego słońca...no cóż przed 22gą to już za dużo światła nie ma, ja już powoli czuje cały dzień. Robię dwa, trzy ostatnie zdjęcia na dziś i szukam wiaty. Tu też spotykam pierwsze grupy ludzi, chyba harcerzy.
Schodzę drogą i zaczynam w pewnym momencie się martwić, że pominąłem odbicie czerwonego szlaku. Zdejmuje plecak, wyjmuje czołówkę i jedyny raz w telefonie sprawdzam gdzie jestem. Okazuje się, że zostało kilka kroków i jest, szlak odbija. Ruszam ostatnie metry...w końcu o 22.15 docieram do wiaty...pod Wysoką Kopą.
Dzisiejsze podsumowanie. 8,1km w nogach 598m przewyższeń i 230 w dół.