23.01.2016 - Nocne zdobywanie Śnieżnika
: 2016-02-08, 16:21
Miał to być z założenia wypad na wschód słońca i uchwycenie Karpat z kopuły szczytowej Śnieżnika. Niestety aura zdecydowała po raz kolejny, że nam w tym przeszkodzi
Decyzję o tym wyjeździe podejmujemy zaledwie kilka godzin wcześniej. Prognozy zapowiadały załamanie pogody z rana i dlatego też decydujemy o bardzo wczesnym starcie aby choć odrobinę wykorzystać warunki i wykonać trochę nocnych strzałów ze szlaku i ze szczytu. Artur musi jednak dojechać do mnie z Wrocławia. Zabiera ze sobą swojego wujka. Jedziemy przez Kłodzko i po północy docieramy na parking w Kletnie.
Pogoda wymarzona. Księżyc niemal w pełni i w sumie nie potrzebna jest czołówka by wędrować szlakiem. Całą drogę robimy zdjęcia. Czasami bawię się lampką
Podążamy szlakiem żółtym. Im jesteśmy wyżej, tym sceneria piękniejsza. Jednak ponad naszymi głowami słychać jak tam w górze wyje silny wiatr - zwiastun zmiany pogody.
Końcówka do schroniska na hali pod Śnieżnikiem po ładnie wyratrakowanej trasie dla narciarzy biegowych. Wychodząc na halę pod Śnieżnikiem uderza w nas mocny podmuch bardzo zimnego wiatru.
Kilka zdjęć schroniska i jego otoczenia i idziemy na szczyt. Miejscami są nawiane metrowej wysokości zaspy. W lesie jesteśmy już odrobinę osłonięci od podmuchów wiatru i jest nawet całkiem przyjemnie.
Zbliżając się do kopuły szczytowej. Las rzednie, a co za tym idzie wzmagają się ponownie podmuchy wiatru i odczuwalna temperatura jest znacznie niższa od tej rzeczywistej. Grube rękawice niewiele pomagają i palce rąk strasznie marzną. Widoki są ładne, ale widać że za chwilę pogoda się zmieni.
Łudziłem się jeszcze, że może to wszytko wytrzyma choć tak do świtu, ale nie, nie tym razem... Na szczycie udaje mi się wykonać zaledwie kilka zdjęć gdy pierwsze obłoki zaczynają się przewalać przez wierzchołek.
Wilgotność powietrza spada, a co za tym idzie na obiektywach zaczyna się osadzać szadź. Ciągłe zabiegi czyszczenia przedniej soczewki powodują tylko to, że palce coraz bardziej marzną i człowiek bardzo koślawo wykonuje nawet najprostsze ruchy. Próbujemy się gdzieś schować przed podmuchami wiatru, ale jest to daremne tam na szczycie i wie to każdy kto kiedyś odwiedził Śnieżnik. Wiemy też, że ze wschodu słońca już nic nie będzie. Decydujemy o ewakuacji do schroniska.
Przy okazji testujemy swój sprzęt w trudnych warunkach atmosferycznych
W schronisku spędzamy niemal 5 godzin. Kilka razy kontrolujemy warunki na zewnątrz, ale nie ma niestety żadnej perspektywy na to iż się poprawi. Po śniadaniu decydujemy o zejściu na dół na parking. Jednak by ta wycieczka miała jakiś większy sens schodzimy szlakiem niebieskim.
Na odkrytej przestrzeni ścieżka zasypana śniegiem sięgającym powyżej kolan. Pokonujemy kilka trudniejszych odcinków. Za to w lesie idzie się już całkiem fajnie.
Zaczyna padać śnieg. Próbujemy urozmaicić sobie jakoś wycieczkę. Opady coraz bardziej się nasilają.
Docieramy do trasy narciarskiej na biegówki. I wiecie co ? Chyba przez ostatnie dwa dni żaden narciarz tędy nie przejechał. Co prawda niemal na samym dole mijają nas dwie kobiety w średnim wieku, ale to tyle. U naszych południowych sąsiadów taka frekwencja byłoby nie do pomyślenia
Pogoda niezmienna do samego końca. Na parking docieramy około 12:30.
Po tym wypadzie pozostał jednak spory niedosyt(po raz kolejny zresztą). Jednak nocny spacer pod niebem pełnym gwiazd trochę nam zbalansował to niezadowolenie
Cała galeria dostępna pod adresem:
http://plus.google.com/u/0/117901767401578298989/posts/ZJSNXrca46n?pid=6247539398337440818&oid=117901767401578298989
Decyzję o tym wyjeździe podejmujemy zaledwie kilka godzin wcześniej. Prognozy zapowiadały załamanie pogody z rana i dlatego też decydujemy o bardzo wczesnym starcie aby choć odrobinę wykorzystać warunki i wykonać trochę nocnych strzałów ze szlaku i ze szczytu. Artur musi jednak dojechać do mnie z Wrocławia. Zabiera ze sobą swojego wujka. Jedziemy przez Kłodzko i po północy docieramy na parking w Kletnie.
Pogoda wymarzona. Księżyc niemal w pełni i w sumie nie potrzebna jest czołówka by wędrować szlakiem. Całą drogę robimy zdjęcia. Czasami bawię się lampką
Podążamy szlakiem żółtym. Im jesteśmy wyżej, tym sceneria piękniejsza. Jednak ponad naszymi głowami słychać jak tam w górze wyje silny wiatr - zwiastun zmiany pogody.
Końcówka do schroniska na hali pod Śnieżnikiem po ładnie wyratrakowanej trasie dla narciarzy biegowych. Wychodząc na halę pod Śnieżnikiem uderza w nas mocny podmuch bardzo zimnego wiatru.
Kilka zdjęć schroniska i jego otoczenia i idziemy na szczyt. Miejscami są nawiane metrowej wysokości zaspy. W lesie jesteśmy już odrobinę osłonięci od podmuchów wiatru i jest nawet całkiem przyjemnie.
Zbliżając się do kopuły szczytowej. Las rzednie, a co za tym idzie wzmagają się ponownie podmuchy wiatru i odczuwalna temperatura jest znacznie niższa od tej rzeczywistej. Grube rękawice niewiele pomagają i palce rąk strasznie marzną. Widoki są ładne, ale widać że za chwilę pogoda się zmieni.
Łudziłem się jeszcze, że może to wszytko wytrzyma choć tak do świtu, ale nie, nie tym razem... Na szczycie udaje mi się wykonać zaledwie kilka zdjęć gdy pierwsze obłoki zaczynają się przewalać przez wierzchołek.
Wilgotność powietrza spada, a co za tym idzie na obiektywach zaczyna się osadzać szadź. Ciągłe zabiegi czyszczenia przedniej soczewki powodują tylko to, że palce coraz bardziej marzną i człowiek bardzo koślawo wykonuje nawet najprostsze ruchy. Próbujemy się gdzieś schować przed podmuchami wiatru, ale jest to daremne tam na szczycie i wie to każdy kto kiedyś odwiedził Śnieżnik. Wiemy też, że ze wschodu słońca już nic nie będzie. Decydujemy o ewakuacji do schroniska.
Przy okazji testujemy swój sprzęt w trudnych warunkach atmosferycznych
W schronisku spędzamy niemal 5 godzin. Kilka razy kontrolujemy warunki na zewnątrz, ale nie ma niestety żadnej perspektywy na to iż się poprawi. Po śniadaniu decydujemy o zejściu na dół na parking. Jednak by ta wycieczka miała jakiś większy sens schodzimy szlakiem niebieskim.
Na odkrytej przestrzeni ścieżka zasypana śniegiem sięgającym powyżej kolan. Pokonujemy kilka trudniejszych odcinków. Za to w lesie idzie się już całkiem fajnie.
Zaczyna padać śnieg. Próbujemy urozmaicić sobie jakoś wycieczkę. Opady coraz bardziej się nasilają.
Docieramy do trasy narciarskiej na biegówki. I wiecie co ? Chyba przez ostatnie dwa dni żaden narciarz tędy nie przejechał. Co prawda niemal na samym dole mijają nas dwie kobiety w średnim wieku, ale to tyle. U naszych południowych sąsiadów taka frekwencja byłoby nie do pomyślenia
Pogoda niezmienna do samego końca. Na parking docieramy około 12:30.
Po tym wypadzie pozostał jednak spory niedosyt(po raz kolejny zresztą). Jednak nocny spacer pod niebem pełnym gwiazd trochę nam zbalansował to niezadowolenie
Cała galeria dostępna pod adresem:
http://plus.google.com/u/0/117901767401578298989/posts/ZJSNXrca46n?pid=6247539398337440818&oid=117901767401578298989