Masyw Ślęży - zlot forum sudeckiego
: 2015-03-02, 18:33
W ubiegły weekend w Masywie Ślęży odbył się zlot forum sudeckiego, w którym nie zabrakło i osób udzielających się tutaj Dla niektórych (ale kogo - to tajemnica ), to była to pierwsza wizyta w Sudetach (choć to Przedgórze Sudeckie, a nie pasmo właściwie, ale co tam... ). Jak było - będzie poniżej.
Spotykamy się z częścią ekipy na dworcu autobusowym we Wrocławiu w piątkowe popołudnie - i niemal od razu ujawnia się licho, zapewne sprowokowane przez Sebę, który kracze, że coś się zepsuje, nie pojedzie albo inne takie tam... Na dworcu ciężko znaleźć rozpiskę aktualnych odjazdów, bo jest tylko rozpiska... przyszłych. Idziemy więc na peron, który okazuje się niewłaściwy (bo przyszły) i dopiero po pół godzinie Seba odcyfrowuje mamrotanie kogoś przez głośnik, że coś dla nas jedzie z innego peronu. Co najmniej jeden autobus nam przepadł, ale dobrze, że jest drugi
W Sobótce (Zobten) usiłujemy odnaleźć jakiś lokal - niestety, gastronomią miejscowość nie grzeszy, a w ogóle wygląda na wpół wymarłą (w końcu to piątek wieczór). Tylko przy rynku coś działa - restauracja i pizzeria, żadna w naszym klimacie. Ostatecznie siadamy w pizzerii.
Jedzenie nawet smaczne, choć Karolina zamawiając zupę pomidorową dostała... keczup na talerzu
Z rynku do Domu Turysty pod Wieżycą jest ze 2 kilometry, więc docieramy tam szybko. W jadalni jest już cała grupa, wkrótce pojawiają się jeszcze następni.
Jest oczywiście uroczyste odśpiewanie hymnu
Po przenosinach do pokoi największym powodzeniem cieszy się osobnik czworonożny...
...choć i przedtem był noszony na rękach
Sobotnia pobudka jest, jak na zlot, dość wczesna - po 9-tej wychodzimy pierwsi z budynku. Można za jasnego spojrzeć na obiekt wybudowany w 1927 roku jako Blücherbaude, aby nieco odciążyć schronisko na Ślęży.
Gdy byłem tutaj w 2008 roku obiekt był biały i ogólnie mało sympatyczny - na szczęście to się zmieniło.
Złazimy w dół tak jak tutaj przyszliśmy... Sobótka w słońcu, ale widoczność słaba.
Mijamy starożytną rzeźbę kultową - Mnicha (Mönch), który kiedyś stał zupełnie gdzie indziej.
Dochodzimy do przystanku autobusowego - i w tym momencie licho objawia się w postaci starszego faceta, który mówi nam, że stamtąd nic nie pojedzie! Po chwili zjawia się jednak bus, ale ma tabliczkę "Sobótka Zachodnia", a nie "Przełęcz Tąpadła"... zdezorientowani lichem nie wchodzimy i okazuje się, że to jednak był nasz niedoszły transport!
Nie pozostaje nam nic innego, jak kląć w niebogłosy i ruszyć z buta.
Razem z Kamką i Iwoną, które dołaczyły do nas na przystanku, dochodzimy do nieodległych Strzegomian (Striegelmühle). Czekamy tam na kolejnym przystanku na bus, który był w rozkładzie jazdy przyklejonym w Sobótce. Oczywiście nic się nie pojawia...
Dzielimy się na trzy grupy, aby łatwiej złapać stopa. Nasza trójka, czyli Eco, Inez i autor tekstu, idziemy jako ostatni, podziwiając miejscową architekturę.
Jest dawna szkoła (lub pastorówka).
Zabytkowy spichlerz z XVIII wieku, część folwarku.
Za wsią łapiemy stopa i mijamy dwie pozostałe grupy - żeby jednak nie było idealnie, stop dowozi nas za daleko: do Sulistrowiczek, zamiast Sulistrowic. No cóż, przy tych nazwach łatwo się pomylić. Musimy się zatem cofnąć o jakieś dwa kilometry - podziwiamy Ośrodek Wypoczynku Weekendowego...
...i Zalew Sulistrowicki ze spuszczoną w 2013 wodą (podmyła wał zapory i nie ma kasy na jego remont). A Ślęża w chmurach.
W Sulistrowicach (Gross Silsterwitz, od 1937 Senkenberg) znajduje się baro-sklep. To nasz główny punkt posiłkowy
Mimo, że musieliśmy się cofnąć i tak dotarliśmy pierwsi - dwie pozostałe grupy złapać stopa nie dały rady W środku jedzenie smaczne, ceny dobre i tylko gospodarz jakiś taki zafuczały...
Z Sulistrowic ponownie do Sulistrowiczek (Klein Silsterwitz, od 1937 Silingtal). Język można połamać.
Miał tu być otwarty sklep, jest zamknięty. Ogólnie miejscowość wygląda na mocno zapuszczoną.
Najciekawsze są ruiny parku Wenecja - powstał on na początku XX wieku jako część uzdrowiska przy Potoku Sulistrowickim. Obecnie jest zdziczały, ogrodzenie rozebrano, ale ocalały m.in. zabytkowe bramy, w które wmurowano elementy pochodzące z nagrobka rodziny von Schönaich-Carolath ze Słupic (Schlaupitz).
Są też dawne kaskady.
Za parkiem wchodzimy na szlak... kieliszkowy.
Po drodze rezerwat Łąka Sulistrowicka...
Rozpoczyna się górska część trasy - w górę, w dół, w kierunku Raduni (Geiersberg).
Licho jednak nie odpuszcza - jakiś czas temu zmieniono przebieg szlaku, nie wchodzi on już na szczyt, więc Radunię nieco nieświadomie mijamy... dobrze, że jest chociaż widok na Ślężę.
Szukamy jakiegoś miejsca na popas - skoro Radunia odpada, najbliższa jest przełęcz Tąpadła. Naszym oczom ukazuje się samochodowy horror!
Za drogą jest jednak teren "rekreacyjny" z dużą ilością wiat i ławek, siadamy więc w końcu tam, prawie zmuszając do tego Ecowarriora
Potem grupa się rozdziela - część osób idzie czarnym szlakiem pod Wieżycę, a większość na szczyt Ślęży (kilka osób jeszcze tam nie było). Wkrótce pojawia się śnieg...
Przy byłym schronisku kręci się nieco (za dużo) osób...
Odwiedzamy też wieżę widokową, gdzie drabina jest mocno... niepokojąca
Fotka z faną...
...i zejście oblodzonym szlakiem do Wieżycy, w zapadających ciemnościach; kilka osób uczciło to polowaniem na zające.
W schronisku nowe gęby i ognisko.
W niedzielę rano znowu podział - większość z buta, a pozostali autem jadą do Sobótki-Górki (Gorkau) w okolice dawnego browaru.
Browar działał do 1997 roku. Obecnie w dzielnicy istnieje nowy, rzemieślniczy, ale w okolicy jego produkty są ciężko osiągalne. Za to przy dawnym stawie browarnianym stoi knajpa, polecana m.in. przez Bubę. No to siadamy.
Knajpa specjalizuje się w rybach, więc ja tutaj nie podjem. Atmosfera lokalu jest trochę dziwna, np. właściciel po jakimś czasie mówi, że musimy wyjść z psem, bo w środku jest... za mało miejsca! W ramach podziękowania Misiek daje koncert przywiązany do drzewa
Plusem są pamiątki po dawnym browarze.
Część piesza ekipy dochodzi, konsumuje i zbieramy się powoli do domów. Oczywiście, nie bez problemów, bo autobus z Górek akurat teraz nie jedzie do Wrocka, tylko... na Tąpadła Padające deszcz potwierdza nastrój pożegnania...
Cała galeria:
https://picasaweb.google.com/1103445063 ... otSudecki#
Spotykamy się z częścią ekipy na dworcu autobusowym we Wrocławiu w piątkowe popołudnie - i niemal od razu ujawnia się licho, zapewne sprowokowane przez Sebę, który kracze, że coś się zepsuje, nie pojedzie albo inne takie tam... Na dworcu ciężko znaleźć rozpiskę aktualnych odjazdów, bo jest tylko rozpiska... przyszłych. Idziemy więc na peron, który okazuje się niewłaściwy (bo przyszły) i dopiero po pół godzinie Seba odcyfrowuje mamrotanie kogoś przez głośnik, że coś dla nas jedzie z innego peronu. Co najmniej jeden autobus nam przepadł, ale dobrze, że jest drugi
W Sobótce (Zobten) usiłujemy odnaleźć jakiś lokal - niestety, gastronomią miejscowość nie grzeszy, a w ogóle wygląda na wpół wymarłą (w końcu to piątek wieczór). Tylko przy rynku coś działa - restauracja i pizzeria, żadna w naszym klimacie. Ostatecznie siadamy w pizzerii.
Jedzenie nawet smaczne, choć Karolina zamawiając zupę pomidorową dostała... keczup na talerzu
Z rynku do Domu Turysty pod Wieżycą jest ze 2 kilometry, więc docieramy tam szybko. W jadalni jest już cała grupa, wkrótce pojawiają się jeszcze następni.
Jest oczywiście uroczyste odśpiewanie hymnu
Po przenosinach do pokoi największym powodzeniem cieszy się osobnik czworonożny...
...choć i przedtem był noszony na rękach
Sobotnia pobudka jest, jak na zlot, dość wczesna - po 9-tej wychodzimy pierwsi z budynku. Można za jasnego spojrzeć na obiekt wybudowany w 1927 roku jako Blücherbaude, aby nieco odciążyć schronisko na Ślęży.
Gdy byłem tutaj w 2008 roku obiekt był biały i ogólnie mało sympatyczny - na szczęście to się zmieniło.
Złazimy w dół tak jak tutaj przyszliśmy... Sobótka w słońcu, ale widoczność słaba.
Mijamy starożytną rzeźbę kultową - Mnicha (Mönch), który kiedyś stał zupełnie gdzie indziej.
Dochodzimy do przystanku autobusowego - i w tym momencie licho objawia się w postaci starszego faceta, który mówi nam, że stamtąd nic nie pojedzie! Po chwili zjawia się jednak bus, ale ma tabliczkę "Sobótka Zachodnia", a nie "Przełęcz Tąpadła"... zdezorientowani lichem nie wchodzimy i okazuje się, że to jednak był nasz niedoszły transport!
Nie pozostaje nam nic innego, jak kląć w niebogłosy i ruszyć z buta.
Razem z Kamką i Iwoną, które dołaczyły do nas na przystanku, dochodzimy do nieodległych Strzegomian (Striegelmühle). Czekamy tam na kolejnym przystanku na bus, który był w rozkładzie jazdy przyklejonym w Sobótce. Oczywiście nic się nie pojawia...
Dzielimy się na trzy grupy, aby łatwiej złapać stopa. Nasza trójka, czyli Eco, Inez i autor tekstu, idziemy jako ostatni, podziwiając miejscową architekturę.
Jest dawna szkoła (lub pastorówka).
Zabytkowy spichlerz z XVIII wieku, część folwarku.
Za wsią łapiemy stopa i mijamy dwie pozostałe grupy - żeby jednak nie było idealnie, stop dowozi nas za daleko: do Sulistrowiczek, zamiast Sulistrowic. No cóż, przy tych nazwach łatwo się pomylić. Musimy się zatem cofnąć o jakieś dwa kilometry - podziwiamy Ośrodek Wypoczynku Weekendowego...
...i Zalew Sulistrowicki ze spuszczoną w 2013 wodą (podmyła wał zapory i nie ma kasy na jego remont). A Ślęża w chmurach.
W Sulistrowicach (Gross Silsterwitz, od 1937 Senkenberg) znajduje się baro-sklep. To nasz główny punkt posiłkowy
Mimo, że musieliśmy się cofnąć i tak dotarliśmy pierwsi - dwie pozostałe grupy złapać stopa nie dały rady W środku jedzenie smaczne, ceny dobre i tylko gospodarz jakiś taki zafuczały...
Z Sulistrowic ponownie do Sulistrowiczek (Klein Silsterwitz, od 1937 Silingtal). Język można połamać.
Miał tu być otwarty sklep, jest zamknięty. Ogólnie miejscowość wygląda na mocno zapuszczoną.
Najciekawsze są ruiny parku Wenecja - powstał on na początku XX wieku jako część uzdrowiska przy Potoku Sulistrowickim. Obecnie jest zdziczały, ogrodzenie rozebrano, ale ocalały m.in. zabytkowe bramy, w które wmurowano elementy pochodzące z nagrobka rodziny von Schönaich-Carolath ze Słupic (Schlaupitz).
Są też dawne kaskady.
Za parkiem wchodzimy na szlak... kieliszkowy.
Po drodze rezerwat Łąka Sulistrowicka...
Rozpoczyna się górska część trasy - w górę, w dół, w kierunku Raduni (Geiersberg).
Licho jednak nie odpuszcza - jakiś czas temu zmieniono przebieg szlaku, nie wchodzi on już na szczyt, więc Radunię nieco nieświadomie mijamy... dobrze, że jest chociaż widok na Ślężę.
Szukamy jakiegoś miejsca na popas - skoro Radunia odpada, najbliższa jest przełęcz Tąpadła. Naszym oczom ukazuje się samochodowy horror!
Za drogą jest jednak teren "rekreacyjny" z dużą ilością wiat i ławek, siadamy więc w końcu tam, prawie zmuszając do tego Ecowarriora
Potem grupa się rozdziela - część osób idzie czarnym szlakiem pod Wieżycę, a większość na szczyt Ślęży (kilka osób jeszcze tam nie było). Wkrótce pojawia się śnieg...
Przy byłym schronisku kręci się nieco (za dużo) osób...
Odwiedzamy też wieżę widokową, gdzie drabina jest mocno... niepokojąca
Fotka z faną...
...i zejście oblodzonym szlakiem do Wieżycy, w zapadających ciemnościach; kilka osób uczciło to polowaniem na zające.
W schronisku nowe gęby i ognisko.
W niedzielę rano znowu podział - większość z buta, a pozostali autem jadą do Sobótki-Górki (Gorkau) w okolice dawnego browaru.
Browar działał do 1997 roku. Obecnie w dzielnicy istnieje nowy, rzemieślniczy, ale w okolicy jego produkty są ciężko osiągalne. Za to przy dawnym stawie browarnianym stoi knajpa, polecana m.in. przez Bubę. No to siadamy.
Knajpa specjalizuje się w rybach, więc ja tutaj nie podjem. Atmosfera lokalu jest trochę dziwna, np. właściciel po jakimś czasie mówi, że musimy wyjść z psem, bo w środku jest... za mało miejsca! W ramach podziękowania Misiek daje koncert przywiązany do drzewa
Plusem są pamiątki po dawnym browarze.
Część piesza ekipy dochodzi, konsumuje i zbieramy się powoli do domów. Oczywiście, nie bez problemów, bo autobus z Górek akurat teraz nie jedzie do Wrocka, tylko... na Tąpadła Padające deszcz potwierdza nastrój pożegnania...
Cała galeria:
https://picasaweb.google.com/1103445063 ... otSudecki#