Zlatohorská vrchovina - Příčný vrch i okolica
: 2015-02-04, 11:43
W końcu udało mi się wybrać w góry na piechotę - tym razem postanowiłem odwiedzić pasmo Příčnego vrchu (Querberg, Góra Poprzeczna), w czeskiej części Gór Opawskich (Zlatohorská vrchovina). Jakoś do tej pory akurat ta okolica była przeze mnie omijana, a to przecież najwyższy szczyt tych gór.
Wędrówka jednoosobowa - uznałem, że potrzeba mi samotnego włóczenia się po szlakach Gdyby jednak ktoś chciał przewodnika, to zapewne RobertJ mógłby opowiadać o okolicy godzinami, to w końcu jego ulubione strony - zapewne więc nie napiszę nic nowego o czym by on nie wiedział
We wtorkowy poranek parkuję samochód przy ośrodku narciarskim w Zlatych Horach. Już z radia dowiedziałem się, że wyciągi z niewiadomych przyczyn dziś nie działają - co w oczywisty sposób nie spodobało się ludziom, którzy przyjechali tam na narty. W sumie dla mnie to dobrze - nie będę musiał manewrować między narciarzami, choć z drugiej strony liczyłem też na jakiś otwarty bar. Pozostała wizyta w sklepie
Przebieram galoty i ruszam na niebieski szlak.
Prowadzi wzdłuż trasy narciarskiej i już wkrótce ukazuje mi się kopa Zámeckeho vrchu (Schlossberg).
Podejście pod nią sprawia, że z miejsca stają się spocony jak świnia, ale na szczęście nie trwa długo. Przy górnej stacji wyciągu straszę trzech panów delektujących się trawką (może z tego powodu zamknęli ośrodek? ) i podziwiam panoramę miasta.
Zlate Hory jakoś w ogóle nie kojarzą mi się z blokami.
Wdrapuję się na szczyt, gdzie kiedyś stał zamek Edelstein/Edelštejn. Wygląda jak wiele czeskich zamków w górach - jakieś dwie ściany, trochę kamieni, a najbardziej widoczne są pozostałości po fosie.
Zamek, który w czasie wojen husyckich był w rękach Jerzego z Podiebradów, został zniszczony w XV wieku przez żołnierzy biskupa wrocławskiego. Sto lat temu planowano jego odbudowę jak np. Rychleby, ale brakło pieniędzy.
Obok zamku ławeczki z widokiem na Góry Rychlebskie.
Po krótkim czasie dochodzę do rozdroża z niewielką wiatą. Uznaję, że to dobre miejsce na otwarcie piwa - a jak Jesioniki to wiadomo, że Holba
Niestety, po spożyciu pogoda zaczyna się psuć - z południa nadciągają chmury i wzmaga się wiatr. Już w nie tak ładnych okoliczność mijam kolejne przecinki z panoramą Zlatych Hor i Kopy Biskupiej.
Źródełko "Nad Mirem" - woda leci.
Příčný vrch jak i w ogóle całe Zlate Hory to historia górnictwa, sięgająca średniowiecza. Góra jest zryta sztolniami i chodnikami jak ser szwajcarski, o czym przypominają tu i ówdzie zasypane wejścia - np. sztolni Nový Hackelberg.
Za sztolnią kończą się wszelkie ślady (od jakiegoś czasu i tak należące do jakiegoś zdesperowanego narciarza) i zostaje tylko biały puch. Śniegu nie jest jakoś masakrycznie dużo - rzadko podchodzi pod kolana - ale idzie się ciężko. Jestem też coraz bardziej spocony i robi się zwyczajnie zimno.
Po torowaniu dochodzę znowu do ludzkich śladów (i szlaku pieszego, gdyż ostatni odcinek poruszałem się po ścieżce dydaktycznej) oraz punktu widokowego Táborské skály (Taborfelsen).
Schodki nie wyglądają na zbyt solidne
Z góry widać m.in. Pradziad, ale dziś zalegają tam chmury.
Po kilkuset metrach zaczynają się wielkie dziury w ziemi - to znak, że tutaj górnictwo było bardziej intensywne.
Mijam coś, co wyglądało na małą wiatę, a to tylko myśliwska ambona runęła w dół - nie mam nic przeciwko, aby stało się to z delikwentem w środku.
Z tego miejsca mógłbym łatwo skrócić swoją trasę, ale schodzę jeszcze ostro w dół, do oddalonej o ponad kilometr dawnej osady, będącej kiedyś przysiółkiem Horní Údolí (Obergrund). Do 1945 było to małe centrum religijne - stały cztery górnicze kaplice, w tym największa - św. Anny, a także pustelnia i karczma. Dziś można zobaczyć tylko ściany największej kaplicy, wyglądającej jak mały kościół.
Z pozostałych obiektów nie zostało nic więcej niż ślady piwnic...
Skoro zszedłem to teraz trzeba ponownie wgramolić się w górę - zielonym szlakiem, wzdłuż kolejnych sztolni.
Hackelberg II
Spotykam też jedynych innych turystów tego dnia (dwukrotnie zresztą) - jakąś parkę z wilczurem, który jest wyraźnie zszokowany gdy mnie widzi
Po powrocie do głównego szlaku trafiam też na samotną kapliczkę św. Rocha.
Zza chmur na chwilę pojawia się słońce, więc Kopa znowu jaśnieje miedzy drzewami.
W końcu dochodzę na Příčný vrch - poza możliwością zdobycia największego punktu Gór Opawskich nie ma innego powodu, aby tam zajrzeć - całość jest mocno zarośnięta.
Schodząc w niższe partie widać dokładnie regularność wycinek w paśmie Větrnej hory.
Ostatni punkt programu tego dnia to sanktuarium Maria Hilf - Matki Bożej Pomocnej.
Kiedyś było bardzo popularnym miejscem pielgrzymek dla ludzi z dwóch stron granicy - jednak po przejęciu władzy przez komunistów obok postawy antyreligijnej mocno zaszkodził mu fakt, że modlono się głównie po niemiecku. Choć osiedlani tutaj po wypędzeniu Niemców Czesi i Słowacy przejęli tą tradycję, w latach 50. XX wieku świątynię zamknięto pod pretekstem prowadzonych w okolicy prac górniczych. Następnie pojawili się "nieznani wandale", niszczący skutecznie wyposażenie.
W okresie Praskiej Wiosny świątynię ponownie otwarto i nawet zaczęto remont, ale "normalizacja" nie pozwoliła na takie antysocjalistyczne bezhołowie - w 1973 po prostu obiekt całkowicie zniszczono (według jednej z wersji wysadzono w powietrze rękami ludzi z Brna, bo miejscowi nie chcieli tego zrobić). W miejscu świątyni został pusty plac.
(zdjęcie ze strony sanktuarium)
Po 1989 rozpoczęto odbudowę - niestety, zamiast zrekonstruować według starego wyglądu (co jest przecież możliwe; stawiano "historyczne" budynki po kilkudziesięciu i więcej latach, a tutaj minęło ledwie dwadzieścia), wzniesiono coś zupełnie nowego - strasznie sztucznego i kiczowatego, moim zdaniem. W środku też bardzo nijako.
Od Maria Hilf do Zlatych Hor schodzę dawną ścieżką pątniczą, przy której znajduje się Droga Krzyżowa - zapewne zrekonstruowana w starych kapliczkach - z napisami po czesku, polsku i niemiecku.
Po 15-tej wracam do auta, grzecznie czekającego obok wyciągu, który teraz już działa. Dziwne to...
Ale wycieczka z cyklu tych udanych
https://picasaweb.google.com/1103445063 ... ricnyVrch#
Wędrówka jednoosobowa - uznałem, że potrzeba mi samotnego włóczenia się po szlakach Gdyby jednak ktoś chciał przewodnika, to zapewne RobertJ mógłby opowiadać o okolicy godzinami, to w końcu jego ulubione strony - zapewne więc nie napiszę nic nowego o czym by on nie wiedział
We wtorkowy poranek parkuję samochód przy ośrodku narciarskim w Zlatych Horach. Już z radia dowiedziałem się, że wyciągi z niewiadomych przyczyn dziś nie działają - co w oczywisty sposób nie spodobało się ludziom, którzy przyjechali tam na narty. W sumie dla mnie to dobrze - nie będę musiał manewrować między narciarzami, choć z drugiej strony liczyłem też na jakiś otwarty bar. Pozostała wizyta w sklepie
Przebieram galoty i ruszam na niebieski szlak.
Prowadzi wzdłuż trasy narciarskiej i już wkrótce ukazuje mi się kopa Zámeckeho vrchu (Schlossberg).
Podejście pod nią sprawia, że z miejsca stają się spocony jak świnia, ale na szczęście nie trwa długo. Przy górnej stacji wyciągu straszę trzech panów delektujących się trawką (może z tego powodu zamknęli ośrodek? ) i podziwiam panoramę miasta.
Zlate Hory jakoś w ogóle nie kojarzą mi się z blokami.
Wdrapuję się na szczyt, gdzie kiedyś stał zamek Edelstein/Edelštejn. Wygląda jak wiele czeskich zamków w górach - jakieś dwie ściany, trochę kamieni, a najbardziej widoczne są pozostałości po fosie.
Zamek, który w czasie wojen husyckich był w rękach Jerzego z Podiebradów, został zniszczony w XV wieku przez żołnierzy biskupa wrocławskiego. Sto lat temu planowano jego odbudowę jak np. Rychleby, ale brakło pieniędzy.
Obok zamku ławeczki z widokiem na Góry Rychlebskie.
Po krótkim czasie dochodzę do rozdroża z niewielką wiatą. Uznaję, że to dobre miejsce na otwarcie piwa - a jak Jesioniki to wiadomo, że Holba
Niestety, po spożyciu pogoda zaczyna się psuć - z południa nadciągają chmury i wzmaga się wiatr. Już w nie tak ładnych okoliczność mijam kolejne przecinki z panoramą Zlatych Hor i Kopy Biskupiej.
Źródełko "Nad Mirem" - woda leci.
Příčný vrch jak i w ogóle całe Zlate Hory to historia górnictwa, sięgająca średniowiecza. Góra jest zryta sztolniami i chodnikami jak ser szwajcarski, o czym przypominają tu i ówdzie zasypane wejścia - np. sztolni Nový Hackelberg.
Za sztolnią kończą się wszelkie ślady (od jakiegoś czasu i tak należące do jakiegoś zdesperowanego narciarza) i zostaje tylko biały puch. Śniegu nie jest jakoś masakrycznie dużo - rzadko podchodzi pod kolana - ale idzie się ciężko. Jestem też coraz bardziej spocony i robi się zwyczajnie zimno.
Po torowaniu dochodzę znowu do ludzkich śladów (i szlaku pieszego, gdyż ostatni odcinek poruszałem się po ścieżce dydaktycznej) oraz punktu widokowego Táborské skály (Taborfelsen).
Schodki nie wyglądają na zbyt solidne
Z góry widać m.in. Pradziad, ale dziś zalegają tam chmury.
Po kilkuset metrach zaczynają się wielkie dziury w ziemi - to znak, że tutaj górnictwo było bardziej intensywne.
Mijam coś, co wyglądało na małą wiatę, a to tylko myśliwska ambona runęła w dół - nie mam nic przeciwko, aby stało się to z delikwentem w środku.
Z tego miejsca mógłbym łatwo skrócić swoją trasę, ale schodzę jeszcze ostro w dół, do oddalonej o ponad kilometr dawnej osady, będącej kiedyś przysiółkiem Horní Údolí (Obergrund). Do 1945 było to małe centrum religijne - stały cztery górnicze kaplice, w tym największa - św. Anny, a także pustelnia i karczma. Dziś można zobaczyć tylko ściany największej kaplicy, wyglądającej jak mały kościół.
Z pozostałych obiektów nie zostało nic więcej niż ślady piwnic...
Skoro zszedłem to teraz trzeba ponownie wgramolić się w górę - zielonym szlakiem, wzdłuż kolejnych sztolni.
Hackelberg II
Spotykam też jedynych innych turystów tego dnia (dwukrotnie zresztą) - jakąś parkę z wilczurem, który jest wyraźnie zszokowany gdy mnie widzi
Po powrocie do głównego szlaku trafiam też na samotną kapliczkę św. Rocha.
Zza chmur na chwilę pojawia się słońce, więc Kopa znowu jaśnieje miedzy drzewami.
W końcu dochodzę na Příčný vrch - poza możliwością zdobycia największego punktu Gór Opawskich nie ma innego powodu, aby tam zajrzeć - całość jest mocno zarośnięta.
Schodząc w niższe partie widać dokładnie regularność wycinek w paśmie Větrnej hory.
Ostatni punkt programu tego dnia to sanktuarium Maria Hilf - Matki Bożej Pomocnej.
Kiedyś było bardzo popularnym miejscem pielgrzymek dla ludzi z dwóch stron granicy - jednak po przejęciu władzy przez komunistów obok postawy antyreligijnej mocno zaszkodził mu fakt, że modlono się głównie po niemiecku. Choć osiedlani tutaj po wypędzeniu Niemców Czesi i Słowacy przejęli tą tradycję, w latach 50. XX wieku świątynię zamknięto pod pretekstem prowadzonych w okolicy prac górniczych. Następnie pojawili się "nieznani wandale", niszczący skutecznie wyposażenie.
W okresie Praskiej Wiosny świątynię ponownie otwarto i nawet zaczęto remont, ale "normalizacja" nie pozwoliła na takie antysocjalistyczne bezhołowie - w 1973 po prostu obiekt całkowicie zniszczono (według jednej z wersji wysadzono w powietrze rękami ludzi z Brna, bo miejscowi nie chcieli tego zrobić). W miejscu świątyni został pusty plac.
(zdjęcie ze strony sanktuarium)
Po 1989 rozpoczęto odbudowę - niestety, zamiast zrekonstruować według starego wyglądu (co jest przecież możliwe; stawiano "historyczne" budynki po kilkudziesięciu i więcej latach, a tutaj minęło ledwie dwadzieścia), wzniesiono coś zupełnie nowego - strasznie sztucznego i kiczowatego, moim zdaniem. W środku też bardzo nijako.
Od Maria Hilf do Zlatych Hor schodzę dawną ścieżką pątniczą, przy której znajduje się Droga Krzyżowa - zapewne zrekonstruowana w starych kapliczkach - z napisami po czesku, polsku i niemiecku.
Po 15-tej wracam do auta, grzecznie czekającego obok wyciągu, który teraz już działa. Dziwne to...
Ale wycieczka z cyklu tych udanych
https://picasaweb.google.com/1103445063 ... ricnyVrch#