Ostatni dzień za krótkiego weekendu (a są za długie weekendy??) przeznaczamy na klasykę - wejście na
Kopę Biskupią, oczywiście od strony Zlatych Hor. Miasteczko jeszcze wydaje się spać po koncercie, chociaż w spelunkach siedzą już pierwsi klienci
Szlak na Kupę nie jest może długi, ale momentami dość ostry, co powoduje włączanie się neskowego marudzenia
Znany punkt na trasie - kaplica św. Rocha, przy której dwukrotnie krwawo bili się Austriacy z Prusakami.
Z polanki nad kaplicą widać dokładnie wieżę na szczycie oraz trochę okolicy.
Po przecięciu drogi na Petrove boudy zaczyna się najgorszy odcinek - z dużym plecakiem daje trochę popalić
Na szczęście zza drzew przebija drzewo i stajemy pod wieżą Franciszka Józefa (a napisu nad wejściem nadal nie odtworzono i zapewne już tego nie zrobią
). Inez zalicza więc najwyższy szczyt polskich Jesioników
Przy wieży tłum ludzi i istny jarmark... można dostać oczopląsu od klapek, welurów, adidasów, spoconych i sapiących ludzi jakby zdobyli co najmniej Mount McKinley (a, pardon, takiej góry już oficjalnie nie ma...). Dzieciaki oderwane od komputerów ledwo chodzą - zakwasy na co najmniej kilka dni
Wieża po ponad 20 latach wróciła w zarząd Zlatych Hor, ale bufet obok należy do Mirka, dawnego dzierżawcy i to tam głównie ludzie zostawiają swoje pieniążki. Miroslav niby nadal oficjalnie buduje swoje schronisko, jednak moim zdaniem to ono nigdy nie powstanie - konstrukcja już zaczyna niszczeć!
Początkowo miałem nie wchodzić na górę, ale jest taka pogoda, jakiej tu jeszcze nie miałem - czyściuteńkie niebo (i masakryczny upał). Wchodzę więc
Centrum Zlatych Hor.
Tam chodziliśmy w piątek - Głuchołazy, Góra Poprzeczna i Podlesie. Oraz niebieskie Zlate jezero przy granicy z Polską.
Z trochę dalszych widoków: Pradziad (Altvater), Medvědí vrch (Bärenfangkuppe) oraz Orlík (Urlichkuppe).
Červená Hora, Vozka, Keprnik i zamykający masyw Šerák.
No i Śnieżnik (Glatzer Schneeberg), majaczący z odległości 41 kilometrów.
Příčný vrch (Querberg) - najwyższy szczyt Opawskich. Gdzieś tam łaziłem w lutym
Kościół w Podlesiu, odwiedzony w piątek, to dobry punkt orientacyjny.
W dole Jarnołtówek (Arnoldsdorf), na lewo od niego zielone wzgórze Czapka (Hutberg). Z tyłu chyba Charbielin (Ludwigsdorf) i oczywiście Głuchołazy, które pewna pani wzięła za Nysę
Ale ile można zrobić zdjęć??
Schodzimy i zaglądamy jeszcze do polskiego schroniska Górnoślązaków. Wbrew kłamliwej reklamie przy szlaku - naprawdę nie jest tam najtaniej.
Zjadamy po szybkiej pomidorówce z keczupu i cieszymy się, że jednak nie wybrałem tego miejsca jako bazy noclegowej. Nie jest jakoś specjalnie źle, ale przewalające się grupki na pewno nie dodają uroku. Trudno się jednak dziwić - jest weekend z doskonałą pogodą.
Na Grzebieniu (Der Kammel) ostatni tego dnia już punkt widokowy.
W dolnej części czerwonego szlaku masakra drzew - kawałki leżą wszędzie, ale zwalonego prosto na szlak już nikt nie potrafił usunąć albo przynajmniej przeciąć żeby szło normalnie przejść.
Budynek "Ziemowita" to znak, że cywilizacja już blisko...
Mijamy jeszcze współczesna paskudztwo (tak durnego płotu to nie widziałem dawno...)
...i jesteśmy w Jarnołtówku, gdzie czekamy na autobus. Fajnie było
Pełna galeria tutaj:
https://picasaweb.google.com/1103445063 ... GlvfOy9gE#