28.10-01.11.2016 Polsko-czeska kontynuacja jesieni
- TataOjciec
- Posty: 353
- Rejestracja: 2013-09-17, 14:26
- Lokalizacja: Z Blokowiska
AloHa
Nie dziwię się że zrezygnowałeś z CBA , tylko ze swojej "starej strony"
W sumie to z tym zdjęciem moja wina , dawno nic nie wstawiałem
Już poprawione, a za zamieszanie przepraszam .
A w temacie to widać różnicę kolorów jesieni , tych dwóch tygodni miedzy naszymi pobytami.
PS . kilkadziesiat metrów od "żabocysterny" zaczynają się rokliny o których pisał Witek ( sproket73)
Piotrek pisze:I się dziwisz
Nie dziwię się że zrezygnowałeś z CBA , tylko ze swojej "starej strony"
W sumie to z tym zdjęciem moja wina , dawno nic nie wstawiałem
Już poprawione, a za zamieszanie przepraszam .
A w temacie to widać różnicę kolorów jesieni , tych dwóch tygodni miedzy naszymi pobytami.
PS . kilkadziesiat metrów od "żabocysterny" zaczynają się rokliny o których pisał Witek ( sproket73)
Faktycznie na tym zdjęciu kolorów nie widać, ale można było dostrzec, że trafiliśmy na jeden z lepszych momentów tej jesieni, więc podejrzewam, że faktycznie dwa tygodnie wcześniej było mniej kolorowo Tymczasem ponoć wiele drzew wyłysiało po weekendowym halnym...
Wracając do kolorów na zdjęciach podczas niepogody - były takie momenty, kiedy szliśmy wśród żółtych drzew i zdawało nam się, że świeci słońce, po czym stwierdzaliśmy, że "eeee......, to tylko te żółte drzewa dają tak po oczach" )
Skoro poprzedniego George'a nie odzyskam (na Pasterkę też nie wrócił), to kupiłam nowego. Eh. Eh. Obiecuję, że będę dbać oń.
Wracając do kolorów na zdjęciach podczas niepogody - były takie momenty, kiedy szliśmy wśród żółtych drzew i zdawało nam się, że świeci słońce, po czym stwierdzaliśmy, że "eeee......, to tylko te żółte drzewa dają tak po oczach" )
Skoro poprzedniego George'a nie odzyskam (na Pasterkę też nie wrócił), to kupiłam nowego. Eh. Eh. Obiecuję, że będę dbać oń.
Jestem tu gdzie stoję, ale jeśli się ruszę, to mogę się zgubić.
No to sie musze wybrac kiedys na tą Korune coby sie pohustac! Nie wiem czy dobrze zrozumialam ze idac zoltym szlakiem bez problemu trafi sie na miejsce hustawkowe?
A co do Błednych Skal to jakos nie odnioslam wrazenia zeby one byly jakies strasznie ciasne- nawet toperz sie miescil bez problemu! Mysle tez sobie ze udalo nam sie tam trafic w wyjatkowo dobrym momencie, juz odkladajac na bok lodospady i sople na jakie trafilismy ale te informacje o kasach, ruchu jednokierunkowym czy stadach wyjących dzieci nie brzmia zachecajaco...
jestem za! od zawsze powtarzam ze zlot w Sudetach jest dobrym pomyslem! to kiedy?
no ba! to byl baaardzo udany zlot! pochodnie, lampiony i zjazdy na tylku nie trafiaja sie na kazdym wyjezdzie!
A co do Błednych Skal to jakos nie odnioslam wrazenia zeby one byly jakies strasznie ciasne- nawet toperz sie miescil bez problemu! Mysle tez sobie ze udalo nam sie tam trafic w wyjatkowo dobrym momencie, juz odkladajac na bok lodospady i sople na jakie trafilismy ale te informacje o kasach, ruchu jednokierunkowym czy stadach wyjących dzieci nie brzmia zachecajaco...
sokół pisze:Uważam, że powinno się ruszyć z akcją ratunkowo - poszukiwawczą w sprawie George'a. Forum od jakiegoś czasu ewidentnie klęka, może taka wspólna akcja by coś zmieniła i ruszyła nas..
jestem za! od zawsze powtarzam ze zlot w Sudetach jest dobrym pomyslem! to kiedy?
Malgo Klapković pisze:Byłam tylko zimą, były ślizgi do Piekiełka i lampiony na Szczelińcu, które Pudełek i buba powinni pamiętać.
no ba! to byl baaardzo udany zlot! pochodnie, lampiony i zjazdy na tylku nie trafiaja sie na kazdym wyjezdzie!
Ostatnio zmieniony 2016-11-07, 18:41 przez buba, łącznie zmieniany 4 razy.
"ujrzałam kiedyś o świcie dwie drogi, wybrałam ta mniej uczęszczaną. Cała reszta jest wynikiem tego, że ją wybrałam"
na wiecznych wagarach od życia..
na wiecznych wagarach od życia..
buba pisze:nawet toperz sie miescil bez problemu!
może był chudszy? Ja jestem przekonany, że z pełni naładowanym plecakiem w kilku miejscach bym nie przeszedł Ruch jednokierunkowy akurat jest tam przydatny, już sobie wyobrażam mijać się z tymi wszystkimi grupami dzieciaków, które pewno by się cisnęły wszędzie na chama.
buba pisze:Nie wiem czy dobrze zrozumialam ze idac zoltym szlakiem bez problemu trafi sie na miejsce hustawkowe?
szlak żółty biegnie z Horneho Bozanova w kierunku Slavnego. W pewnym momencie przechodzi przez miejsce zwane Koruna odbocka k vyhlidce czy jakoś tak. Tam poprowadzono oznaczony na żółto szlak dojściowy, chyba trójkąty. Ale oznakowany jest dobrze, nie sposób się zgubić, bo prędzej czy później po obu stronach trafii się na przepaść
Ostatnio zmieniony 2016-11-07, 19:18 przez Pudelek, łącznie zmieniany 2 razy.
Pudelek pisze:szlak żółty biegnie z Horneho Bozanova w kierunku Slavnego. W pewnym momencie przechodzi przez miejsce zwane Koruna odbocka k vyhlidce czy jakoś tak. Tam poprowadzono oznaczony na żółto szlak dojściowy, chyba trójkąty. Ale oznakowany jest dobrze, nie sposób się zgubić, bo prędzej czy później po obu stronach trafii się na przepaść
dzieki!
Pudelek pisze:Ja jestem przekonany, że z pełni naładowanym plecakiem w kilku miejscach bym nie przeszedł
z pelni naladowanym plecakiem to ja nie moge przejsc nawet przez drzwi swojego mieszkania! nie mowiac o korytarzu w pociagu!
Pudelek pisze:Ruch jednokierunkowy akurat jest tam przydatny, już sobie wyobrażam mijać się z tymi wszystkimi grupami dzieciaków
Mialam na mysli to ze mysmy sie z nikim nie mijali (mimo ze byc moze szlismy pod prad) i ten stan mi sie bardzo podobal!
"ujrzałam kiedyś o świcie dwie drogi, wybrałam ta mniej uczęszczaną. Cała reszta jest wynikiem tego, że ją wybrałam"
na wiecznych wagarach od życia..
na wiecznych wagarach od życia..
buba, co Ty wiesz o pełnym plecaku, zwłaszcza szkła.buba pisze:z pelni naladowanym plecakiem
Co to za sztuka na bezdechu przejść 10-15m bokiem? Plecak w ręku przy stopach...
Kiedyś każdy był szczuplejszy. To wszystko z dobrobytu. Jedynie niektórzy z Gůrnego Ślůnska nadal zachowali figurę - fenomen?Pudelek pisze:buba napisał/a:
nawet toperz sie miescil bez problemu!
może był chudszy?
Bo kto ma, temu będzie dodane, i nadmiar mieć będzie; kto zaś nie ma, temu zabiorą również to, co ma. /Mt 13,12/
Enjoy your life-never look back. Jest dobrze, a będzie jeszcze lepiej.
Enjoy your life-never look back. Jest dobrze, a będzie jeszcze lepiej.
Hm... Ogólnie na plus, ale bez przesadnej ekscytacji.
Szczeliniec ma dosyć fajną lokalizację. Szybko doszliśmy z Karłowa. Niestety wschodu słońca nie doświadczyliśmy, a ze zdjęć widziałam, że są piękne! Zasadniczo dla mnie najważniejsza jest temperatura. Ta akurat była za wysoka dla mnie, jako dla astmatyka, więc musiałam wyłączyć o 2 w nocy grzejnik, nie pytając współlokatorów o to. Ale było ciepło, super! Ciepła woda - też super. Obsługa miła, jedzenie w przyzwoitych cenach, czeskie piwa. Klimatu szukam w ludziach, towarzystwo ze sobą miałam przyjemne, więc ogólnie było ok.
Pasterka bardzo hipsterska, ale również sympatyczna. Idealne miejsce na zlot - kazamaty z kanapami mnie urzekły! Spodziewałam się, że w piwnicach może być zimno, a tu skwar! W pokojach te fajnie ciepło, łazienki super. Jedzenie ok. Obsługa bardzo na plus mimo tej całej hipsterki i instagramów ...
Nie było na obu schroniskach ludzi, którzy mieliby zapędy do łączenia się w większą grupę i integracji, ale myślę, że i tacy tam trafiają
Na pewno są to miejsca, do których mogłabym wrócić, choć nie jestem zakochana, a jedynie podobało mi się
Szczeliniec ma dosyć fajną lokalizację. Szybko doszliśmy z Karłowa. Niestety wschodu słońca nie doświadczyliśmy, a ze zdjęć widziałam, że są piękne! Zasadniczo dla mnie najważniejsza jest temperatura. Ta akurat była za wysoka dla mnie, jako dla astmatyka, więc musiałam wyłączyć o 2 w nocy grzejnik, nie pytając współlokatorów o to. Ale było ciepło, super! Ciepła woda - też super. Obsługa miła, jedzenie w przyzwoitych cenach, czeskie piwa. Klimatu szukam w ludziach, towarzystwo ze sobą miałam przyjemne, więc ogólnie było ok.
Pasterka bardzo hipsterska, ale również sympatyczna. Idealne miejsce na zlot - kazamaty z kanapami mnie urzekły! Spodziewałam się, że w piwnicach może być zimno, a tu skwar! W pokojach te fajnie ciepło, łazienki super. Jedzenie ok. Obsługa bardzo na plus mimo tej całej hipsterki i instagramów ...
Nie było na obu schroniskach ludzi, którzy mieliby zapędy do łączenia się w większą grupę i integracji, ale myślę, że i tacy tam trafiają
Na pewno są to miejsca, do których mogłabym wrócić, choć nie jestem zakochana, a jedynie podobało mi się
Jestem tu gdzie stoję, ale jeśli się ruszę, to mogę się zgubić.
- TataOjciec
- Posty: 353
- Rejestracja: 2013-09-17, 14:26
- Lokalizacja: Z Blokowiska
Ja widziałem na Błednych faceta z pokaźnym brzuchem (w ogóle cały facet był dość sporej postury ) który miał kłopoty i korkował przejście.
Osobiście też (chyba z Tatą Ojcem ) tarmosiłem się z plecorem dość sporym i było trochę gimnastyki w paru miejscach.
Ogólnie Stołowe to góry moje najpiękniejsze O każdej porze roku.
Gdyby mi Pon Bucek dał życie jeszcze raz to bym się tam osiedlił na stałe
Osobiście też (chyba z Tatą Ojcem ) tarmosiłem się z plecorem dość sporym i było trochę gimnastyki w paru miejscach.
Ogólnie Stołowe to góry moje najpiękniejsze O każdej porze roku.
Gdyby mi Pon Bucek dał życie jeszcze raz to bym się tam osiedlił na stałe
- TataOjciec
- Posty: 353
- Rejestracja: 2013-09-17, 14:26
- Lokalizacja: Z Blokowiska
Neska zmiażdżyła wszystkich swoimi zdjęciami, więc po pozbieraniu zębów może i ja coś wrzucę w podobnych trzech odcinkach
Sudety były w planach od dawna, bo w przeciwieństwie do Neski byłem w tym roku w nich tylko raz. Zastanawiałem się nad Górami Sowimi, potem myślałem o Suchych z dotarciem do Stołowych, aż w końcu stanęło na dokładniejszej penetracji samych Gór Stołowych
Już na samym początku plany lekko torpeduje spóźniony IC, przez co ucieka nam pociąg osobowy. Musimy jechać następnym, a to oznacza, że na szlaku będziemy dopiero o 20.30. Wysyłam smsa do schroniska, iż zawitamy prawie w nocy.
Wysiadamy w Dusznikach-Zdroju. W tych rejonach nie ma zbyt wielu możliwości taniego noclegu... właściwie w dolinach nie znalazłem takiego w ogóle! Ale za niecałą godzinę drogi leży schronisko Pod Muflonem, więc jest to nie najgorsza opcja.
Mkniemy przez wyludnione piątkowe centrum Dusznik, zaczynamy się wspinać do góry. Gdy kończy się zabudowa postanawiamy skrócić sobie trasę wybierając ścieżkę przez las, zamiast szlak omijający górkę. Nie wychodzi nam to na plus - ścieżka po jakimś czasie niknie, a przedzieranie się przez kolejne krzaczory i wąwozy nie przynosi rezultatów, w dodatku pojawia się złowroga mgła. Mamy do wyboru wrócić do szlaku albo użyć GPS-a... pada na nowoczesność i dzięki niej znajdujemy w końcu właściwą drogę.
Pod Muflon docieramy przed 22-gą. Światło się świeci, w środku czekają dwaj panowie z obsługi. Kurde, spodziewałem się większej frekwencji, w końcu jest piątek wieczór, a obiekt uchodzi za imprezowy! Nic z tego, to nie sezon, a we Wszystkich Świętych zazwyczaj ludzie okupują cmentarze, a nie góry!
Kupujemy po dwa piwka warzone specjalnie dla schroniska (na wystawie są atrapy z wodą, gdyż oryginały ponoć regularnie "turyści" opróżniali) i ładujemy się do pokoju. Jest zimno! W łóżku, w korytarzu i w kiblu. Dla nas nikt nie rozpali pieca i nie zahajcuje
W sobotni poranek dalej piździ, ale wtedy już to nie przeszkadza. Przez okno widzę nawet lekkie przebłyski słońca, jednak po wyjściu na zewnątrz pojawiają się chmury, zgodnie z prognozami pogody.
Muflon leży w Górach Bystrzyckich, więc dzięki noclegowi zahaczyliśmy i o to pasmo Dla Neski debiut, dla mnie w sumie raptem chyba trzecia wizyta.
Sam obiekt jest ładny architektonicznie, obsługa miła, tylko ta zimnica. Trzeba pamiętać na drugi raz o cieplejszym śpiworze.
Nieśpiesznie schodzimy w dół dłuższym niebieskim szlakiem. Okolica jest bardzo kolorowa, nawet mimo braku słońca.
W centrum Dusznik-Zdroju trwa jakiś festyn propagujący oszczędne żarówki. Na rynku stoją różne dmuchane namioty i parkuje masa aut, co nie dodaje mu uroku.
Inez zostaje złapana przez dwóch panów, którzy chcą od niej odpowiedzi na jakieś banalne pytanie, dzięki czemu wygra żarówkę. Po zaciętej obronie pytanie nie pada, żarówka przypadnie komuś innemu
Na ścianie zauważam niemieckojęzyczną tablicę, która przetrwała zmiany granic, zapewne z powodu informacji o noclegu w tym miejscu króla Jana Kazimierza. A właściwie ex-króla, gdyż było to już po abdykacji.
Rozglądam się w mieście za jakimś lokalem, gdzie można by spocząć i spożyć śniadanie, chociażby w płynie. Niestety, nie ma nic, a jak jest, to pozamykane. Na pocieszenie spotykam przedstawicieli radzieckiej myśli motoryzacyjnej.
W okolicach dworca kolejowego zabudowa robi się mniej zadbana. Widać, że część domostw nie jest już zamieszkana, jednak ktoś je ozdabia kwiatami, firankami, różnymi figurkami itp..
Niebieski szlak prowadzi przez pewien odcinek drogą. Kiedyś już nią szedłem, w 2008 roku z Eco wybraliśmy podobny kierunek podczas mojej pierwszej wizyty w Stołowych.
Początkowo próbowaliśmy teraz łapać stopa, ale szybko stwierdziliśmy, iż nie ma to sensu, gdyż odległość niewielka, idzie się przyjemnie, a w oddali pojawiają się słoneczne plamy.
Przy jednym z mijanych gospodarstw spotykam kolejny egzemplarz sprzed lat, choć w znacznie gorszym stanie: Wołga. Nie czarna, więc nie mogła porywać przechodniów.
W Łężycach (Friedersdorf) rośnie sobie pole barszczu Sosnkowskiego, na szczęście już uschnięte. Obok dawnego PGR-u skręcamy na pola, mijając kilka bloków wybudowanych dla pracowników. Te wszystkie samotne osiedla wśród przestrzeni zawsze wyglądają dla mnie surrealistycznie.
Kolejny odcinek jest dość przyjemny - raz idziemy lasem, raz skrajem polanek. Słońce coraz bardziej uparcie przebija się między chmurami i widać nie chce przyjąć do wiadomości, że meteorolodzy nie widzieli dla niego dziś miejsca.
W lesie robi się jeszcze bardziej uroczo...
Neska też cieszy się coraz bardziej, ale jeszcze nie wie co ją czeka
W pewnym momencie szlak zaczyna się piąć bardzo ostro pod górę. Na zdjęciach tego nie widać, ale nachylanie wynosi około 30 stopni. W dodatku nie stąpamy po naturalnym podłożu, ale po dziwnej kamiennej konstrukcji przypominającej brukowany odpływ wody. Z boku w niektórych miejscach zachowały się resztki schodów.
Już wspinając się tu w 2008 roku zastanawialiśmy co to było... Okazało się, że to pochylnia służąca do transportu w dół kamiennych bloków piaskowca, wydobywanych ze znajdującego się na górze kamieniołomu o nazwie Morador.
Kamieniołom działał od połowy XIX wieku aż do lat 40. następnego stulecia, być może nawet krótko po wojnie. Przez dawne wyrobisko przebiega dziś szlak, więc to co turyści biorą za dzieła natury często jest efektem pracy człowieka. Najciekawsze są porzucone ociosane kamienne kolumny, którym nie było już dane zjechać w dół.
Na terenie dawnego kamieniołomu robimy sobie przerwę. Należy nam się po tym drapaniu pod górę.
Ponieważ za parę dni Haloween postanawiamy uczcić to straszne pogańskie święto tematycznym piwem
Kawałek od miejsca naszego popasu w skałę wmontowano łańcuch.
Jeszcze trochę pod górę i wygramalamy się na Skały Puchacza (Uhustein), kilkudziesięciometrowe urwisko. Jest na nim kilka punktów widokowych - w pierwszym z witamy grupę młodzieżowo-dorosłą która podobnie jak my fotografuje pojawiające się widoki.
Oczywiście najlepiej widoczne są Góry Bystrzyckie, a w tle całkiem dobrze prezentuje się Masyw Śnieżnika.
Na lewo martwy las w ciepłych kolorach jesieni.
Osiem lat temu odbiliśmy w tym momencie z Eco na szlak zielony biegnący przez Białe Skały. Teraz wybraliśmy kontynuację niebieskim wzdłuż urwiska co było strzałem w dziesiątkę! Miejsc z przepaściami gdzie można nasycić swój wzrok jest tu więcej!
Wyróżniająca się góra pośrodku to chyba Orlica (Hohe Menze, Vrchmezí), najwyższy szczyt polskiej części Gór Olickich.
Hmm, w Orlickich z plecakiem chyba też jeszcze nie byłem... widać, ile w Sudetach czeka na mnie białych plam!
Na skałach spotykamy sympatycznego starszego faceta wraz z młodszą dwójką (chyba jego syn z małżonką). Mijał nas swoim autem za Dusznikami i chwalił, że są jeszcze turyści którym chce się tarabanić z plecakami Chwilę rozmawiamy ciesząc się z niespodziewanie ładnej pogody oraz z pustych szlaków, bo podobno przy jego niedawnej wizycie w tych rejonach to na parkingach leśnych nie dało się zaparkować, takie tłumy!
Przy okazji prosimy o uwiecznienie nas na tle dziury, do której planowałem zepchnąć Neskę
Na pewien czas szlak oddala się od urwisk, trochę krążymy po spękanych lasach.
Dość często pojawiają się niemieckie oznaczenia sektorów lasu - czasem słupki, czasem numery wykuto na skałach lub kamieniach.
Powrót na skały jest znów efektowny.
To odcinek pomiędzy Samotnika a Kopą Śmierci (Totenkopf).
Cały czas mamy pod sobą Łężyce z kościołem św. Marii Magdaleny.
W jednej ze skał zamurowano prosiaka i wystaje tylko ryjek !
Wszystko co dobre ma swój koniec i chmury zaczynają zakrywać słoneczko, jednak nadal jest pięknie. W okolicach Narożnika (Eckstein), najwyższego punktu dzisiejszego dnia (851 metrów), widać jak złote smugi przebijają się przez cień.
W dole nadal Łężyce i transformator, który z daleka wyglądał jak biała kapliczka.
To właśnie tu w 1997 roku zamordowano strzałami w głowę dwójkę studentów z Akademii Rolniczej we Wrocławiu. Sprawców nadal nie odnaleziono i pewno nie odnajdzie się. Dziś najczęściej pojawia się opinia, iż mogli tego dokonać neonaziści, urządzający sobie wtedy w Stołowych "obozy".
Oczywiście jakiś inteligentny inaczej musiał uwiecznić się na tablicy pamiątkowej!
Skoro podejście na skały było tak ostre, to zastanawiamy się jak będzie wyglądało zejście... oczami wyobraźni widzę już jakieś zsuwanie się po błocie i śliskich korzeniach, ale na szczęście z tej strony było w miarę przyzwoicie i bez szkód dochodzimy do parkingów na Lisiej Przełęczy. Samochodów trochę stoi - głównie czeskie, zresztą większość mijanych turystów mówiła po czesku! Szok, w życiu nie widziałem tylu Czechów po tej stronie granicy!
Siadamy pod wiatką aby coś zjeść i przekąsić. Napisy na ścianach świadczą o tym, że bywa tutaj opozycja. Do tego zakochana.
Początkowo chciałem zahaczyć jeszcze o Fort Karola, ale robi się zimno i Inez zaczyna lekko marudzić Idziemy więc spokojnie drogą asfaltową, aż dochodzimy do znanego mi już pomnika poległych, zgniecionego z jednej strony. Musiał chyba leżeć kiedyś w ziemi, a na górze znajdowała się jakaś figura, bo został po niej ślad.
Napisy na pomniku wzmocniono czarną farbą. Upamiętnia on mieszkańców (pracowników leśnych jak zaznaczono) miejscowości Passendorf (Pasterka), Carlsberg (Karłów), Friedersdorf (Łężyce) i Nauseney (Ostra Góra). Wybudowała go w 1926 gmina Carlsberg (dziś nie posiada takiego statusu w skutek wyludnienia) wraz z miejscowym nadleśnictwem.
Przy drodze stoją nowe szlakowskazy parku narodowego. Nie podobają mi się Zdecydowanie wolałem starą wersję, miały one swój klimat. Te są zupełnie bezpłciowe.
Łapiemy stopa i z pół kilometra podwozimy się do Karłowa pod zajazd. Kiedyś się tu stołowałem i zapamiętałem smaczne jedzenie. Teraz jest... jadalnie, ujmijmy to tak. Zamawiamy smażone sery, ale jeszcze nie zdarzyło mi się trafić w Polsce na tak smaczny jak w Czechach.
Pozostało nam jeszcze wejście na Szczeliniec Wielki (Große Heuscheuer, Velká Hejšovina) do schroniska. W tym celu musimy minąć kiczoland rozłożony przy głównej ścieżce.
Widzimy zamknięte lokale, zmarznięte Hiszpanki owinięte kocami, dynie i... Park Dinozaurów. Ratunku!
Wejście do skalnego labiryntu też daje po oczach, choć rozumiem, że dla niektórych same napisy nie wystarczą i trzeba to jeszcze narysować.
Półgodzinne drapanie się po schodach oraz kamieniach i w okolicach gdy na zegarku pojawia się 18-ta dochodzimy pod schronisko. Chcieliśmy spać na dole w Pasterce, ale dziś mają tam jakiś koncert i jest komplet, a na Szczelińcu, o dziwo, nie wszystko zapełnione. Ponieważ jednak nigdy tu nie nocowałem, to nie ma tego złego coby na dobre nie wyszło
O zachodzie słońca nie ma mowy, wieje silny wiatr, więc zdjęcia jarzących się w pode mną światełek Pasterki oraz nieco oddalonych czeskich miejscowości robię już sam, bo Neska zwiała do środka, gdzie ciepło.
Podsumowując pierwszy dzień: ciekawa trasa, ładne widoki, niezła pogoda, brak tłumów, paskudny Karłów. Super
A wszystkie zdjęcia są tu:
https://flic.kr/s/aHskL4cbDP
Sudety były w planach od dawna, bo w przeciwieństwie do Neski byłem w tym roku w nich tylko raz. Zastanawiałem się nad Górami Sowimi, potem myślałem o Suchych z dotarciem do Stołowych, aż w końcu stanęło na dokładniejszej penetracji samych Gór Stołowych
Już na samym początku plany lekko torpeduje spóźniony IC, przez co ucieka nam pociąg osobowy. Musimy jechać następnym, a to oznacza, że na szlaku będziemy dopiero o 20.30. Wysyłam smsa do schroniska, iż zawitamy prawie w nocy.
Wysiadamy w Dusznikach-Zdroju. W tych rejonach nie ma zbyt wielu możliwości taniego noclegu... właściwie w dolinach nie znalazłem takiego w ogóle! Ale za niecałą godzinę drogi leży schronisko Pod Muflonem, więc jest to nie najgorsza opcja.
Mkniemy przez wyludnione piątkowe centrum Dusznik, zaczynamy się wspinać do góry. Gdy kończy się zabudowa postanawiamy skrócić sobie trasę wybierając ścieżkę przez las, zamiast szlak omijający górkę. Nie wychodzi nam to na plus - ścieżka po jakimś czasie niknie, a przedzieranie się przez kolejne krzaczory i wąwozy nie przynosi rezultatów, w dodatku pojawia się złowroga mgła. Mamy do wyboru wrócić do szlaku albo użyć GPS-a... pada na nowoczesność i dzięki niej znajdujemy w końcu właściwą drogę.
Pod Muflon docieramy przed 22-gą. Światło się świeci, w środku czekają dwaj panowie z obsługi. Kurde, spodziewałem się większej frekwencji, w końcu jest piątek wieczór, a obiekt uchodzi za imprezowy! Nic z tego, to nie sezon, a we Wszystkich Świętych zazwyczaj ludzie okupują cmentarze, a nie góry!
Kupujemy po dwa piwka warzone specjalnie dla schroniska (na wystawie są atrapy z wodą, gdyż oryginały ponoć regularnie "turyści" opróżniali) i ładujemy się do pokoju. Jest zimno! W łóżku, w korytarzu i w kiblu. Dla nas nikt nie rozpali pieca i nie zahajcuje
W sobotni poranek dalej piździ, ale wtedy już to nie przeszkadza. Przez okno widzę nawet lekkie przebłyski słońca, jednak po wyjściu na zewnątrz pojawiają się chmury, zgodnie z prognozami pogody.
Muflon leży w Górach Bystrzyckich, więc dzięki noclegowi zahaczyliśmy i o to pasmo Dla Neski debiut, dla mnie w sumie raptem chyba trzecia wizyta.
Sam obiekt jest ładny architektonicznie, obsługa miła, tylko ta zimnica. Trzeba pamiętać na drugi raz o cieplejszym śpiworze.
Nieśpiesznie schodzimy w dół dłuższym niebieskim szlakiem. Okolica jest bardzo kolorowa, nawet mimo braku słońca.
W centrum Dusznik-Zdroju trwa jakiś festyn propagujący oszczędne żarówki. Na rynku stoją różne dmuchane namioty i parkuje masa aut, co nie dodaje mu uroku.
Inez zostaje złapana przez dwóch panów, którzy chcą od niej odpowiedzi na jakieś banalne pytanie, dzięki czemu wygra żarówkę. Po zaciętej obronie pytanie nie pada, żarówka przypadnie komuś innemu
Na ścianie zauważam niemieckojęzyczną tablicę, która przetrwała zmiany granic, zapewne z powodu informacji o noclegu w tym miejscu króla Jana Kazimierza. A właściwie ex-króla, gdyż było to już po abdykacji.
Rozglądam się w mieście za jakimś lokalem, gdzie można by spocząć i spożyć śniadanie, chociażby w płynie. Niestety, nie ma nic, a jak jest, to pozamykane. Na pocieszenie spotykam przedstawicieli radzieckiej myśli motoryzacyjnej.
W okolicach dworca kolejowego zabudowa robi się mniej zadbana. Widać, że część domostw nie jest już zamieszkana, jednak ktoś je ozdabia kwiatami, firankami, różnymi figurkami itp..
Niebieski szlak prowadzi przez pewien odcinek drogą. Kiedyś już nią szedłem, w 2008 roku z Eco wybraliśmy podobny kierunek podczas mojej pierwszej wizyty w Stołowych.
Początkowo próbowaliśmy teraz łapać stopa, ale szybko stwierdziliśmy, iż nie ma to sensu, gdyż odległość niewielka, idzie się przyjemnie, a w oddali pojawiają się słoneczne plamy.
Przy jednym z mijanych gospodarstw spotykam kolejny egzemplarz sprzed lat, choć w znacznie gorszym stanie: Wołga. Nie czarna, więc nie mogła porywać przechodniów.
W Łężycach (Friedersdorf) rośnie sobie pole barszczu Sosnkowskiego, na szczęście już uschnięte. Obok dawnego PGR-u skręcamy na pola, mijając kilka bloków wybudowanych dla pracowników. Te wszystkie samotne osiedla wśród przestrzeni zawsze wyglądają dla mnie surrealistycznie.
Kolejny odcinek jest dość przyjemny - raz idziemy lasem, raz skrajem polanek. Słońce coraz bardziej uparcie przebija się między chmurami i widać nie chce przyjąć do wiadomości, że meteorolodzy nie widzieli dla niego dziś miejsca.
W lesie robi się jeszcze bardziej uroczo...
Neska też cieszy się coraz bardziej, ale jeszcze nie wie co ją czeka
W pewnym momencie szlak zaczyna się piąć bardzo ostro pod górę. Na zdjęciach tego nie widać, ale nachylanie wynosi około 30 stopni. W dodatku nie stąpamy po naturalnym podłożu, ale po dziwnej kamiennej konstrukcji przypominającej brukowany odpływ wody. Z boku w niektórych miejscach zachowały się resztki schodów.
Już wspinając się tu w 2008 roku zastanawialiśmy co to było... Okazało się, że to pochylnia służąca do transportu w dół kamiennych bloków piaskowca, wydobywanych ze znajdującego się na górze kamieniołomu o nazwie Morador.
Kamieniołom działał od połowy XIX wieku aż do lat 40. następnego stulecia, być może nawet krótko po wojnie. Przez dawne wyrobisko przebiega dziś szlak, więc to co turyści biorą za dzieła natury często jest efektem pracy człowieka. Najciekawsze są porzucone ociosane kamienne kolumny, którym nie było już dane zjechać w dół.
Na terenie dawnego kamieniołomu robimy sobie przerwę. Należy nam się po tym drapaniu pod górę.
Ponieważ za parę dni Haloween postanawiamy uczcić to straszne pogańskie święto tematycznym piwem
Kawałek od miejsca naszego popasu w skałę wmontowano łańcuch.
Jeszcze trochę pod górę i wygramalamy się na Skały Puchacza (Uhustein), kilkudziesięciometrowe urwisko. Jest na nim kilka punktów widokowych - w pierwszym z witamy grupę młodzieżowo-dorosłą która podobnie jak my fotografuje pojawiające się widoki.
Oczywiście najlepiej widoczne są Góry Bystrzyckie, a w tle całkiem dobrze prezentuje się Masyw Śnieżnika.
Na lewo martwy las w ciepłych kolorach jesieni.
Osiem lat temu odbiliśmy w tym momencie z Eco na szlak zielony biegnący przez Białe Skały. Teraz wybraliśmy kontynuację niebieskim wzdłuż urwiska co było strzałem w dziesiątkę! Miejsc z przepaściami gdzie można nasycić swój wzrok jest tu więcej!
Wyróżniająca się góra pośrodku to chyba Orlica (Hohe Menze, Vrchmezí), najwyższy szczyt polskiej części Gór Olickich.
Hmm, w Orlickich z plecakiem chyba też jeszcze nie byłem... widać, ile w Sudetach czeka na mnie białych plam!
Na skałach spotykamy sympatycznego starszego faceta wraz z młodszą dwójką (chyba jego syn z małżonką). Mijał nas swoim autem za Dusznikami i chwalił, że są jeszcze turyści którym chce się tarabanić z plecakami Chwilę rozmawiamy ciesząc się z niespodziewanie ładnej pogody oraz z pustych szlaków, bo podobno przy jego niedawnej wizycie w tych rejonach to na parkingach leśnych nie dało się zaparkować, takie tłumy!
Przy okazji prosimy o uwiecznienie nas na tle dziury, do której planowałem zepchnąć Neskę
Na pewien czas szlak oddala się od urwisk, trochę krążymy po spękanych lasach.
Dość często pojawiają się niemieckie oznaczenia sektorów lasu - czasem słupki, czasem numery wykuto na skałach lub kamieniach.
Powrót na skały jest znów efektowny.
To odcinek pomiędzy Samotnika a Kopą Śmierci (Totenkopf).
Cały czas mamy pod sobą Łężyce z kościołem św. Marii Magdaleny.
W jednej ze skał zamurowano prosiaka i wystaje tylko ryjek !
Wszystko co dobre ma swój koniec i chmury zaczynają zakrywać słoneczko, jednak nadal jest pięknie. W okolicach Narożnika (Eckstein), najwyższego punktu dzisiejszego dnia (851 metrów), widać jak złote smugi przebijają się przez cień.
W dole nadal Łężyce i transformator, który z daleka wyglądał jak biała kapliczka.
To właśnie tu w 1997 roku zamordowano strzałami w głowę dwójkę studentów z Akademii Rolniczej we Wrocławiu. Sprawców nadal nie odnaleziono i pewno nie odnajdzie się. Dziś najczęściej pojawia się opinia, iż mogli tego dokonać neonaziści, urządzający sobie wtedy w Stołowych "obozy".
Oczywiście jakiś inteligentny inaczej musiał uwiecznić się na tablicy pamiątkowej!
Skoro podejście na skały było tak ostre, to zastanawiamy się jak będzie wyglądało zejście... oczami wyobraźni widzę już jakieś zsuwanie się po błocie i śliskich korzeniach, ale na szczęście z tej strony było w miarę przyzwoicie i bez szkód dochodzimy do parkingów na Lisiej Przełęczy. Samochodów trochę stoi - głównie czeskie, zresztą większość mijanych turystów mówiła po czesku! Szok, w życiu nie widziałem tylu Czechów po tej stronie granicy!
Siadamy pod wiatką aby coś zjeść i przekąsić. Napisy na ścianach świadczą o tym, że bywa tutaj opozycja. Do tego zakochana.
Początkowo chciałem zahaczyć jeszcze o Fort Karola, ale robi się zimno i Inez zaczyna lekko marudzić Idziemy więc spokojnie drogą asfaltową, aż dochodzimy do znanego mi już pomnika poległych, zgniecionego z jednej strony. Musiał chyba leżeć kiedyś w ziemi, a na górze znajdowała się jakaś figura, bo został po niej ślad.
Napisy na pomniku wzmocniono czarną farbą. Upamiętnia on mieszkańców (pracowników leśnych jak zaznaczono) miejscowości Passendorf (Pasterka), Carlsberg (Karłów), Friedersdorf (Łężyce) i Nauseney (Ostra Góra). Wybudowała go w 1926 gmina Carlsberg (dziś nie posiada takiego statusu w skutek wyludnienia) wraz z miejscowym nadleśnictwem.
Przy drodze stoją nowe szlakowskazy parku narodowego. Nie podobają mi się Zdecydowanie wolałem starą wersję, miały one swój klimat. Te są zupełnie bezpłciowe.
Łapiemy stopa i z pół kilometra podwozimy się do Karłowa pod zajazd. Kiedyś się tu stołowałem i zapamiętałem smaczne jedzenie. Teraz jest... jadalnie, ujmijmy to tak. Zamawiamy smażone sery, ale jeszcze nie zdarzyło mi się trafić w Polsce na tak smaczny jak w Czechach.
Pozostało nam jeszcze wejście na Szczeliniec Wielki (Große Heuscheuer, Velká Hejšovina) do schroniska. W tym celu musimy minąć kiczoland rozłożony przy głównej ścieżce.
Widzimy zamknięte lokale, zmarznięte Hiszpanki owinięte kocami, dynie i... Park Dinozaurów. Ratunku!
Wejście do skalnego labiryntu też daje po oczach, choć rozumiem, że dla niektórych same napisy nie wystarczą i trzeba to jeszcze narysować.
Półgodzinne drapanie się po schodach oraz kamieniach i w okolicach gdy na zegarku pojawia się 18-ta dochodzimy pod schronisko. Chcieliśmy spać na dole w Pasterce, ale dziś mają tam jakiś koncert i jest komplet, a na Szczelińcu, o dziwo, nie wszystko zapełnione. Ponieważ jednak nigdy tu nie nocowałem, to nie ma tego złego coby na dobre nie wyszło
O zachodzie słońca nie ma mowy, wieje silny wiatr, więc zdjęcia jarzących się w pode mną światełek Pasterki oraz nieco oddalonych czeskich miejscowości robię już sam, bo Neska zwiała do środka, gdzie ciepło.
Podsumowując pierwszy dzień: ciekawa trasa, ładne widoki, niezła pogoda, brak tłumów, paskudny Karłów. Super
A wszystkie zdjęcia są tu:
https://flic.kr/s/aHskL4cbDP
Ostatnio zmieniony 2016-11-08, 15:02 przez Pudelek, łącznie zmieniany 1 raz.
Kto jest online
Użytkownicy przeglądający to forum: Obecnie na forum nie ma żadnego zarejestrowanego użytkownika i 32 gości