W tym roku start został wyznaczony w miejscowości Karlovice niedaleko Vrbna pod Pradziadem. Ja docieram pod muzeum "Kosarna" we własnym zakresie. Mój cel na dzisiaj to pokonać trasę w czasie poniżej dziewięciu godzin. Dlatego też gdy tylko zapisałem się ruszam w pogoń za czołówką. Idziemy szlakiem koloru żółtego. Z łąki mamy widok na budzącą się ze snu miejscowość.
Prognozy pogody na dziś są złe. Z biegiem czasu aura ma się pogarszać aż do momentu wystąpienia opadów deszczu. Im później tym ma padać bardziej intensywnie...
Będąc już w czołówce zdobywamy szczyt Milir gdzie zlokalizowany jest zalany kamieniołom "Morskie oko". Później szlak wiedzie ku "kamiennej chacie" po drodze asfaltowej. Czołówka raz mi odjeżdża, a raz udaje mi się prowadzącą grupę dogonić
Na chwilę schodzimy z asfaltu. Chłopaki znajdują niezłego borowika. Słuszność jego rozmiarów pokazuje jego porównanie z czapką
Schodzimy do Starych Purkartic. Znowu idziemy asfaltem. Zaczyna padać deszcz. Wystarczyło, że się na moment zatrzymałem by zawiązać buta i uciekła mi czołówka
Mijam dzwonnicę stojącą w miejscu gdzie do 1986 roku znajdował się kościół Najświętszej Trójcy.
Na końcu Starych Purkartic opuszczamy szlak żółty. Musimy bez szlaku dotrzeć do znaczków koloru zielonego. Wiedzie tam miejska trasa turystyczna Miasta Albrechtice. Ten odcinek jest bardzo dobrze oznaczony przez organizatora i zgubić się tutaj byłoby wielką sztuką
Szeroką leśną drogą zbiegam w kierunku Lenarcic(Linhartovy).
Przekraczam główną drogę biegnącą w kierunku Krnova i wkraczam do miejscowości. Przez park przypałacowy pod sam pałac gdzie zlokalizowany jest pierwszy punkt kontrolny PMP.
Po podbiciu kontrolnej pieczątki przekraczam most na granicznej rzece Opawica i dalej wędruję już po polskiej stronie przez Lenarcice i Opawicę szlakiem czerwonym. W dalszym ciągu jest to miejska trasa turystyczna.
Od granicy państwa rozpoczynam dość strome podejście na Graniczny Wierch. Ścieżka fajnie została wykoszona
Zdobywam szczyt , na którym stoi charakterystyczna wieża widokowa powstała z dwóch starych przekaźników telekomunikacyjnych. Miejscowi nazywają ją "radary"
Dalej prowadzi już szlak koloru niebieskiego. Po zejściu do kapliczki u rozdroża odbijam w lewo. Tutaj powstała niedawno nowa ścieżka edukacyjna. Inicjatywa skierowana głównie do najmłodszych. "Krecikowa ścieżka" wiedzie przez około 2 kilometry ku "studzience krecika". Po drodze wiele drewnianych postaci z kreskówek oraz tablic edukacyjnych. Mijam również leśny plac zabaw.
Sama "krecikowa studzienka" wyschła, podobnie jak wszystkie okoliczne strumienie...
Mam z góry, więc staram się zbiegać. Tutaj popełniam błąd i przeoczam odbicie szlaku. Zbiegłem zbyt daleko i zanim się zorientowałem nadrabiam około 3 kilometry, a tak się fajnie biegło w dół... Nie chcąc wchodzić ponownie do góry decyduję się iść na przełaj przez lasy i łąki. Muszę pokonać również dość głęboki wąwóz z obecnie wyschniętym korytem strumienia. Udaje się w końcu dotrzeć do drugiego punktu kontrolnego zlokalizowanego przy głazie narzutowym "bludny balvan". Uzupełniam zapasy wody i idę ku miejscowości Liptan. Po drodze mija mnie Andrzej jeden z organizatorów. Informuję go o swojej pomyłce, a ten zobowiązuje się pobiec w to niepewne miejsce gdzie przeoczyłem odbicie i odpowiednio je oznakować. Mam nadzieję, że dzięki mojej informacji oszczędziłem komuś błądzenia...
Postanowiłem też, że dzisiaj nie będę już więcej podbiegać. Z miejscowości Liptan podchodzę wśród pastwisk zboczami szczytu Strážnice.
Następnie zejście do wsi Pitárné i dalej w kierunku Arnultovic.
Miałem nadzieję uzupełnić zapasy wody w sklepie w Jindrichovie, ale sklep okazał się być zamknięty. No cóż pozostaje mi pokonać ostatnie 10 km o suchym pysku... Idę ścieżką rowerową ku granicy państwa. Zaczyna padać deszcz...
Od granicy państwa pozostaje mi przedrzeć się przez las prudnicki do miasta. Przez "Trzy granice" i "Dolinę Marii" idę w kierunku rozdroża pod Trzebinią po szlaku żółtym. Od rozdroża już prosta droga do Prudnika gdzie zlokalizowana jest tym razem meta maratonu.
Nie wytrzymuję i zamiast iść prosto do celu wstępuję do marketu zrobić stosowne zakupy przez co tracę cenne minuty w kolejce do kasy. Niewiele brakowało, a zostałbym wyprzedzony przez "grupę pościgową"
Kilkaset metrów dalej docieram do mety. Deszcz rozpadał się na dobre...
O czas mnie nie pytajcie ponieważ zapomniałem spojrzeć na zegarek na mecie
Galeria: https://goo.gl/photos/b5umNNDm2NznpiQp7
