Czasem zima, czasem jesień
: 2013-12-23, 11:32
Od październikowego wypadu w Izery nie udało mi się nigdzie pojechać. 2 miesiące bez górołażenia to było stanowczo za dużo, więc wreszcie dysponując dwoma wolnymi dniami postanowiłem godnie zakończyć Rok Pański 2013.
Padło na Beskid Makowski. Dawno tam nie byłem.
Z Krakowa wyjechałem w piątek rano pociągiem do Suchej Beskidzkiej. W Suchej zrobiłem podstawowe zakupy (pieczywo, piwo) i ruszyłem na trasę.
Przeszedłem kładkę na Skawie...
...niestety - kołysać zakazano
Maszerowałem szlakiem w stronę Koskowej Góry gdzie zaplanowałem nocleg.
Najpierw szedłem szlakiem niebieskim, potem czarnym, a jeszcze potem żółtym...
...i już po zachodzie słońca dotarłem na miejsce piątkowego przeznaczenia.
Rozbiłem namiot, zrobiłem sobie obiad, wpełzłem do śpiworka, otworzyłem browarka... Żyć nie umierać Przez komórkę nasłuchiwałem wieści z Serbii, ale niestety szczypiornistki dostawały lanie od Serbek więc słuchałem sobie plików z powieścią "Droga donikąd" Józefa Mackiewicza w znakomitej interpretacji Mariusza Benoit.
W puchowym śpiworze było mi ciepło, na zewnątrz było cicho, spokojnie...
Rano obudzilem się około szóstej i nie bardzo chciało mi się wychodzić z ciepłego śpiwora na mróz... Ale... kawy mi się zachciało, więc wygrzebalem się, zrobiłem sobie mocnej kawy, kanapki. Potem wyjrzałem na świat, całkiem nieźle się prezentował...
Wyciągnąłem mapę i zastanawiałęm się na jakiej trasie spędzić sobotę. Postanowiłem się przejść do Kalwarii Zebrzydowskiej. Zwinąłem swój majdan i ruszyłem w kierunku urokliwej kapliczki położonej trochę poniżej szczytu.
Niezłe stamtąd miałem widoki
Potem wędrowałem sobie niebieskim szlakiem przez Bieńkówkę, Bieńkowską Górę, na przełęczy Sanguszki minąłem obelisk ku czci patrona tego miejsca, Eustachego Sanguszki.
Była to wędrówka z cyklu czasem zima...
... czasem jesień
Wędrowałem ścieżkami, czasem drogami bitymi, czasem asfaltem. Przechodziłem przez przysiółki gdzie czas zwalnia bieg albo się zatrzymuje...
...i doszedłem do Lanckorony.
Pora była zdecydowanie obiadowa, więc w restauracji Verona zapodałem sobie panierowany filet z kurczaka, pieczone ziemniaki, surówki no i rzecz jasna browarka.
Potem już w zapadającym zmierzchu kończyłem wędrówkę w Kalwarii Zebrzydowskiej.
Na miejscowy przystanek dworcowy dotarłem około 17.00, zaraz potem wsiadałem do busa i po jakiejś godzinie byłem w Krakowie.
Padło na Beskid Makowski. Dawno tam nie byłem.
Z Krakowa wyjechałem w piątek rano pociągiem do Suchej Beskidzkiej. W Suchej zrobiłem podstawowe zakupy (pieczywo, piwo) i ruszyłem na trasę.
Przeszedłem kładkę na Skawie...
...niestety - kołysać zakazano
Maszerowałem szlakiem w stronę Koskowej Góry gdzie zaplanowałem nocleg.
Najpierw szedłem szlakiem niebieskim, potem czarnym, a jeszcze potem żółtym...
...i już po zachodzie słońca dotarłem na miejsce piątkowego przeznaczenia.
Rozbiłem namiot, zrobiłem sobie obiad, wpełzłem do śpiworka, otworzyłem browarka... Żyć nie umierać Przez komórkę nasłuchiwałem wieści z Serbii, ale niestety szczypiornistki dostawały lanie od Serbek więc słuchałem sobie plików z powieścią "Droga donikąd" Józefa Mackiewicza w znakomitej interpretacji Mariusza Benoit.
W puchowym śpiworze było mi ciepło, na zewnątrz było cicho, spokojnie...
Rano obudzilem się około szóstej i nie bardzo chciało mi się wychodzić z ciepłego śpiwora na mróz... Ale... kawy mi się zachciało, więc wygrzebalem się, zrobiłem sobie mocnej kawy, kanapki. Potem wyjrzałem na świat, całkiem nieźle się prezentował...
Wyciągnąłem mapę i zastanawiałęm się na jakiej trasie spędzić sobotę. Postanowiłem się przejść do Kalwarii Zebrzydowskiej. Zwinąłem swój majdan i ruszyłem w kierunku urokliwej kapliczki położonej trochę poniżej szczytu.
Niezłe stamtąd miałem widoki
Potem wędrowałem sobie niebieskim szlakiem przez Bieńkówkę, Bieńkowską Górę, na przełęczy Sanguszki minąłem obelisk ku czci patrona tego miejsca, Eustachego Sanguszki.
Była to wędrówka z cyklu czasem zima...
... czasem jesień
Wędrowałem ścieżkami, czasem drogami bitymi, czasem asfaltem. Przechodziłem przez przysiółki gdzie czas zwalnia bieg albo się zatrzymuje...
...i doszedłem do Lanckorony.
Pora była zdecydowanie obiadowa, więc w restauracji Verona zapodałem sobie panierowany filet z kurczaka, pieczone ziemniaki, surówki no i rzecz jasna browarka.
Potem już w zapadającym zmierzchu kończyłem wędrówkę w Kalwarii Zebrzydowskiej.
Na miejscowy przystanek dworcowy dotarłem około 17.00, zaraz potem wsiadałem do busa i po jakiejś godzinie byłem w Krakowie.