Pietraszonka po rumuńsku
: 2013-12-17, 23:22
W strone Beskidów ruszamy juz w czwartek, ku rozpaczy czesci mojej rodzinki, ktora do mnie wydzwania i probuje przekonac ze wyjazd w gory to nie jest dobry pomysl bo do Polski zbliza sie huragan. Jaki do licha huragan? No tak, jak czlowiek nie ma telewizora i nie czyta onetu to faktycznie nic o swiecie nie wie Gdybysmy wiedzieli wczesniej to bysmy nad morze pojechali- moze wreszcie by byl upragniony sztorm?
Na nocleg zatrzymujemy sie w PTSMie w Zywcu. W nocy faktycznie wieje, fajnie huczy w kominach i nawet na korytarzach slychac pomruk dujacego wiatru. Nie wiem czemu ale bardzo lubie wiatr. Ale jesli to w tej chwili jest huraganem to nie wiem jak by nalezalo nazwac to cos co nas przewracalo w borowki na Zakarpaciu a potem w nocy nam polamalo caly namiot?
Rano huragan gdzies sobie poszedl ale wycie bynajmniej nie ustalo a raczej mozna powiedziec ze przybralo na sile. To mlodziez wlasnie wybiera sie z bursy do szkoly i roznymi jękami potepienczymi sygnalizuje swoja przynaleznosc do stada.
Za Zywcem coraz wiecej sniegu i widoczkow..
Zmierzamy dzisiaj do chatki na Pietraszonce. Ostatni kawalek drogi przez wioske jest miejscami mocno oblodzony przez wyplywajace zrodelka i jestesmy zmuszeni po raz pierwszy w historii nalozyc skodusi łancuchy. Jest z tym sporo smiechu bo nikt z nas wczesniej tego nie robil. Poczatkowo nakladamy je odwrotnie co skutkuje tym ze ciagle spadaja, jeden sie urywa i musimy go zwiazywac sznurowka
Lodowisko udaje sie przejechac ale kazda kolejna gorka jest wyzwaniem. Skodusia chetniej jezdzi w bok niz do przodu czy do tylu. Kolejne jazdy bokiem zwykle koncza sie w zaspach dochodzacych czasem do polowy drzwi. Poczciwy szpadel, ktorym latem wykopywalismy skodusie z jurajskich piaskow znow sie przydaje!
Dochodzimy do wniosku ze chodzenie po gorach pieszo to istne pojscie na latwizne- piechota duzo szybiej przemierza sie zamierzony dystans, a podrozujac autem mozna sie duzo bardziej spocic, zmęczyc, przemoczyc i unurzac w sniegu po szyje
:
A wszystkiemu przygladaja sie ciche, zasypane po dach gospodarstwa.. No moze nie do konca ciche, w jednym strasznie ujada pies!
W koncu przy udziale zaprawionego w snieznych bojach miejscowego i kilku pozyczonych przez niego łopat udaje sie ustawic skodusie w wykopanej zatoczce naprzeciw jednego z domow.
Zabawa sie jeszcze nie konczy, w sniegu zakopuje sie jeszcze kilka aut w tym rowniez terenowki
Idac do chatki towarzysza nam takie widoki
Po rozlozeniu sie w chatce idziemy jeszcze na obiad do jednej z gospodyn we wiosce. Mimo dosc wczesnej pory czerwone slonce chowa sie juz za gory..
Juz sam wyglad obejscia sugeruje ze zarcie bedzie pyszne- widac stodole, zza węgła porykuje krowa. W kuchni dominuje wielki piec i roznosi sie zapach wszelakiego jadła, potegowany widokiem slojow z przetworami czy dymionow z winem.
Dzis jest zupa grzybowa i pampuchy z jagodami polane jedna z najlepszych smietan jaka jadlam!
W chatce w ten weekend pokazywane sa zdjecia i prelekcje z rumunskich gor. Prezentowane relacje sa zroznicowane i zapewne kazdy znalazl by tu cos dla siebie. Bylo ich bardzo duzo- slajdy pokazywane sa nieprzerwanie przez dwie noce, wiec do sporej czesci nie udalo mi sie wytrwac..
Z obejrzanych bardzo pozytywnie zapadly mi w pamiec dwie relacje. Jedna byla o wycieczkach w rumunskie Karpaty w poczatkach lat 80tych, gdzie dolinami jezdzily lesne kolejki waskotorowe, a schroniska,bary i lokalni drwale prezentowali taki klimat ze nieszczesnicy bedacy w owe lata niemowletami, teraz moga sobie o takich miejscach jedynie pomarzyc... Druga relacja dotyczyla odkrywania rumunskich jaskin, okresowo wogole niedostepnych bo calkowicie zalanych woda. Ogrom tych pieczar, docieranie do nich plynac rwacymi nurtami podziemnych rzek, platanina korytarzy na roznych poziomach i bogactwo szaty naciekowej zdawalo sie byc wrecz bajkowe i nierealne! Gdzies w ktorejs relacji przewinely sie tez fajne zdjecia dzikich bimbrowni i naturalnych pralni we wzburzonych potokach.
Czesc prezentowanych relacji skupiala sie wylacznie na aspekcie sportowym i wyczynowym, gdzie umilowanie liczb, tabel i prężenia mięśni dominowalo nad pieknem gor, folklorem czy architektora, wiec zupelnie nie trafialo w bubowe gusta.
W sobote cala czereda podaza na ognisko na jednej z polan wsrod gor. W kotle gotuje sie herbata a rozmiar gara z pulpa odpowiada łącznej objetosci glodnych brzuchow oczekujacych na zarcie.
Cala zebrana ferajna ma okazje poobserwowac tez starodawne techniki rozpalania ognia z wykorzystaniem krzesiw, odpowiednio utoczonych patykow czy "zagielkow" z wykorzystaniem rzemienia. Obecne sa tez oczywiscie rozne hubki i inne latwopalne formacje roslinne (np. porosty podobne do tych ktore zaczynaja bujnie porastac skodusie )
Jako ze pogoda nie sprzyja dlugiemu przebywaniu na dworze (wieje i wszedzie lezy to biale paskudztwo..) wracamy do cieplej chatki.
Wedrujac szlakiem beskidzkiej architektury drewnianej rowniez tego obiektu nie mozna pominac obojetnie.
W okolicy mozna tez spotkac kilka tajemniczych, zamaskowanych postaci ktorych zapewne nikt nie rozpozna.
W niedziele dlugo spimy, na tyle ze jemy obiad bez sniadania u naszej zaprzyjaznionej gospodyni, odkopujemy skodusie i smutny czas powrotow....
wiecej
https://picasaweb.google.com/1122023598 ... _rumunsku#
Na nocleg zatrzymujemy sie w PTSMie w Zywcu. W nocy faktycznie wieje, fajnie huczy w kominach i nawet na korytarzach slychac pomruk dujacego wiatru. Nie wiem czemu ale bardzo lubie wiatr. Ale jesli to w tej chwili jest huraganem to nie wiem jak by nalezalo nazwac to cos co nas przewracalo w borowki na Zakarpaciu a potem w nocy nam polamalo caly namiot?
Rano huragan gdzies sobie poszedl ale wycie bynajmniej nie ustalo a raczej mozna powiedziec ze przybralo na sile. To mlodziez wlasnie wybiera sie z bursy do szkoly i roznymi jękami potepienczymi sygnalizuje swoja przynaleznosc do stada.
Za Zywcem coraz wiecej sniegu i widoczkow..
Zmierzamy dzisiaj do chatki na Pietraszonce. Ostatni kawalek drogi przez wioske jest miejscami mocno oblodzony przez wyplywajace zrodelka i jestesmy zmuszeni po raz pierwszy w historii nalozyc skodusi łancuchy. Jest z tym sporo smiechu bo nikt z nas wczesniej tego nie robil. Poczatkowo nakladamy je odwrotnie co skutkuje tym ze ciagle spadaja, jeden sie urywa i musimy go zwiazywac sznurowka
Lodowisko udaje sie przejechac ale kazda kolejna gorka jest wyzwaniem. Skodusia chetniej jezdzi w bok niz do przodu czy do tylu. Kolejne jazdy bokiem zwykle koncza sie w zaspach dochodzacych czasem do polowy drzwi. Poczciwy szpadel, ktorym latem wykopywalismy skodusie z jurajskich piaskow znow sie przydaje!
Dochodzimy do wniosku ze chodzenie po gorach pieszo to istne pojscie na latwizne- piechota duzo szybiej przemierza sie zamierzony dystans, a podrozujac autem mozna sie duzo bardziej spocic, zmęczyc, przemoczyc i unurzac w sniegu po szyje
:
A wszystkiemu przygladaja sie ciche, zasypane po dach gospodarstwa.. No moze nie do konca ciche, w jednym strasznie ujada pies!
W koncu przy udziale zaprawionego w snieznych bojach miejscowego i kilku pozyczonych przez niego łopat udaje sie ustawic skodusie w wykopanej zatoczce naprzeciw jednego z domow.
Zabawa sie jeszcze nie konczy, w sniegu zakopuje sie jeszcze kilka aut w tym rowniez terenowki
Idac do chatki towarzysza nam takie widoki
Po rozlozeniu sie w chatce idziemy jeszcze na obiad do jednej z gospodyn we wiosce. Mimo dosc wczesnej pory czerwone slonce chowa sie juz za gory..
Juz sam wyglad obejscia sugeruje ze zarcie bedzie pyszne- widac stodole, zza węgła porykuje krowa. W kuchni dominuje wielki piec i roznosi sie zapach wszelakiego jadła, potegowany widokiem slojow z przetworami czy dymionow z winem.
Dzis jest zupa grzybowa i pampuchy z jagodami polane jedna z najlepszych smietan jaka jadlam!
W chatce w ten weekend pokazywane sa zdjecia i prelekcje z rumunskich gor. Prezentowane relacje sa zroznicowane i zapewne kazdy znalazl by tu cos dla siebie. Bylo ich bardzo duzo- slajdy pokazywane sa nieprzerwanie przez dwie noce, wiec do sporej czesci nie udalo mi sie wytrwac..
Z obejrzanych bardzo pozytywnie zapadly mi w pamiec dwie relacje. Jedna byla o wycieczkach w rumunskie Karpaty w poczatkach lat 80tych, gdzie dolinami jezdzily lesne kolejki waskotorowe, a schroniska,bary i lokalni drwale prezentowali taki klimat ze nieszczesnicy bedacy w owe lata niemowletami, teraz moga sobie o takich miejscach jedynie pomarzyc... Druga relacja dotyczyla odkrywania rumunskich jaskin, okresowo wogole niedostepnych bo calkowicie zalanych woda. Ogrom tych pieczar, docieranie do nich plynac rwacymi nurtami podziemnych rzek, platanina korytarzy na roznych poziomach i bogactwo szaty naciekowej zdawalo sie byc wrecz bajkowe i nierealne! Gdzies w ktorejs relacji przewinely sie tez fajne zdjecia dzikich bimbrowni i naturalnych pralni we wzburzonych potokach.
Czesc prezentowanych relacji skupiala sie wylacznie na aspekcie sportowym i wyczynowym, gdzie umilowanie liczb, tabel i prężenia mięśni dominowalo nad pieknem gor, folklorem czy architektora, wiec zupelnie nie trafialo w bubowe gusta.
W sobote cala czereda podaza na ognisko na jednej z polan wsrod gor. W kotle gotuje sie herbata a rozmiar gara z pulpa odpowiada łącznej objetosci glodnych brzuchow oczekujacych na zarcie.
Cala zebrana ferajna ma okazje poobserwowac tez starodawne techniki rozpalania ognia z wykorzystaniem krzesiw, odpowiednio utoczonych patykow czy "zagielkow" z wykorzystaniem rzemienia. Obecne sa tez oczywiscie rozne hubki i inne latwopalne formacje roslinne (np. porosty podobne do tych ktore zaczynaja bujnie porastac skodusie )
Jako ze pogoda nie sprzyja dlugiemu przebywaniu na dworze (wieje i wszedzie lezy to biale paskudztwo..) wracamy do cieplej chatki.
Wedrujac szlakiem beskidzkiej architektury drewnianej rowniez tego obiektu nie mozna pominac obojetnie.
W okolicy mozna tez spotkac kilka tajemniczych, zamaskowanych postaci ktorych zapewne nikt nie rozpozna.
W niedziele dlugo spimy, na tyle ze jemy obiad bez sniadania u naszej zaprzyjaznionej gospodyni, odkopujemy skodusie i smutny czas powrotow....
wiecej
https://picasaweb.google.com/1122023598 ... _rumunsku#