Zielony Kopiec czyli trzy rodzynki w cieście
: 2013-12-13, 10:55
Pierwszym rodzynkiem była niewątpliwie inwersja. Już może nie tak spektakularna jak ostatnio na Skrzycznym ale też ładna i cieszyła oczy.
Drugim wychodnie pod Zielonym Kopcem. Z Dobromiłem zbieraliśmy się tam od dłuższego czasu ale jakoś nam schodziło zawsze w inne rejony a że teraz Tomek dał dokładniejszy namiar więc puściłem się by poszukać-i były. Piękny mur skalny, wysoki, z drogi w ogóle nie widoczny. Na pewno do obejrzenia wiosną, bo teraz dość ciężko się tam w śniegu chodziło i miałem w jednym momencie chwilę grozy Ale może zabrałem się do tego od złej strony?. W każdym razie co mogłem to złaziłem.
Trzecim i najsmaczniejszym był ten rodzynek na którego trafiłem przypadkiem. Najsmaczniejszy bo nie znany i nie opisany jak skała pod Zielonym a coś zupełnie nowego. Otóż między drzewami dopatrzyłem w dali stok na którym znajdują się wychodnie. Słabo widoczne bo las zasłaniał i dość daleko były ale są tam i czekają I to w pobliżu miejsc gdzie nie raz szliśmy a to znaczy, że nasz rejon ma jeszcze wiele ukrytych niespodzianek. Tak więc po Nowym Roku rusza oficjalna ekspedycja Klubu Kolumbów ku przygodzie
Natomiast sama wycieczka była bardzo ładna choć męcząca. Śnieg twardy, ubity więc szedłem sobie po śniegu jak Legolas- tyle, że pijany. Ślizgawica taka że mną nosiło na wszystkie strony Ale były też momenty wygodniejsze więc źle tak do końca nie było.
Śliski szlak opuściłem by dostać się na przełaj na "siodeko", obniżenie między Malinowską a Zielonym K. i od razu w dół stromo przez las. W lesie jak w lesie, "w śniegach nocny wilka trop i zaspy po pas" aż dotarłem do stokówki która mnie doprowadziła wygodnie do celu czyli drugiego rodzynka. Tu też nastąpiła penetracja wnęk i zakamarków oraz nie co dłuższy postój po męczącej robocie.
Powrót, jako że nie chciało mi się wracać na "siodło" tak samo, zrobiłem przez Zielony Kopiec. Zaczęło się dość miło choć stromo, śnieg twardy ale nie śliski, widoki piękne jednak...w połowie marszu zaczynam się zapadać co raz częściej i głębiej, po kolana, po pas prawie, fatalnie. Mimo to oczy cieszą się widząc piękne krajobrazy. To chyba taka perwersja górołazów, że z męczarni czerpią przyjemność
Aż w końcu ze szczytu zlazłem na szlak, który niestety okazał się totalnie zawalony ale już jakoś lepiej sie szło, już nie zapadałem się z każdym krokiem. Powrót na "siodło" i jeszcze z półtorej godzinki do przystanku.
Bardzo jestem zadowolony z tej wycieczki, mocno mnie wymęczyła ale była ładna i odkrywcza
Zdjęcia-> http://www.zuziawdrodze-galeria.cba.pl/ ... iec122013/
Drugim wychodnie pod Zielonym Kopcem. Z Dobromiłem zbieraliśmy się tam od dłuższego czasu ale jakoś nam schodziło zawsze w inne rejony a że teraz Tomek dał dokładniejszy namiar więc puściłem się by poszukać-i były. Piękny mur skalny, wysoki, z drogi w ogóle nie widoczny. Na pewno do obejrzenia wiosną, bo teraz dość ciężko się tam w śniegu chodziło i miałem w jednym momencie chwilę grozy Ale może zabrałem się do tego od złej strony?. W każdym razie co mogłem to złaziłem.
Trzecim i najsmaczniejszym był ten rodzynek na którego trafiłem przypadkiem. Najsmaczniejszy bo nie znany i nie opisany jak skała pod Zielonym a coś zupełnie nowego. Otóż między drzewami dopatrzyłem w dali stok na którym znajdują się wychodnie. Słabo widoczne bo las zasłaniał i dość daleko były ale są tam i czekają I to w pobliżu miejsc gdzie nie raz szliśmy a to znaczy, że nasz rejon ma jeszcze wiele ukrytych niespodzianek. Tak więc po Nowym Roku rusza oficjalna ekspedycja Klubu Kolumbów ku przygodzie
Natomiast sama wycieczka była bardzo ładna choć męcząca. Śnieg twardy, ubity więc szedłem sobie po śniegu jak Legolas- tyle, że pijany. Ślizgawica taka że mną nosiło na wszystkie strony Ale były też momenty wygodniejsze więc źle tak do końca nie było.
Śliski szlak opuściłem by dostać się na przełaj na "siodeko", obniżenie między Malinowską a Zielonym K. i od razu w dół stromo przez las. W lesie jak w lesie, "w śniegach nocny wilka trop i zaspy po pas" aż dotarłem do stokówki która mnie doprowadziła wygodnie do celu czyli drugiego rodzynka. Tu też nastąpiła penetracja wnęk i zakamarków oraz nie co dłuższy postój po męczącej robocie.
Powrót, jako że nie chciało mi się wracać na "siodło" tak samo, zrobiłem przez Zielony Kopiec. Zaczęło się dość miło choć stromo, śnieg twardy ale nie śliski, widoki piękne jednak...w połowie marszu zaczynam się zapadać co raz częściej i głębiej, po kolana, po pas prawie, fatalnie. Mimo to oczy cieszą się widząc piękne krajobrazy. To chyba taka perwersja górołazów, że z męczarni czerpią przyjemność
Aż w końcu ze szczytu zlazłem na szlak, który niestety okazał się totalnie zawalony ale już jakoś lepiej sie szło, już nie zapadałem się z każdym krokiem. Powrót na "siodło" i jeszcze z półtorej godzinki do przystanku.
Bardzo jestem zadowolony z tej wycieczki, mocno mnie wymęczyła ale była ładna i odkrywcza
Zdjęcia-> http://www.zuziawdrodze-galeria.cba.pl/ ... iec122013/