Kolega z pracy (Łukasz) chyba załapał bakcyla na góry

Chce dużo i jak najczęściej, jest głodny, głodny gór !
Była Barania, później Baraniec, dzień przed poleciał z koleżanką na Javorovy …
Więc pozostaliśmy przy passy wyjazdów zagranicznych, bo jak to kolega Sebastian mówi - "za granicą zawsze pogoda lepsza" !

Poszliśmy w B. Morawsko-Śląski, bez żadnych ceregieli od razu sięgnęliśmy po sam szczyt, na Łysą Górę marsz !
Widzimy Ją codziennie z pracy, z daleka wygląda jakby było tam jeszcze mnóstwo śniegu ?
Miała być sobota, ale wyskoczyła robota, no to niedziela w takim razie nam pozostaje.
Około 7.00 przyjeżdża Łukasz, jak to zawodowy barista przywiózł mi świeżą kawkę, ze stacji

Jakieś 45 minut później staliśmy już na parkingu w Krasnej, przy gospodzie "Rekreant".
Idziemy "moją" sprawdzoną pętlą, sprawdzając zdjęcia przed wyjazdem zdałem sobie sprawę, że pierwszy raz szedłem na Łysą tym szlakiem 10 lat temu, a ostatni raz szedłem od strony Ostravicy przez zaporę 4 lata temu, więc kilka lat mnie tam nie było …
Ruszamy zielonym na siodło pod Kiczerą i dalej na Kykulke …
Poranek dał minimalną nadzieję na jakieś rozpogodzenia, ładne kolory na niebie, ale z każdym kolejnym kwadransem zrobiło się jednak ponuro, a niebo zachodziło chmurami.
Przekraczamy rzekę Mohelnice, mijamy piękne stare domki i ruiny innych, które ledwo stoją a nawet same szkielety …
Przystajemy przy pierwszym źródełku, woda lodowata.
Szybko zostawiamy asfalt i wchodzimy na leśne ścieżki, przy jednym z ostatnich domów stoi stragan z domowymi wyrobami, zawsze w takich chwilach sobie myślę, że u nas by ukradli i pieniądze i wyroby, szkoda że my sami (Polacy) mamy o sobie takie zdanie

Kolejnymi zakosami krętej drogi wchodzimy w odcinek, który zawsze był pięknym miejscem, gęsty las i wysokie trawy, niestety wycinka dotarła i tutaj, urok tego miejsca znikł, a na pewno wiele stracił …
Zasiadamy na jednym ze sporych pni i robimy przerwę na kawę i ciastka

Była nadzieja na pogodę
Jak na Razie zimy ani śladu, dopiero na zejściu z Kykuli pojawiają się oszronione drzewa i jakieś śladowe ilości zmarzniętego śniegu.
Docieramy do mogiły Ivancena, dołożyli dziwną instalację, ni to drzwi z okienkiem, ni to pomnik, takie ryciny w drewnie.
Ruszamy dalej, zaczyna się podejście po kamieniach, między skałą mnóstwo lodu, w pewnym momencie nawet raczki poszły w ruch

Trawers Malhora jest super odcinkiem, drużka pełna nierównych kamieni i korzenie, w zimie dodatkowo skuta jest lodem, po drodze kolejne źródełko (studzienka pod Malhorem) Łukasz testuje wodę i stwierdza, że tak samo zimna jak poprzednia, zęby zamarzają

Po przejściu tego odcinak pokazuje się śnieg, biały i pełno wartościowy zmarznięty śnieg, w końcu można ściągnąć raczki

Ostatni etap to podejście zakosami, które przeplatają drewniane płotki chroniące młode drzewka.
To podejście potrafi wydusić z człowieka ostatnie kropelki potu, Zrobiło się gorąco, zasapani i spoceni dotarliśmy na górę !
No cóż, razem z nami dotarła też mgła i to taka konkretna, olbrzymi budynek z wielgachnym czerwonym masztem, w jednej chwili znika nam z oczu we mgle


Proszę jednego jegomościa o zrobienie foty, a On się pyta czy mam dobrą stabilizację, bo strasznie się mu ręce trzęsą, fakt trochę się telepał

Idymy jeść !
Łukasz jako palacz zostaje jeszcze na dymka, a ja spadam do środka, zajmuję miejsce przed bufetem i o dziwo bez kolejki zamawiam, gulaszową z chlebem i dużą Kofolę, zestaw idealny

Łukasz bierze to samy plus espresso, w jego przypadku musi być !
Jest przytulnie i ciepło, siedzimy obok pieca, ubrania nam w między czasie przesychają …
Nie marudzimy zbyt długo, żeby nie zajmować miejsca dla kolejnych przychodzących, zbieramy się w dalszą drogę.
Wychodzimy prosto w mleko, po kilku minutach mgła znika, musimy się wrócić na rozejście pod Malhorem i tam odbijamy w prawo na żółty, dochodzimy na skraj podejścia z płotkami, no i w końcu coś się zaczęło dziać, no kurwa w końcu !
Przedstawienie choć nie jakieś imponujące robi piorunujące wrażenie, bo było jedyną atrakcją fotograficzną tego dnia, było pięknie

Znowu wchodzimy w las, jest zielono i biało, fajne kontrasty, po zimie weszliśmy w jesień i z tej okazji znajdujemy fajny kamienny stół i dopijamy resztki kawy i prowiantu.
Była wycinak, to i widoki się zrobiły …
Na sam koniec połączenie starego i nowego, ale ktoś sobie chałupkę wyszykował, piękna jest !
Po raz drugi dzisiaj przekraczamy rzekę Mohelnice i ostatni kilometr idziemy asfaltem, prosto na parking pod "Rekreantem".
I taka to była wycieczka.