W Beskid Śląski z pewną taką nieśmiałością ;)
: 2024-12-28, 23:11
Beskid Śląski to górska porażka a Brenna to jeden wielki grill.- Tak mi się w głowie utrwaliło po wcześniejszych mych tam bytnościach. Dwóch.
Ale…
Relacje i zdjęcia kilku Forumowiczów z Hali Jaworowej nie dawały mi spać po nocach i w końcu nadarzyła się okazja sprawdzić, czy nie ściemniają
Co prawda to ostatni weekend wakacji, na pewno będą tłumy, ale jak nie teraz to pewnie na święty nigdy. Rano spakowałam klamoty, a w pracy już niewielki pożytek ze mnie mieli, bo myślami byłam het het
Obiadek małżonek zaserwował, prowiant na drogę uszykował i śmigamy. Ja i Rawka.
Kocham A1- 4,5 godziny i zaparkowałam w Brennej
Jeszcze spacerek zapoznawczy z okolicą, kilka stron książki i spać.
Rankiem wjechałam sobie beztrosko autem pod Chatę Grabową - droga się dość ostro wznosi do góry, wije się niesamowicie i w blasku wschodzącego dopiero słońca już jest pięknie. Na wygodnym zwalonym pniu drzewa uskuteczniłyśmy sobie śniadanko, smsy meldunkowe do domu wysłane, można ruszać na zaplanowaną trasę.
Czarnym szlakiem w kierunku szczytu
Tabliczka stoi na połączeniu szlaku czarnego z czerwonym, a nie na faktycznym szczycie, co prawda przenosić jej nie zamierzam, ale tak tylko co jakiś czas zastanawiam się, czym to jest spowodowane. Jeszcze rozumiem, gdy sam wierzchołek jest niedostępny, ale w tym przypadku jest przy szlaku… Niewiedza pracowników oddelegowanych do wykonania zadania czy niefrasobliwość ?
No to już teraz czerwonym szlakiem idziemy przez Grabową w kierunku Kotarza, gdzie podobno w czasach kontrreformacji spotykali się prześladowani ewangelicy i odprawiali potajemne nabożeństwa. Ma tam być symboliczny ołtarz zbudowany z kamieni pochodzących z całego świata, a nawet nie z tego świata, bo i meteoryty wchodzą w grę. Brzmi ciekawie. Tymczasem droga, którą idę jest usiana kamieniami i zastanawiam się, czy i tutejsze wykorzystano do budowy ołtarza. Po bokach widać jakieś murki –granice dawnych posesji czy po prostu zebrane z drogi kamulce i odłożone na bok? Niby susza, ale kilka wielkich kałuż trzeba było wyminąć przeciskając się pod świerkami. Gdzieniegdzie pojawiają się widoczki, czasem przemknie wiewiórka, a nagle pojawia się strzałka do baru. A za chwilę sam ci on-ów bar i cała infrastruktura okołopiknikowa
Uwierzcie lub nie, ale byłam w lekkim szoku, bo widziałam sobie na mapie wiatkę , Ołtarz Europejski, nawet nadajnik, ale baru się nie dopatrzyłam. No i lipa, bo jestem zdecydowanie za wcześnie- otwierają go dopiero o 10-tej więc tym razem nie skorzystam z oferty gastronomicznej
Wciąż rozwalona psychicznie swym słabym przygotowaniem logistycznym do wycieczki rozglądam się, gdzie jest ów ogromny "Ołtarz Europy" przypominający o czasach konfliktów na tle religijnym. No jest
W konfrontacji z barem, jego wielkość zdecydowanie zanikła. Ciekawe, jak wyglądają tu msze (gdzieś wyczytałam, że często mają charakter ekumeniczny)- klienci potrafią zachować ciszę, czy ew. knajpa jest na ten czas zamykana?
Pokręciłyśmy się jeszcze chwilę i ruszyłyśmy już bez szlaku w kierunku Hali Jaworowej. Kilka kroków i jesteśmy. Ooo, jak mi się podoba. Stoję i się zachłystuję tą przestrzenią. Powoli suniemy przez ten „bezkresny przestwór oceanu”
Widzę 5 namiotów, przy których zaczyna się poranny ruch: w jednym miejscu rozpalają ognisko (pewnie będzie śniadanko na ciepło ), gdzieś tam słyszę gadkę o myciu zębów, a z drugiej strony trwają poszukiwania jednego buta. My obieramy kierunek na wielkie drzewo, nieco poniżej głównej arterii. Co prawda nie jestem zmęczona i nie muszę odpoczywać, za to tym razem będę się relaksować
Pomimo wczesnej pory (coś ok.9) jest upalnie i cień wielkiego drzewa jak najbardziej jest okolicznością sprzyjającą. Rawka po wytarzaniu się w nasłonecznionej części hali, również zaległa koło mnie i tak sobie zgodnie kontemplowałyśmy okolicę. Cóż mogę rzec: zachwyty Wasze nie były przesadzone Jak już psicy znudziło się wylegiwanie, spakowałam manatki i ruszyłyśmy w kierunku wierzchołka o pięknej nazwie: Nastróży. Ostatni rzut oka na Halę i weszłyśmy w las. Szeroka leśna droga prowadzi do przysiółka Na Kotarzu, który wita nas beczeniem https://photos.google.com/share/AF1QipNXlyVEvz52ocGUmZpbXsXrWsn6rsmryhv7k4iaSQtCtDkIkOt8F_IiNLhXYfaeqQ/photo/AF1QipMcV_5f_o073ozLEi60R9VXeDJ4CVzqfycP8xNs?key=aDctRE1FVlRQM0dhc0RNNk5ZdHg2dE5LTHZNLXhR
Przez chwilę obserwowałyśmy kolorowe stadko a potem wzdłuż płotów powędrowałyśmy dalej. Na mapie jest zaznaczona ścieżka, którą chciałam dostać się na wzniesienie ponad wioską (bez nazwy), ale po krótkiej penetracji miejsca, gdzie powinna ona być, okazało się, że jest to już teren prywatny i trwa tam budowa
No to dalej wzdłuż płotów widokową drogą, aż za którymś budynkiem wyczaiłam dróżkę, która wiodła pod górę i ostatecznie doprowadziła nas tam, gdzie sobie wcześniej wymyśliłam dotrzeć. Liczyłam na widokowe miejsce, ale choinki już za wysokie i pozostało nam tylko rzucanie patyków Jak już cała duma z dotarcia tutaj ze mnie spłynęła, to ruszyłyśmy w dół, by krętą leśną drogą dojść do niebieskiego szlaku, przy którym miało być źródełko, ale niestety wyschło, za to zrobiło się gęsto: piesi i biegacze, pojedynczo, parami i grupowo, z psem przy nodze lub psem w plecaku… konfiguracji całe mnóstwo. Klasyczna już sytuacja: czy tędy dojdziemy do Kotarza/Chaty Grabowej/Błatniej? Jak wyciągnęłam z plecaka mapę, to zaczęłam robić jako punkt informacyjny. Dwa pierwsze pytania były na tak, przy trzecim miałam chęć powiedzieć, że i owszem, ale zależy ile mają czasu A najśmieszniejsze było to, że ja kompletnie nie znam tych terenów i bez tej mapy to wiele bym nie pomogła, ale widocznie człowiek z plecakiem wygląda na mądrzejszego
Informacja turystyczna zakończyła swą działalność zatem pora ruszać dalej- dosłownie kilka kroków i już pierwsze zabudowania Brennej. Upał daje się we znaki już całkiem solidnie, woda w plecaku stała się ciepła i mało apetyczna, coś zimnego by się przydało- tak sobie pomyślałam, a tu
Bidony napełnione, ludzie i psy napojone, fotka pstryknięta Pełen szacun dla pomysłodawcy!
Podążamy sobie dalej ulicą Kotarz , mijamy różne ciekawe obiekty
i dochodzimy do potoku Hołcyna. Mój pierwotny plan zakładał powrót do auta Bajkowym Szlakiem Utopca, ale to jest po prostu asfaltowa droga. Co z tego, że jest tam zakaz wjazdu i szlaban, ale w dalszym ciągu jest to asfalt, a z nieba leje się żar, więc skoro nie muszę, to nie skorzystam. Pod górę idzie jakowaś leśna piaszczysta droga- i to jest bardzo słuszna koncepcja, dojdziemy sobie do zielonego szlaku i dalej on nas poprowadzi. Jak pomyślałam, tak uczyniłam, a że przy tym się okropnie zziajałam, to insza inszość- bo to okrutnie stromy odcinek sobie był. Droga idzie w zasadzie przez las, ale co chwilę pojawiają się polanki, które serwują miłe widoki - głównie na prawo, a na jednej z nich – zaraz za Horzelicą- dodatkowo pojawia się zaproszenie
no masz, znów ten brak wyczucia czasu-za tydzień to ja będę zachrzaniać w robocie !
Westchnęłam sobie zatem żałośnie i pomaszerowałam dalej do przysiółka Stary Groń, gdzie widok płotu ze sztachet i zarośniętego ogrodu rozwalił mnie zupełnie. Zatem przerwa na kontemplację okolicy, rzucanie piłeczki, przeżuwanie suchego prowiantu i co tam jeszcze psica ze swym człowiekiem wymyśli
Stąd już rzut beretem do szczytu Stary Groń, na którym stoi sobie drewniana i skrzypiąca wieża widokowa oraz bacówka i kilka ław i stolików. Pojawił się też w końcu sympatyczny wiaterek, trawy wokół falują, i jest pięknie
Oczywiście znów się rozkładamy i relaksujemy, w końcu po to przyjechałam. Błogie lenistwo przerywa cienki głosik: Rawka, jak miło cię znów widzieć!- to młoda osóbka, której kilka godzin wcześniej pokazywałam mapę i która ochrzaniała tatę, że mapy nie mają. Kilka słów rozmowy (a właściwie przesympatyczny słowotok dziewczynki o napotkanych robaczkach) i każde z nas ruszyło w swoją stronę- my do Chaty Grabowej drogą pośród łąk pełnych wrotyczu, krwawnika i kocanek. No cud miód i malina i tylko kawy mrożonej mi brak. Ale takowe problemy rozwiązują w Chacie- moja prośba o naprawdę zimny napój spotkała się z pełnym zrozumieniem W chłodnym wnętrzu delektowałam się swym ulubionym letnim trunkiem, ładowałam telefon i obmyślałam ciąg dalszy tak pięknie rozpoczętego weekendu. https://pl.mapy.cz/s/gahocojeka Efektem błądzenia wzrokiem po mapie było przebazowanie do Ustronia.
cdn
Ale…
Relacje i zdjęcia kilku Forumowiczów z Hali Jaworowej nie dawały mi spać po nocach i w końcu nadarzyła się okazja sprawdzić, czy nie ściemniają
Co prawda to ostatni weekend wakacji, na pewno będą tłumy, ale jak nie teraz to pewnie na święty nigdy. Rano spakowałam klamoty, a w pracy już niewielki pożytek ze mnie mieli, bo myślami byłam het het
Obiadek małżonek zaserwował, prowiant na drogę uszykował i śmigamy. Ja i Rawka.
Kocham A1- 4,5 godziny i zaparkowałam w Brennej
Jeszcze spacerek zapoznawczy z okolicą, kilka stron książki i spać.
Rankiem wjechałam sobie beztrosko autem pod Chatę Grabową - droga się dość ostro wznosi do góry, wije się niesamowicie i w blasku wschodzącego dopiero słońca już jest pięknie. Na wygodnym zwalonym pniu drzewa uskuteczniłyśmy sobie śniadanko, smsy meldunkowe do domu wysłane, można ruszać na zaplanowaną trasę.
Czarnym szlakiem w kierunku szczytu
Tabliczka stoi na połączeniu szlaku czarnego z czerwonym, a nie na faktycznym szczycie, co prawda przenosić jej nie zamierzam, ale tak tylko co jakiś czas zastanawiam się, czym to jest spowodowane. Jeszcze rozumiem, gdy sam wierzchołek jest niedostępny, ale w tym przypadku jest przy szlaku… Niewiedza pracowników oddelegowanych do wykonania zadania czy niefrasobliwość ?
No to już teraz czerwonym szlakiem idziemy przez Grabową w kierunku Kotarza, gdzie podobno w czasach kontrreformacji spotykali się prześladowani ewangelicy i odprawiali potajemne nabożeństwa. Ma tam być symboliczny ołtarz zbudowany z kamieni pochodzących z całego świata, a nawet nie z tego świata, bo i meteoryty wchodzą w grę. Brzmi ciekawie. Tymczasem droga, którą idę jest usiana kamieniami i zastanawiam się, czy i tutejsze wykorzystano do budowy ołtarza. Po bokach widać jakieś murki –granice dawnych posesji czy po prostu zebrane z drogi kamulce i odłożone na bok? Niby susza, ale kilka wielkich kałuż trzeba było wyminąć przeciskając się pod świerkami. Gdzieniegdzie pojawiają się widoczki, czasem przemknie wiewiórka, a nagle pojawia się strzałka do baru. A za chwilę sam ci on-ów bar i cała infrastruktura okołopiknikowa
Uwierzcie lub nie, ale byłam w lekkim szoku, bo widziałam sobie na mapie wiatkę , Ołtarz Europejski, nawet nadajnik, ale baru się nie dopatrzyłam. No i lipa, bo jestem zdecydowanie za wcześnie- otwierają go dopiero o 10-tej więc tym razem nie skorzystam z oferty gastronomicznej
Wciąż rozwalona psychicznie swym słabym przygotowaniem logistycznym do wycieczki rozglądam się, gdzie jest ów ogromny "Ołtarz Europy" przypominający o czasach konfliktów na tle religijnym. No jest
W konfrontacji z barem, jego wielkość zdecydowanie zanikła. Ciekawe, jak wyglądają tu msze (gdzieś wyczytałam, że często mają charakter ekumeniczny)- klienci potrafią zachować ciszę, czy ew. knajpa jest na ten czas zamykana?
Pokręciłyśmy się jeszcze chwilę i ruszyłyśmy już bez szlaku w kierunku Hali Jaworowej. Kilka kroków i jesteśmy. Ooo, jak mi się podoba. Stoję i się zachłystuję tą przestrzenią. Powoli suniemy przez ten „bezkresny przestwór oceanu”
Widzę 5 namiotów, przy których zaczyna się poranny ruch: w jednym miejscu rozpalają ognisko (pewnie będzie śniadanko na ciepło ), gdzieś tam słyszę gadkę o myciu zębów, a z drugiej strony trwają poszukiwania jednego buta. My obieramy kierunek na wielkie drzewo, nieco poniżej głównej arterii. Co prawda nie jestem zmęczona i nie muszę odpoczywać, za to tym razem będę się relaksować
Pomimo wczesnej pory (coś ok.9) jest upalnie i cień wielkiego drzewa jak najbardziej jest okolicznością sprzyjającą. Rawka po wytarzaniu się w nasłonecznionej części hali, również zaległa koło mnie i tak sobie zgodnie kontemplowałyśmy okolicę. Cóż mogę rzec: zachwyty Wasze nie były przesadzone Jak już psicy znudziło się wylegiwanie, spakowałam manatki i ruszyłyśmy w kierunku wierzchołka o pięknej nazwie: Nastróży. Ostatni rzut oka na Halę i weszłyśmy w las. Szeroka leśna droga prowadzi do przysiółka Na Kotarzu, który wita nas beczeniem https://photos.google.com/share/AF1QipNXlyVEvz52ocGUmZpbXsXrWsn6rsmryhv7k4iaSQtCtDkIkOt8F_IiNLhXYfaeqQ/photo/AF1QipMcV_5f_o073ozLEi60R9VXeDJ4CVzqfycP8xNs?key=aDctRE1FVlRQM0dhc0RNNk5ZdHg2dE5LTHZNLXhR
Przez chwilę obserwowałyśmy kolorowe stadko a potem wzdłuż płotów powędrowałyśmy dalej. Na mapie jest zaznaczona ścieżka, którą chciałam dostać się na wzniesienie ponad wioską (bez nazwy), ale po krótkiej penetracji miejsca, gdzie powinna ona być, okazało się, że jest to już teren prywatny i trwa tam budowa
No to dalej wzdłuż płotów widokową drogą, aż za którymś budynkiem wyczaiłam dróżkę, która wiodła pod górę i ostatecznie doprowadziła nas tam, gdzie sobie wcześniej wymyśliłam dotrzeć. Liczyłam na widokowe miejsce, ale choinki już za wysokie i pozostało nam tylko rzucanie patyków Jak już cała duma z dotarcia tutaj ze mnie spłynęła, to ruszyłyśmy w dół, by krętą leśną drogą dojść do niebieskiego szlaku, przy którym miało być źródełko, ale niestety wyschło, za to zrobiło się gęsto: piesi i biegacze, pojedynczo, parami i grupowo, z psem przy nodze lub psem w plecaku… konfiguracji całe mnóstwo. Klasyczna już sytuacja: czy tędy dojdziemy do Kotarza/Chaty Grabowej/Błatniej? Jak wyciągnęłam z plecaka mapę, to zaczęłam robić jako punkt informacyjny. Dwa pierwsze pytania były na tak, przy trzecim miałam chęć powiedzieć, że i owszem, ale zależy ile mają czasu A najśmieszniejsze było to, że ja kompletnie nie znam tych terenów i bez tej mapy to wiele bym nie pomogła, ale widocznie człowiek z plecakiem wygląda na mądrzejszego
Informacja turystyczna zakończyła swą działalność zatem pora ruszać dalej- dosłownie kilka kroków i już pierwsze zabudowania Brennej. Upał daje się we znaki już całkiem solidnie, woda w plecaku stała się ciepła i mało apetyczna, coś zimnego by się przydało- tak sobie pomyślałam, a tu
Bidony napełnione, ludzie i psy napojone, fotka pstryknięta Pełen szacun dla pomysłodawcy!
Podążamy sobie dalej ulicą Kotarz , mijamy różne ciekawe obiekty
i dochodzimy do potoku Hołcyna. Mój pierwotny plan zakładał powrót do auta Bajkowym Szlakiem Utopca, ale to jest po prostu asfaltowa droga. Co z tego, że jest tam zakaz wjazdu i szlaban, ale w dalszym ciągu jest to asfalt, a z nieba leje się żar, więc skoro nie muszę, to nie skorzystam. Pod górę idzie jakowaś leśna piaszczysta droga- i to jest bardzo słuszna koncepcja, dojdziemy sobie do zielonego szlaku i dalej on nas poprowadzi. Jak pomyślałam, tak uczyniłam, a że przy tym się okropnie zziajałam, to insza inszość- bo to okrutnie stromy odcinek sobie był. Droga idzie w zasadzie przez las, ale co chwilę pojawiają się polanki, które serwują miłe widoki - głównie na prawo, a na jednej z nich – zaraz za Horzelicą- dodatkowo pojawia się zaproszenie
no masz, znów ten brak wyczucia czasu-za tydzień to ja będę zachrzaniać w robocie !
Westchnęłam sobie zatem żałośnie i pomaszerowałam dalej do przysiółka Stary Groń, gdzie widok płotu ze sztachet i zarośniętego ogrodu rozwalił mnie zupełnie. Zatem przerwa na kontemplację okolicy, rzucanie piłeczki, przeżuwanie suchego prowiantu i co tam jeszcze psica ze swym człowiekiem wymyśli
Stąd już rzut beretem do szczytu Stary Groń, na którym stoi sobie drewniana i skrzypiąca wieża widokowa oraz bacówka i kilka ław i stolików. Pojawił się też w końcu sympatyczny wiaterek, trawy wokół falują, i jest pięknie
Oczywiście znów się rozkładamy i relaksujemy, w końcu po to przyjechałam. Błogie lenistwo przerywa cienki głosik: Rawka, jak miło cię znów widzieć!- to młoda osóbka, której kilka godzin wcześniej pokazywałam mapę i która ochrzaniała tatę, że mapy nie mają. Kilka słów rozmowy (a właściwie przesympatyczny słowotok dziewczynki o napotkanych robaczkach) i każde z nas ruszyło w swoją stronę- my do Chaty Grabowej drogą pośród łąk pełnych wrotyczu, krwawnika i kocanek. No cud miód i malina i tylko kawy mrożonej mi brak. Ale takowe problemy rozwiązują w Chacie- moja prośba o naprawdę zimny napój spotkała się z pełnym zrozumieniem W chłodnym wnętrzu delektowałam się swym ulubionym letnim trunkiem, ładowałam telefon i obmyślałam ciąg dalszy tak pięknie rozpoczętego weekendu. https://pl.mapy.cz/s/gahocojeka Efektem błądzenia wzrokiem po mapie było przebazowanie do Ustronia.
cdn