Jadąc po chleb do Jaślisk -październik 2024
: 2024-12-07, 00:30
Jaśliska - miejsce, które we mnie tkwi. Co prawda nie bywam tam co roku, ale -zacytować mogę Mickiewicza - gdy cię nie widzę...
https://www.youtube.com/watch?v=QrI5HUXXKu0
Chcieliśmy też tę wieś pokazać naszemu koledze, który tam jeszcze nigdy nie był, a z całą pewnością mu się spodoba. Ale że kolega będzie
z nastoletnim synem- to trzeba wynależć profilaktycznie atrakcję. No i długo nie musiałam się zastanawiać
wieża widokowa na Łysuli- oddana do użytku w tym roku.
W kilku sms-ach umówiliśmy się na parkingu i- po burzliwych powitaniach- ruszyliśmy zielonym szlakiem w stronę szczytu mierzącego niebagatelne 551m n.p.m. Zgodnie z zapowiedziami idziemy lasem- droga szeroka i lekko pnąca sie pod górę. Po ok. 15 minutach wychodzimy na polanę z wiatami, rowerowymi stojakami i ławkami w różnych rozmiarach, jedna jest XXL
Tak, wiem, wielu jest zdegustowanych takimi konstrukcjami. Ja też uważam, że co za dużo to niezdrowo, ale skoro już tu jest, to się na nią wdrapałam
Jeszcze kilka kroków, i dotarliśmy do celu naszej eskapady
Na moim zdjęciu słabo widać, na czym polega wyjątkowość tej wieży, wiec poniżej zdjęcie z internetu
Otóż na górę wchodzimy klasycznie- po krętych schodach, ale w dół można już na 2 sposoby- albo zejść ta samą drogą, albo zjechać rynną
Ja oczywiście skorzystałam z tej drugiej opcji Ale raz, natomiast Oli co najmniej 5 Frajdę miał z tego niesamowitą i oczywiście wchodzenie po schodach kompletnie nie było męczące Ponadto stwierdzam, że w tym miejscu wieża jest faktycznie przydatna- sam szczyt jest zalesiony, a z platformy widokowej widoki są na wszystkie strony.
zdjęcie z wycieczkoteka.pl
Ale Łysula to była tylko rozgrzewka przed naszym prawdziwym beskidzkoniskim celem: Kamień nad Jaśliskami, który mieliśmy w planie
zdobyć kolejnego dnia. Podjechaliśmy pod cmentarz w Lipowcu i zrobiliśmy wielkie oczy: godzina 9-ta, środek tygodnia, a tu stoi 11 aut. Za chwilę podjechało kolejne- i tu zagadka się wyjaśniła: to miejscowi przyjechali na grzyby Tzn. właściwie nie "na grzyby" tylko "po grzyby" - tak nas uświadomiono. Oni w jedną stronę (dziś po rydze) a my w drugą- żółtym szlakiem w stronę Kamienia. Pierwsze metry łąką pod górę
potem już las. I grzyby Najpierw jeden, wypatrzony pośród paproci przez Jacka, potem gdzieś w mchu kolejny i jeszcze jeden. Oli początkowo patrzy na nas z pobłażaniem, ale i on się wciągnął powoli w ten proceder. Co prawda na razie widzi tylko muchomory, ale od czegoś przecież trzeba zacząć
Wędrujemy sobie spokojnie tym bukowo-jodłowym lasem pomiędzy omszonymi kamieniami i powalonymi drzewami i docieramy do granicy rezerwatu, gdzie dołącza również zielony szlak. Na mojej starej papierowej mapie go nie ma, na mapie.cz już i owszem jest. Trzeba będzie go przedreptać plan na drogę powrotnę właśnie się wyklarował. A tymczasem coraz stromiej się robi, w końcu docieramy do pierwszego kamieniołomu - Nad Sinym Wyrem, który był czynny jeszcze w latach 60-tych XX wieku. Z tego piaskowca wytwarzano w Jaśliskach kamienie młyńskie, żarna, a także kamienie węgielne pod drewniane budynki. Po obu stronach naszej ścieżki widać pozostałości po wyrobiskach- teraz już solidnie zarośnięte, ale nadal robią wrażenie. Może kiedyś się uda przybyć tu wczesną wiosną, zanim pojawi się gęste listowie, żeby zobaczyć nieco więcej. Na razie jednak skupiamy się na tym, co pod nogami- podstępne opadłe liście oczywiście przykryły wszelkie niebezpieczeństwa - ruchome kamienie i wystające korzenie, i z tym skupieniem na twarzach prawie byśmy nie zauważyli, że dotarliśmy już do niebieskiego szlaku i mamy skręcić w lewo Jeszcze kwadransik i docieramy na szczyt
foto - Blady
Robimy sobie dłuższe posiedzenie - należy nam się
Pora ruszać z powrotem: ledwo widoczną ścieżką dotarliśmy najpierw do krzyża upamiętniającego wędrówki Karola Wojtyły po Beskidzie Niskim i jego wejście na ten szczyt, a potem trochę na skróty doszliśmy do szlaku. Tym razem trzymamy się zielonych znaczków. Droga jest szeroka i zagrzybiona Musimy uruchomić drugą torbę, ale i tak jeden grzyb będzie niesiony w ręku- jak prawdziwe berło. Król grzybobrania:
Skończył się las, wyszliśmy na łąki, widzimy w dole chatę. Szlak ewidentnie tam prowadzi. Fajnie się tak idzie tymi polami, tylko czy my nie wejdziemy komuś na podwórko? Już kilka razy tak mi się zdarzyło... Tymczasem widzę, że z domu wybiega pies, chyba duży, i podąża w naszą stronę. Za psem rusza gość, coś do nas macha i woła, ale nic nie rozumiemy. Rawka stanęła i nie bardzo kwapi się, żeby iść dalej. Coś mi tu nie gra. Głośno się zastanawiam, jak tu ewentualnie obejść to gospodarstwo, ale rzeczka- w tym miejscu akurat dość szeroka Bielcza- mocno by to utrudniła. Ów duży pies staje się coraz większy- już widzę, że to berneński pies pasterski- i swego opiekuna ma kompletnie w nosie. Wpatrzony jest w Rawkę- zeżre mi ją jednym kłapnieciem! Blady oznajmia, że ma scyzoryk- będzie jej bronił. W końcu docierają do mnie okrzyki: proszę się nie bać, Berni chce się pobawić No i faktycznie- pierwsze obwąchanie Dawida i Goliata
a potem nastapiło szaleństwo. Okazało się, że szlak faktycznie prowadzi przez prywatną posesję (Gutkowa Koliba), i to na życzenie gospodarza- on sam kilka lat temu wyznakował tę trasę, a przed domem jest znak i tablica informacyjna
My gawędziliśmy a psy ganiały. W końcu mi się przypomniało, że przecież Jaśliska czekają
Zaparkowaliśmy na rynku- panowie poszli na spacer, a ja do piekarni.
I o to chodziło
https://www.youtube.com/watch?v=QrI5HUXXKu0
Chcieliśmy też tę wieś pokazać naszemu koledze, który tam jeszcze nigdy nie był, a z całą pewnością mu się spodoba. Ale że kolega będzie
z nastoletnim synem- to trzeba wynależć profilaktycznie atrakcję. No i długo nie musiałam się zastanawiać
wieża widokowa na Łysuli- oddana do użytku w tym roku.
W kilku sms-ach umówiliśmy się na parkingu i- po burzliwych powitaniach- ruszyliśmy zielonym szlakiem w stronę szczytu mierzącego niebagatelne 551m n.p.m. Zgodnie z zapowiedziami idziemy lasem- droga szeroka i lekko pnąca sie pod górę. Po ok. 15 minutach wychodzimy na polanę z wiatami, rowerowymi stojakami i ławkami w różnych rozmiarach, jedna jest XXL
Tak, wiem, wielu jest zdegustowanych takimi konstrukcjami. Ja też uważam, że co za dużo to niezdrowo, ale skoro już tu jest, to się na nią wdrapałam
Jeszcze kilka kroków, i dotarliśmy do celu naszej eskapady
Na moim zdjęciu słabo widać, na czym polega wyjątkowość tej wieży, wiec poniżej zdjęcie z internetu
Otóż na górę wchodzimy klasycznie- po krętych schodach, ale w dół można już na 2 sposoby- albo zejść ta samą drogą, albo zjechać rynną
Ja oczywiście skorzystałam z tej drugiej opcji Ale raz, natomiast Oli co najmniej 5 Frajdę miał z tego niesamowitą i oczywiście wchodzenie po schodach kompletnie nie było męczące Ponadto stwierdzam, że w tym miejscu wieża jest faktycznie przydatna- sam szczyt jest zalesiony, a z platformy widokowej widoki są na wszystkie strony.
zdjęcie z wycieczkoteka.pl
Ale Łysula to była tylko rozgrzewka przed naszym prawdziwym beskidzkoniskim celem: Kamień nad Jaśliskami, który mieliśmy w planie
zdobyć kolejnego dnia. Podjechaliśmy pod cmentarz w Lipowcu i zrobiliśmy wielkie oczy: godzina 9-ta, środek tygodnia, a tu stoi 11 aut. Za chwilę podjechało kolejne- i tu zagadka się wyjaśniła: to miejscowi przyjechali na grzyby Tzn. właściwie nie "na grzyby" tylko "po grzyby" - tak nas uświadomiono. Oni w jedną stronę (dziś po rydze) a my w drugą- żółtym szlakiem w stronę Kamienia. Pierwsze metry łąką pod górę
potem już las. I grzyby Najpierw jeden, wypatrzony pośród paproci przez Jacka, potem gdzieś w mchu kolejny i jeszcze jeden. Oli początkowo patrzy na nas z pobłażaniem, ale i on się wciągnął powoli w ten proceder. Co prawda na razie widzi tylko muchomory, ale od czegoś przecież trzeba zacząć
Wędrujemy sobie spokojnie tym bukowo-jodłowym lasem pomiędzy omszonymi kamieniami i powalonymi drzewami i docieramy do granicy rezerwatu, gdzie dołącza również zielony szlak. Na mojej starej papierowej mapie go nie ma, na mapie.cz już i owszem jest. Trzeba będzie go przedreptać plan na drogę powrotnę właśnie się wyklarował. A tymczasem coraz stromiej się robi, w końcu docieramy do pierwszego kamieniołomu - Nad Sinym Wyrem, który był czynny jeszcze w latach 60-tych XX wieku. Z tego piaskowca wytwarzano w Jaśliskach kamienie młyńskie, żarna, a także kamienie węgielne pod drewniane budynki. Po obu stronach naszej ścieżki widać pozostałości po wyrobiskach- teraz już solidnie zarośnięte, ale nadal robią wrażenie. Może kiedyś się uda przybyć tu wczesną wiosną, zanim pojawi się gęste listowie, żeby zobaczyć nieco więcej. Na razie jednak skupiamy się na tym, co pod nogami- podstępne opadłe liście oczywiście przykryły wszelkie niebezpieczeństwa - ruchome kamienie i wystające korzenie, i z tym skupieniem na twarzach prawie byśmy nie zauważyli, że dotarliśmy już do niebieskiego szlaku i mamy skręcić w lewo Jeszcze kwadransik i docieramy na szczyt
foto - Blady
Robimy sobie dłuższe posiedzenie - należy nam się
Pora ruszać z powrotem: ledwo widoczną ścieżką dotarliśmy najpierw do krzyża upamiętniającego wędrówki Karola Wojtyły po Beskidzie Niskim i jego wejście na ten szczyt, a potem trochę na skróty doszliśmy do szlaku. Tym razem trzymamy się zielonych znaczków. Droga jest szeroka i zagrzybiona Musimy uruchomić drugą torbę, ale i tak jeden grzyb będzie niesiony w ręku- jak prawdziwe berło. Król grzybobrania:
Skończył się las, wyszliśmy na łąki, widzimy w dole chatę. Szlak ewidentnie tam prowadzi. Fajnie się tak idzie tymi polami, tylko czy my nie wejdziemy komuś na podwórko? Już kilka razy tak mi się zdarzyło... Tymczasem widzę, że z domu wybiega pies, chyba duży, i podąża w naszą stronę. Za psem rusza gość, coś do nas macha i woła, ale nic nie rozumiemy. Rawka stanęła i nie bardzo kwapi się, żeby iść dalej. Coś mi tu nie gra. Głośno się zastanawiam, jak tu ewentualnie obejść to gospodarstwo, ale rzeczka- w tym miejscu akurat dość szeroka Bielcza- mocno by to utrudniła. Ów duży pies staje się coraz większy- już widzę, że to berneński pies pasterski- i swego opiekuna ma kompletnie w nosie. Wpatrzony jest w Rawkę- zeżre mi ją jednym kłapnieciem! Blady oznajmia, że ma scyzoryk- będzie jej bronił. W końcu docierają do mnie okrzyki: proszę się nie bać, Berni chce się pobawić No i faktycznie- pierwsze obwąchanie Dawida i Goliata
a potem nastapiło szaleństwo. Okazało się, że szlak faktycznie prowadzi przez prywatną posesję (Gutkowa Koliba), i to na życzenie gospodarza- on sam kilka lat temu wyznakował tę trasę, a przed domem jest znak i tablica informacyjna
My gawędziliśmy a psy ganiały. W końcu mi się przypomniało, że przecież Jaśliska czekają
Zaparkowaliśmy na rynku- panowie poszli na spacer, a ja do piekarni.
I o to chodziło