Listopadowy Beskid Niski -Wysowa Zdr.
: 2024-11-21, 23:52
11 listopada i cmentarze z I wojny – to jest komplet. Weszło nam w krew listopadowy długi weekend spędzać w Beskidzie Niskim. Tym razem jeden z kolegów zażądał konkretnie Wysowej Zdr. bo tam będzie się byczył w sanatorium
Piątek
Z właścicielką agroturystyki umówieni byliśmy na „po 16-tej”. Pogoda jednak zmodyfikowała nasze plany i już parę minut po 14-tej zaparkowaliśmy pod domem. Chcieliśmy tylko zostawić auto i iść na spacer, ale gospodyni już przyleciała z kluczami. Za chwilę podjechały kolejne samochody- panowie też zrezygnowali z górskiej łazęgi bo aura siaka owaka. No to jeszcze telefon do pozostałej części ekipy, czy też dojadą wcześniej, a oni mówią, że raczej później, bo korki pod Krakowem niemożebne. Zameldowaliśmy więc tylko naszemu kuracjuszowi, jaką mamy sytuację i poszliśmy do Arkadii na obiad. Wieczorem, gdy już całe towarzystwo zebrało się w jadalni, rozłożyliśmy mapy (lub włączyliśmy aplikacje w telefonach ) i zgodnie ze zwyczajem, planowaliśmy spacer na kolejny dzień. Tzn. Tadeusz proponuje, a my kiwamy głowami. Wszak to on jest znawcą największym Beskidu Niskiego. Ale mamy poczucie, że nas słucha i że mamy udział w tych planach
Efekt debaty przy piwkach, naleweczkach i innych delicjach był taki: ponieważ wyjdziemy dopiero ok.10-tej, (bo czekamy na kolejnych kilka osób), więc musi być krótko i treściwie.
Sobota
Zgodnie z planem o 10 ruszyliśmy samochodami do Regietowa Wyżnego, zaparkowaliśmy tuż przed brodem (jest tam miejsce na kilka pojazdów) i i żwawo ruszyliśmy przez łąki delikatnie pod górę
Potem weszliśmy w las. Wolno i niespiesznie wędrowaliśmy sobie szeroką drogą, co było bardzo sprzyjającą okolicznością: jako, że bardzo rzadko się widujemy, mamy sobie wiele do opowiedzenia, a szerokie drogi mają to do siebie, ze można iść przodem, tyłem, podskakiwać, gestykulować … No, chyba że pojawią się rydze. I wtedy ekipa skupia się na wynajdywaniu tych skarbów pomiędzy liśćmi, najczęściej gdzieś w rowie lub innym trudno dostępnym miejscu. Okrzyki mające na celu powstrzymanie zbieraczy przed zbieraniem oczywiście mają skutek odwrotny
Obchodząc dookoła górę Dział (Dił) praktycznie wzdłuż potoczku Sidławka uzbieraliśmy całą torbę. Dotarłszy do szlaku niebieskiego (czyli owego słynnego długodystansowego karpackiego) jeszcze postój na nabranie sił, bo ma zacząć być pod górkę. Nieświadomi, co oznaczać ma „pod górkę” , bo przecież cały czas się lekko wspinamy, opowiedzieliśmy naszą historię sprzed kilku dni o zejściu ze Śnieżnicy, wzbudzając tą opowieścią zarówno salwy śmiechu jak i pełne przerażenia okrzyki. Jacek, jako obecnie główny dźwigający rydze, dostał instrukcję, że w razie gdyby miał się przewracać, to najpierw musi delikatnie ułożyć torbę z boku, a potem upadać No to koniec tego antraktu, ruszamy dalej. Początkowo standardzik, ale już po chwili…
Stromizna konkretna! Moja pierwsza myśl: dobrze, że to pod górkę a nie odwrotnie Posapując, zatrzymując się co 2 kroki, czasem potykając się o korzenie a czasem o własne nogi, jakoś na górę wszyscy dotarliśmy. Tam szlak skręca w prawo, ale widać też wyraźną ścieżkę w lewo. Tadeusz poprzedniego wieczora wielce nas zaintrygował pewnym kamieniem lub tablicą , który ma być gdzieś tu w pobliżu. Oczywiście pierwszy poleciał na poszukiwania a ja w ową ścieżkę w lewo. Po kilku minutach ja wróciłam na tarczy, a Tadeks z tarczą No to teraz już całą gromadą podążyliśmy za głównodowodzącym i oto jest
Spodziewać by się można, że w tej okolicy będzie jakiś nagrobek lub tablica ku czci. Tymczasem jest to kamień upamiętniający w zasadzie codzienne wydarzenie ( jak na tamte czasy, czyli przełom XIX i XX w):
Na kamieniu wyryte jest po austriacku, że książę Siegfried (Franz Johann Carl) von Clary und Aldringen w tym miejscu ustrzelił swojego pierwszego rogacza. Sesja fotograficzna trwa
Usatysfakcjonowani tym odkryciem powróciliśmy na niebieski szlak i już bez wdrapywania się dotarliśmy na szczyt Jaworzyny Konieczniańskiej. Jest tam platforma widokowa i panorama z opisem. Całe szczęście, bo choć w międzyczasie pogoda nam się zdecydowanie polepszyła, to i tak zamglony świat tylko widać
Ponieważ doszło teraz do dosłownego „spotkania na szczycie”( z grupą znajomych idących od drugiej strony, czyli od Przełęczy Regetowskiej), trzeba było uczcić ten fakt zrobieniem wspólnego zdjęcia
Słońce niby przygrzewa, ale zimno się zrobiło od nicnierobienia. Pora się rozstać zatem: nasza grupa podążyła na zachód (zejście z wierzchołka było niewiele mniej strome od tej strony), by na Przełęczy Regetowskiej wskoczyć na żółty szlak. Gdzieś w oddali słychać jakieś okrzyki: czyżby to nasza druga grupa tak się darła? Ale na szczęście nie
Po chwili taka karawana nas minęła
Pogoda znów „siadła, nie przedłużamy więc ochów i achów nad urodą koników, tylko wędrujemy do naszych pojazdów doliną Regietówki w takiej nostalgicznej już atmosferze
Zaglądając jeszcze na cmentarze łemkowskie
https://pl.mapy.cz/s/motovehoma
Wieczorem uczta rydzowa
I debata nad niedzielnym wędrowaniem. Ostatecznie nastąpił podział: trójka śmiałków oznajmiła, że idzie na Busov, pozostali poszukają rzeźb w okolicach Blechnarki i odwiedzą tamtejsze cmentarze wojenne. Jak umyślili, tak zrobili.
Piątek
Z właścicielką agroturystyki umówieni byliśmy na „po 16-tej”. Pogoda jednak zmodyfikowała nasze plany i już parę minut po 14-tej zaparkowaliśmy pod domem. Chcieliśmy tylko zostawić auto i iść na spacer, ale gospodyni już przyleciała z kluczami. Za chwilę podjechały kolejne samochody- panowie też zrezygnowali z górskiej łazęgi bo aura siaka owaka. No to jeszcze telefon do pozostałej części ekipy, czy też dojadą wcześniej, a oni mówią, że raczej później, bo korki pod Krakowem niemożebne. Zameldowaliśmy więc tylko naszemu kuracjuszowi, jaką mamy sytuację i poszliśmy do Arkadii na obiad. Wieczorem, gdy już całe towarzystwo zebrało się w jadalni, rozłożyliśmy mapy (lub włączyliśmy aplikacje w telefonach ) i zgodnie ze zwyczajem, planowaliśmy spacer na kolejny dzień. Tzn. Tadeusz proponuje, a my kiwamy głowami. Wszak to on jest znawcą największym Beskidu Niskiego. Ale mamy poczucie, że nas słucha i że mamy udział w tych planach
Efekt debaty przy piwkach, naleweczkach i innych delicjach był taki: ponieważ wyjdziemy dopiero ok.10-tej, (bo czekamy na kolejnych kilka osób), więc musi być krótko i treściwie.
Sobota
Zgodnie z planem o 10 ruszyliśmy samochodami do Regietowa Wyżnego, zaparkowaliśmy tuż przed brodem (jest tam miejsce na kilka pojazdów) i i żwawo ruszyliśmy przez łąki delikatnie pod górę
Potem weszliśmy w las. Wolno i niespiesznie wędrowaliśmy sobie szeroką drogą, co było bardzo sprzyjającą okolicznością: jako, że bardzo rzadko się widujemy, mamy sobie wiele do opowiedzenia, a szerokie drogi mają to do siebie, ze można iść przodem, tyłem, podskakiwać, gestykulować … No, chyba że pojawią się rydze. I wtedy ekipa skupia się na wynajdywaniu tych skarbów pomiędzy liśćmi, najczęściej gdzieś w rowie lub innym trudno dostępnym miejscu. Okrzyki mające na celu powstrzymanie zbieraczy przed zbieraniem oczywiście mają skutek odwrotny
Obchodząc dookoła górę Dział (Dił) praktycznie wzdłuż potoczku Sidławka uzbieraliśmy całą torbę. Dotarłszy do szlaku niebieskiego (czyli owego słynnego długodystansowego karpackiego) jeszcze postój na nabranie sił, bo ma zacząć być pod górkę. Nieświadomi, co oznaczać ma „pod górkę” , bo przecież cały czas się lekko wspinamy, opowiedzieliśmy naszą historię sprzed kilku dni o zejściu ze Śnieżnicy, wzbudzając tą opowieścią zarówno salwy śmiechu jak i pełne przerażenia okrzyki. Jacek, jako obecnie główny dźwigający rydze, dostał instrukcję, że w razie gdyby miał się przewracać, to najpierw musi delikatnie ułożyć torbę z boku, a potem upadać No to koniec tego antraktu, ruszamy dalej. Początkowo standardzik, ale już po chwili…
Stromizna konkretna! Moja pierwsza myśl: dobrze, że to pod górkę a nie odwrotnie Posapując, zatrzymując się co 2 kroki, czasem potykając się o korzenie a czasem o własne nogi, jakoś na górę wszyscy dotarliśmy. Tam szlak skręca w prawo, ale widać też wyraźną ścieżkę w lewo. Tadeusz poprzedniego wieczora wielce nas zaintrygował pewnym kamieniem lub tablicą , który ma być gdzieś tu w pobliżu. Oczywiście pierwszy poleciał na poszukiwania a ja w ową ścieżkę w lewo. Po kilku minutach ja wróciłam na tarczy, a Tadeks z tarczą No to teraz już całą gromadą podążyliśmy za głównodowodzącym i oto jest
Spodziewać by się można, że w tej okolicy będzie jakiś nagrobek lub tablica ku czci. Tymczasem jest to kamień upamiętniający w zasadzie codzienne wydarzenie ( jak na tamte czasy, czyli przełom XIX i XX w):
Na kamieniu wyryte jest po austriacku, że książę Siegfried (Franz Johann Carl) von Clary und Aldringen w tym miejscu ustrzelił swojego pierwszego rogacza. Sesja fotograficzna trwa
Usatysfakcjonowani tym odkryciem powróciliśmy na niebieski szlak i już bez wdrapywania się dotarliśmy na szczyt Jaworzyny Konieczniańskiej. Jest tam platforma widokowa i panorama z opisem. Całe szczęście, bo choć w międzyczasie pogoda nam się zdecydowanie polepszyła, to i tak zamglony świat tylko widać
Ponieważ doszło teraz do dosłownego „spotkania na szczycie”( z grupą znajomych idących od drugiej strony, czyli od Przełęczy Regetowskiej), trzeba było uczcić ten fakt zrobieniem wspólnego zdjęcia
Słońce niby przygrzewa, ale zimno się zrobiło od nicnierobienia. Pora się rozstać zatem: nasza grupa podążyła na zachód (zejście z wierzchołka było niewiele mniej strome od tej strony), by na Przełęczy Regetowskiej wskoczyć na żółty szlak. Gdzieś w oddali słychać jakieś okrzyki: czyżby to nasza druga grupa tak się darła? Ale na szczęście nie
Po chwili taka karawana nas minęła
Pogoda znów „siadła, nie przedłużamy więc ochów i achów nad urodą koników, tylko wędrujemy do naszych pojazdów doliną Regietówki w takiej nostalgicznej już atmosferze
Zaglądając jeszcze na cmentarze łemkowskie
https://pl.mapy.cz/s/motovehoma
Wieczorem uczta rydzowa
I debata nad niedzielnym wędrowaniem. Ostatecznie nastąpił podział: trójka śmiałków oznajmiła, że idzie na Busov, pozostali poszukają rzeźb w okolicach Blechnarki i odwiedzą tamtejsze cmentarze wojenne. Jak umyślili, tak zrobili.