Beskid Niski nad Wysową-Zdrój
: 2024-11-08, 09:23
Niewyspany, zmęczony ale zadowolony, z kawą w ręku spoglądam na śpiący jeszcze Kraków leżący pode mną...by po chwili wsiąść znów za kierownicę i ruszyć na wschód.
Dziś wycieczka w starym stylu - solo.
Kierunek - wschód. Jadę w Beskid Niski!
Kolorowy październik za nami - mnie dopadło jakieś zmęczenie, zniechęcenie i kolorowe górskie widoki oglądałem tylko z relacji innych. Ale na sam koniec października zaczyna mnie ciągnąć na szlak. Wolna niedziela kusi - decyzja podjęta jadę. To niedziela 3go listopada, więc jadę sam, dziewczyny nie mają ochoty (żona poprosiła o edycję córce się nie chcę a ona z nią zostaje), a chłopaki nie mogą. Ta data się na mnie zemści, ale to będzie na wieczór, jeszcze tego nie wiem. Póki co z kawą, która mnie otrzeźwia oglądam wschód słońca na obwodnicy Krakowa.
jeszcze śpiący Kraków
Autostrada pusta, ale i tak z radością z niej zjeżdżam. I znów nawigacja mnie kieruje przez miejsca, przez które już przejeżdżałem. Brzesko, Zakliczyn, Grybow, Ropa. I w końcu Ujście Gorlickie i dojeżdżam do Wysowej Zdrój. Drogi wąskie, dziurawe, jadę jakimiś zadupiami czyli tak jak lubię.
Choć niewiele brakowało bym dopiero otwierał oczy w ciepłym łóżku w domu.
Gdy dziewczyny powiedziały, że chcą odpocząć zaczynałem odkurzać trasy dawno planowane. Siedzę i myślę, którą z nich wybrać. Przypominam sobie, że w planach na tegoroczny listopad zaplanowałem odwiedziny w Beskidzie Niskim, więc decyzja jadę w Niski. Ustawiam budzik i kładę się spać. Gdy jednak o 23 budzi mnie alarm na pompie, po którym nie mogę zasnąć, postanawiam zostać w domu, odpocząć, choć budzik zachowawczo zostawiam na 2,30. Gdy budzik wyrywa mnie ze snu, z wrażeniem, że dopiero co usnąłem, to wyłączam go i postanawiam się wyspać. Gdy jednak 40 minut później przebudzam się kolejny raz z drzemki, stwierdzam, że skoro i tak będę niewyspany, to niech to będzie na szlaku a nie w domu. Godzina obsuwy, powoduje jednak, że muszę pierwotny plan/trasę przełożyć - wybrana trasa była dość długa i nie mam ochoty łazić po lesie po ćmoku. Ale przypominam sobie, że jest szlak, który mogę dokończyć. W czerwcu 2020 roku ( https://mniejszeiwiekszegory.blogspot.c ... iskim.html ) upał i burze spowodowały, że z przełęczy Cigielka zszedłem wcześniej do Wysowej - dziś w takim razie dokończę tą trasę.
Auto parkuje pod cerkwią w Wysowej:
i ruszam. Na szczęście jeszcze przy aucie łapię się, że chciałem ruszyć zielonym, ku Koziemu Żebrowi, więc robię w tył zwrot i ruszam niebieskim (szlak Karpacki). Jest chłodno. Mroźno tak na prawdę ( -3 stopnie).
Zanim wejdę w las, oglądam się za siebie i oglądam widoki:
i wkraczam w las. Mijam plac, na którym czeka ścięte drewno do wywózki i ruszam drogą przed siebie.
Jest pochmurno, ale kolorowo.
Na zboczach obok widzę cztery sarny. Mimo, iż dzieli nas kilkanaście metrów to nic sobie z mojej obecności nie robią. Mogę spokojnie zmienić obiektyw na tele i nim robić zdjęcia powoli idąc. Dopiero moje odejście - szybszym krokiem je płoszy...
Przechodzę dwa mostki i krętą drogą nabieram wysokości.
Przy drodze, co kilkaset metrów stoją drewniane figury mieszkańców tych terenów i tablice opisujące ich życie. Pierwszy stoi puchacz, z opisem sowy na tablicy. Potem jest jeszcze niedźwiedź, orlik krzykliwy i wilk. Orlik jest przedstawiony tak, jakby chciał się pochwalić tym co ma pod ogonem...
Mijam kolejny plac z pociętymi drzewami, z traktorem wstawionym do lasu, mijam kopiec mrówek i docieram do odbicia szlaku na Regietów. Ja podążam dalej, dzięki czemu docieram nad pięknie położony mostek, obok którego bobry mają swój dom:
Rozpoczynam podejście w kierunku granicy. Zostawiam za sobą piękne modrzewie z żółtym igliwiem, które niezwykle pięknie się prezentują na tle jesiennego lasu. Potem zieloną połać trawy i po dywanie liści zmierzam w górę.
Docieram po chwili do granicy. Miałem nadzieję, że będzie tu choć mały, malutki widok, ale no nie. Coś między gałęziami widać, ale to nie to czego oczekiwałem. Tu zmieniam szlak na ten prowadzący granicą i rozpoczynam zejście. Nosz kurka, idę dosłownie kilka metrów od niebieskiego szlaku - tak na prawdę, to przy kępie traw trzeba było przejść kilka metrów by znaleźć się na granicznym szlaku...mam z siebie niezły ubaw, ale przypominam sobie, że przecież liczyłem na widoki pod Obyczem. Szlak prowadzi mnie tunelem młodego lasu.
Wychodzi słońce i od razu robi się jakoś przyjemniej. Docieram do małej przełęczy, z której odchodzi ścieżka do Stebnickiej Huty.
Teraz nieco trzeba podejść, na bezimienny szczyt. Na nim widać (chyba) okopy z czasów I wojny światowej (chyba). W tych rejonach trwały ciężkie walki armii austryjacko-węgierskiej z rosyjską.
Pod szczytem znajduje się cmentarz nr 49 z okresu właśnie I WŚ. W zbiorowych grobach leży pochowanych 299 żołnierzy (103 austro-węgierskich i 196 rosyjskich), którzy zginęli od grudnia 1914r do kwietnia 1915 roku. Schodzę do niego - na szlakowskazie podają czas 30 min, ale to chyba do Blecharki. Schodzi się dosłownie z 5 minut.
'W pokoju żyliśmy uprawiając ziemię, z rodzinnych zagród wyrwała nas wojna i umęczonych żołnierską niedolą odurzonych zwycięstwem rzuciła w objęcie śmierci'
info - https://pl.wikipedia.org/wiki/Cmentarz_ ... Blechnarka
Jest to jeden z ponad czterystu zachodniogalicyjskich cmentarzy.
Spotykam tu pierwszą osobę - starszą panią. Mówię dzień dobry ale nie słyszę odpowiedzi. Tak sobie potem wyobrażam, a może to wnuczka jednego z poległych na tej wojnie...
Wracam na szlak i ruszam dalej. Pod górkę idę nieco dłużej, ale też bez przesady, 30 minut mi to nie zajmuje...
Mijam Jasiłniki i rozpoczynam zejście na Przełęcz Wysowską. Idzie się cały czas po dywanach liści - pięknie jest. I kolorowo:
Na przełęczy spotykam pierwszych turystów z plecakiem. Parę, z którą potem będę się mijał, oraz pani, która ze Słowacji idzie ku Blecharce. Chwilę odpoczywam w wiacie, zjadam coś, herbata i ruszam dalej. Początek na lajcie. A potem się zaczyna...
Rozpoczyna się wspinaczka. Oczywiście szlak wiedzie wprost na krechę w górę. Im wyżej, tym podejście się pionuje, pod widocznym drzewem ciężko już iść na wprost, raz że stopy ujeżdżają, to i ciężko po prostu je ustawić, zaczynam iść zakosami. Robię odpoczynek, robię zdjęcie i nagle słyszę terkot, myślę co za de..le jadą na crosie/quadzie? I wtem nade mną pod szczytem przebiegają dwa jelenie, ziemia aż dudni pod ich kopytami...to one wywołały ten terkot. Stoję wryty, oczywiście zdjęcia nie zdążyłem zrobić, szczękę po chwili zbieram z ziemi i ruszam. Oj pod kilka ścian płaczu podchodziłem, ale to podejście robi na mnie chyba największe wrażenie.
Pod samym szczytem, z boku na drzewach wiszą linki, które pomagają niczym łańcuchy przy wchodzeniu/schodzeniu. Zasapany robię zdjęcia, zawsze to lepiej wygląda niż gdybym odpoczywał
W końcu wdrapuje się na szczyt, tu mijam kolejnych turystów. Jestem w niezłym szoku po tym podejściu - dobrze, że słońce zaszło za chmurami, bo by mnie ugotowało na amen
Nie zatrzymuję się tu - brak widoków, więc drałuje dalej, by po chwili się zatrzymać, bo potknąłem się o widoki z boku.
Te są na Wysową-Zdrój i okoliczne góry:
nad budynkiem Ośrodka Uzdrowiskowego góruje Gródek, za drzewami po prawej Kozie Żebro
Ruszam dalej i znów się potykam - tym razem czuję chwilowy odpływ energii. Muszę się docukrzyć, więc robię przerwę. W takim momencie, zmęczenie, brak słońca i się odechciewa iść dalej. Na mapie widzę, że poniżej odbija ścieżka ku Wysowej i nachodzi mnie myśl, by nią wrócić do auta. Mój cel, przełęcz Cigielka jakoś bardzo widokowo mi się nie kojarzy, więc skrót kusi...oj kusi. Po krótkim odpoczynku czas na zejście. Na nim zapominam o złych myślach, do tego na dole szlak mija polankę więc szybko na nią uciekam. I moja szczęka po raz kolejny spada na dywan z liści. Mimo braku słońca jest tu pięknie!
Ciekawi mnie ten dywan czerwieni pod drzewami:
więc postanawiam podejść bliżej.
Tam byłem, to tam ta ściana płaczu jest, choć po drugiej stronie:
Tak niepozornie się prezentuje...przede mną zaś Busov - najwyższy szczyt Beskidu Niskiego, jedyny szczyt powyżej tysiąca metrów, ale leżący na Słowacji:
Robię sobie jedyne zdjęcie:
i wpadam w szał. No bo jak nie fotografować takich widoków:
Zdjęć resztek jesieni mam sporo, ale czas się też rozejrzeć wokół. Poniżej widok na Góry Czerchowskie, które zamykają horyzont:
Bliżej od lewej Płaziny, Pohorela, zza której wyłania się Stebnicka Magura, na szczycie której znajduje się wieża przekaźnikowa:
Pięknie tu jest. Wyszło słońce i od razu świat nabrał barw, a człowiekowi chce się żyć!
Żegnam więc tą przepiękną polankę i ruszam dalej:
Szlak zawija za granicą na stoki góry, ale ścieżką można iść na wprost, co też czynię, więc omija mnie wspinaczka i skracam drogę o połowę (z połowy km do ćwiartki ale zawsze to coś). Gdy tylko docieram do słupków granicznych zaczynam szukać zejścia na łąki po stronie słowackiej, rozochocony widokami sprzed chwili. Schodzę na dywan z liści i powoli docieram na dół do granicy lasu i...szczena ląduje gdzieś u stóp po raz kolejny:
Nie pamiętam już o niewyspaniu, o zmęczeniu, o braku słońca...po prostu jestem zachwycony!
Idę wzdłuż granicy lasu:
am górą idzie szlak i granica
punkowa grzywa Busova:
Przede mną pręży swe wdzięki Lackowa:
Idę powoli, podziwiając widoki, które są tylko dla mnie. Jest pięknie! I nagle od południa widzę je:
tam po lewej, zza grzbietu Siwej Skały wyłaniają się:
Tatry! Jakieś 78-80 km.
Tu zaczynam podziwiać spektakl jaki robi słońce. Przedziera się przez chmury i świat robi się wokół taki miękki:
Miałem dziś farta - do pogody, oraz z pomysłem by zejść tu na te łąki. Szedłem wzdłuż lasu:
A podążam w stronę Przełęczy Cigielki. Przede mną od lewej:
Siwa Skała, potem grzbiet Przechyby, Lackowa, Przełęcz Pułaskiego i Ostry Wierch i na skraju Cigielka (szczyt):
Przecinam jar z resztką wody w błocie, oczywiście jedna noga wpada mi w to błoto, więc do domu wrócę uwalony po kolana i za nim wspinam się na wzniesienie, z którego znów jest inna perspektywa na widoki za mną; na Busov z Palenicą i Vrch Suchej:
Spotykam tu odpoczywającą parę. Pytam czy widzieli Tatry. Pan mówi, kurcze wiedziałem, że je dziś będzie widać, stwierdzają, że mają czas i podejdą kawałek by je obejrzeć (tu są schowane za Siwą Skałą). Żegnamy się i ja powoli ruszam w swoją stronę. Przede mną Cigielka i Ostry Wierch, który zdobywałem cztery lata temu:
a na polach pod Lackową zaczyna słońce z cieniem malować piękne obrazy, które dzięki teleobiektywowi mogę pooglądać:
W pewnym momencie dochodzę do ogrodzenia z drutu, za którym widzę parę osób, więc pyta, czy można wejść. Odpowiadają mi, że jak tylko dam radę...bo to nie oni tu płot stawiali
Rozmawiamy, okazuje się, że to kuracjusze. Z jedną panią chwilę idziemy razem, pyta się mnie skąd przyjechałem, okazuje się, że pani ma 4krotnie dłuższą trasę do pokonania, bo aż z Fromborku tu do sanatorium przyjechała. Chwilę rozmawiamy i się rozchodzimy. Ja idę do przełęczy, oni idą do cerkwi pod Jaworem.
Ostatnie zdjęcie Busova:
i powoli zbliżam się do celu.
Z przełęczy jeszcze podchodzę na skraj lasu i oglądam bukowy las skąpany zachodzącym słońcem na stokach Cigielki:
Na drzewie gdzieś wysoko ktoś stuka. Chwila poszukiwania i go widzę:
To dzięcioł duży. Po chwili odlatuje, a ja ruszam już w stronę auta. Dość szybko docieram na pola nad Wysową-Zdrój:
Podchodzę jeszcze pod cerkiew:
Prawosławna cerkiew zbudowana w 1779 roku w miejscu spalonej wcześniejszej (w wyniku walk konfederatów barskich z wojskami rosyjskimi) jako greckokatolicka.
I wsiadam do auta. Nawigacja pokazuje mi ponad 5godzin jazdy...o dwie więcej niż poranna podróż. No masakra, ale cóż zrobić trza do domu wrócić. W Ropie tankuje, zjadam hot dogi i kupuję na powrót kawę. Ruch spory i dopiero teraz przychodzi mi do głowy, że to przecież koniec weekendu z wyjazdami na groby...Już rozumiem ten czas podróży. Na niebie zaczyna znów się dziać pięknie. Po drodze staję na chwilę w:
i robię zdjęcia na rynku:
Po czym nawigacja mnie prowadzi coraz większymi zadupiami, gdzie i tak jadę w sznurze samochodów. W pewnym momencie zauważam, że kierunek A4 przed Krakowem dodaje mi ponad 20 minut do czasu powrotu, więc odhaczam autostrady i wybieram drogi lokalne. W Klimkówce widzę, że w ciemności coś na horyzoncie majaczy - staję i próbuje zrobić zdjęcie:
Tak żegnają mnie dziś góry...
Potem widzę, że 100km zajmie mi 2godziny jazdy...po chwili widzę, że mam 115km - co jest? Po prostu nawigacja prowadzi mnie tak aby ominąć główne trasy. Gdy w końcu widzę, że i stara 94ka koło Wieliczki stoi uciekam na autostradę. Tą jadę z prędkością 20-40 km/h na prawym pasie, ze śmiechem obserwując jak wyprzedzam lewy, gdzie ... jadą zderzak w zderzak. Na obwodnicy Krakowa w radiu słyszę, że w Dąbrowie Górniczej wypadek jest, musiał lądować helikopter i rozwiązuje mi się, czemu nawigacja w ogóle trasy przez Olkusz nie podsuwa. Pierwszy raz jadę z Krakowa na Oświęcim. W Alwerni wbijam z powrotem na A4kę by w Jaworznie zjechać i do domu dotrzeć po 4,5 godziny jazdy...
Męczącej. Ale za to wracam zadowolony. Miałem kolejny raz nosa do trasy.
Moja trasa https://en.mapy.cz/s/kakusazosu - 19km, 817m przewyższeń a wycieczka trwała 6 godzin (co przy tej ilości zdjęć i przerw jest świetnym wynikiem).
Dziękuje za przeczytanie i obejrzenie wieeelu zdjęć
Dziś wycieczka w starym stylu - solo.
Kierunek - wschód. Jadę w Beskid Niski!
Kolorowy październik za nami - mnie dopadło jakieś zmęczenie, zniechęcenie i kolorowe górskie widoki oglądałem tylko z relacji innych. Ale na sam koniec października zaczyna mnie ciągnąć na szlak. Wolna niedziela kusi - decyzja podjęta jadę. To niedziela 3go listopada, więc jadę sam, dziewczyny nie mają ochoty (żona poprosiła o edycję córce się nie chcę a ona z nią zostaje), a chłopaki nie mogą. Ta data się na mnie zemści, ale to będzie na wieczór, jeszcze tego nie wiem. Póki co z kawą, która mnie otrzeźwia oglądam wschód słońca na obwodnicy Krakowa.
jeszcze śpiący Kraków
Autostrada pusta, ale i tak z radością z niej zjeżdżam. I znów nawigacja mnie kieruje przez miejsca, przez które już przejeżdżałem. Brzesko, Zakliczyn, Grybow, Ropa. I w końcu Ujście Gorlickie i dojeżdżam do Wysowej Zdrój. Drogi wąskie, dziurawe, jadę jakimiś zadupiami czyli tak jak lubię.
Choć niewiele brakowało bym dopiero otwierał oczy w ciepłym łóżku w domu.
Gdy dziewczyny powiedziały, że chcą odpocząć zaczynałem odkurzać trasy dawno planowane. Siedzę i myślę, którą z nich wybrać. Przypominam sobie, że w planach na tegoroczny listopad zaplanowałem odwiedziny w Beskidzie Niskim, więc decyzja jadę w Niski. Ustawiam budzik i kładę się spać. Gdy jednak o 23 budzi mnie alarm na pompie, po którym nie mogę zasnąć, postanawiam zostać w domu, odpocząć, choć budzik zachowawczo zostawiam na 2,30. Gdy budzik wyrywa mnie ze snu, z wrażeniem, że dopiero co usnąłem, to wyłączam go i postanawiam się wyspać. Gdy jednak 40 minut później przebudzam się kolejny raz z drzemki, stwierdzam, że skoro i tak będę niewyspany, to niech to będzie na szlaku a nie w domu. Godzina obsuwy, powoduje jednak, że muszę pierwotny plan/trasę przełożyć - wybrana trasa była dość długa i nie mam ochoty łazić po lesie po ćmoku. Ale przypominam sobie, że jest szlak, który mogę dokończyć. W czerwcu 2020 roku ( https://mniejszeiwiekszegory.blogspot.c ... iskim.html ) upał i burze spowodowały, że z przełęczy Cigielka zszedłem wcześniej do Wysowej - dziś w takim razie dokończę tą trasę.
Auto parkuje pod cerkwią w Wysowej:
i ruszam. Na szczęście jeszcze przy aucie łapię się, że chciałem ruszyć zielonym, ku Koziemu Żebrowi, więc robię w tył zwrot i ruszam niebieskim (szlak Karpacki). Jest chłodno. Mroźno tak na prawdę ( -3 stopnie).
Zanim wejdę w las, oglądam się za siebie i oglądam widoki:
i wkraczam w las. Mijam plac, na którym czeka ścięte drewno do wywózki i ruszam drogą przed siebie.
Jest pochmurno, ale kolorowo.
Na zboczach obok widzę cztery sarny. Mimo, iż dzieli nas kilkanaście metrów to nic sobie z mojej obecności nie robią. Mogę spokojnie zmienić obiektyw na tele i nim robić zdjęcia powoli idąc. Dopiero moje odejście - szybszym krokiem je płoszy...
Przechodzę dwa mostki i krętą drogą nabieram wysokości.
Przy drodze, co kilkaset metrów stoją drewniane figury mieszkańców tych terenów i tablice opisujące ich życie. Pierwszy stoi puchacz, z opisem sowy na tablicy. Potem jest jeszcze niedźwiedź, orlik krzykliwy i wilk. Orlik jest przedstawiony tak, jakby chciał się pochwalić tym co ma pod ogonem...
Mijam kolejny plac z pociętymi drzewami, z traktorem wstawionym do lasu, mijam kopiec mrówek i docieram do odbicia szlaku na Regietów. Ja podążam dalej, dzięki czemu docieram nad pięknie położony mostek, obok którego bobry mają swój dom:
Rozpoczynam podejście w kierunku granicy. Zostawiam za sobą piękne modrzewie z żółtym igliwiem, które niezwykle pięknie się prezentują na tle jesiennego lasu. Potem zieloną połać trawy i po dywanie liści zmierzam w górę.
Docieram po chwili do granicy. Miałem nadzieję, że będzie tu choć mały, malutki widok, ale no nie. Coś między gałęziami widać, ale to nie to czego oczekiwałem. Tu zmieniam szlak na ten prowadzący granicą i rozpoczynam zejście. Nosz kurka, idę dosłownie kilka metrów od niebieskiego szlaku - tak na prawdę, to przy kępie traw trzeba było przejść kilka metrów by znaleźć się na granicznym szlaku...mam z siebie niezły ubaw, ale przypominam sobie, że przecież liczyłem na widoki pod Obyczem. Szlak prowadzi mnie tunelem młodego lasu.
Wychodzi słońce i od razu robi się jakoś przyjemniej. Docieram do małej przełęczy, z której odchodzi ścieżka do Stebnickiej Huty.
Teraz nieco trzeba podejść, na bezimienny szczyt. Na nim widać (chyba) okopy z czasów I wojny światowej (chyba). W tych rejonach trwały ciężkie walki armii austryjacko-węgierskiej z rosyjską.
Pod szczytem znajduje się cmentarz nr 49 z okresu właśnie I WŚ. W zbiorowych grobach leży pochowanych 299 żołnierzy (103 austro-węgierskich i 196 rosyjskich), którzy zginęli od grudnia 1914r do kwietnia 1915 roku. Schodzę do niego - na szlakowskazie podają czas 30 min, ale to chyba do Blecharki. Schodzi się dosłownie z 5 minut.
'W pokoju żyliśmy uprawiając ziemię, z rodzinnych zagród wyrwała nas wojna i umęczonych żołnierską niedolą odurzonych zwycięstwem rzuciła w objęcie śmierci'
info - https://pl.wikipedia.org/wiki/Cmentarz_ ... Blechnarka
Jest to jeden z ponad czterystu zachodniogalicyjskich cmentarzy.
Spotykam tu pierwszą osobę - starszą panią. Mówię dzień dobry ale nie słyszę odpowiedzi. Tak sobie potem wyobrażam, a może to wnuczka jednego z poległych na tej wojnie...
Wracam na szlak i ruszam dalej. Pod górkę idę nieco dłużej, ale też bez przesady, 30 minut mi to nie zajmuje...
Mijam Jasiłniki i rozpoczynam zejście na Przełęcz Wysowską. Idzie się cały czas po dywanach liści - pięknie jest. I kolorowo:
Na przełęczy spotykam pierwszych turystów z plecakiem. Parę, z którą potem będę się mijał, oraz pani, która ze Słowacji idzie ku Blecharce. Chwilę odpoczywam w wiacie, zjadam coś, herbata i ruszam dalej. Początek na lajcie. A potem się zaczyna...
Rozpoczyna się wspinaczka. Oczywiście szlak wiedzie wprost na krechę w górę. Im wyżej, tym podejście się pionuje, pod widocznym drzewem ciężko już iść na wprost, raz że stopy ujeżdżają, to i ciężko po prostu je ustawić, zaczynam iść zakosami. Robię odpoczynek, robię zdjęcie i nagle słyszę terkot, myślę co za de..le jadą na crosie/quadzie? I wtem nade mną pod szczytem przebiegają dwa jelenie, ziemia aż dudni pod ich kopytami...to one wywołały ten terkot. Stoję wryty, oczywiście zdjęcia nie zdążyłem zrobić, szczękę po chwili zbieram z ziemi i ruszam. Oj pod kilka ścian płaczu podchodziłem, ale to podejście robi na mnie chyba największe wrażenie.
Pod samym szczytem, z boku na drzewach wiszą linki, które pomagają niczym łańcuchy przy wchodzeniu/schodzeniu. Zasapany robię zdjęcia, zawsze to lepiej wygląda niż gdybym odpoczywał
W końcu wdrapuje się na szczyt, tu mijam kolejnych turystów. Jestem w niezłym szoku po tym podejściu - dobrze, że słońce zaszło za chmurami, bo by mnie ugotowało na amen
Nie zatrzymuję się tu - brak widoków, więc drałuje dalej, by po chwili się zatrzymać, bo potknąłem się o widoki z boku.
Te są na Wysową-Zdrój i okoliczne góry:
nad budynkiem Ośrodka Uzdrowiskowego góruje Gródek, za drzewami po prawej Kozie Żebro
Ruszam dalej i znów się potykam - tym razem czuję chwilowy odpływ energii. Muszę się docukrzyć, więc robię przerwę. W takim momencie, zmęczenie, brak słońca i się odechciewa iść dalej. Na mapie widzę, że poniżej odbija ścieżka ku Wysowej i nachodzi mnie myśl, by nią wrócić do auta. Mój cel, przełęcz Cigielka jakoś bardzo widokowo mi się nie kojarzy, więc skrót kusi...oj kusi. Po krótkim odpoczynku czas na zejście. Na nim zapominam o złych myślach, do tego na dole szlak mija polankę więc szybko na nią uciekam. I moja szczęka po raz kolejny spada na dywan z liści. Mimo braku słońca jest tu pięknie!
Ciekawi mnie ten dywan czerwieni pod drzewami:
więc postanawiam podejść bliżej.
Tam byłem, to tam ta ściana płaczu jest, choć po drugiej stronie:
Tak niepozornie się prezentuje...przede mną zaś Busov - najwyższy szczyt Beskidu Niskiego, jedyny szczyt powyżej tysiąca metrów, ale leżący na Słowacji:
Robię sobie jedyne zdjęcie:
i wpadam w szał. No bo jak nie fotografować takich widoków:
Zdjęć resztek jesieni mam sporo, ale czas się też rozejrzeć wokół. Poniżej widok na Góry Czerchowskie, które zamykają horyzont:
Bliżej od lewej Płaziny, Pohorela, zza której wyłania się Stebnicka Magura, na szczycie której znajduje się wieża przekaźnikowa:
Pięknie tu jest. Wyszło słońce i od razu świat nabrał barw, a człowiekowi chce się żyć!
Żegnam więc tą przepiękną polankę i ruszam dalej:
Szlak zawija za granicą na stoki góry, ale ścieżką można iść na wprost, co też czynię, więc omija mnie wspinaczka i skracam drogę o połowę (z połowy km do ćwiartki ale zawsze to coś). Gdy tylko docieram do słupków granicznych zaczynam szukać zejścia na łąki po stronie słowackiej, rozochocony widokami sprzed chwili. Schodzę na dywan z liści i powoli docieram na dół do granicy lasu i...szczena ląduje gdzieś u stóp po raz kolejny:
Nie pamiętam już o niewyspaniu, o zmęczeniu, o braku słońca...po prostu jestem zachwycony!
Idę wzdłuż granicy lasu:
am górą idzie szlak i granica
punkowa grzywa Busova:
Przede mną pręży swe wdzięki Lackowa:
Idę powoli, podziwiając widoki, które są tylko dla mnie. Jest pięknie! I nagle od południa widzę je:
tam po lewej, zza grzbietu Siwej Skały wyłaniają się:
Tatry! Jakieś 78-80 km.
Tu zaczynam podziwiać spektakl jaki robi słońce. Przedziera się przez chmury i świat robi się wokół taki miękki:
Miałem dziś farta - do pogody, oraz z pomysłem by zejść tu na te łąki. Szedłem wzdłuż lasu:
A podążam w stronę Przełęczy Cigielki. Przede mną od lewej:
Siwa Skała, potem grzbiet Przechyby, Lackowa, Przełęcz Pułaskiego i Ostry Wierch i na skraju Cigielka (szczyt):
Przecinam jar z resztką wody w błocie, oczywiście jedna noga wpada mi w to błoto, więc do domu wrócę uwalony po kolana i za nim wspinam się na wzniesienie, z którego znów jest inna perspektywa na widoki za mną; na Busov z Palenicą i Vrch Suchej:
Spotykam tu odpoczywającą parę. Pytam czy widzieli Tatry. Pan mówi, kurcze wiedziałem, że je dziś będzie widać, stwierdzają, że mają czas i podejdą kawałek by je obejrzeć (tu są schowane za Siwą Skałą). Żegnamy się i ja powoli ruszam w swoją stronę. Przede mną Cigielka i Ostry Wierch, który zdobywałem cztery lata temu:
a na polach pod Lackową zaczyna słońce z cieniem malować piękne obrazy, które dzięki teleobiektywowi mogę pooglądać:
W pewnym momencie dochodzę do ogrodzenia z drutu, za którym widzę parę osób, więc pyta, czy można wejść. Odpowiadają mi, że jak tylko dam radę...bo to nie oni tu płot stawiali
Rozmawiamy, okazuje się, że to kuracjusze. Z jedną panią chwilę idziemy razem, pyta się mnie skąd przyjechałem, okazuje się, że pani ma 4krotnie dłuższą trasę do pokonania, bo aż z Fromborku tu do sanatorium przyjechała. Chwilę rozmawiamy i się rozchodzimy. Ja idę do przełęczy, oni idą do cerkwi pod Jaworem.
Ostatnie zdjęcie Busova:
i powoli zbliżam się do celu.
Z przełęczy jeszcze podchodzę na skraj lasu i oglądam bukowy las skąpany zachodzącym słońcem na stokach Cigielki:
Na drzewie gdzieś wysoko ktoś stuka. Chwila poszukiwania i go widzę:
To dzięcioł duży. Po chwili odlatuje, a ja ruszam już w stronę auta. Dość szybko docieram na pola nad Wysową-Zdrój:
Podchodzę jeszcze pod cerkiew:
Prawosławna cerkiew zbudowana w 1779 roku w miejscu spalonej wcześniejszej (w wyniku walk konfederatów barskich z wojskami rosyjskimi) jako greckokatolicka.
I wsiadam do auta. Nawigacja pokazuje mi ponad 5godzin jazdy...o dwie więcej niż poranna podróż. No masakra, ale cóż zrobić trza do domu wrócić. W Ropie tankuje, zjadam hot dogi i kupuję na powrót kawę. Ruch spory i dopiero teraz przychodzi mi do głowy, że to przecież koniec weekendu z wyjazdami na groby...Już rozumiem ten czas podróży. Na niebie zaczyna znów się dziać pięknie. Po drodze staję na chwilę w:
i robię zdjęcia na rynku:
Po czym nawigacja mnie prowadzi coraz większymi zadupiami, gdzie i tak jadę w sznurze samochodów. W pewnym momencie zauważam, że kierunek A4 przed Krakowem dodaje mi ponad 20 minut do czasu powrotu, więc odhaczam autostrady i wybieram drogi lokalne. W Klimkówce widzę, że w ciemności coś na horyzoncie majaczy - staję i próbuje zrobić zdjęcie:
Tak żegnają mnie dziś góry...
Potem widzę, że 100km zajmie mi 2godziny jazdy...po chwili widzę, że mam 115km - co jest? Po prostu nawigacja prowadzi mnie tak aby ominąć główne trasy. Gdy w końcu widzę, że i stara 94ka koło Wieliczki stoi uciekam na autostradę. Tą jadę z prędkością 20-40 km/h na prawym pasie, ze śmiechem obserwując jak wyprzedzam lewy, gdzie ... jadą zderzak w zderzak. Na obwodnicy Krakowa w radiu słyszę, że w Dąbrowie Górniczej wypadek jest, musiał lądować helikopter i rozwiązuje mi się, czemu nawigacja w ogóle trasy przez Olkusz nie podsuwa. Pierwszy raz jadę z Krakowa na Oświęcim. W Alwerni wbijam z powrotem na A4kę by w Jaworznie zjechać i do domu dotrzeć po 4,5 godziny jazdy...
Męczącej. Ale za to wracam zadowolony. Miałem kolejny raz nosa do trasy.
Moja trasa https://en.mapy.cz/s/kakusazosu - 19km, 817m przewyższeń a wycieczka trwała 6 godzin (co przy tej ilości zdjęć i przerw jest świetnym wynikiem).
Dziękuje za przeczytanie i obejrzenie wieeelu zdjęć