W krainie turystyki masowej
: 2022-10-16, 21:11
Postanowiłem dać enigmatyczny tytuł relacji podobnie jak robi Dobromił. Miejsce chyba wszystkim doskonale znane, więc nie będę się wysilał.
Na niedzielę prognozy były różniaste, a jak na złość pootwierały się w tym tygodniu i pootwierają w przyszłym (choćby w poniedziałek) różne pogodowe windowsy, gdy ja muszę być w pracy ku chwale organizacji.
Wstaję bardzo późno i strasznie mi się nie chce nigdzie jechać, chyba to późne wstawanie dezorganizuje mój organizm. Drapię się po głowie: jechać, nie jechać, w końcu zapada decyzja, że tak, tylko gdzie? Miałem w planie Modyń od południa albo Stare Wierchy z Klikuszowej, ale tak się dzieje, że ląduję w Targoszowie - idę na popularne miejsce turystyczne ze schroniskiem na górze. Ostatnio strasznie dużo łażę po jakichś zadupiach, gdzie żadnej gastronomii nie ma. Adrian to ma dobrze, rusza w Śląsko-Morawski i ma cztery schroniska w jeden dzień, niech ja choć jednym się nacieszę.
Idę w górę czerwoną ścieżką edukacyjną "szlakiem buków". Kolorki są pierwsza klasa, choć sporo drzew jest już bezlistnych.
Docieram na grzbiet i MSB. Zaczynają się pojawiać pierwsi turyści.
Potem ich przybywa i przybywa.
Pielgrzymki prawdziwe.
Na wierzchołku piknik, palą się grille i ogniska, dzieci się ganiają, psy szczekają. Żadnego poszanowania dla majestatu gór. Zalegam sobie gdzieś z boku.
Z zachodu nadciąga armageddon
Idę do schroniska, ileż można wąchać zapachy grilla. W międzyczasie zaczyna lekko pokrapywać. Ruch jak na Floriańskiej.
Widoczek spod schroniska:
Niestety nie będzie mi dane wspomóc lokalną gospodarkę ciężko zarobionym pieniądzem, gdyż kolejka zarówno do kuchni, jak i do bufetu z piwem i kiełbaskami jest masakryczna. Nawet do kibla trzeba swoje odstać, dobrze że byłem przewidujący.
Po deszczu na chwilę prześwituje słońce robiąc malarskie kolorki:
Wracam na szczyt, tam jednak mroczno i ponuro. Po chwili leżingu schodzę na dół żółtym szlakiem.
Game over.
Na niedzielę prognozy były różniaste, a jak na złość pootwierały się w tym tygodniu i pootwierają w przyszłym (choćby w poniedziałek) różne pogodowe windowsy, gdy ja muszę być w pracy ku chwale organizacji.
Wstaję bardzo późno i strasznie mi się nie chce nigdzie jechać, chyba to późne wstawanie dezorganizuje mój organizm. Drapię się po głowie: jechać, nie jechać, w końcu zapada decyzja, że tak, tylko gdzie? Miałem w planie Modyń od południa albo Stare Wierchy z Klikuszowej, ale tak się dzieje, że ląduję w Targoszowie - idę na popularne miejsce turystyczne ze schroniskiem na górze. Ostatnio strasznie dużo łażę po jakichś zadupiach, gdzie żadnej gastronomii nie ma. Adrian to ma dobrze, rusza w Śląsko-Morawski i ma cztery schroniska w jeden dzień, niech ja choć jednym się nacieszę.
Idę w górę czerwoną ścieżką edukacyjną "szlakiem buków". Kolorki są pierwsza klasa, choć sporo drzew jest już bezlistnych.
Docieram na grzbiet i MSB. Zaczynają się pojawiać pierwsi turyści.
Potem ich przybywa i przybywa.
Pielgrzymki prawdziwe.
Na wierzchołku piknik, palą się grille i ogniska, dzieci się ganiają, psy szczekają. Żadnego poszanowania dla majestatu gór. Zalegam sobie gdzieś z boku.
Z zachodu nadciąga armageddon
Idę do schroniska, ileż można wąchać zapachy grilla. W międzyczasie zaczyna lekko pokrapywać. Ruch jak na Floriańskiej.
Widoczek spod schroniska:
Niestety nie będzie mi dane wspomóc lokalną gospodarkę ciężko zarobionym pieniądzem, gdyż kolejka zarówno do kuchni, jak i do bufetu z piwem i kiełbaskami jest masakryczna. Nawet do kibla trzeba swoje odstać, dobrze że byłem przewidujący.
Po deszczu na chwilę prześwituje słońce robiąc malarskie kolorki:
Wracam na szczyt, tam jednak mroczno i ponuro. Po chwili leżingu schodzę na dół żółtym szlakiem.
Game over.