Ze skoczni na Wielki Jawornik.
: 2022-08-14, 10:53
Ahoj.
Dzień po Hrobaczej Łące, wybraliśmy się wszyscy na Wielki Jawornik.
Samochód parkujemy przy skoczni narciarskiej i kiedy mam już odchodzić od aut, słyszę dziwny dźwięk ? Podchodzę bliżej i już wiem co to ! To skoczkowie, którzy mają trening, ucieszyłem się bo nigdy nie miałem okazji zobaczyć na żywo i to z tak bliska, skoków narciarskich
Stałem dłuższą chwilę i obserwowałem postacie w kombinezonach, mają przerąbane w tych strojach, lecie pewnie gorąco, a w zimie zimno …
Dziewczyny zdążyły mi już dawno odejść i czekają na mnie pod wielką lipą, na ławeczce.
Urocze miejsce, do którego prowadzi kręta asfaltówka.
Idąc między domami zauważamy małe kotki bawiące się na schodach domu, jeden ochoczo podchodzi do nas i jak to kot, mruczy i łasi się, ażby się chciało zabrać takiego malucha ze sobą
Ten wariant trasy jest bardzo przyjemny, a po ciągłych wycinkach w czeskich Beskidach widoków coraz więcej, co mnie akurat cieszy, bo wiadomo że B. M-Ś raczej nie oferuje zbyt wielu widoków, tylko las
Najpierw asfaltem, pozwijaną jak wąż drogą w cieniu bardzo wysokich drzew, które jeszcze stoją, bo patrząc dookoła, to chyba tylko kwestia czasu … Później przechodzimy na szutrówką, która doprowadza nas do skrzyżowania na Małym Jaworniku, odbijamy w prawo i na koniec kamienistą drogą w wyrytym "korycie" dochodzimy do celu, widać wieżę.
Idziemy do schroniska, rozpocząć wyżerkę …
Zjedliśmy pyszne zupy, były hranolky i ciasto makowe z polewą, a to wszystko popiliśmy Kofolą
Przyszedł czas na wieżę widokową, tam zawsze jest strasznie zimno, tym razem nie było inaczej, wymarzliśmy z młodą okrutnie, pstryknąłem kilka fotek i w nogi ! przemarznięci uciekliśmy na dół.
Krótkie kłopoty z odnalezieniem Izy, ale w końcu się udaje i możemy ruszać w dół zielonym szlakiem, na początku jest stromo, ale później jest już sympatycznie, szutry i asfalt
Mijamy kaplicę (jeżeli tłumacz sobie poradził dobrze, to) Matki Bożej z Lourdes.
Kaplica jest tuż pod szczytem Wilka (532m), obok jest stara drewniana Koliba, dosyć spora konstrukcja porośnięta mchem, dziś już niestety zamknięta, ale kiedyś mieliśmy okazję w niej być, klimat był zbójnicki, wielkie palenisko z mięchem, dym i zapach ogniska wokół.
Pod sam koniec odbijamy ze szlaku w prawo z zamiarem zejścia koło skoczni, ale okazuje się że mamy więcej szczęścia, niż tylko zobaczenie skoczni z bliska, bo jest "mały spacer w chmurach" i ładny amfiteatr, fajne miejsce na odwiedziny przy okazji wizyty w górach
I taka to była wycieczka.
Dzień po Hrobaczej Łące, wybraliśmy się wszyscy na Wielki Jawornik.
Samochód parkujemy przy skoczni narciarskiej i kiedy mam już odchodzić od aut, słyszę dziwny dźwięk ? Podchodzę bliżej i już wiem co to ! To skoczkowie, którzy mają trening, ucieszyłem się bo nigdy nie miałem okazji zobaczyć na żywo i to z tak bliska, skoków narciarskich
Stałem dłuższą chwilę i obserwowałem postacie w kombinezonach, mają przerąbane w tych strojach, lecie pewnie gorąco, a w zimie zimno …
Dziewczyny zdążyły mi już dawno odejść i czekają na mnie pod wielką lipą, na ławeczce.
Urocze miejsce, do którego prowadzi kręta asfaltówka.
Idąc między domami zauważamy małe kotki bawiące się na schodach domu, jeden ochoczo podchodzi do nas i jak to kot, mruczy i łasi się, ażby się chciało zabrać takiego malucha ze sobą
Ten wariant trasy jest bardzo przyjemny, a po ciągłych wycinkach w czeskich Beskidach widoków coraz więcej, co mnie akurat cieszy, bo wiadomo że B. M-Ś raczej nie oferuje zbyt wielu widoków, tylko las
Najpierw asfaltem, pozwijaną jak wąż drogą w cieniu bardzo wysokich drzew, które jeszcze stoją, bo patrząc dookoła, to chyba tylko kwestia czasu … Później przechodzimy na szutrówką, która doprowadza nas do skrzyżowania na Małym Jaworniku, odbijamy w prawo i na koniec kamienistą drogą w wyrytym "korycie" dochodzimy do celu, widać wieżę.
Idziemy do schroniska, rozpocząć wyżerkę …
Zjedliśmy pyszne zupy, były hranolky i ciasto makowe z polewą, a to wszystko popiliśmy Kofolą
Przyszedł czas na wieżę widokową, tam zawsze jest strasznie zimno, tym razem nie było inaczej, wymarzliśmy z młodą okrutnie, pstryknąłem kilka fotek i w nogi ! przemarznięci uciekliśmy na dół.
Krótkie kłopoty z odnalezieniem Izy, ale w końcu się udaje i możemy ruszać w dół zielonym szlakiem, na początku jest stromo, ale później jest już sympatycznie, szutry i asfalt
Mijamy kaplicę (jeżeli tłumacz sobie poradził dobrze, to) Matki Bożej z Lourdes.
Kaplica jest tuż pod szczytem Wilka (532m), obok jest stara drewniana Koliba, dosyć spora konstrukcja porośnięta mchem, dziś już niestety zamknięta, ale kiedyś mieliśmy okazję w niej być, klimat był zbójnicki, wielkie palenisko z mięchem, dym i zapach ogniska wokół.
Pod sam koniec odbijamy ze szlaku w prawo z zamiarem zejścia koło skoczni, ale okazuje się że mamy więcej szczęścia, niż tylko zobaczenie skoczni z bliska, bo jest "mały spacer w chmurach" i ładny amfiteatr, fajne miejsce na odwiedziny przy okazji wizyty w górach
I taka to była wycieczka.