W odwiedzinach u Radegasta
: 2022-05-25, 19:26
Dobry.
Zakup działki … Bałem się tego jak ognia, bałem się tego zabieracza czasu, wiecznej i niekończącej się roboty, orki …
Ale chyba nie będzie aż tak źle ? Przycinanie krzaczków i drzewek nie jest takie straszne jak myślałem
Weekend spędziłem w pracy i na działce, było pierwsze ognisko i kiełbaska, całkiem znośnie można spędzić czas
Ale nadszedł dzień sądu poniedziałkowego, oczywiście bez pomysłu !?
Nie wiem czy powinienem, ale powiem, że to moja żona Izabela wymyśliła mi tą zajeb..tą wycieczkę, w sumie podsunęła mi pomysł Pustevnego, a resztę dorobiłem sobie sam
Tak czy siak, żona czasem zaskakuje mnie takimi niespodziankami turystycznymi, bo przecież Beskid Morawsko-Śląski fajny jest, tylko czasem o tym zapominam w poszukiwaniu kierunku wyjazdu, może to przez pandemię, która skutecznie odizolowała nas od czeskich Beskidów.
Zasiadłem nad mapą, początek mam standardowy, czyli Radhost Kaplica - Radegast i Pustevny, tylko co dalej, żeby trasa była też rozsądnie długa, bo formy jakoś brak, chyba brak weny idzie w parze z formą
Trasa: https://en.mapy.cz/s/demojadopa
Odwożę Izę do pracy i ruszam w drogę, widoczność na góry żeby nie mówić zbyt wiele, dupy nie urywała, raczej marna i zamglona, no ale tego człowiek nie przewidzi, więc brnę w tą loterię, jak każdy inny on czy ona …
W portfelu 129 koron, bo jakoś tak wyszło, sam nie wiem czemu ? Ale myślę sobie, że na Kofole albo jakąś zupkę zostanie po zapłaceniu parkingu, wjeżdżam i jakbym dostał w pysk ! Pani z budki mówi, że należy się 100 koron Takie ceny w Czechach, to dla mnie lekki szok.
Więc zostaje mi 29 koron, myślę sobie - na Kofole powinno starczyć ?
Pierwszy raz od dawna, poszedłem bez torby na aparat w góry, uznałem że po co mi …
Poranek jakiś taki zimny i wietrzny, więc ruszyłem szybszym tempem, standardowo po przejściu kawałka i wejściu do lasu, robi się gorąco i trzeba się rozbierać, każdy z nas to przerabia
Charakterystyczny punkt na początku trasy, to jakieś stare wyrobisko, może resztki kamieniołomu ? Pierwsze widoki wyłaniające się z nad lasu, po chwili znikają za drzewami i zaczyna się prześwietlany promieniami las, lubię taki wiosenny klimat, kiedy mocne promienie przebijają się przez soczyście zielone czupryny drzew w których drą się okrutnie ptaki, znaczy się pięknie śpiewają samotnym wędrowcom na górskich szlakach
Las piękny, gęsty i wysoki, do moment aż nie wychodzę na prześwit, a tam już pozostało tylko wspomnienie po takim lesie, leśnicy czynią swoje dzieło dosyć skutecznie, co będzie później doskonale widać na zboczach Wielkiego Jawornika i Ondrzejnika.
Podejście na grań nie należy do specjalnie wymagających, więc dosyć szybko zdobywa się wysokość.
W drodze do celu, dwa przystanki
Wychodzę na grzbiet i jest … Jest super ! Są jakieś widoki, pojawiły się chmurki i białe fale na niebie, kontrast mocne i oczojebne, do tego słońce wysoko na niebie, coś jak w Sulowskich ostatnio.
Przy obróbce starałem się zniwelować mocne zabarwienie, żeby Pudelek mnie nie oskarżył o fałszowanie zabarwienia wycieczki
Plątam się przez chwilę po polanach, próbując pstryknąć coś sensownego, pstrykam w kierunku nieznanych mi zupełnie pasm, to najbliższe, to Góry Hostyńsko-Wsetyńskie , które od północy graniczą z Beskidem Morawsko-Śląskim, a na południu z Jawornikami, ich najwyższy szczyt brzmi swojsko i dobrze się kojarzy - Vysoka (1024m).
Zielone szaleństwo w koło, gdzieniegdzie czerwono-rude borowiny kują w oczy, jest super !
Ruszyłem w prawo, w kierunku Radhosta, kaplicy i olbrzymiego schroniska, a właściwie Górskiego Hotelu - Radegast.
Moloch w starym dobrym stylu, stojący w pięknym miejscu, sprawi radość każdemu, kto zobaczy je pierwszy raz, mnie akurat sprawia radość zawsze, bo bardzo mi się podoba
Po chwili wyłania się biało-czerwony szpikulec telewizyjnego masztu, który o zgrozo stoi tuż obok pięknej drewnianej kaplicy Świętych Cyryla i Metodego, stanowiąc duży kontrast dla ładnej budowli, Czesi to dziwny naród, stawiają jebitny maszt obok pięknej drewnianej kaplicy z końca XIX wieku, no ale to Czesi
Kręcę się do okoła kaplicy, w końcu wchodzę do środka, tam w "kiosku" z pamiątkami siedzi starszy panoczek, który informuje mnie, że wyjście na wieżę kosztuje 5 koron.
Płacę i po drewnianych schodkach wychodzę na wyższy poziom, skąd widoki są całkiem fajne, bo widać od lewej - Wielki Jawornik, Kamieniołom w Sztramberku, Czerwony Kamień, Ondrzejnik, Knehyne za nim Smrk i Łysa Góra.
Pooglądałem co miałem zobaczyć i ruszyłem z powrotem w stronę miejsca w którym wyszedłem na grzbiet, idąc w głowie miałem już mocne postanowienie, żeby napić się kawy, to już najwyższy czas i właśnie ta chwila. Krętą szutrową droga mijałem kolejne miejsca postojowe, tu za bardzo na słońcu, a tam ktoś już siedział i w taki sposób minąłem ich chyba ze cztery albo pięć, a kawy coraz bardziej się chce.
W końcu znalazłem, było w cieniu i puste, czekało na mnie, jak w pysk tylko na mnie
Rozsiadam się jak pan na włościach, cała miejscówka moja, wyciągam maszynkę i rychtuje kawę, zaczynam też jeść, bo w brzuchu już mi burczało, podczas jedzenia kabanosów zauważam, że data się skończyła prawie trzy tygodnie temu, to już wiem czemu mają taki dziwny smak
Zjadłem, kawę wypiłem, sprawdziłem portfel, a w nim zostało 24 korony … Ruszyłem dalej.
Po chwili byłem już przy pomniku Radegasta, zapomniałem powiedzieć że mimo tego, że jest poniedziałek ludzi na szlaku jak mrówek, w zasadzie to nie pamiętam kiedy w tygodniu spotkałem takie tabuny ludzi ?
Jak się później okazało, a dokładnie przy Altanie Cyrylka, że ludzi tak dużo, bo przyjechały wycieczki z emerytami, takiej informacji udzieliło mi polskie małżeństwo z dwoma pieskami.
Para starszych ludzi podróżowała sobie kamperem tu i tam, bardzo mi polecali Sztramberk, że to bardzo urocze miasteczko i żebym koniecznie się wybrał. Jak się okazało podczas krótkiej rozmowy, podróżnicy pochodzili z okolic Cieszyna
Pożegnałem się i ruszyłem na kolorowy szczyt, czyli Pustevny i jego kolorowe domki, Libuszin i Chata Mamenka, lekko z boku ukryta jest stara mała dzwonnica, to naprawdę bardzo ciekawy i specyficzny szczyt, można na niego dojechać autem, jest pełno knajpek, jest też wyciąg, no i kawałek dalej wieża widokowa z krętymi mostkami w koronach drzew prowadzącymi na jej szczy.
Aaaaa, bo byłbym zapomniał, 24 korony które miałem w portfelu niestety nie starczyły mi nawet na małą Kofole, było mi przykro
Uciekłem z gwarnego i ruchliwego szczytu, wchodząc w cudowne rozświetlone miejsce, przeplatane słońcem, zielenią traw i śpiewem ptaków, miejsce gdzie mało kto już zagląda, na szczyt Tancerza, wierzchołek to duże drzewo, a wokół niego poustawiane chłopki z kamieni, tym razem było ich mało, pamiętam kiedyś było o wiele więcej, tuż obok jest mały, bardzo ładnie zrobiony grób niejakiego Jurka.
Chwila przerwy i ruszam kawałek czerwonym szlakiem, żeby odbić w nieznane mi jeszcze ostępy leśne, szeroka leśna droga, idzie się świetnie, na prześwicie są jakieś widoki na Łysą, a przede mną dwa szczyty, pierwszy to Zmrzlý vrch, który znajduje się na rozejściu ścieżek, trzeba dobrze skręcić, w prawo A drugi wierzchołek to Nořičí hora, ten akurat jest schowany w krzekach i mało brakowało, a minąłbym go niezauważając.
Chwilę później znalazłem się w miejscu, jak z bajki, jak tam było ładnie, aż się rozpłynąłem …
Milusia ta wycieczka, mógłbym użyć wielu słodkich i milutkich słówek, żeby wszyscy poczuli ten klimacik, ale nie zrobię tego ! Zostanie to we mnie, a wy musicie przeżyć to na własnej skórze
Wszystko co piękne i milutkie musi się skończyć, skoro byłem na górze ponad 1000 m, to kiedyś musi nastąpić strome zejście, bo grzbiet się kończy, tym razem nie było inaczej, milutka kręta ścieżka w zielonych trawach, zmieniła się w rwącą dróżkę, gdzie kamienie i liście ujeżdżają co rusz spod nóg, później kamienisty slalom i bardzo stromy długi zygzak, znalazł się jeszcze jeden umilacz, taki przecinek w stromiźnie, po wycince pojawiły się widoki na okolicę
Stromizna w końcu wyprowadza mnie na drogę, która przez mostek nad potokiem doprowadza mnie tuż pod parking i kiedy chcę zrobić ostatnie zdjęcie, pada bateria w aparacie i wtedy okazuje się, że przecież postanowiłem nie zabrać pierwszy raz torby na aparat, a w niej była zapasowa bateria, ale miałem farta, niema co, mówią że gupi ma szczęście
I takim fartownym wątkiem zakończyłem tą wycieczkę, która zajęła mi 6 godzin, więc bardzo kulturalnie.
I taka to była wycieczka.
Zakup działki … Bałem się tego jak ognia, bałem się tego zabieracza czasu, wiecznej i niekończącej się roboty, orki …
Ale chyba nie będzie aż tak źle ? Przycinanie krzaczków i drzewek nie jest takie straszne jak myślałem
Weekend spędziłem w pracy i na działce, było pierwsze ognisko i kiełbaska, całkiem znośnie można spędzić czas
Ale nadszedł dzień sądu poniedziałkowego, oczywiście bez pomysłu !?
Nie wiem czy powinienem, ale powiem, że to moja żona Izabela wymyśliła mi tą zajeb..tą wycieczkę, w sumie podsunęła mi pomysł Pustevnego, a resztę dorobiłem sobie sam
Tak czy siak, żona czasem zaskakuje mnie takimi niespodziankami turystycznymi, bo przecież Beskid Morawsko-Śląski fajny jest, tylko czasem o tym zapominam w poszukiwaniu kierunku wyjazdu, może to przez pandemię, która skutecznie odizolowała nas od czeskich Beskidów.
Zasiadłem nad mapą, początek mam standardowy, czyli Radhost Kaplica - Radegast i Pustevny, tylko co dalej, żeby trasa była też rozsądnie długa, bo formy jakoś brak, chyba brak weny idzie w parze z formą
Trasa: https://en.mapy.cz/s/demojadopa
Odwożę Izę do pracy i ruszam w drogę, widoczność na góry żeby nie mówić zbyt wiele, dupy nie urywała, raczej marna i zamglona, no ale tego człowiek nie przewidzi, więc brnę w tą loterię, jak każdy inny on czy ona …
W portfelu 129 koron, bo jakoś tak wyszło, sam nie wiem czemu ? Ale myślę sobie, że na Kofole albo jakąś zupkę zostanie po zapłaceniu parkingu, wjeżdżam i jakbym dostał w pysk ! Pani z budki mówi, że należy się 100 koron Takie ceny w Czechach, to dla mnie lekki szok.
Więc zostaje mi 29 koron, myślę sobie - na Kofole powinno starczyć ?
Pierwszy raz od dawna, poszedłem bez torby na aparat w góry, uznałem że po co mi …
Poranek jakiś taki zimny i wietrzny, więc ruszyłem szybszym tempem, standardowo po przejściu kawałka i wejściu do lasu, robi się gorąco i trzeba się rozbierać, każdy z nas to przerabia
Charakterystyczny punkt na początku trasy, to jakieś stare wyrobisko, może resztki kamieniołomu ? Pierwsze widoki wyłaniające się z nad lasu, po chwili znikają za drzewami i zaczyna się prześwietlany promieniami las, lubię taki wiosenny klimat, kiedy mocne promienie przebijają się przez soczyście zielone czupryny drzew w których drą się okrutnie ptaki, znaczy się pięknie śpiewają samotnym wędrowcom na górskich szlakach
Las piękny, gęsty i wysoki, do moment aż nie wychodzę na prześwit, a tam już pozostało tylko wspomnienie po takim lesie, leśnicy czynią swoje dzieło dosyć skutecznie, co będzie później doskonale widać na zboczach Wielkiego Jawornika i Ondrzejnika.
Podejście na grań nie należy do specjalnie wymagających, więc dosyć szybko zdobywa się wysokość.
W drodze do celu, dwa przystanki
Wychodzę na grzbiet i jest … Jest super ! Są jakieś widoki, pojawiły się chmurki i białe fale na niebie, kontrast mocne i oczojebne, do tego słońce wysoko na niebie, coś jak w Sulowskich ostatnio.
Przy obróbce starałem się zniwelować mocne zabarwienie, żeby Pudelek mnie nie oskarżył o fałszowanie zabarwienia wycieczki
Plątam się przez chwilę po polanach, próbując pstryknąć coś sensownego, pstrykam w kierunku nieznanych mi zupełnie pasm, to najbliższe, to Góry Hostyńsko-Wsetyńskie , które od północy graniczą z Beskidem Morawsko-Śląskim, a na południu z Jawornikami, ich najwyższy szczyt brzmi swojsko i dobrze się kojarzy - Vysoka (1024m).
Zielone szaleństwo w koło, gdzieniegdzie czerwono-rude borowiny kują w oczy, jest super !
Ruszyłem w prawo, w kierunku Radhosta, kaplicy i olbrzymiego schroniska, a właściwie Górskiego Hotelu - Radegast.
Moloch w starym dobrym stylu, stojący w pięknym miejscu, sprawi radość każdemu, kto zobaczy je pierwszy raz, mnie akurat sprawia radość zawsze, bo bardzo mi się podoba
Po chwili wyłania się biało-czerwony szpikulec telewizyjnego masztu, który o zgrozo stoi tuż obok pięknej drewnianej kaplicy Świętych Cyryla i Metodego, stanowiąc duży kontrast dla ładnej budowli, Czesi to dziwny naród, stawiają jebitny maszt obok pięknej drewnianej kaplicy z końca XIX wieku, no ale to Czesi
Kręcę się do okoła kaplicy, w końcu wchodzę do środka, tam w "kiosku" z pamiątkami siedzi starszy panoczek, który informuje mnie, że wyjście na wieżę kosztuje 5 koron.
Płacę i po drewnianych schodkach wychodzę na wyższy poziom, skąd widoki są całkiem fajne, bo widać od lewej - Wielki Jawornik, Kamieniołom w Sztramberku, Czerwony Kamień, Ondrzejnik, Knehyne za nim Smrk i Łysa Góra.
Pooglądałem co miałem zobaczyć i ruszyłem z powrotem w stronę miejsca w którym wyszedłem na grzbiet, idąc w głowie miałem już mocne postanowienie, żeby napić się kawy, to już najwyższy czas i właśnie ta chwila. Krętą szutrową droga mijałem kolejne miejsca postojowe, tu za bardzo na słońcu, a tam ktoś już siedział i w taki sposób minąłem ich chyba ze cztery albo pięć, a kawy coraz bardziej się chce.
W końcu znalazłem, było w cieniu i puste, czekało na mnie, jak w pysk tylko na mnie
Rozsiadam się jak pan na włościach, cała miejscówka moja, wyciągam maszynkę i rychtuje kawę, zaczynam też jeść, bo w brzuchu już mi burczało, podczas jedzenia kabanosów zauważam, że data się skończyła prawie trzy tygodnie temu, to już wiem czemu mają taki dziwny smak
Zjadłem, kawę wypiłem, sprawdziłem portfel, a w nim zostało 24 korony … Ruszyłem dalej.
Po chwili byłem już przy pomniku Radegasta, zapomniałem powiedzieć że mimo tego, że jest poniedziałek ludzi na szlaku jak mrówek, w zasadzie to nie pamiętam kiedy w tygodniu spotkałem takie tabuny ludzi ?
Jak się później okazało, a dokładnie przy Altanie Cyrylka, że ludzi tak dużo, bo przyjechały wycieczki z emerytami, takiej informacji udzieliło mi polskie małżeństwo z dwoma pieskami.
Para starszych ludzi podróżowała sobie kamperem tu i tam, bardzo mi polecali Sztramberk, że to bardzo urocze miasteczko i żebym koniecznie się wybrał. Jak się okazało podczas krótkiej rozmowy, podróżnicy pochodzili z okolic Cieszyna
Pożegnałem się i ruszyłem na kolorowy szczyt, czyli Pustevny i jego kolorowe domki, Libuszin i Chata Mamenka, lekko z boku ukryta jest stara mała dzwonnica, to naprawdę bardzo ciekawy i specyficzny szczyt, można na niego dojechać autem, jest pełno knajpek, jest też wyciąg, no i kawałek dalej wieża widokowa z krętymi mostkami w koronach drzew prowadzącymi na jej szczy.
Aaaaa, bo byłbym zapomniał, 24 korony które miałem w portfelu niestety nie starczyły mi nawet na małą Kofole, było mi przykro
Uciekłem z gwarnego i ruchliwego szczytu, wchodząc w cudowne rozświetlone miejsce, przeplatane słońcem, zielenią traw i śpiewem ptaków, miejsce gdzie mało kto już zagląda, na szczyt Tancerza, wierzchołek to duże drzewo, a wokół niego poustawiane chłopki z kamieni, tym razem było ich mało, pamiętam kiedyś było o wiele więcej, tuż obok jest mały, bardzo ładnie zrobiony grób niejakiego Jurka.
Chwila przerwy i ruszam kawałek czerwonym szlakiem, żeby odbić w nieznane mi jeszcze ostępy leśne, szeroka leśna droga, idzie się świetnie, na prześwicie są jakieś widoki na Łysą, a przede mną dwa szczyty, pierwszy to Zmrzlý vrch, który znajduje się na rozejściu ścieżek, trzeba dobrze skręcić, w prawo A drugi wierzchołek to Nořičí hora, ten akurat jest schowany w krzekach i mało brakowało, a minąłbym go niezauważając.
Chwilę później znalazłem się w miejscu, jak z bajki, jak tam było ładnie, aż się rozpłynąłem …
Milusia ta wycieczka, mógłbym użyć wielu słodkich i milutkich słówek, żeby wszyscy poczuli ten klimacik, ale nie zrobię tego ! Zostanie to we mnie, a wy musicie przeżyć to na własnej skórze
Wszystko co piękne i milutkie musi się skończyć, skoro byłem na górze ponad 1000 m, to kiedyś musi nastąpić strome zejście, bo grzbiet się kończy, tym razem nie było inaczej, milutka kręta ścieżka w zielonych trawach, zmieniła się w rwącą dróżkę, gdzie kamienie i liście ujeżdżają co rusz spod nóg, później kamienisty slalom i bardzo stromy długi zygzak, znalazł się jeszcze jeden umilacz, taki przecinek w stromiźnie, po wycince pojawiły się widoki na okolicę
Stromizna w końcu wyprowadza mnie na drogę, która przez mostek nad potokiem doprowadza mnie tuż pod parking i kiedy chcę zrobić ostatnie zdjęcie, pada bateria w aparacie i wtedy okazuje się, że przecież postanowiłem nie zabrać pierwszy raz torby na aparat, a w niej była zapasowa bateria, ale miałem farta, niema co, mówią że gupi ma szczęście
I takim fartownym wątkiem zakończyłem tą wycieczkę, która zajęła mi 6 godzin, więc bardzo kulturalnie.
I taka to była wycieczka.