Na Magurkę, na Gaiki - dwa zimowe spacery
: 2022-02-03, 20:00
Konie wstawię na początek, choć niewiele będą miały wspólnego z wycieczkami. Tyle że pierwsza z nich, której Przełęcz Przegibek posłużyła za start, miała miejsce dzień po imprezie integracyjnej. Na której były koniki.
Po tego typu imprezach, jak wiadomo, wstać jest trudno. Ale że zima w tym roku jakaś niepewna, a dnia poprzedniego integracja odbywała się w przecudnych zimowych okolicznościach przyrody, trza się ruszyć, póki śnieg jest. To się zwlekam.
Przełęcz Przegibek nawiedzamy dość późno. Zawsze jedzie się tam z dużą dozą niepewności: będzie miejsce na parkingu czy nie? Ale że na zegarze już minęło południe, niektórzy zbierają się do odjazdu, robiąc miejsce wolne śpiochom. Takim jak my.
Słońca dziś nie będzie, tak zresztą prognozowano. Ale wyhaftowane bielą drzewa są urzekające mimo szarości.
Niebieskim szlakiem wdrapujemy się na Magurkę. Buty biegowe nie są najszczęśliwszym rozwiązaniem, jeśli chodzi o piesze wędrówki, ale człapiemy do przodu.
Mam dobrego męża. On wie, co to impreza integracyjna. Niesie mi narty.
A może po prostu chce, żebyśmy szybciej byli na górze?
A na Magurce piękna zima, przygotowane trasy, więc tym oto sposobem rozpoczynamy tegoroczny sezon biegówkowy! Lepiej późno niż wcale.
I źle nie jest! Jak na prawie roczną przerwę, idzie mi zgrabnie. Leziemy nawet dwa razy na Golgotę, najbardziej stromy odcinek zjazdowy. Upadku tam nie stwierdzono.
Aż do zachodu słońca krążymy po wszystkich trasach, robiąc pętle i pętelki. Potem szybkie zejście zielonym szlakiem do stokówki i zjazd przy latarkach prawie do samego dołu. Ale było świetnie!
Drugi raz na Przełęcz Przegibek zajeżdżamy tydzień później. Wieszczono ładny poranek, ale nie mogliśmy się jakoś zdecydować dzień wcześniej na wyjazd Z tego powodu zanim wstaniemy, wypełnimy sobotnie rytuały, słońce zdąży się już schować.
Znów mamy szczęście do parkingu przy "Gawrze", bo akurat ktoś wyjeżdża. Choć na dole ten tydzień przyniósł odwilż, tu jest zimowo, a drzewa nie straciły nic z bieli zeszłego tygodnia. Przeciwnie, śniegu jest jakby więcej.
Tym razem ruszamy w drugą stronę, łapiąc jeszcze trochę niebieskiego.
Naszym celem są Gaiki, ale dotrzemy tam, nieco klucząc. Na start wybieramy stokówkę, zaraz za szlabanem. Po chwili skręcamy w prawo, dochodząc do niebieskiego szlaku. Chwila dreptania i już opuszczamy modre znaki, zachodząc na punkt widokowy na herbatkę.
Przysiadamy na drewnianej ławce i rozkoszujemy się widokami. Mimo że słońca już nie ma, przed nami rozciąga się całkiem sporo. Odkryliśmy to miejsce którejś jesieni. Za to poprzedniej zimy poza mgłą i kawałkiem zbocza nic nie było stąd widać.
Nad Skrzycznem już dymi.
Na Magurce też już szaro.
Widać nachodzące na grzbiety gór chmury. Zbliża się niż Nadia.
Szyndzielnia, Klimczok, Magura. Już w chmurach.
Nie wracamy do szlaku, tylko ścieżką za punktem widokowym zmierzamy do źródełka zaznaczonego na mapie. Po paru minutach wydeptane ślady się kończą i trzeba torować pod górę, ale na tak krótkim odcinku to tylko atrakcja. Fajnie tak unurzać się w śniegu.
Na Gaikach burza mózgów. Gdzie iść dalej? W końcu ruszamy w kierunku Czupla. Po drodze wpraszamy się na ambonkę pani Jolci. Jeśli ktoś lubi widoki na miasto, będzie usatysfakcjonowany. Bielsko ściele się u naszych stóp.
Jeszcze kawałek dreptamy po czerwonych znaczkach, by w końcu skręcić na stokówkę, którą dojdziemy wprost do parkingu. To ta za szlabanem. Widać, że boczne ścieżki są tu popularne, bo sporo osób chodzi poza znakowanymi szlakami. Pogoda zaczyna się psuć coraz bardziej, więc to idealny czas, by wracać do domu.
A wieczorem Nadia rozszalała się na dobre. W niedzielę też duło i wyło. Dlatego cieszę się, że i z tego weekendu udało się coś spacerowo-górskiego uszczknąć dla siebie.
Po tego typu imprezach, jak wiadomo, wstać jest trudno. Ale że zima w tym roku jakaś niepewna, a dnia poprzedniego integracja odbywała się w przecudnych zimowych okolicznościach przyrody, trza się ruszyć, póki śnieg jest. To się zwlekam.
Przełęcz Przegibek nawiedzamy dość późno. Zawsze jedzie się tam z dużą dozą niepewności: będzie miejsce na parkingu czy nie? Ale że na zegarze już minęło południe, niektórzy zbierają się do odjazdu, robiąc miejsce wolne śpiochom. Takim jak my.
Słońca dziś nie będzie, tak zresztą prognozowano. Ale wyhaftowane bielą drzewa są urzekające mimo szarości.
Niebieskim szlakiem wdrapujemy się na Magurkę. Buty biegowe nie są najszczęśliwszym rozwiązaniem, jeśli chodzi o piesze wędrówki, ale człapiemy do przodu.
Mam dobrego męża. On wie, co to impreza integracyjna. Niesie mi narty.
A może po prostu chce, żebyśmy szybciej byli na górze?
A na Magurce piękna zima, przygotowane trasy, więc tym oto sposobem rozpoczynamy tegoroczny sezon biegówkowy! Lepiej późno niż wcale.
I źle nie jest! Jak na prawie roczną przerwę, idzie mi zgrabnie. Leziemy nawet dwa razy na Golgotę, najbardziej stromy odcinek zjazdowy. Upadku tam nie stwierdzono.
Aż do zachodu słońca krążymy po wszystkich trasach, robiąc pętle i pętelki. Potem szybkie zejście zielonym szlakiem do stokówki i zjazd przy latarkach prawie do samego dołu. Ale było świetnie!
Drugi raz na Przełęcz Przegibek zajeżdżamy tydzień później. Wieszczono ładny poranek, ale nie mogliśmy się jakoś zdecydować dzień wcześniej na wyjazd Z tego powodu zanim wstaniemy, wypełnimy sobotnie rytuały, słońce zdąży się już schować.
Znów mamy szczęście do parkingu przy "Gawrze", bo akurat ktoś wyjeżdża. Choć na dole ten tydzień przyniósł odwilż, tu jest zimowo, a drzewa nie straciły nic z bieli zeszłego tygodnia. Przeciwnie, śniegu jest jakby więcej.
Tym razem ruszamy w drugą stronę, łapiąc jeszcze trochę niebieskiego.
Naszym celem są Gaiki, ale dotrzemy tam, nieco klucząc. Na start wybieramy stokówkę, zaraz za szlabanem. Po chwili skręcamy w prawo, dochodząc do niebieskiego szlaku. Chwila dreptania i już opuszczamy modre znaki, zachodząc na punkt widokowy na herbatkę.
Przysiadamy na drewnianej ławce i rozkoszujemy się widokami. Mimo że słońca już nie ma, przed nami rozciąga się całkiem sporo. Odkryliśmy to miejsce którejś jesieni. Za to poprzedniej zimy poza mgłą i kawałkiem zbocza nic nie było stąd widać.
Nad Skrzycznem już dymi.
Na Magurce też już szaro.
Widać nachodzące na grzbiety gór chmury. Zbliża się niż Nadia.
Szyndzielnia, Klimczok, Magura. Już w chmurach.
Nie wracamy do szlaku, tylko ścieżką za punktem widokowym zmierzamy do źródełka zaznaczonego na mapie. Po paru minutach wydeptane ślady się kończą i trzeba torować pod górę, ale na tak krótkim odcinku to tylko atrakcja. Fajnie tak unurzać się w śniegu.
Na Gaikach burza mózgów. Gdzie iść dalej? W końcu ruszamy w kierunku Czupla. Po drodze wpraszamy się na ambonkę pani Jolci. Jeśli ktoś lubi widoki na miasto, będzie usatysfakcjonowany. Bielsko ściele się u naszych stóp.
Jeszcze kawałek dreptamy po czerwonych znaczkach, by w końcu skręcić na stokówkę, którą dojdziemy wprost do parkingu. To ta za szlabanem. Widać, że boczne ścieżki są tu popularne, bo sporo osób chodzi poza znakowanymi szlakami. Pogoda zaczyna się psuć coraz bardziej, więc to idealny czas, by wracać do domu.
A wieczorem Nadia rozszalała się na dobre. W niedzielę też duło i wyło. Dlatego cieszę się, że i z tego weekendu udało się coś spacerowo-górskiego uszczknąć dla siebie.