Noworoczny debiut
: 2022-01-27, 19:08
Nowy rok za pasem, zima zbiera się do przyjścia niemrawo, a tu gór jeszcze nie było. Trzeba by się gdzieś wybrać. Choć okoliczne pagóry mam raczej schodzone, zawsze zostaje jakieś miejsce, które jest białą plamą na mojej mapie. Albo tam jeszcze nie trafiłam, albo byłam tak dawno, że warto odświeżyć sobie wspomnienia. Tak było i tym razem, gdy na tapetę poszły Błatnia, Klimczok i Karkoszczonka.
Błatnia była ostatnim szczytem zdobytym w starym roku, będzie też pierwszym w tym kolejnym. Ale nie jedynym.
Zaczynamy w Brennej Bukowej, parkując blisko żółtego szlaku na Karkoszczonkę. Sam szlak niczym się nie wyróżnia, ot zwykła dojściówka do schroniska. Jedyną jego, wątpliwej sprawy, atrakcją jest duże zalodzenie. I taak, mam raczki w plecaku (tegoroczna zdobycz), ale jakoś nie chce mi się ich wyjmować. Jakoś dociągam bez kolców na nogach do końca.
Przy schronisku pustki, jest jeszcze dość wcześnie. Nazwa "schronisko" jest zresztą na wyrost, bo mam wrażenie, że obiekt dawno już porzucił standardy schroniskowe na rzecz zaspokajania gustów bardziej wybrednej klienteli. Apartament, domki do wynajęcia, pokoje deluxe, sauny, banie - Chata Wuja Toma to już nie miejsce sprzed lat, gdzie można było nocować w trakcie wycieczki szkolnej.
Panoramy sprzed chaty nie są na tyle urzekające, by zostać tu na dłużej. Przejrzystość dziś taka sobie, w prognozach wieszczą zachmurzenie, więc ruszamy jak najszybciej w górę, by zdążyć się nacieszyć słońcem. Na czerwonym szlaku, gdzieś na maciupeńkiej śródleśnej polanie odpalamy kawę.
Czerwony szlak na Klimczok początkowo pnie się dość ostro w górę, by w końcu nieco się wypłaszczyć.
Zerkamy w stronę Babiej Góry i niewyraźnych Tatr, choć z tej strony najczęściej rzuca się w oczy Skrzyczne. Jego grzbiet aż "paruje" od armatek śnieżnych.
Do schroniska pod Magurą nawet nie zachodzimy.
Na Klimczoku- jak zwykle. Wyciąg nie działa (czy on w ogóle kiedyś działa?), ludzi jest trochę, z nowości pojawił się on - tron.
Kawa już była, na herbatkę jeszcze się zatrzymamy. Ale nie tu. Zaczynamy schodzenie i zaraz za szczytem zaczyna się robić bardziej zimowo. I ładniej.
Szybko zdobywamy Trzy Kopce. Ruiny schroniska jeszcze stoją.
Potem jest jeszcze lepiej. Zimowy las! Choinki przyprószone śniegiem, słońce, które przebija się przez chmury - najlepszy fragment dzisiejszego szlaku!
Czyż zima nie jest fantastyczna?
Jest i Błatnia, a na Błatniej wieje jak diabli. Śniegu niewiele, ale temperatury zimowe.
Zwiastowane zmiany w pogodzie stają się faktem. Ale i tak jest lepiej niż ostatnio. Bo ostatnio nic stąd nie było widać.
Zejście ze szczytu to dla nas nowość. Bezszlakowo (sporo ludzi tędy schodzi!), przez Bukowy Groń, skrajem polany.
Pogoda nie sprzyja dokładnej eksploracji miejsca, ale myślę, by wrócić tu o innej, bardziej zielonej, porze roku.
A potem ścieżkami leśnymi, częściowo Szlakiem Wspomnień, schodzimy na dół. Nad wsią sporo nowych domków letniskowych. - Wszystko wykupione - potwierdza mieszkaniec, z którym wdajemy się w krótką rozmowę. Widać każdy marzy o swojej samotni w górach. Byle nie okazała się domkiem w Karkonoszach...
Jak na debiut górski w tym roku i słabą zimę - było dobrze. Teraz czekam, aż trochę dosypie, bo co to za zima z tak marnym śniegiem w górach?
Błatnia była ostatnim szczytem zdobytym w starym roku, będzie też pierwszym w tym kolejnym. Ale nie jedynym.
Zaczynamy w Brennej Bukowej, parkując blisko żółtego szlaku na Karkoszczonkę. Sam szlak niczym się nie wyróżnia, ot zwykła dojściówka do schroniska. Jedyną jego, wątpliwej sprawy, atrakcją jest duże zalodzenie. I taak, mam raczki w plecaku (tegoroczna zdobycz), ale jakoś nie chce mi się ich wyjmować. Jakoś dociągam bez kolców na nogach do końca.
Przy schronisku pustki, jest jeszcze dość wcześnie. Nazwa "schronisko" jest zresztą na wyrost, bo mam wrażenie, że obiekt dawno już porzucił standardy schroniskowe na rzecz zaspokajania gustów bardziej wybrednej klienteli. Apartament, domki do wynajęcia, pokoje deluxe, sauny, banie - Chata Wuja Toma to już nie miejsce sprzed lat, gdzie można było nocować w trakcie wycieczki szkolnej.
Panoramy sprzed chaty nie są na tyle urzekające, by zostać tu na dłużej. Przejrzystość dziś taka sobie, w prognozach wieszczą zachmurzenie, więc ruszamy jak najszybciej w górę, by zdążyć się nacieszyć słońcem. Na czerwonym szlaku, gdzieś na maciupeńkiej śródleśnej polanie odpalamy kawę.
Czerwony szlak na Klimczok początkowo pnie się dość ostro w górę, by w końcu nieco się wypłaszczyć.
Zerkamy w stronę Babiej Góry i niewyraźnych Tatr, choć z tej strony najczęściej rzuca się w oczy Skrzyczne. Jego grzbiet aż "paruje" od armatek śnieżnych.
Do schroniska pod Magurą nawet nie zachodzimy.
Na Klimczoku- jak zwykle. Wyciąg nie działa (czy on w ogóle kiedyś działa?), ludzi jest trochę, z nowości pojawił się on - tron.
Kawa już była, na herbatkę jeszcze się zatrzymamy. Ale nie tu. Zaczynamy schodzenie i zaraz za szczytem zaczyna się robić bardziej zimowo. I ładniej.
Szybko zdobywamy Trzy Kopce. Ruiny schroniska jeszcze stoją.
Potem jest jeszcze lepiej. Zimowy las! Choinki przyprószone śniegiem, słońce, które przebija się przez chmury - najlepszy fragment dzisiejszego szlaku!
Czyż zima nie jest fantastyczna?
Jest i Błatnia, a na Błatniej wieje jak diabli. Śniegu niewiele, ale temperatury zimowe.
Zwiastowane zmiany w pogodzie stają się faktem. Ale i tak jest lepiej niż ostatnio. Bo ostatnio nic stąd nie było widać.
Zejście ze szczytu to dla nas nowość. Bezszlakowo (sporo ludzi tędy schodzi!), przez Bukowy Groń, skrajem polany.
Pogoda nie sprzyja dokładnej eksploracji miejsca, ale myślę, by wrócić tu o innej, bardziej zielonej, porze roku.
A potem ścieżkami leśnymi, częściowo Szlakiem Wspomnień, schodzimy na dół. Nad wsią sporo nowych domków letniskowych. - Wszystko wykupione - potwierdza mieszkaniec, z którym wdajemy się w krótką rozmowę. Widać każdy marzy o swojej samotni w górach. Byle nie okazała się domkiem w Karkonoszach...
Jak na debiut górski w tym roku i słabą zimę - było dobrze. Teraz czekam, aż trochę dosypie, bo co to za zima z tak marnym śniegiem w górach?