Przedwiośnie w Beskidzie Śląskim: Czantoria, Stożek Wielki i
: 2021-03-22, 14:00
Przedwiośnie w Beskidzie Śląskim: Czantoria, Stożek Wielki i Kubalonka
24-25 lutego 2021 r.
Pomysł na wypad w Beskidy po raz pierwszy zimą chodził mi już od jakiegoś czasu. W styczniu miałem być kilka dni w Wyspowym, ale coś skutecznie mnie zatrzymało. Trudno, to odrobię sobie innym razem. Gdy nastały studenckie ferie, które tym razem miałem długie bo szybko uporałem się z zaliczeniami i ponownie zaatakowała zima postanowiłem. Ruszam zresetować się w Beskid Śląski na przynajmniej dwudniową moją ulubioną wędrówkę z plecakiem. Pogodynki pokazywały ostrą zimę z wyżową pogodą do końca lutego. Będzie pięknie zimowo myślałem, gdy jednak koledze coś wypadło wyjazd przesunąłem o równo tydzień. W ciągu tych kilku dni pogoda nagle zmieniła trend i z ostrej zimy zrobiła się ciepła wiosna! Na trzecią wizytę w Beskidzie Śląskim wybrałem szlaki, na których mnie jeszcze nigdy nie widzieli. Pakuję plecak i jedziemy!
Beskid Śląski: pasmo położone w Beskidach Zachodnich z najwyższym szczytem Skrzyczne (1257 m), graniczy z Beskidem Morawsko-Śląskim na zachodzie, Beskidem Żywieckim na południowym wschodzie, Kotliną Żywiecką na wschodzie, Beskidem Małym na północnym wschodzie i Pogórzem Śląskim na północy. Pasmo jest bardzo zurbanizowane, sporo tu wyciągów, kolejek, tras narciarskich, dużych miejscowości i ogromnych hoteli w dolinach. Na szlakach są także tłumy turystów, szczególnie w pobliżu popularnych ośrodków. Mimo to są w tym paśmie miejsca, które warto odwiedzić i potrafią one zachwycić. Sposób na tłumy też jest: wystarczy nie jechać tam w weekend i starać się omijać najpopularniejsze szlaki.
Dzień I: (Prudnik - Katowice) - Ustroń - Mała Czantoria - Wielka Czantoria - Soszów - Cieślar - Schronisko PTTK na Stożku
Moja przygoda zaczyna się o godz 4:30 na dworcu PKP w Prudniku gdy wsiadam do pociągu na Kędzierzyn-Koźle. Dalej podążam pociągiem do Gliwic z pierwszym tego dnia akcentem górskim – obrazkiem w wagonie z klasycznym karkonoskim widokiem na Samotnię i Śnieżkę. To góry mam już zaliczone! Jeszcze tylko przesiadka na dworcach w Gliwicach i Katowicach, gdzie spotykam się z kumplem i jedziemy w kierunku Beskidów. Po godz. 9 kończymy lenistwo na stacji Ustroń-Zdrój i stąd rozpoczynamy wędrówkę. Przy stacji znajduje się kropka początku/końca Głównego Szlaku Beskidzkiego. 5 lat temu zaczynałem fragment GSB w Wołosatem, ciągle kusi, żeby podjąć się w końcu wyzwania przejścia całości. No, ale nie dziś, tak daleko to nie idę.
Maszerujemy przez Ustroń, to typowe miasto turystyczno-uzdrowiskowe, wybieramy żółty szlak, który szybko wyprowadza nas z niego bardzo stromo pod górę. Do skraju las docieramy przy Ołtarzu Naszej Małej Ojczyzny czyli miejscu upamiętniającym 1050 rocznicę Chrztu Polski z tablicami związanymi z historią kraju.
Wchodzimy w las szlak robi się coraz bardziej stromo, im wyżej jest też coraz więcej lodu, trzeba iść bokami. W końcu jednak gdy nie da się już iść bokami wyciągam raczki, teraz odwracam strategię i idę tam gdzie najwięcej lodu. Kolega raczków nie miał i podejście do wypłaszczenia było pełne niespodzianek. Osiągamy w końcu szczyt Małej Czantorii, okazuje się jednak, że właściwy wierzchołek znajduje się kilkaset metrów od szlaku. Idziemy więc tam na wys. 866 m. Przy starym punkcie triangulacyjnym na hali znajduje się miejsce na ognisko, tam zarządzam dłuższą przerwę. Uzupełniamy płyny, nasycamy oczy widokiem , dziś trochę słabym. Niebo czyste, ani jednej chmurki, ale wraz z ociepleniem w powietrzu przyszedł pył znad Sahary no i jest mętne, jakby zamglone. Grzejemy się w słoneczku na wytopionej już hali, w oddali widać jeszcze białą Czantorię Wielką, do której zmierzamy.
W końcu ruszamy dalej, opuszczamy M. Czantorię idąc obok ruin owczarni, dalej mijamy wyciąg narciarski stromo podchodzimy do chaty pod Czantorią. To obecnie czeskie schronisko nie udzielające noclegów. Powstało w 1904 r. jako odpowiedź Beskidenverein na plany Polaków wybudowania tu pierwszego polskiego schroniska w Beskidach. Schronisku nadano nazwę Erzherzogin Isabella Schutzhaus na cześć arcyksiężnej Izabeli, żony ówczesnego księcia cieszyńskiego Fryderyka Habsburga. Po wytyczeniu granicy polsko-czechosłowackiej w 1918 r. znalazło się w granicach Czechosłowacji. Dziś obiekt jest otwarty, wydaje jedzenie na wynos przez okienko. My jednak nie korzystamy z jego usług, wbijam pieczątkę do książeczek i odchodzimy.
Wspinamy się na nieodległy już wierzchołek Wielkiej Czantorii (995 m). Znajduje się tutaj 23 metrowa metalowa wieża widokowa zbudowana w 2001 r. Po za tym jest tu mini bufet i kiosk i wiata ze stolikami. Wieża była otwarta, wstęp jest płatny, ale rezygnuje z wejścia na nią bo widoczność dziś nie powala. Pod wiatą robimy sobie dłuższą przerwę.
Teraz wchodzimy na Główny Szlak Beskidzki, którym będziemy podążać już do końca dnia. Schodzimy z Czantorii. Mokry śnieg miesza się z lodem kamieniami a niżej i błotem, stąd muszę zdjąć już raczki, za nami męczy się narciarz na biegówkach, który co chwile musi je ściągać, albo jeździć slalomem. Raz lasem, raz po łąkach mijamy przysiółki, szczyt Małego Soszowa i schodzimy do Schroniska na Soszowie, które znajduje się obok wyciągu narciarskiego. To prywatne schronisko zbudowane w 1932 r. mieści się w drewnianej chacie. Przy obiekcie robimy dłuższą przerwę.
[img]https://1.bp.blogspot.com/-HCOU0qctcE[img][/img]I/YFEaYIoMPtI/AAAAAAAAy-c/IghqWilZgaox6VI0Ep7crgiCE2CELOYTACPcBGAsYHg/w640-h426/DSC_7184_edited.jpg[/img]
Następnie ruszamy na wierzchołek Soszowa Wielkiego (886 m) z widokową polaną. Dalej wspinamy się na Cieślar (921 m), po drodze z prawej otwiera się widok na Beskid Morawsko-Śląski oświetlony już wieczornymi promieniami słońca. Sam wierzchołek Cieślara też oferuje ładną panoramę w kierunku wschodnim na szczyty B. Śląskiego.
Z Cieślara schodzimy przez osiedle Mały Stożek przed sobą mając widok na bardzo stromo wyglądający Wielki Stożek (978 m), słońce zaraz zajdzie… Przed nami ostatnie dziś podejście do schroniska idzie całkiem sprawnie, choć jest ślisko. Tuż po zachodzie słońca docieramy do obiektu, dziś tutaj nocujemy. Pierwszy dzień wędrówki kończymy z dystansem: 20 km
Schronisko PTTK na Stożku powstało w 1921 r. z inicjatywy PTT „Beskid” w Cieszynie, choć zamysł budowy obiektu pojawił się już w 1910 r. ale przerwał go wybuch I wojny światowej. Podczas II wojny w obiekcie stacjonowali Niemcy, uległ on zdewastowaniu. Po wojnie zostało wyremontowane i służy turystom do dziś. Kwaterujemy się w schronisku. Potem idziemy na salę, jemy, popijamy piwo, resztę wieczoru spędzamy właśnie tam. Dobrze, że są jeszcze miejsca gdzie można zapomnieć o tym co teraz wokół nas się dzieje.
Dzień II: Schronisko PTTK na Stożku - Kiczory - Przełęcz Kubalonka - Kubalonka - Wisła Głębce PKP - (Prudnik)
Śpiąc w górskich schroniskach mam taką zasadę, że udany dzień to taki rozpoczęty wschodem słońca. O świcie wychodzę ze schroniska, ubieram na siebie wszystko co mam, bo dziś mocno wieje. Sprzed obiektu położonego na skraju stoku Stożka roztacza się rozległa panorama na szczyty B. Śląskiego i Żywieckiego. Siadam na wysokiej ławie na pniach i czekam na rozpoczęcie spektaklu natury. Po chwili znad Pilska zaczyna wytaczać się piękna, potężna pomarańczowa tarcza słońca. Z racji obecności w powietrzu pyłu saharyjskiego słońce ma nieco inną barwę niż zazwyczaj. Widać, że jest lekko przymulone „mgiełką”. Tarcza idzie wyżej i coraz śmielej oświetla pierwszymi promieniami beskidzkie szczyty. Jest pięknie!:) Robię zdjęcia górom i sobie, a za statyw służy mi stolik, kolega nie wstał, ale po chwili wygląda z okien pokoju. Gdy już nasyciłem oczy widokiem wracam do schroniska.
Schodzimy na śniadanie, przez okna jadalni z widokiem słoneczko grzeje, nie śpieszymy się, także potem przy pakowaniu gratów. W końcu jednak schronisko opuszczamy po godz. 10, przed nim robimy jeszcze raz krótką sesję foto. Na dziś mamy do przejścia nieco krótszą trasę, ale przede wszystkim ze znacznie mniejszymi przewyższeniami niż poprzedniego dnia. Czasu powinno więc wystarczyć by zdążyć na pociąg. Ruszamy dalej trzymając się czerwonego Głównego Szlaku Beskidzkiego. Po około 1 km orientuje się, że zgubiłem dekielek od obiektywu. Zostawiam plecak koledze i biegnę z powrotem do schroniska. Dekielek czekał na mnie na stołach przed obiektem, razem z nimi służył jako statyw.
Wracam, wspinamy się na Kiczory (989 m), po drodze skały i zarastające punkty widokowe w kierunku Stożka. Na tym odcinku idzie się ciężko, niby maszerujemy po twardym śniegu, a co chwila buch, śnieg się zapada i trzeba wyciągać nogę. Takie uroki przedwiośnia w górach.
Z Kiczor schodzimy na Przełęcz Łączecko, przy kapliczce robimy sobie postój na kanapkę, spotykamy też Czechów, którzy także spali w schronisku. Z okolic przełęczy po wycince lasu roztacza się widok, najlepiej widać Ochodzitą. Jedna z pierwotnych koncepcji zakładała, że pójdziemy drugiego dnia w tamtą stronę, ale szybko z niej zrezygnowałem z racji obecnych warunków roztopopowych. Ten ciekawy szczyt poczeka na inną okazję.
Nudnym odcinkiem GSB podążamy dalej przez Beskid schodzimy na Przełęcz Kubalonka. Jest tu kilka restauracji, ale teraz chyba i tak zamkniętych, przystajemy za to przy kiosku, który sprzedaje oscypki. Kupuję ich sporo, bo bardzo lubię owcze serki, później zajadam się nimi nawet jeszcze w domu.
Z Przełęczy Kubalonka podążamy jeszcze trochę GSB po dziurawej asfaltówce, droga wąska, pełna kałuż, trzeba uważać, żeby przejeżdżające auto nie ochlapało aż tak bardzo. Gdy docieramy do żółtego szlaku wybieramy wędrówkę właśnie nim. Stromo wspinamy się po trasie narciarskiej na Kubalonkę (830 m). Na wierzchołku znajduje się niewielka platforma widokowa, coś w rodzaju dużej ambony myśliwskiej. Rozsiadamy się na niej na dobre bo spędzamy tu dobrą godzinę. Mini wieża oferuje trochę widoków, głównie na szczyty B. Śląskiego.
Dalej wędrujemy żółtym szlakiem po trasie narciarskiej, gdy jednak ona się kończy zaczyna się walka z zapadającym śniegiem. Niemal każdy krok kończy się głębokim zapadnięciem, najgorzej jest gdy wychodzimy z lasu na łąkę. Nasza męczarnia kończy się w przysiółku Wajdówka, gdy wychodzimy na asfalt. Teraz pozostało mam bardzo strome zejście do Wisły. Idziemy przez osiedla, przed sobą mamy widok na Czantorię, Stożek, tam byliśmy wczoraj.
W końcu docieramy do stacji PKP Wisła Głębce, gdzie kończymy dzisiejszą wędrówkę. Dworzec jest stacją końcową zbudowanej w 1933 r. linii kolejowej z Goleszowa. Trasa kolejowa miała jednak zostać poprowadzona do Istebnej i Zwardonia i kilka kilometrów dalej przechodzić tunelem pod Kubalonką. Projekt nie został jednak zrealizowane ze względu na wybuch wojny. W pobliżu stacji znajduje się też żelbetowy wiadukt kolejowy o długości 120 m i wys. 25 m. z siedmioma przęsłami. Niestety będąc na stacji, nie zdawałem sobie sprawy, że jest on tak blisko i nie udało mi się go zobaczyć. Na dworcu jesteśmy sporo przed czasem, gdy się ściemnia pociąg rusza do Katowic gdzie żegnam się z kolegą. Dalej przez Gliwice podążam do Kędzierzyna, stamtąd zabierają mnie autem, bo późnym wieczorem do Prudnika już nic nie jeździ…
Wędrówka po Beskidach dobiegła końca, bardzo szybko zleciały te dwa dni w górach. Pogoda powinna być pod koniec lutego jeszcze zimowa, tymczasem temperatury były bardzo wiosenne bo sięgały kilkunastu stopni. Choć było przyjemnie temperatura przysparzała troszkę problemów: oblodzenie, błoto i zapadający się śnieg. Miał to być mój debiut w Beskidach zimą, no był ale nie do końca, bo bardziej przypomniało to przedwiośnie . Jednak wycieczkę mogę zaliczyć do udanych, zobaczyłem przecież trochę dotąd nieznanych mi miejsc i mogłem oderwać się od codzienności, powędrować na spokojnie z plecakiem co bardzo lubię. Hale beskidzkie wyglądają jednak zdecydowane ładniej od wiosny do jesieni…:P
24-25 lutego 2021 r.
Pomysł na wypad w Beskidy po raz pierwszy zimą chodził mi już od jakiegoś czasu. W styczniu miałem być kilka dni w Wyspowym, ale coś skutecznie mnie zatrzymało. Trudno, to odrobię sobie innym razem. Gdy nastały studenckie ferie, które tym razem miałem długie bo szybko uporałem się z zaliczeniami i ponownie zaatakowała zima postanowiłem. Ruszam zresetować się w Beskid Śląski na przynajmniej dwudniową moją ulubioną wędrówkę z plecakiem. Pogodynki pokazywały ostrą zimę z wyżową pogodą do końca lutego. Będzie pięknie zimowo myślałem, gdy jednak koledze coś wypadło wyjazd przesunąłem o równo tydzień. W ciągu tych kilku dni pogoda nagle zmieniła trend i z ostrej zimy zrobiła się ciepła wiosna! Na trzecią wizytę w Beskidzie Śląskim wybrałem szlaki, na których mnie jeszcze nigdy nie widzieli. Pakuję plecak i jedziemy!
Beskid Śląski: pasmo położone w Beskidach Zachodnich z najwyższym szczytem Skrzyczne (1257 m), graniczy z Beskidem Morawsko-Śląskim na zachodzie, Beskidem Żywieckim na południowym wschodzie, Kotliną Żywiecką na wschodzie, Beskidem Małym na północnym wschodzie i Pogórzem Śląskim na północy. Pasmo jest bardzo zurbanizowane, sporo tu wyciągów, kolejek, tras narciarskich, dużych miejscowości i ogromnych hoteli w dolinach. Na szlakach są także tłumy turystów, szczególnie w pobliżu popularnych ośrodków. Mimo to są w tym paśmie miejsca, które warto odwiedzić i potrafią one zachwycić. Sposób na tłumy też jest: wystarczy nie jechać tam w weekend i starać się omijać najpopularniejsze szlaki.
Dzień I: (Prudnik - Katowice) - Ustroń - Mała Czantoria - Wielka Czantoria - Soszów - Cieślar - Schronisko PTTK na Stożku
Moja przygoda zaczyna się o godz 4:30 na dworcu PKP w Prudniku gdy wsiadam do pociągu na Kędzierzyn-Koźle. Dalej podążam pociągiem do Gliwic z pierwszym tego dnia akcentem górskim – obrazkiem w wagonie z klasycznym karkonoskim widokiem na Samotnię i Śnieżkę. To góry mam już zaliczone! Jeszcze tylko przesiadka na dworcach w Gliwicach i Katowicach, gdzie spotykam się z kumplem i jedziemy w kierunku Beskidów. Po godz. 9 kończymy lenistwo na stacji Ustroń-Zdrój i stąd rozpoczynamy wędrówkę. Przy stacji znajduje się kropka początku/końca Głównego Szlaku Beskidzkiego. 5 lat temu zaczynałem fragment GSB w Wołosatem, ciągle kusi, żeby podjąć się w końcu wyzwania przejścia całości. No, ale nie dziś, tak daleko to nie idę.
Maszerujemy przez Ustroń, to typowe miasto turystyczno-uzdrowiskowe, wybieramy żółty szlak, który szybko wyprowadza nas z niego bardzo stromo pod górę. Do skraju las docieramy przy Ołtarzu Naszej Małej Ojczyzny czyli miejscu upamiętniającym 1050 rocznicę Chrztu Polski z tablicami związanymi z historią kraju.
Wchodzimy w las szlak robi się coraz bardziej stromo, im wyżej jest też coraz więcej lodu, trzeba iść bokami. W końcu jednak gdy nie da się już iść bokami wyciągam raczki, teraz odwracam strategię i idę tam gdzie najwięcej lodu. Kolega raczków nie miał i podejście do wypłaszczenia było pełne niespodzianek. Osiągamy w końcu szczyt Małej Czantorii, okazuje się jednak, że właściwy wierzchołek znajduje się kilkaset metrów od szlaku. Idziemy więc tam na wys. 866 m. Przy starym punkcie triangulacyjnym na hali znajduje się miejsce na ognisko, tam zarządzam dłuższą przerwę. Uzupełniamy płyny, nasycamy oczy widokiem , dziś trochę słabym. Niebo czyste, ani jednej chmurki, ale wraz z ociepleniem w powietrzu przyszedł pył znad Sahary no i jest mętne, jakby zamglone. Grzejemy się w słoneczku na wytopionej już hali, w oddali widać jeszcze białą Czantorię Wielką, do której zmierzamy.
W końcu ruszamy dalej, opuszczamy M. Czantorię idąc obok ruin owczarni, dalej mijamy wyciąg narciarski stromo podchodzimy do chaty pod Czantorią. To obecnie czeskie schronisko nie udzielające noclegów. Powstało w 1904 r. jako odpowiedź Beskidenverein na plany Polaków wybudowania tu pierwszego polskiego schroniska w Beskidach. Schronisku nadano nazwę Erzherzogin Isabella Schutzhaus na cześć arcyksiężnej Izabeli, żony ówczesnego księcia cieszyńskiego Fryderyka Habsburga. Po wytyczeniu granicy polsko-czechosłowackiej w 1918 r. znalazło się w granicach Czechosłowacji. Dziś obiekt jest otwarty, wydaje jedzenie na wynos przez okienko. My jednak nie korzystamy z jego usług, wbijam pieczątkę do książeczek i odchodzimy.
Wspinamy się na nieodległy już wierzchołek Wielkiej Czantorii (995 m). Znajduje się tutaj 23 metrowa metalowa wieża widokowa zbudowana w 2001 r. Po za tym jest tu mini bufet i kiosk i wiata ze stolikami. Wieża była otwarta, wstęp jest płatny, ale rezygnuje z wejścia na nią bo widoczność dziś nie powala. Pod wiatą robimy sobie dłuższą przerwę.
Teraz wchodzimy na Główny Szlak Beskidzki, którym będziemy podążać już do końca dnia. Schodzimy z Czantorii. Mokry śnieg miesza się z lodem kamieniami a niżej i błotem, stąd muszę zdjąć już raczki, za nami męczy się narciarz na biegówkach, który co chwile musi je ściągać, albo jeździć slalomem. Raz lasem, raz po łąkach mijamy przysiółki, szczyt Małego Soszowa i schodzimy do Schroniska na Soszowie, które znajduje się obok wyciągu narciarskiego. To prywatne schronisko zbudowane w 1932 r. mieści się w drewnianej chacie. Przy obiekcie robimy dłuższą przerwę.
[img]https://1.bp.blogspot.com/-HCOU0qctcE[img][/img]I/YFEaYIoMPtI/AAAAAAAAy-c/IghqWilZgaox6VI0Ep7crgiCE2CELOYTACPcBGAsYHg/w640-h426/DSC_7184_edited.jpg[/img]
Następnie ruszamy na wierzchołek Soszowa Wielkiego (886 m) z widokową polaną. Dalej wspinamy się na Cieślar (921 m), po drodze z prawej otwiera się widok na Beskid Morawsko-Śląski oświetlony już wieczornymi promieniami słońca. Sam wierzchołek Cieślara też oferuje ładną panoramę w kierunku wschodnim na szczyty B. Śląskiego.
Z Cieślara schodzimy przez osiedle Mały Stożek przed sobą mając widok na bardzo stromo wyglądający Wielki Stożek (978 m), słońce zaraz zajdzie… Przed nami ostatnie dziś podejście do schroniska idzie całkiem sprawnie, choć jest ślisko. Tuż po zachodzie słońca docieramy do obiektu, dziś tutaj nocujemy. Pierwszy dzień wędrówki kończymy z dystansem: 20 km
Schronisko PTTK na Stożku powstało w 1921 r. z inicjatywy PTT „Beskid” w Cieszynie, choć zamysł budowy obiektu pojawił się już w 1910 r. ale przerwał go wybuch I wojny światowej. Podczas II wojny w obiekcie stacjonowali Niemcy, uległ on zdewastowaniu. Po wojnie zostało wyremontowane i służy turystom do dziś. Kwaterujemy się w schronisku. Potem idziemy na salę, jemy, popijamy piwo, resztę wieczoru spędzamy właśnie tam. Dobrze, że są jeszcze miejsca gdzie można zapomnieć o tym co teraz wokół nas się dzieje.
Dzień II: Schronisko PTTK na Stożku - Kiczory - Przełęcz Kubalonka - Kubalonka - Wisła Głębce PKP - (Prudnik)
Śpiąc w górskich schroniskach mam taką zasadę, że udany dzień to taki rozpoczęty wschodem słońca. O świcie wychodzę ze schroniska, ubieram na siebie wszystko co mam, bo dziś mocno wieje. Sprzed obiektu położonego na skraju stoku Stożka roztacza się rozległa panorama na szczyty B. Śląskiego i Żywieckiego. Siadam na wysokiej ławie na pniach i czekam na rozpoczęcie spektaklu natury. Po chwili znad Pilska zaczyna wytaczać się piękna, potężna pomarańczowa tarcza słońca. Z racji obecności w powietrzu pyłu saharyjskiego słońce ma nieco inną barwę niż zazwyczaj. Widać, że jest lekko przymulone „mgiełką”. Tarcza idzie wyżej i coraz śmielej oświetla pierwszymi promieniami beskidzkie szczyty. Jest pięknie!:) Robię zdjęcia górom i sobie, a za statyw służy mi stolik, kolega nie wstał, ale po chwili wygląda z okien pokoju. Gdy już nasyciłem oczy widokiem wracam do schroniska.
Schodzimy na śniadanie, przez okna jadalni z widokiem słoneczko grzeje, nie śpieszymy się, także potem przy pakowaniu gratów. W końcu jednak schronisko opuszczamy po godz. 10, przed nim robimy jeszcze raz krótką sesję foto. Na dziś mamy do przejścia nieco krótszą trasę, ale przede wszystkim ze znacznie mniejszymi przewyższeniami niż poprzedniego dnia. Czasu powinno więc wystarczyć by zdążyć na pociąg. Ruszamy dalej trzymając się czerwonego Głównego Szlaku Beskidzkiego. Po około 1 km orientuje się, że zgubiłem dekielek od obiektywu. Zostawiam plecak koledze i biegnę z powrotem do schroniska. Dekielek czekał na mnie na stołach przed obiektem, razem z nimi służył jako statyw.
Wracam, wspinamy się na Kiczory (989 m), po drodze skały i zarastające punkty widokowe w kierunku Stożka. Na tym odcinku idzie się ciężko, niby maszerujemy po twardym śniegu, a co chwila buch, śnieg się zapada i trzeba wyciągać nogę. Takie uroki przedwiośnia w górach.
Z Kiczor schodzimy na Przełęcz Łączecko, przy kapliczce robimy sobie postój na kanapkę, spotykamy też Czechów, którzy także spali w schronisku. Z okolic przełęczy po wycince lasu roztacza się widok, najlepiej widać Ochodzitą. Jedna z pierwotnych koncepcji zakładała, że pójdziemy drugiego dnia w tamtą stronę, ale szybko z niej zrezygnowałem z racji obecnych warunków roztopopowych. Ten ciekawy szczyt poczeka na inną okazję.
Nudnym odcinkiem GSB podążamy dalej przez Beskid schodzimy na Przełęcz Kubalonka. Jest tu kilka restauracji, ale teraz chyba i tak zamkniętych, przystajemy za to przy kiosku, który sprzedaje oscypki. Kupuję ich sporo, bo bardzo lubię owcze serki, później zajadam się nimi nawet jeszcze w domu.
Z Przełęczy Kubalonka podążamy jeszcze trochę GSB po dziurawej asfaltówce, droga wąska, pełna kałuż, trzeba uważać, żeby przejeżdżające auto nie ochlapało aż tak bardzo. Gdy docieramy do żółtego szlaku wybieramy wędrówkę właśnie nim. Stromo wspinamy się po trasie narciarskiej na Kubalonkę (830 m). Na wierzchołku znajduje się niewielka platforma widokowa, coś w rodzaju dużej ambony myśliwskiej. Rozsiadamy się na niej na dobre bo spędzamy tu dobrą godzinę. Mini wieża oferuje trochę widoków, głównie na szczyty B. Śląskiego.
Dalej wędrujemy żółtym szlakiem po trasie narciarskiej, gdy jednak ona się kończy zaczyna się walka z zapadającym śniegiem. Niemal każdy krok kończy się głębokim zapadnięciem, najgorzej jest gdy wychodzimy z lasu na łąkę. Nasza męczarnia kończy się w przysiółku Wajdówka, gdy wychodzimy na asfalt. Teraz pozostało mam bardzo strome zejście do Wisły. Idziemy przez osiedla, przed sobą mamy widok na Czantorię, Stożek, tam byliśmy wczoraj.
W końcu docieramy do stacji PKP Wisła Głębce, gdzie kończymy dzisiejszą wędrówkę. Dworzec jest stacją końcową zbudowanej w 1933 r. linii kolejowej z Goleszowa. Trasa kolejowa miała jednak zostać poprowadzona do Istebnej i Zwardonia i kilka kilometrów dalej przechodzić tunelem pod Kubalonką. Projekt nie został jednak zrealizowane ze względu na wybuch wojny. W pobliżu stacji znajduje się też żelbetowy wiadukt kolejowy o długości 120 m i wys. 25 m. z siedmioma przęsłami. Niestety będąc na stacji, nie zdawałem sobie sprawy, że jest on tak blisko i nie udało mi się go zobaczyć. Na dworcu jesteśmy sporo przed czasem, gdy się ściemnia pociąg rusza do Katowic gdzie żegnam się z kolegą. Dalej przez Gliwice podążam do Kędzierzyna, stamtąd zabierają mnie autem, bo późnym wieczorem do Prudnika już nic nie jeździ…
Wędrówka po Beskidach dobiegła końca, bardzo szybko zleciały te dwa dni w górach. Pogoda powinna być pod koniec lutego jeszcze zimowa, tymczasem temperatury były bardzo wiosenne bo sięgały kilkunastu stopni. Choć było przyjemnie temperatura przysparzała troszkę problemów: oblodzenie, błoto i zapadający się śnieg. Miał to być mój debiut w Beskidach zimą, no był ale nie do końca, bo bardziej przypomniało to przedwiośnie . Jednak wycieczkę mogę zaliczyć do udanych, zobaczyłem przecież trochę dotąd nieznanych mi miejsc i mogłem oderwać się od codzienności, powędrować na spokojnie z plecakiem co bardzo lubię. Hale beskidzkie wyglądają jednak zdecydowane ładniej od wiosny do jesieni…:P