Grota i wodospad, błoto i woda, oto rodzinny przepis na fajn
: 2021-02-28, 22:49
Na sam koniec lutego planuję jakąś wycieczkę w góry. Rzucam nawet kilku osobom pytanie, ale gdy córa mówi, że chcę powtórzyć wcześniejszy weekend, odkurzam plan pokazania moim dziewczynom wodospadu i groty.
Więc sobota, to odpoczynek, a w niedzielę planujemy wstać z rańca i...a nie.
Żona mówi, by wyjechać o 9, ja proponuję o godzinę wcześniej wyjazd, jednak z rana wyciszam budzik i jeszcze pół godziny drzemiemy. W końcu wstajemy, zjadamy śniadanie, pakujemy się i gdy w końcu ruszamy, jest...9. 😁
Po drodze dziewczyny zwracają uwagę, że mijane domostwa, ulice są puste. Słyszę, bo wszyscy piją kawę, siedzą w ciepłych domach, gdy my przy kilku stopniach, w szarości jedziemy w góry...
Gdy wyjeżdżamy z Żywca, widać pierwsze przebłyski słońca. Jednak początek wędrówki zaczynamy pod szarym niebem:
Rok wcześniej, również tu rozpoczynałem wycieczkę ( relacja ), tylko ruszyliśmy ulicą, zwaną jak grota, do której zmierzamy. Miało być szybciej...
Początkowo bardziej jesiennie jest, ponura, brudna żółć zmokniętych traw, doprawiona światłem za szaroburych chmur, zmieniła się w błotno-śnieżną drogę, którą przegrodził nam...
bród.
No niestety, ale woda zbyt głęboka, zimna na pokonanie go. Więc ruszamy na pierwsze chaszczowanie, wpierw przez pola, pokryte kopcami kretów, oraz kopczykami traw. Dochodzimy do drogi, którą rok temu z Łukaszem zmierzaliśmy, tu pojawia się element zimy, oblodzona droga.
No dobra, ten lód się topi, ale ślisko trochę jest. Mijamy mostek i wchodzimy na plac pełen ściętych drzew, tu robimy pierwszą przerwę. Popijamy kanapki ciepłą herbatą. Ja wynajduję swój stoliczek:
Wtem na plac wjeżdżają dwa auta i pasażerowie ruszają drogą ku atrakcjom, do których i my zmierzamy. Więc po chwili robimy zdjęcie przy maszynie i ruszamy.
Droga pełna jest wody, błota, śniegu i topiącego się lodu. Raz błoto, raz śliskie coś, co kiedyś było białe. Więc idziemy powoli, tak aby uniknąć zamoczenia butów.
Tu zaliczam drugiego byka. Zamiast skręcić w prawo, idziemy wzdłuż Krzywego Potoku i gdy po dłuższej chwili się łapę, że źle idziemy, zaliczamy drugie chaszczowanie, które nas gotuje. Idziemy ścieżką zwierzyny, mocno pod górę, trzeba się rozebrać, rozpiąć. W końcu po chwili dochodzimy do właściwej drogi, chwilę później do skrzyżowania, gdzie byśmy doszli drogą przez bród i już pewnie ruszamy. Wpierw nawet chwilę w dół, więc idzie się dość fajnie, ale gdy droga zaczyna się wspinać, zaczynają się pytanie ile jeszcze. Potem słyszę, że nogi bolą, a potem nagle...córa się poślizgnęła na kamieniu i mamy rannego. Na zranioną (zaczerwienienie, ale wiadomo, że jak jest źle, to jest to straszliwa rana) dłoń wędruje chusteczka i tak dochodzimy do miejsca, gdzie odbija zejście do wodospadu. Pytam się, co chcemy pierwsze zobaczyć? Ano to co jest bliżej. Więc schodzimy. Tu kilkukrotnie przenoszę córę przez strumień i w końcu, trochę chaszczując (to nr 3) dochodzimy do wodospadu. Sesja samego wodospadu, potem zdjęcie rodzinne i można ruszyć dalej.
Wodospad Dusica, znów bardziej jesienne zdjęcie niż zimowe...więc za rok...
Teraz znów trzeba chwilę podejść, następuje czwarte chaszczowanie, krótkie, bo myślałem, że ścieżka przy potoku będzie za śliska, jednak wołam dziewczyny na nią by dosłownie po minucie pokazać nasz cel nad nami.
Grota Komonieckiego.
Spotykamy dwie turystki, idę pokazać wnętrze jaskini córce, która oczywiście jest zachwycona. Zjadamy kolejne kanapki, ja latam z aparatem i statywem, a córka lata z jednym urwanym kłem lodowym po grocie i obok niej. Pewnie i cały dzień by tu miała zajęcie, tak jej się spodobało, po marudzeniu, zmęczeniu nie ma śladu. Mówię jej, żeby uważała na lód, po czym...na liściach nogi mi ujeżdżają i siadam na tyłku z wielkim impetem
Robimy również wspólne zdjęcia i czas się zbierać na dół. Wychodzimy na drogę i już do samego auta idziemy nią. Droga mija nam na rozmowach o tym kto, ile razy wywinął orła (nie tylko dziś ), jak się mówi, gdy się upadnie na śliskiej trawie, jak na drodze i takie tam głupoty. Nie ma już chaszczowania, jest za to błoto. I jak widać jest słońce .
oraz twarz:
a w niej jej mieszkańcy:
Dochodzimy do placu, na którym krótka przerwa:
Była to krótka wycieczka, ale jestem/śmy z niej w pełni zadowoleni i snujemy plany...ale o tym to już napiszę, po tym jak je zrealizujemy...
Na sam koniec ostatni widok:
Koniec.
Więc sobota, to odpoczynek, a w niedzielę planujemy wstać z rańca i...a nie.
Żona mówi, by wyjechać o 9, ja proponuję o godzinę wcześniej wyjazd, jednak z rana wyciszam budzik i jeszcze pół godziny drzemiemy. W końcu wstajemy, zjadamy śniadanie, pakujemy się i gdy w końcu ruszamy, jest...9. 😁
Po drodze dziewczyny zwracają uwagę, że mijane domostwa, ulice są puste. Słyszę, bo wszyscy piją kawę, siedzą w ciepłych domach, gdy my przy kilku stopniach, w szarości jedziemy w góry...
Gdy wyjeżdżamy z Żywca, widać pierwsze przebłyski słońca. Jednak początek wędrówki zaczynamy pod szarym niebem:
Rok wcześniej, również tu rozpoczynałem wycieczkę ( relacja ), tylko ruszyliśmy ulicą, zwaną jak grota, do której zmierzamy. Miało być szybciej...
Początkowo bardziej jesiennie jest, ponura, brudna żółć zmokniętych traw, doprawiona światłem za szaroburych chmur, zmieniła się w błotno-śnieżną drogę, którą przegrodził nam...
bród.
No niestety, ale woda zbyt głęboka, zimna na pokonanie go. Więc ruszamy na pierwsze chaszczowanie, wpierw przez pola, pokryte kopcami kretów, oraz kopczykami traw. Dochodzimy do drogi, którą rok temu z Łukaszem zmierzaliśmy, tu pojawia się element zimy, oblodzona droga.
No dobra, ten lód się topi, ale ślisko trochę jest. Mijamy mostek i wchodzimy na plac pełen ściętych drzew, tu robimy pierwszą przerwę. Popijamy kanapki ciepłą herbatą. Ja wynajduję swój stoliczek:
Wtem na plac wjeżdżają dwa auta i pasażerowie ruszają drogą ku atrakcjom, do których i my zmierzamy. Więc po chwili robimy zdjęcie przy maszynie i ruszamy.
Droga pełna jest wody, błota, śniegu i topiącego się lodu. Raz błoto, raz śliskie coś, co kiedyś było białe. Więc idziemy powoli, tak aby uniknąć zamoczenia butów.
Tu zaliczam drugiego byka. Zamiast skręcić w prawo, idziemy wzdłuż Krzywego Potoku i gdy po dłuższej chwili się łapę, że źle idziemy, zaliczamy drugie chaszczowanie, które nas gotuje. Idziemy ścieżką zwierzyny, mocno pod górę, trzeba się rozebrać, rozpiąć. W końcu po chwili dochodzimy do właściwej drogi, chwilę później do skrzyżowania, gdzie byśmy doszli drogą przez bród i już pewnie ruszamy. Wpierw nawet chwilę w dół, więc idzie się dość fajnie, ale gdy droga zaczyna się wspinać, zaczynają się pytanie ile jeszcze. Potem słyszę, że nogi bolą, a potem nagle...córa się poślizgnęła na kamieniu i mamy rannego. Na zranioną (zaczerwienienie, ale wiadomo, że jak jest źle, to jest to straszliwa rana) dłoń wędruje chusteczka i tak dochodzimy do miejsca, gdzie odbija zejście do wodospadu. Pytam się, co chcemy pierwsze zobaczyć? Ano to co jest bliżej. Więc schodzimy. Tu kilkukrotnie przenoszę córę przez strumień i w końcu, trochę chaszczując (to nr 3) dochodzimy do wodospadu. Sesja samego wodospadu, potem zdjęcie rodzinne i można ruszyć dalej.
Wodospad Dusica, znów bardziej jesienne zdjęcie niż zimowe...więc za rok...
Teraz znów trzeba chwilę podejść, następuje czwarte chaszczowanie, krótkie, bo myślałem, że ścieżka przy potoku będzie za śliska, jednak wołam dziewczyny na nią by dosłownie po minucie pokazać nasz cel nad nami.
Grota Komonieckiego.
Spotykamy dwie turystki, idę pokazać wnętrze jaskini córce, która oczywiście jest zachwycona. Zjadamy kolejne kanapki, ja latam z aparatem i statywem, a córka lata z jednym urwanym kłem lodowym po grocie i obok niej. Pewnie i cały dzień by tu miała zajęcie, tak jej się spodobało, po marudzeniu, zmęczeniu nie ma śladu. Mówię jej, żeby uważała na lód, po czym...na liściach nogi mi ujeżdżają i siadam na tyłku z wielkim impetem
Robimy również wspólne zdjęcia i czas się zbierać na dół. Wychodzimy na drogę i już do samego auta idziemy nią. Droga mija nam na rozmowach o tym kto, ile razy wywinął orła (nie tylko dziś ), jak się mówi, gdy się upadnie na śliskiej trawie, jak na drodze i takie tam głupoty. Nie ma już chaszczowania, jest za to błoto. I jak widać jest słońce .
oraz twarz:
a w niej jej mieszkańcy:
Dochodzimy do placu, na którym krótka przerwa:
Była to krótka wycieczka, ale jestem/śmy z niej w pełni zadowoleni i snujemy plany...ale o tym to już napiszę, po tym jak je zrealizujemy...
Na sam koniec ostatni widok:
Koniec.