Promem w góry
: 2013-10-10, 23:22
Promem w góry, czyli wędrówka na Dzwonkówkę.
Szlak z Łącka do Szczawnicy czekał na mnie już od dawna. Wreszcie trafiła się okazja, by nim przejść. W piękny słoneczny dzień październikowy wyruszam z rana do Zabrzeży, gdzie od razu łapię busa do Łącka. W stolicy słynnej śliwowicy zaczyna się dzień, gdy rozpoczynam wędrówkę wzdłuż Czarnej Wody w stronę Dunajca. Jako że dłuższa droga przede mną, zastanawiam się w pewnym momencie, czy nie pożyczyć sobie takiego oto środka lokomocji, stojącego przy jednym z domów.
Po krótkim czasie drogę przecina mi Dunajec. Nucąc w myślach „O, dobra rzeko, o mądra wodo…” siadam na brzegu czekając na przeprawę. Szlaku w tym miejscu nie da się inaczej przekroczyć, jak tylko łódką. Po chwili zostaję zauważona z drugiego brzegu i łącki Charon wyrusza po mnie.
Już na drugim brzegu zaczynam mozolną wspinaczkę przez piękny bukowy las. W lesie jest jeszcze zielono, o jesieni przypominają szeleszczące liście pod moimi stopami i rude czubki drzew nad moją głową.
Grzyby jakby już wyczekiwały rychłego końca.
A ja osiągam pierwsze przysiółki. Wita mnie ujadanie psów i życzliwe słowa jednej z mieszkanek. Dziwi się, że wędruję samotnie. Wymieniamy kilka uwag na temat jesieni i ruszam dalej. Sporo jeszcze szczytów przede mną.
Na horyzoncie majaczą dumnie, acz niewyraźnie Tatry.
Robi się też coraz piękniej.
Opuszczam Łąckie Wyrobiska żegnana głośnym ujadaniem psa i słowami kolejnej babci. Pyta, czy nie nudno mi tak samej wędrować.
Nie.. Na tym szlaku nie można się nudzić. Co krok to nowy widok, nowe zauroczenie. Lasy wokół mnie zdają się płonąć od czerwieni, której wtóruje żółć.
Po krótkiej wędrówce lasem wychodzę na Cebulówkę.
Wokół - ognisto.
Stąd już tylko krok na Okrąglicę, gdzie czas na śniadanie i ciepłą herbatę z termosa.
Przed Koziarzem muszę skoncentrować się na szlaku. Niekiedy w newralgicznych miejscach brakuje oznaczenia, więc muszę ufać intuicji. Niekiedy pojawiają się dwie drogi i nie wiadomo, która będzie tą właściwą.
Droga w większości prowadzi malowniczymi polanami.
Czasem zagłębia się w las, gdzie też jest pięknie. Im wyżej, tym bardziej żółto wśród buków.
Na horyzoncie majaczy charakterystyczne drzewko.
A ja schodzę z Koziarza wypatrując już połączenia szlaków na Jaworzynce.
Wreszcie z lewej dołączają znaki zielone. Pierwszy etap wędrówki za mną. Zbaczam na moment ze szlaku, by wyjść do kaplicy na Błyszczu. Pięknie tu, cicho, spokojnie i naprawdę bliżej nieba. Przysiadam chwilę na jednej z pustych ławeczek nabierając sił przed dalszą wspinaczką.
Z Jaworzynki ruszam piękną trasą dalej. Nawet nie chowam aparatu - nie ma to sensu, gdyż co chwilę pojawiają się nowe olśnienia. Tego szlaku nie da się po prostu szybko przejść. Kontempluje się go kawałek po kawałku, a odosobnienie sprzyja skupieniu się na tym, co wokół. Nic mnie nie rozprasza, w środku coś mi tylko śpiewa, skracając godziny samotnej wędrówki (akurat wtedy śpiewają mi Domowe Melodie, co jest wynikiem pobytu na ich koncercie dwa dni wcześniej ).
Gdy na horyzoncie zaczyna pojawiać się Prehyba, wiem, że zbliżam się do głównego grzbietu.
Nadal towarzyszy mi widok na Tatry, z każdym krokiem bledszy.
Mijam kolejne przysiółki.
Od nadmiaru zdjęć padają mi baterie. Dobrze, że mam kolejny komplet, bo tyle jeszcze widoków przede mną. Drogi jeszcze też tyle. Czas nieco przyśpieszyć.
Przyśpieszyć się jednak nie da. Wprost to niemożliwe. Jesień nie chce mnie wypuścić.
Wreszcie mijam ostatni przysiółek i po kolejnej wspinaczce osiągam szczyt Dzwonkówki. Tam pocieszam się, że w porównaniu z Himalajami, nie mam wcale tak daleko do celu.
W czasie zejścia do Bereśnika nieco przyśpiesam, by zdążyć na autobus ze Szczawnicy. Droga prowadzi w większości przez las, gdzieniegdzie tylko, z prześwitów, widać nieodległą przełęcz Przysłop.
W schronisku zatrzymuję się tylko na moment i już pędzę w dół na autobus.
Pęd w dół znów mi średnio wychodzi. Tym razem zatrzymują mnie widoki na rozświetlone słońcem Pieniny.
W Szczawnicy jestem niemal na ostatnią chwilę. I choć już wkrótce bus unosi mnie w stronę Krakowa, jesień pozostaje pod powiekami. A w pamięci ten jeden z piękniejszych szlaków, jakim kiedykolwiek szłam. Polecam wszystkim gorąco!
Komplet zdjęć:
https://picasaweb.google.com/1148021165 ... 7rtxYvFOw#
Szlak z Łącka do Szczawnicy czekał na mnie już od dawna. Wreszcie trafiła się okazja, by nim przejść. W piękny słoneczny dzień październikowy wyruszam z rana do Zabrzeży, gdzie od razu łapię busa do Łącka. W stolicy słynnej śliwowicy zaczyna się dzień, gdy rozpoczynam wędrówkę wzdłuż Czarnej Wody w stronę Dunajca. Jako że dłuższa droga przede mną, zastanawiam się w pewnym momencie, czy nie pożyczyć sobie takiego oto środka lokomocji, stojącego przy jednym z domów.
Po krótkim czasie drogę przecina mi Dunajec. Nucąc w myślach „O, dobra rzeko, o mądra wodo…” siadam na brzegu czekając na przeprawę. Szlaku w tym miejscu nie da się inaczej przekroczyć, jak tylko łódką. Po chwili zostaję zauważona z drugiego brzegu i łącki Charon wyrusza po mnie.
Już na drugim brzegu zaczynam mozolną wspinaczkę przez piękny bukowy las. W lesie jest jeszcze zielono, o jesieni przypominają szeleszczące liście pod moimi stopami i rude czubki drzew nad moją głową.
Grzyby jakby już wyczekiwały rychłego końca.
A ja osiągam pierwsze przysiółki. Wita mnie ujadanie psów i życzliwe słowa jednej z mieszkanek. Dziwi się, że wędruję samotnie. Wymieniamy kilka uwag na temat jesieni i ruszam dalej. Sporo jeszcze szczytów przede mną.
Na horyzoncie majaczą dumnie, acz niewyraźnie Tatry.
Robi się też coraz piękniej.
Opuszczam Łąckie Wyrobiska żegnana głośnym ujadaniem psa i słowami kolejnej babci. Pyta, czy nie nudno mi tak samej wędrować.
Nie.. Na tym szlaku nie można się nudzić. Co krok to nowy widok, nowe zauroczenie. Lasy wokół mnie zdają się płonąć od czerwieni, której wtóruje żółć.
Po krótkiej wędrówce lasem wychodzę na Cebulówkę.
Wokół - ognisto.
Stąd już tylko krok na Okrąglicę, gdzie czas na śniadanie i ciepłą herbatę z termosa.
Przed Koziarzem muszę skoncentrować się na szlaku. Niekiedy w newralgicznych miejscach brakuje oznaczenia, więc muszę ufać intuicji. Niekiedy pojawiają się dwie drogi i nie wiadomo, która będzie tą właściwą.
Droga w większości prowadzi malowniczymi polanami.
Czasem zagłębia się w las, gdzie też jest pięknie. Im wyżej, tym bardziej żółto wśród buków.
Na horyzoncie majaczy charakterystyczne drzewko.
A ja schodzę z Koziarza wypatrując już połączenia szlaków na Jaworzynce.
Wreszcie z lewej dołączają znaki zielone. Pierwszy etap wędrówki za mną. Zbaczam na moment ze szlaku, by wyjść do kaplicy na Błyszczu. Pięknie tu, cicho, spokojnie i naprawdę bliżej nieba. Przysiadam chwilę na jednej z pustych ławeczek nabierając sił przed dalszą wspinaczką.
Z Jaworzynki ruszam piękną trasą dalej. Nawet nie chowam aparatu - nie ma to sensu, gdyż co chwilę pojawiają się nowe olśnienia. Tego szlaku nie da się po prostu szybko przejść. Kontempluje się go kawałek po kawałku, a odosobnienie sprzyja skupieniu się na tym, co wokół. Nic mnie nie rozprasza, w środku coś mi tylko śpiewa, skracając godziny samotnej wędrówki (akurat wtedy śpiewają mi Domowe Melodie, co jest wynikiem pobytu na ich koncercie dwa dni wcześniej ).
Gdy na horyzoncie zaczyna pojawiać się Prehyba, wiem, że zbliżam się do głównego grzbietu.
Nadal towarzyszy mi widok na Tatry, z każdym krokiem bledszy.
Mijam kolejne przysiółki.
Od nadmiaru zdjęć padają mi baterie. Dobrze, że mam kolejny komplet, bo tyle jeszcze widoków przede mną. Drogi jeszcze też tyle. Czas nieco przyśpieszyć.
Przyśpieszyć się jednak nie da. Wprost to niemożliwe. Jesień nie chce mnie wypuścić.
Wreszcie mijam ostatni przysiółek i po kolejnej wspinaczce osiągam szczyt Dzwonkówki. Tam pocieszam się, że w porównaniu z Himalajami, nie mam wcale tak daleko do celu.
W czasie zejścia do Bereśnika nieco przyśpiesam, by zdążyć na autobus ze Szczawnicy. Droga prowadzi w większości przez las, gdzieniegdzie tylko, z prześwitów, widać nieodległą przełęcz Przysłop.
W schronisku zatrzymuję się tylko na moment i już pędzę w dół na autobus.
Pęd w dół znów mi średnio wychodzi. Tym razem zatrzymują mnie widoki na rozświetlone słońcem Pieniny.
W Szczawnicy jestem niemal na ostatnią chwilę. I choć już wkrótce bus unosi mnie w stronę Krakowa, jesień pozostaje pod powiekami. A w pamięci ten jeden z piękniejszych szlaków, jakim kiedykolwiek szłam. Polecam wszystkim gorąco!
Komplet zdjęć:
https://picasaweb.google.com/1148021165 ... 7rtxYvFOw#