Beskid Żywiecki - klasyczna klasyka.
: 2020-03-23, 14:20
Spisałem już wspomnienia z klasycznej wycieczki w Beskidzie Śląskim ,więc przyszedł czas na takie samo miejsce w Beskidzie Żywieckim.
Choć, zaznaczę, każdy ma swoje topy miejsc w górach. Więc to co dla mnie będzie nr1, dla Ciebie może nawet nic nie mówić. Ale o halach odwiedzonych w tej relacji, słyszał pewnie każdy, kto lubi wędrówki górskie, nawet jak jeszcze tam nie był.
Rysianka - Lipowska - Boracza.
A nie mówiłem? Kto nie słyszał o Rysiance?
Z tym miejsce swego czasu dużo łączyło. To tu z rodzicami przyjeżdżaliśmy, spaliśmy (chyba dwukrotnie) w schronisku na Lipowskiej. Na halę Boraczą jeździłem w średniej szkole do takiej jednej bacówki, trochę niżej od schroniska, nawet znalazłem zdjęcie sali, w której imprezowaliśmy:
Zdj ze strony polecające pokoje w tym gospodarstwie.
Tu właśnie z pierwszego wypadu na Boraczą. Kwiecień...1998?
Pamiętam, pierwszy raz, gdy w kwietniu jechaliśmy PKS z Węgierskiej Górki, widok otaczających Żabnicę gór, do tego przykrytych śniegiem...ten widok mam przed oczami do dziś, taki wzbudził we mnie. Do tego zaspy w samej Żabnicy, picie wódki z gwinta w drodze do kwatery...ech młodość
O ile pierwsze wycieczki już ze samemu ze znajomymi były na Skrzyczne i Klimczok, to kolejna wycieczka już właśnie tą trasą. To od wycieczki pod koniec listopada wróciłem po kilku latach do chodzenia po górach. Wtedy od kilku dni sypał śnieg, my jadąc starym mercem na letnich oponach o mało nie spadliśmy z drogi wiodącej przez przełęcz Przegibek w Beskidzie Małym, dojechaliśmy na 14 czy 15 do Żabnicy Skałki i brodząc w śniegu po kolana ruszyliśmy do schroniska. Po drodze złapał nas zmrok, całe szczęście, że z góry schodziła ekipa, która nam przetarła dalszą drogę, choć gdy doszliśmy na halę Pawlusią, to i tak się zgubiliśmy i wpadliśmy w śnieg po brzuch...
Niestety z tamtej wycieczki nie mam zdjęć. Nie miałem żadnego aparatu, a telefon służył nam do świecenia po drzewach w odnajdywaniu znaków (to był 2008rok). Rok później, pętlą przez Słowiankę z dojściem kolegi na/pod (nie pamiętam) Pilsko szykujemy się z formą na Tatry.
Tak więc od pewnego czasu co roku przyjeżdżałem w te rejony. Tak też było jesienią 2010 roku. Auto zostawiliśmy tym razem przy drodze i tak znajdując z trudem jedno z ostatnich wolnych miejsc. Ruszamy szlakiem zielonym w kierunku hali Pawlusiej. To jest właśnie moja ulubiona wersja tej pętli.
Pojawiają się pierwsze widoki. Na zbocza Romanki. Lubiłem ten szlak za taki klimat górski, bo szło się po ścieżce, a nie drodze, wąska, kręta z kamieniami...
Wtedy jeszcze nie było takich ścinek drzew. Szlak jest dość prosty, jest tylko jedno miejsce, gdzie można się zgubić idąc od dołu jak właśnie my:
W tym miejscu, jest wypłaszczenie, a szlak odbija w prawo, jak ktoś to minie, to pójdzie prosto.
Jednak sądzę, że nawet jak ktoś pominie to miejsce, to dość szybko się wróci. Szlak wiedzie dość mocno w górę, na szczęście nie jak to u naszych południowych sąsiadów na krechę do góry, a zakosami. Więc są odcinki pozwalające uspokoić oddech:
Gdzieś między drzewami otwiera się widok na stację turystyczną Słowianka, by po chwili ukazać pierwszą z hal, o którą zahaczymy.
Stacja Tusrystyczna Słowianka.
Romanka z lewej, po środku Martoszka a z prawej hala Pawlusia.
Do hali jeszcze jednak trzeba trochę podejść. Wychodzi się w zachodniej części, która porośnięta jest wysokim zielskiem.
Na pierwszym planie hala Pawlusia, z prawej, wyżej leżąca hala Łyśniowska, z widocznym szlakiem na Romankę.
Nasza szlak dochodzi do krzyżówki, my odbijamy na południe, na halę Rysiankę. Tu zdjęcie, które zrobiłem oglądając się za siebie, za drzewami hala:
Pozostaje nam ostatnie, dla mnie zawsze upierdliwe podejście pod schronisko. Człowiek wie, że to już tuż, a tymczasem idzie się jeszcze z pół godziny, do tego dalej w górę. W końcu jednak osiągamy halę Rysiankę:
Nie pamiętam już dokładnie, ale chyba pod schroniskiem chwilę tylko siadamy i ruszamy dalej.
Swoją sławę hala Rysianka zawdzięcza właśnie panoramie. Widać stąd od północy góry od Jałowca, przez Babią Górę, Pilsko (na zdjęciu), przez Tatry, Małą Fatrę, Orawską Magurę, Wielkiego Chocza, do Wielkiej Rycerzowej. Podczas naszej obecności nie było aż takiej dobrej widoczności niestety...
Pod schroniskiem na Hali Lipowskiej wypijamy kawę. Robimy sobie wspólne zdjęcie:
Ja po ustawieniu aparatu i siadając, tak przywaliłem w kolano, że miałem łzy w oczach, moja ukochana ma ze mnie ubaw jak widać. Ale robię dobrą minę do złej gry
Powoli ruszamy dalej. Jak jeszcze nie byłeś na tym szlaku, to go gorąco polecam. Od hali Rysianki idzie się kilka minut w lesie, co chwila wychodząc na kolejne hale, które oferują piękne widoki, panoramy. Po kolei są to:
Hala Lipowska
Hala Bieguńska
Hala Gawłowska
Hala Bacmańska
Hala Redykalna.
Powyższe zdjęcia, poza Lipowskiej są z wycieczki z kolejnego roku, późno wiosennej. Wtedy jesienią my szybko mijamy te hale kierując się do schroniska na hali Boraczej.
Po drodze robię zdjęcia barw jesieni:
Odwołam się też, do tej kolejnej wycieczki, tak to wyglądało późną wiosną:
Po drodze nie zatrzymujemy się, tylko idziemy dość dobrym tempem.
Gdy dochodzimy do hali Studzionka, otwiera nam się widok na halę Boraczą. Wtedy z oddali słyszymy odgłos muzyki, a pod schroniskiem widać tłumy ludzi. Jest jakaś impreza.
Szybko schodzimy, muzyka raz głośniej nas dobiega, raz ciszej. Pod schroniskiem spotykamy pasące się owce i konia:
Pod schroniskiem gra góralska kapela. Leje się piwo, ludzie słuchają bawią się. Chwile i my siedzimy, lecz w końcu czas ruszyć ku autu.
Pod schroniskiem robię ostatnie zdjęcie, i chowam aparat. Drogę na dół znam, robi się już szarówka, więc pozostaje nam tylko dotrzeć do Żabnicy...
Koniec. Gdy spiszę wspomnienia z wiosennej wycieczki, to dorzucę tu linka.
Ps. Choć co jakiś czas wracam na Rysiankę, tu też robiłem swoje kawalerskie, to od kilku lat je jednak omijam, jeśli chodzi o noclegi. Raz, że tłumy, w weekend ciężko się wyspać, to zdarzały się kradzieże i uszkodzenia aut na parkingu w Złatnej. Dziś już też mogę powiedzieć, że każdym szlakiem na Rysiankę wszedłem. Jedynie nie wędrowałem żółtym z Ujsoł, niebieskim z Rajczy, zielonym z Milówki (choć tym kawałek górny już szedłem), oraz żółtym łącznikiem ze Złatnej pod Boraczą i GSB z Węgierskiej, ale do Słowianki, bo od niej już też chodziłem. Więc może jeszcze Was zaproszę na relację z tych rejonów.
Choć, zaznaczę, każdy ma swoje topy miejsc w górach. Więc to co dla mnie będzie nr1, dla Ciebie może nawet nic nie mówić. Ale o halach odwiedzonych w tej relacji, słyszał pewnie każdy, kto lubi wędrówki górskie, nawet jak jeszcze tam nie był.
Rysianka - Lipowska - Boracza.
A nie mówiłem? Kto nie słyszał o Rysiance?
Z tym miejsce swego czasu dużo łączyło. To tu z rodzicami przyjeżdżaliśmy, spaliśmy (chyba dwukrotnie) w schronisku na Lipowskiej. Na halę Boraczą jeździłem w średniej szkole do takiej jednej bacówki, trochę niżej od schroniska, nawet znalazłem zdjęcie sali, w której imprezowaliśmy:
Zdj ze strony polecające pokoje w tym gospodarstwie.
Tu właśnie z pierwszego wypadu na Boraczą. Kwiecień...1998?
Pamiętam, pierwszy raz, gdy w kwietniu jechaliśmy PKS z Węgierskiej Górki, widok otaczających Żabnicę gór, do tego przykrytych śniegiem...ten widok mam przed oczami do dziś, taki wzbudził we mnie. Do tego zaspy w samej Żabnicy, picie wódki z gwinta w drodze do kwatery...ech młodość
O ile pierwsze wycieczki już ze samemu ze znajomymi były na Skrzyczne i Klimczok, to kolejna wycieczka już właśnie tą trasą. To od wycieczki pod koniec listopada wróciłem po kilku latach do chodzenia po górach. Wtedy od kilku dni sypał śnieg, my jadąc starym mercem na letnich oponach o mało nie spadliśmy z drogi wiodącej przez przełęcz Przegibek w Beskidzie Małym, dojechaliśmy na 14 czy 15 do Żabnicy Skałki i brodząc w śniegu po kolana ruszyliśmy do schroniska. Po drodze złapał nas zmrok, całe szczęście, że z góry schodziła ekipa, która nam przetarła dalszą drogę, choć gdy doszliśmy na halę Pawlusią, to i tak się zgubiliśmy i wpadliśmy w śnieg po brzuch...
Niestety z tamtej wycieczki nie mam zdjęć. Nie miałem żadnego aparatu, a telefon służył nam do świecenia po drzewach w odnajdywaniu znaków (to był 2008rok). Rok później, pętlą przez Słowiankę z dojściem kolegi na/pod (nie pamiętam) Pilsko szykujemy się z formą na Tatry.
Tak więc od pewnego czasu co roku przyjeżdżałem w te rejony. Tak też było jesienią 2010 roku. Auto zostawiliśmy tym razem przy drodze i tak znajdując z trudem jedno z ostatnich wolnych miejsc. Ruszamy szlakiem zielonym w kierunku hali Pawlusiej. To jest właśnie moja ulubiona wersja tej pętli.
Pojawiają się pierwsze widoki. Na zbocza Romanki. Lubiłem ten szlak za taki klimat górski, bo szło się po ścieżce, a nie drodze, wąska, kręta z kamieniami...
Wtedy jeszcze nie było takich ścinek drzew. Szlak jest dość prosty, jest tylko jedno miejsce, gdzie można się zgubić idąc od dołu jak właśnie my:
W tym miejscu, jest wypłaszczenie, a szlak odbija w prawo, jak ktoś to minie, to pójdzie prosto.
Jednak sądzę, że nawet jak ktoś pominie to miejsce, to dość szybko się wróci. Szlak wiedzie dość mocno w górę, na szczęście nie jak to u naszych południowych sąsiadów na krechę do góry, a zakosami. Więc są odcinki pozwalające uspokoić oddech:
Gdzieś między drzewami otwiera się widok na stację turystyczną Słowianka, by po chwili ukazać pierwszą z hal, o którą zahaczymy.
Stacja Tusrystyczna Słowianka.
Romanka z lewej, po środku Martoszka a z prawej hala Pawlusia.
Do hali jeszcze jednak trzeba trochę podejść. Wychodzi się w zachodniej części, która porośnięta jest wysokim zielskiem.
Na pierwszym planie hala Pawlusia, z prawej, wyżej leżąca hala Łyśniowska, z widocznym szlakiem na Romankę.
Nasza szlak dochodzi do krzyżówki, my odbijamy na południe, na halę Rysiankę. Tu zdjęcie, które zrobiłem oglądając się za siebie, za drzewami hala:
Pozostaje nam ostatnie, dla mnie zawsze upierdliwe podejście pod schronisko. Człowiek wie, że to już tuż, a tymczasem idzie się jeszcze z pół godziny, do tego dalej w górę. W końcu jednak osiągamy halę Rysiankę:
Nie pamiętam już dokładnie, ale chyba pod schroniskiem chwilę tylko siadamy i ruszamy dalej.
Swoją sławę hala Rysianka zawdzięcza właśnie panoramie. Widać stąd od północy góry od Jałowca, przez Babią Górę, Pilsko (na zdjęciu), przez Tatry, Małą Fatrę, Orawską Magurę, Wielkiego Chocza, do Wielkiej Rycerzowej. Podczas naszej obecności nie było aż takiej dobrej widoczności niestety...
Pod schroniskiem na Hali Lipowskiej wypijamy kawę. Robimy sobie wspólne zdjęcie:
Ja po ustawieniu aparatu i siadając, tak przywaliłem w kolano, że miałem łzy w oczach, moja ukochana ma ze mnie ubaw jak widać. Ale robię dobrą minę do złej gry
Powoli ruszamy dalej. Jak jeszcze nie byłeś na tym szlaku, to go gorąco polecam. Od hali Rysianki idzie się kilka minut w lesie, co chwila wychodząc na kolejne hale, które oferują piękne widoki, panoramy. Po kolei są to:
Hala Lipowska
Hala Bieguńska
Hala Gawłowska
Hala Bacmańska
Hala Redykalna.
Powyższe zdjęcia, poza Lipowskiej są z wycieczki z kolejnego roku, późno wiosennej. Wtedy jesienią my szybko mijamy te hale kierując się do schroniska na hali Boraczej.
Po drodze robię zdjęcia barw jesieni:
Odwołam się też, do tej kolejnej wycieczki, tak to wyglądało późną wiosną:
Po drodze nie zatrzymujemy się, tylko idziemy dość dobrym tempem.
Gdy dochodzimy do hali Studzionka, otwiera nam się widok na halę Boraczą. Wtedy z oddali słyszymy odgłos muzyki, a pod schroniskiem widać tłumy ludzi. Jest jakaś impreza.
Szybko schodzimy, muzyka raz głośniej nas dobiega, raz ciszej. Pod schroniskiem spotykamy pasące się owce i konia:
Pod schroniskiem gra góralska kapela. Leje się piwo, ludzie słuchają bawią się. Chwile i my siedzimy, lecz w końcu czas ruszyć ku autu.
Pod schroniskiem robię ostatnie zdjęcie, i chowam aparat. Drogę na dół znam, robi się już szarówka, więc pozostaje nam tylko dotrzeć do Żabnicy...
Koniec. Gdy spiszę wspomnienia z wiosennej wycieczki, to dorzucę tu linka.
Ps. Choć co jakiś czas wracam na Rysiankę, tu też robiłem swoje kawalerskie, to od kilku lat je jednak omijam, jeśli chodzi o noclegi. Raz, że tłumy, w weekend ciężko się wyspać, to zdarzały się kradzieże i uszkodzenia aut na parkingu w Złatnej. Dziś już też mogę powiedzieć, że każdym szlakiem na Rysiankę wszedłem. Jedynie nie wędrowałem żółtym z Ujsoł, niebieskim z Rajczy, zielonym z Milówki (choć tym kawałek górny już szedłem), oraz żółtym łącznikiem ze Złatnej pod Boraczą i GSB z Węgierskiej, ale do Słowianki, bo od niej już też chodziłem. Więc może jeszcze Was zaproszę na relację z tych rejonów.