Kwarantanna na Baraniej
: 2020-03-15, 20:51
Dzień dobry.
Hasło przewodnie dzisiejszego wyjścia to ... W poszukiwaniu Koronawirusa ... Niiieeee, wiadomo że nie ... Raczej, uciekając z nie woli, zanim nas zamkną w domach na dobre i wprowadzą godzinę policyjną, to trzeba się wyrwać ten ostatni raz, a pogoda taka że chyba bym urodził w domu ze złości, jak bym nie poszedł
Ludzi na szlaku było umiarkowanie mało, w normalnych okolicznościach pewnie trzeba by było się przepychać przez tłum, ale strach ma wielkie oczy ...
Prawie pojechaliśmy na Fatrę, ale w ostatnim czasie omija mnie już drugi wyjazd w tamtą stronę.
Największym zaskoczeniem dzisiejszej wycieczki jest kompletny brak wiatru, jakieś minimalne podmuchy się zdążyły ale ogólnie ciszszsza, do tego słońce pięknie przygrzewało, pogoda jak marzenie !
Do schroniska nie spotkaliśmy żadnej żywej istoty, martwych też nie pod schroniskiem było kilka osób które lokowały się na balkonowych ławkach, więc i my się rozsiedliśmy, przygotowując pyszną kawkę. W schronisku było kilka osób, ale oczywiście schron zamknięty (kurcze, mogłem cyknąć ich plakat z informacją że zamknięte, ale już za późno, a śmieszny był)
Na balkonie w wózku spało sobie spokojnie dziecko nie zważając na zagrożenia czyhające dookoła
Było jeszcze wcześnie więc szlak nie płynął strugami wody na podejściu, za to na zejściu były już miejsca gdzie szlak był zalany, jak to na Baraniej co roku gdy śniegi topnieją ...
Śnieg milutki zbity nie zapadający się pod nogami, a przynajmniej nam chudzielcom
Na szczycie kilka grupek izolujących się od siebie, my również znaleźliśmy ustronne miejsce z dala od tych wszystkich chorych ludzi, cholera wie co oni tam mają ze sobą w plecakach
Drugie Śniadanie jemy z widokiem na Tatry, dwa Beskidzkie giganty i na Małą Fatrę, zacne to było śniadanie powiadam wam
Zejście odbyło się niebieskim szlakiem który przez jakieś pół godziny starał się nam uprzykrzać życie twardym śniegiem i lodem, walczyliśmy dzielnie i udało się wyjść bez szwanku ( a byli tacy co połamali się nieco, a domu nie opuścili zdrowia oczywiście życzymy )
Podejście i powrót po asfalcie, kto tego nie lubi, zaraz przypominają się wszystkie przejścia Tatrzańskimi asfaltami ...
W najbliższych dwóch tygodniach dowiemy się czy ten wyjazd był udany, czy jednak ...
Może koniec tych głupich żartów i zapodam kilka fotek
I taka to była wycieczka.
Hasło przewodnie dzisiejszego wyjścia to ... W poszukiwaniu Koronawirusa ... Niiieeee, wiadomo że nie ... Raczej, uciekając z nie woli, zanim nas zamkną w domach na dobre i wprowadzą godzinę policyjną, to trzeba się wyrwać ten ostatni raz, a pogoda taka że chyba bym urodził w domu ze złości, jak bym nie poszedł
Ludzi na szlaku było umiarkowanie mało, w normalnych okolicznościach pewnie trzeba by było się przepychać przez tłum, ale strach ma wielkie oczy ...
Prawie pojechaliśmy na Fatrę, ale w ostatnim czasie omija mnie już drugi wyjazd w tamtą stronę.
Największym zaskoczeniem dzisiejszej wycieczki jest kompletny brak wiatru, jakieś minimalne podmuchy się zdążyły ale ogólnie ciszszsza, do tego słońce pięknie przygrzewało, pogoda jak marzenie !
Do schroniska nie spotkaliśmy żadnej żywej istoty, martwych też nie pod schroniskiem było kilka osób które lokowały się na balkonowych ławkach, więc i my się rozsiedliśmy, przygotowując pyszną kawkę. W schronisku było kilka osób, ale oczywiście schron zamknięty (kurcze, mogłem cyknąć ich plakat z informacją że zamknięte, ale już za późno, a śmieszny był)
Na balkonie w wózku spało sobie spokojnie dziecko nie zważając na zagrożenia czyhające dookoła
Było jeszcze wcześnie więc szlak nie płynął strugami wody na podejściu, za to na zejściu były już miejsca gdzie szlak był zalany, jak to na Baraniej co roku gdy śniegi topnieją ...
Śnieg milutki zbity nie zapadający się pod nogami, a przynajmniej nam chudzielcom
Na szczycie kilka grupek izolujących się od siebie, my również znaleźliśmy ustronne miejsce z dala od tych wszystkich chorych ludzi, cholera wie co oni tam mają ze sobą w plecakach
Drugie Śniadanie jemy z widokiem na Tatry, dwa Beskidzkie giganty i na Małą Fatrę, zacne to było śniadanie powiadam wam
Zejście odbyło się niebieskim szlakiem który przez jakieś pół godziny starał się nam uprzykrzać życie twardym śniegiem i lodem, walczyliśmy dzielnie i udało się wyjść bez szwanku ( a byli tacy co połamali się nieco, a domu nie opuścili zdrowia oczywiście życzymy )
Podejście i powrót po asfalcie, kto tego nie lubi, zaraz przypominają się wszystkie przejścia Tatrzańskimi asfaltami ...
W najbliższych dwóch tygodniach dowiemy się czy ten wyjazd był udany, czy jednak ...
Może koniec tych głupich żartów i zapodam kilka fotek
I taka to była wycieczka.