Zimowa Babia Góra, prawie dwa razy. 2010.
: 2020-01-02, 18:26
Kolejna porcją wspomnień to z pewnego zlotu forumowego.
W połowie stycznia 2010 roku pod Babią Górą odbywał się zlot forum Góry-Szlaki. Część uczestników dotarła na miejsce w piątek i weszli na szczyt w nocy z piątku na sobotę, dzięki czemu mogli podziwiać niesamowity wschód. To była mroźna zima, a wtedy trafiła się jeszcze noc bezwietrzna, a w każdym razie, mało wietrzna. Niestety ja pracowałem w piątek do wieczora, więc dopiero mogłem dojechać w sobotę rano. Znów podróż do Krakowa, jak zawsze ekspresem, przesiadka na busa do Jabłonki, skąd nas odebrał Tomek.
Na kwaterach małe przepakowanie i ruszamy za częścią uczestników zlotu. Najpierw podjazd po białej drodze pod wejście na szlak a następnie wędrówka szlakiem zielonym poprzez las. Ścieżka momentami śliska, zalodzona, ale jakoś dawaliśmy radę. Mijamy wiatę, krótka chwila na herbatę i już w ubitym śniegu wkraczamy w piętro kosodrzewiny. Za nami, zza drzew wyłania się...morze chmur! Dla mnie to był pierwszy taki widok, więc oczy nie mogły się napatrzeć!
Na Babiej byłem dotychczas raz, latem, ale o ile dobrze pamiętam Tatr wtedy nie było widać, zresztą pierwszego dnia Królowa, była sama zakryta gęstą chmurą. Tego dnia w końcu było mi je dane ujrzeć:
Następuje sesja, niektórzy, w tym ja się rozbierają, bo w słońcu zaczyna być ciepło.
Też proszę o zdjęcie na tle widocznych daleko Tatr!
Mijamy po chwili ruiny schroniska Schutzhaus auf der Babiagura, powstałego w latach 1904-05, przez Beskidenverein, czyli niemiecką organizację turystyki górskiej działającej w, obecnie Polskich Beskidach. Schronisko spłonęło w 1949r, jak zwykle w niewyjaśnionych okolicznościach, a szkoda, bo do lat 30 XX wieku było najwyżej położonych schroniskiem (1616m npm).
Zostaje nam ostatnie podejście na szczyt Diablaka, bo Babia Góra, to tak na prawdę masyw górski składający się z wspomnianego najwyższego Diablaka, Gówniak i inne, jak choćby Mała Babia Góra.
Widok z Diablaka na Pilsko.
Ja na szczycie, niesamowicie zadowolony!
Chwilę tu jesteśmy, niektórzy pierwszy raz zakładają raki i ćwiczą chodzenie w nich, planując w niedalekiej przyszłości wyjazd w Tatry. Robimy grupowe zdjęcie z flagą klubu i rozpoczynamy zejście tym samym szlakiem. Wieczorem robimy ognisko, potem slajdowisko (to na nim widziałem warunki, jakie były poprzedniej nocy) i w końcu ok północy idziemy spać, bo o 3ciej pobudka nas czeka.
Ciężko zasnąć, ale powstać było o wiele gorzej. W końcu wsiadamy do aut i znów jedziemy w to samo miejsce i znowu zielonym szlakiem maszerujemy w świetle czołówek.
Przy wiacie stwierdzamy, że jesteśmy zbyt wcześnie i przez godzinę siedzimy. Ja strasznie marznę, no ale co się dziwić, jak mam letnie spodnie, nie mam pod nimi żadnych kalesonów...a temperatura coś ok 10ciu stopni, oczywiście poniżej zera. W końcu ruszamy dalej.
Niestety powyżej górnej granicy lasu, zaczyna dokuczać wiatr. Niewiele zdaje włożenie na siebie co tylko mamy w zapasie.
Zmarznięty ja.
Okazuję się, że kopuła szczytowa jest w chmurze i dopiero tam to wieje. Chłopy po 120 kilo ledwo na nogach potrafią ustać, a tu pełno drobnych pań. Decyzja tylko jedna, zostajemy. Okrywamy się folią NRC i czekamy na wschód. W końcu coś się zaczyna dziać:
Jesteśmy tak na prawdę na granicy chmur. Przed nami przewalają się kłęby, widoczne na zdjęciach.
To mój pierwszy wschód słońca w górach. Od razu zimą i prawie na samej Babiej. Niezły debiut
Jest i słońce.
Aparaty marzną i w końcu część osób decyduje się na zejście. Potem krótka drzemka do ok południa i następnie wracamy do domu. Do Krakowa podjeżdżamy z Jolą (z bloga Kto chce, szuka sposobu, czyli podróże po babsku ) i tak kończy się kolejne wspomnienie
W połowie stycznia 2010 roku pod Babią Górą odbywał się zlot forum Góry-Szlaki. Część uczestników dotarła na miejsce w piątek i weszli na szczyt w nocy z piątku na sobotę, dzięki czemu mogli podziwiać niesamowity wschód. To była mroźna zima, a wtedy trafiła się jeszcze noc bezwietrzna, a w każdym razie, mało wietrzna. Niestety ja pracowałem w piątek do wieczora, więc dopiero mogłem dojechać w sobotę rano. Znów podróż do Krakowa, jak zawsze ekspresem, przesiadka na busa do Jabłonki, skąd nas odebrał Tomek.
Na kwaterach małe przepakowanie i ruszamy za częścią uczestników zlotu. Najpierw podjazd po białej drodze pod wejście na szlak a następnie wędrówka szlakiem zielonym poprzez las. Ścieżka momentami śliska, zalodzona, ale jakoś dawaliśmy radę. Mijamy wiatę, krótka chwila na herbatę i już w ubitym śniegu wkraczamy w piętro kosodrzewiny. Za nami, zza drzew wyłania się...morze chmur! Dla mnie to był pierwszy taki widok, więc oczy nie mogły się napatrzeć!
Na Babiej byłem dotychczas raz, latem, ale o ile dobrze pamiętam Tatr wtedy nie było widać, zresztą pierwszego dnia Królowa, była sama zakryta gęstą chmurą. Tego dnia w końcu było mi je dane ujrzeć:
Następuje sesja, niektórzy, w tym ja się rozbierają, bo w słońcu zaczyna być ciepło.
Też proszę o zdjęcie na tle widocznych daleko Tatr!
Mijamy po chwili ruiny schroniska Schutzhaus auf der Babiagura, powstałego w latach 1904-05, przez Beskidenverein, czyli niemiecką organizację turystyki górskiej działającej w, obecnie Polskich Beskidach. Schronisko spłonęło w 1949r, jak zwykle w niewyjaśnionych okolicznościach, a szkoda, bo do lat 30 XX wieku było najwyżej położonych schroniskiem (1616m npm).
Zostaje nam ostatnie podejście na szczyt Diablaka, bo Babia Góra, to tak na prawdę masyw górski składający się z wspomnianego najwyższego Diablaka, Gówniak i inne, jak choćby Mała Babia Góra.
Widok z Diablaka na Pilsko.
Ja na szczycie, niesamowicie zadowolony!
Chwilę tu jesteśmy, niektórzy pierwszy raz zakładają raki i ćwiczą chodzenie w nich, planując w niedalekiej przyszłości wyjazd w Tatry. Robimy grupowe zdjęcie z flagą klubu i rozpoczynamy zejście tym samym szlakiem. Wieczorem robimy ognisko, potem slajdowisko (to na nim widziałem warunki, jakie były poprzedniej nocy) i w końcu ok północy idziemy spać, bo o 3ciej pobudka nas czeka.
Ciężko zasnąć, ale powstać było o wiele gorzej. W końcu wsiadamy do aut i znów jedziemy w to samo miejsce i znowu zielonym szlakiem maszerujemy w świetle czołówek.
Przy wiacie stwierdzamy, że jesteśmy zbyt wcześnie i przez godzinę siedzimy. Ja strasznie marznę, no ale co się dziwić, jak mam letnie spodnie, nie mam pod nimi żadnych kalesonów...a temperatura coś ok 10ciu stopni, oczywiście poniżej zera. W końcu ruszamy dalej.
Niestety powyżej górnej granicy lasu, zaczyna dokuczać wiatr. Niewiele zdaje włożenie na siebie co tylko mamy w zapasie.
Zmarznięty ja.
Okazuję się, że kopuła szczytowa jest w chmurze i dopiero tam to wieje. Chłopy po 120 kilo ledwo na nogach potrafią ustać, a tu pełno drobnych pań. Decyzja tylko jedna, zostajemy. Okrywamy się folią NRC i czekamy na wschód. W końcu coś się zaczyna dziać:
Jesteśmy tak na prawdę na granicy chmur. Przed nami przewalają się kłęby, widoczne na zdjęciach.
To mój pierwszy wschód słońca w górach. Od razu zimą i prawie na samej Babiej. Niezły debiut
Jest i słońce.
Aparaty marzną i w końcu część osób decyduje się na zejście. Potem krótka drzemka do ok południa i następnie wracamy do domu. Do Krakowa podjeżdżamy z Jolą (z bloga Kto chce, szuka sposobu, czyli podróże po babsku ) i tak kończy się kolejne wspomnienie