Gorce po raz pierwszy, w wersji zimowej.
: 2019-12-29, 21:52
Kolejna garść wspomnień.
Dziś już nie pamiętam dokładnie skąd się wziął pomysł na Turbacz, chyba to ta druga osoba zaproponowała odwiedzenie Gorców. W każdym razie pewnej mroźnej soboty z rana wsiadłem w expres bus relacji Katowice - Kraków, na dworcu autobusowym spotkanie, przesiadka w busa kierunek Rabka i jedziemy. W pierwszym autobusie zmarzłem, więc w kolejnym zakładałem drugą parę skarpet, no ale co się dziwić, na dworze było ok -17 stopni. Wysiadka, zakupy i ruszamy. Pierwsze minuty idziemy przez miasto. Po wyjściu na pola pierwszy szlakowskaz, ale nie z ilością minut, a liczbą kilometrów...17. Mina towarzyszki...bezcenna. No cóż czas ruszyć by dotrzeć do schroniska za dnia.
Wyciągam pożyczony aparat, bo właśnie podejmowałem decyzje o zakupie pierwszej cyfrowej lustrzanki i znajomo mi pożyczyli abym zobaczył i przypasował model (dzięki Justyś i Marcin raz jeszcze ), robię pierwsze zdjęcia. O ile w mieście robię tylko jedno, to tu na polach chcę więcej ich zrobić, jednak po kilku...bateria pokazuje zero. Więc zdjęć za dużo nie będzie , niestety ale temperatura zrobiła swoje, a mimo że to był Pentax, to tamten model lubił dużo prądu.
Mimo mrozu i słońca, widoczności praktycznie brak. Cóż nie pamiętam czy wtedy smog był tak na tapecie jak dziś. Wybraliśmy szlak czerwony, a więc Główny Szlak Beskidzki, jak dziś pomyślę, to kilka fragmentów tego szlaku przeszedłem przez te parę lat, no ale czy kiedykolwiek dam radę się porwać na cały?
Aparat chowam do torby, tą do plecaka i zaczynamy dość szybki marsz, by nie zmarznąć. Więc bacówkę na Maciejowej dość szybko osiągamy, tam pierwszy posiłek zjadamy. Mi się bardzo podoba miejsce, jedzenie o ile dobrze pamiętam smaczne.
Mimo, że formalnie zima miała się dopiero zacząć za parę dni, to w terenie prezentowała się ona świetnie!
Ruszamy dalej. Dziś z racji sporej ilości czasu, nie pamiętam za bardzo szlaku, poza tym, że był zaśnieżony , wiódł góra-dół. Drzewa oblepione śniegiem, na szlaku śnieg, no cudo! Pamiętam, że próbowaliśmy wypatrzeć Tatry za linii lasu i czasami coś tam było widać.
Tatry!
Ten las pobielony śniegiem...
Gdy robiło się nam zimniej, robiliśmy przystanki na ciepłą herbatę z wiśniówką. Schronisko na Starych Wierchach minęliśmy, ale mało je dziś pamiętam. W pewnym momencie zza nami, między oblepionymi świerkami, zobaczyliśmy Królową:
Babia Góra.
Weszliśmy na Turbacz, choć ciężko się szło, bo i śniegu więcej, i połamane drzewa nam przeszkadzały, a i ślady też chyba się gubiły. W każdym razie z pod betonowego obelisku oglądamy jak poniżej zapalają się światła, a drogi zamieniają w kolorowe węże. Ostatnie metry do schroniska przeszliśmy po zmroku przy świetle czołówek, choć w sumie nie trzeba ich było zakładać, w szarówce jeszcze coś było widać, ale towarzyszka miała cykora.
W schronisku dość spokojnie, na stołówce wypijamy miód pitny i idziemy spać.
Rano biorę aparat i idę porobić zdjęcia, pamiętam, że na początku grudnia kolega był na wigilii forumowej GS i wspominał o pięknym widoku na Tatry. Niestety, widoczność jest dużo słabsza niż dzień wcześniej.
Robię za to zdjęcia schroniska, ucięte, ale nie ubrałem się, więc nie za bardzo chciało mi się korzystać z zoomu w nogach
Po śniadaniu zaczynamy zejście, ale do Nowego Targu, szlakiem zielonym. Robię kilka zdjęć pod schroniskiem, bo te przybielone świerki wyglądają przepięknie i ruszamy.
Po drodze pamiętam, że pominęliśmy odbicie szlaku zielonego i chyba zeszliśmy ostatecznie żółtym.
Gdzieś po drodze.
Przed Nowym T. spotkaliśmy jakiś turystów, którzy nas podrzucili pod dworzec autobusowy, skąd zakończyliśmy wycieczkę.
Dziś już nie pamiętam dokładnie skąd się wziął pomysł na Turbacz, chyba to ta druga osoba zaproponowała odwiedzenie Gorców. W każdym razie pewnej mroźnej soboty z rana wsiadłem w expres bus relacji Katowice - Kraków, na dworcu autobusowym spotkanie, przesiadka w busa kierunek Rabka i jedziemy. W pierwszym autobusie zmarzłem, więc w kolejnym zakładałem drugą parę skarpet, no ale co się dziwić, na dworze było ok -17 stopni. Wysiadka, zakupy i ruszamy. Pierwsze minuty idziemy przez miasto. Po wyjściu na pola pierwszy szlakowskaz, ale nie z ilością minut, a liczbą kilometrów...17. Mina towarzyszki...bezcenna. No cóż czas ruszyć by dotrzeć do schroniska za dnia.
Wyciągam pożyczony aparat, bo właśnie podejmowałem decyzje o zakupie pierwszej cyfrowej lustrzanki i znajomo mi pożyczyli abym zobaczył i przypasował model (dzięki Justyś i Marcin raz jeszcze ), robię pierwsze zdjęcia. O ile w mieście robię tylko jedno, to tu na polach chcę więcej ich zrobić, jednak po kilku...bateria pokazuje zero. Więc zdjęć za dużo nie będzie , niestety ale temperatura zrobiła swoje, a mimo że to był Pentax, to tamten model lubił dużo prądu.
Mimo mrozu i słońca, widoczności praktycznie brak. Cóż nie pamiętam czy wtedy smog był tak na tapecie jak dziś. Wybraliśmy szlak czerwony, a więc Główny Szlak Beskidzki, jak dziś pomyślę, to kilka fragmentów tego szlaku przeszedłem przez te parę lat, no ale czy kiedykolwiek dam radę się porwać na cały?
Aparat chowam do torby, tą do plecaka i zaczynamy dość szybki marsz, by nie zmarznąć. Więc bacówkę na Maciejowej dość szybko osiągamy, tam pierwszy posiłek zjadamy. Mi się bardzo podoba miejsce, jedzenie o ile dobrze pamiętam smaczne.
Mimo, że formalnie zima miała się dopiero zacząć za parę dni, to w terenie prezentowała się ona świetnie!
Ruszamy dalej. Dziś z racji sporej ilości czasu, nie pamiętam za bardzo szlaku, poza tym, że był zaśnieżony , wiódł góra-dół. Drzewa oblepione śniegiem, na szlaku śnieg, no cudo! Pamiętam, że próbowaliśmy wypatrzeć Tatry za linii lasu i czasami coś tam było widać.
Tatry!
Ten las pobielony śniegiem...
Gdy robiło się nam zimniej, robiliśmy przystanki na ciepłą herbatę z wiśniówką. Schronisko na Starych Wierchach minęliśmy, ale mało je dziś pamiętam. W pewnym momencie zza nami, między oblepionymi świerkami, zobaczyliśmy Królową:
Babia Góra.
Weszliśmy na Turbacz, choć ciężko się szło, bo i śniegu więcej, i połamane drzewa nam przeszkadzały, a i ślady też chyba się gubiły. W każdym razie z pod betonowego obelisku oglądamy jak poniżej zapalają się światła, a drogi zamieniają w kolorowe węże. Ostatnie metry do schroniska przeszliśmy po zmroku przy świetle czołówek, choć w sumie nie trzeba ich było zakładać, w szarówce jeszcze coś było widać, ale towarzyszka miała cykora.
W schronisku dość spokojnie, na stołówce wypijamy miód pitny i idziemy spać.
Rano biorę aparat i idę porobić zdjęcia, pamiętam, że na początku grudnia kolega był na wigilii forumowej GS i wspominał o pięknym widoku na Tatry. Niestety, widoczność jest dużo słabsza niż dzień wcześniej.
Robię za to zdjęcia schroniska, ucięte, ale nie ubrałem się, więc nie za bardzo chciało mi się korzystać z zoomu w nogach
Po śniadaniu zaczynamy zejście, ale do Nowego Targu, szlakiem zielonym. Robię kilka zdjęć pod schroniskiem, bo te przybielone świerki wyglądają przepięknie i ruszamy.
Po drodze pamiętam, że pominęliśmy odbicie szlaku zielonego i chyba zeszliśmy ostatecznie żółtym.
Gdzieś po drodze.
Przed Nowym T. spotkaliśmy jakiś turystów, którzy nas podrzucili pod dworzec autobusowy, skąd zakończyliśmy wycieczkę.