Łomnica-Zdrój - Hala Łabowska
: 2019-10-21, 20:30
dużo, dużo zdjęć, ale wycieczka była tak bogata we wrażenia, że ciężko z czegoś zrezygnować
Według mnie Beskidy są najpiękniejsze w maju i w październiku, zwłaszcza te niższe, gdzie dominują lasy liściaste. Wiosną beskidzkie łąki cudownie kwitną, drzewa pokryte są świeżą, soczystą zielenią. A jesienią, sami wiecie - złoto, rudość, czerwień. W poszukiwaniu barw złotej polskiej jesieni wybrałem się w październikową sobotę w Beskid Sądecki. To był kolejny wyjazd w te góry, które mi się bardzo spodobały po ubiegłorocznych wycieczkach na Niemcową i Wierchomlę. Góry Beskidu Sądeckiego są niskie, wysokości około 1000 m n.p.m. i porośnięte lasami liściastymi, które się tak cudownie zielenią wiosną i złocą jesienią. Tym razem pomysł na wycieczkę był następujący: start w Łomnicy - Zdrój, dojście częściowo bezszlakowo do żółtego szlaku prowadzącego z Piwnicznej - Zdrój, potem czerwonym szlakiem na Halę Łabowską, a stamtąd zejście do Łomnicy - Zdrój niebieskim szlakiem. Plan ten uległ jednakże modyfikacji, będąc już na trasie zobaczyłem, jak piękne są łąki nad Łomnicą, w związku z czym schodzenie niebieskim szlakiem doliną Łomniczanki będzie nieciekawe i lepiej będzie zejść drugim żółtym szlakiem prowadzącym pod Parchowatką. Tak więc się złożyło, że wycieczka była „na żółto", bo to i trawy i liście jesiennie pożółkłe, jak i większa część trasy prowadziła żółtymi szlakami.
Chciałem zdążyć na wschód słońca na łąki wznoszące sią nad Łomnicą - Zdrój. Tego dnia słońce wschodziło o 6.54, więc w Łomnicy musiałem się zameldować po szóstej. Wstałem o trzeciej rano, żeby zdążyć na czas z Krakowa. Powiem szczerze, daję radę wstać o trzeciej, ale jakoś trudno mi się rozbudzić, podczas jazdy samochodem głowa robi mi się jakaś taka ciężka. Na szczęście jak już wysiadam z samochodu i wciągam w płuca rześkie powietrze poranka pachnące przesyconym poranną wilgocią lasem, to od razu mi lepiej i lżej. Zdecydowana ulga.
Tak więc zaparkowałem samochód przy kościele w Łomnicy - Zdroju, sztachnąłem się świeżym powietrzem i ruszyłem w górę zielonym szlakiem, który na jednych mapach jest, na innych go nie ma, zagadkowa sprawa. Niebo zaczynało się interesująco czerwienić.
Po krótkim marszu doszedłem do krzyżówki z niebieskim szlakiem. Tam zatrzymałem się na dłuuugą chwilę, ale zdecydowanie było warto. Miejsce jest szalenie widokowe, crème de la crème dla zakochanych w beskidzkich szlakach. Wschód słońca był piękny i kolorowy, tak jak lubię.
widok na Bucznik - dalszą część szlaku
Flary i bliki są nieodłącznym elementem fotografowania ze słońcem w kadrze, a każdy fotograf najczęściej walczy z nimi, jak tylko mu pozwala sprzęt i umiejętności. Ale tym razem postanowiłem pójść "na maxa" i świadomie tak skadrować ujęcie, żeby słońce powiedziało obiektywowi "dzień dobry".
widok na Kicarz
przydrożny krzyż i widok na Pasmo Radziejowej
pale na siano złożone w kształt indiańskiego tipi
Na łące pasły się konie. Jeden z nich podszedł blisko do mnie, jednocześnie z respektem nie zbliżając się do elektrycznego pastucha. Czyżby był pod napięciem? Nic ode mnie nie dostawszy szybko się oddalił.
dolina Popradu w dole
widok na Kicarz, a poniżej miejsce, z którego oglądałem wschód słońca
Górska Kaplica Narodu Polskiego
Zza beskidzkich grzbietów wychynęło tak nieśmiało Tatry - widok spod kaplicy, a w dole Piwniczna - Zdrój.
Za kapliczką dołączyłem do podążającego do Piwnicznej - Zdroju żółtego szlaku. Słońce chowało się tymczasem za poranne chmury, o czym pisałem już wcześniej. Ścieżka prowadziła pośród łąk i pól, piękny beskidzki szlak.
Kapliczka była zamknięta, ale zaglądałem przez okna do środka - chyba odbywają się w niej jakieś nabożeństwa, bo stało tam „oprzyrządowanie" liturgiczne. Tu sobie zrobiłem dłuższą przerwę, bo trzeba było poczekać na lepsze warunki. Zdecydowanie było warto.
droga przed Jarzębakami
kapliczka Jarzębaki
beskidzki pejzaż i coraz bardziej wystające zza grzbietu Tatry
przy kapliczce Jarzębaki
Według mnie Beskidy są najpiękniejsze w maju i w październiku, zwłaszcza te niższe, gdzie dominują lasy liściaste. Wiosną beskidzkie łąki cudownie kwitną, drzewa pokryte są świeżą, soczystą zielenią. A jesienią, sami wiecie - złoto, rudość, czerwień. W poszukiwaniu barw złotej polskiej jesieni wybrałem się w październikową sobotę w Beskid Sądecki. To był kolejny wyjazd w te góry, które mi się bardzo spodobały po ubiegłorocznych wycieczkach na Niemcową i Wierchomlę. Góry Beskidu Sądeckiego są niskie, wysokości około 1000 m n.p.m. i porośnięte lasami liściastymi, które się tak cudownie zielenią wiosną i złocą jesienią. Tym razem pomysł na wycieczkę był następujący: start w Łomnicy - Zdrój, dojście częściowo bezszlakowo do żółtego szlaku prowadzącego z Piwnicznej - Zdrój, potem czerwonym szlakiem na Halę Łabowską, a stamtąd zejście do Łomnicy - Zdrój niebieskim szlakiem. Plan ten uległ jednakże modyfikacji, będąc już na trasie zobaczyłem, jak piękne są łąki nad Łomnicą, w związku z czym schodzenie niebieskim szlakiem doliną Łomniczanki będzie nieciekawe i lepiej będzie zejść drugim żółtym szlakiem prowadzącym pod Parchowatką. Tak więc się złożyło, że wycieczka była „na żółto", bo to i trawy i liście jesiennie pożółkłe, jak i większa część trasy prowadziła żółtymi szlakami.
Chciałem zdążyć na wschód słońca na łąki wznoszące sią nad Łomnicą - Zdrój. Tego dnia słońce wschodziło o 6.54, więc w Łomnicy musiałem się zameldować po szóstej. Wstałem o trzeciej rano, żeby zdążyć na czas z Krakowa. Powiem szczerze, daję radę wstać o trzeciej, ale jakoś trudno mi się rozbudzić, podczas jazdy samochodem głowa robi mi się jakaś taka ciężka. Na szczęście jak już wysiadam z samochodu i wciągam w płuca rześkie powietrze poranka pachnące przesyconym poranną wilgocią lasem, to od razu mi lepiej i lżej. Zdecydowana ulga.
Tak więc zaparkowałem samochód przy kościele w Łomnicy - Zdroju, sztachnąłem się świeżym powietrzem i ruszyłem w górę zielonym szlakiem, który na jednych mapach jest, na innych go nie ma, zagadkowa sprawa. Niebo zaczynało się interesująco czerwienić.
Po krótkim marszu doszedłem do krzyżówki z niebieskim szlakiem. Tam zatrzymałem się na dłuuugą chwilę, ale zdecydowanie było warto. Miejsce jest szalenie widokowe, crème de la crème dla zakochanych w beskidzkich szlakach. Wschód słońca był piękny i kolorowy, tak jak lubię.
widok na Bucznik - dalszą część szlaku
Flary i bliki są nieodłącznym elementem fotografowania ze słońcem w kadrze, a każdy fotograf najczęściej walczy z nimi, jak tylko mu pozwala sprzęt i umiejętności. Ale tym razem postanowiłem pójść "na maxa" i świadomie tak skadrować ujęcie, żeby słońce powiedziało obiektywowi "dzień dobry".
widok na Kicarz
przydrożny krzyż i widok na Pasmo Radziejowej
pale na siano złożone w kształt indiańskiego tipi
Na łące pasły się konie. Jeden z nich podszedł blisko do mnie, jednocześnie z respektem nie zbliżając się do elektrycznego pastucha. Czyżby był pod napięciem? Nic ode mnie nie dostawszy szybko się oddalił.
dolina Popradu w dole
widok na Kicarz, a poniżej miejsce, z którego oglądałem wschód słońca
Górska Kaplica Narodu Polskiego
Zza beskidzkich grzbietów wychynęło tak nieśmiało Tatry - widok spod kaplicy, a w dole Piwniczna - Zdrój.
Za kapliczką dołączyłem do podążającego do Piwnicznej - Zdroju żółtego szlaku. Słońce chowało się tymczasem za poranne chmury, o czym pisałem już wcześniej. Ścieżka prowadziła pośród łąk i pól, piękny beskidzki szlak.
Kapliczka była zamknięta, ale zaglądałem przez okna do środka - chyba odbywają się w niej jakieś nabożeństwa, bo stało tam „oprzyrządowanie" liturgiczne. Tu sobie zrobiłem dłuższą przerwę, bo trzeba było poczekać na lepsze warunki. Zdecydowanie było warto.
droga przed Jarzębakami
kapliczka Jarzębaki
beskidzki pejzaż i coraz bardziej wystające zza grzbietu Tatry
przy kapliczce Jarzębaki