Szlakiem dawno zdobytych już szklanic (2019)
: 2019-09-17, 14:37
09- 09- 2019-poniedziałek- dzień pierwszy - Wycieraczka Day
13:10, poniedziałek. Wręczony wypis ze szpitala. 14:10, poniedziałek, godzina później. Spakowany do wyprawy samochód do zadań specjalnych (czyt. Punto-transformers rocznik 1998) i natychmiastowy wyjazd z Bielska w jedynym słusznym kierunku. Bieszczady i Beskid Niski. Czyli część druga opowieści galicyjskich według Darkheusha i Vidraru.
Nocleg zaklepany w Smerekowcu, aby podzielić odległą trasę na dwa dni. Oczywiście nie może być normalnie. Od Mszany Dolnej aż za Nowy Sącz - ściana deszczu. Nie widać nawet pasów na drodze.
Co gorsze zaczynają nam padać wycieraczki, a tu jeszcze 200 km do celu (Ustrzyk Grn.) Jakimś ślepym trafem (dosłownie) udaje nam się dotrzeć do Uścia Gorlickiego do Bartosza w Radwanówce - googlajcie, koniecznie trzeba to miejsce odwiedzić i poznać Gospodarza.
Masza
09-10 -2019 wtorek - dzień drugi – Coraz bliżej Bieszczadu
Z wycieraczkami, które zatrzymały się w pół szyby docieramy do Radwanówki, o poranku świat wygląda na szczęście bardziej pozytywnie. Magicznym dotykiem walczy z nimi mechanik z Uścia. Możemy jechać dalej.
Przewalamy się przez Słowację, konkretnie przez offroadowe okolice Becherova. Ciekawe, czy konstruktorzy fiata Punto przewidzieli takie terenowe zastosowania tegoż samochodu…? Szutrówa? A gdzie tam – wertepy, jakich mało, kamole łoją po nadkolach, a przecież to tylko normalna droga między wsiami.
Pogoda i światło dnia jest przepiękne. Dookoła wzgórza przetykane laskami sosnowymi i stadka krów rozleniwionych przedpołudniowym ciepłem… Panuje tu spokój i sielskość, wlewa się w duszę wszystkimi możliwymi drogami, zaczyna się jesień obrazowana przy drogach pożółkłymi liśćmi i ciszą…
Varadka - cerkiew Opieki Matki Bożej, obecnie prawosławna.
Wracamy w tereny znane i ukochane lata wcześniej. Krempna. Ostatnim razem, 2 lata temu w remoncie, dziś mamy szansę zobaczyć ją od środka, ponieważ jest otwarta. Jest to jedna z najpiękniejszych cerkwi, jakie udało nam się odwiedzić, a było ich sporo…
Ktoś kiedyś powiedział ( wiem kto, ale nie przytoczę nazwiska ani ksywy), że sama podróż jest częścią wyprawy. Istotnie. Cudowny krajobraz…
Dalsza droga prowadzi nas na wschód przez malowniczą dolinę ku Chyrowej, gdzie znajduje się Cerkiew Opieki Bogurodzicy, obecnie kościół rzymskokatolicki p.w. NMP. Udaje nam się wejść do środka i znów dowiedzieć się kilku ciekawych rzeczy dotyczących obrządku mszy (greckokatolickiego porządku świąt, m.in.)
Czym byłaby wyprawa w te rejony, gdyby nie odwiedzić kultowego wodospadu w Iwli? Dlaczego kultowego? Dlatego, że w tym uroczym miejscu kręcono jeden z naszych najukochańszych na świecie filmów – „Wino truskawkowe” Dariusza Jabłońskiego na podstawie książki „Opowieści galicyjskie” Andrzeja Stasiuka. Tam kąpała się Lubica wraz z panem posterunkowym
Kolejnym miejscem na trasie (drodze dojazdowej) jest Wisłok Wielki – cerkiew św. Onufrego w Wisłoku Wielkim (1850-53), zaniedbana i jakby zapomniana. Tydzień później dowiemy się od mieszkańców Jaślisk, że ksiądz z Wisłoka prosił długo o przeniesienie do innej parafii, bowiem na nabożeństwa do cerkwi przychodziło ledwo kilka osób a sama świątynia prawie się sypie i wymaga dość poważnego remontu. Niestety to prawda. Księdza przeniesiono a cerkiew zamkniono.
Ostatnim punktem przystankowym na trasie w Bieszczady jest cerkiew pw. św. Mikołaja w Rzepedzi. Niestety zamknięta, ale bardzo urocza i pięknie położona, wśród lasów przedbieszczadzkich, nad strumieniem, w ciszy gór i z dala od dróg.
Teraz już tylko kilkadziesiąt kilometrów zakrętów i za szybą samochodu wyskakują znajome garby bieszczadzkich połonin. Witają nas Rawki, Wetlińska, cycki Caryny i Tarnica w tle.
Refleksje – pod sklepem w Ustrzykach Górnych nawiązują się nowe, kolejne znajomości Tak musiało się wydarzyć, inaczej nie byłyby to „właśnie moje Bieszczady”. Pierwszy nocleg w stodole na sianie i zimno jak cholera w nocy. Przenosimy się na Camping 150 PTTK. Przy ognisku na polu namiotowym dzień później i dwa dni później również sympatycznie się działo i zaowocowało bardzo miłymi znajomościami. Ale co na polu namiotowym – zostaje na polu namiotowym
09-11 – 2019 – środa - dzień trzeci – Bieszczad nieco inny
Ileż można jeździć w Bieszczady, by oglądać tylko połoniny? Tym razem inne plany. Lecimy na Chmiel, do cerkwi (obecnie kościoła) Przeniesienia Relikwii św. Mikołaja z 1906 roku. Cerkiew ta w 1968 roku miała zostać spalona na potrzeby realizacji filmu Jerzego Hoffmana „Pan Wołodyjowski”, jednak zamysł w ostatniej chwili zablokował wojewódzki konserwator zabytków w Rzeszowie. Całe szczęście. Z oryginalnego wyposażenia świątyni niestety już prawie nic nie zostało, jednak sam budynek na planie krzyża greckiego i przyległy cmentarz z nagrobkami w języku starocerkiewnosłowiańskim robią wrażenie.
Kierujemy się na Zatwarnicę. Tutaj, w Dolinie Sanu, na potoku Hylatym znajduje się cudny malowniczy wodospad Szepit. Co ciekawe, sam wodospad pierwotnie znajdował się około 30m niżej, jednak w czasie budowy drogi i pozyskiwania piaskowca w tamtym rejonie przez żołnierzy KBW ze Śląska, w naturalny sposób podniósł się w obecne miejsce, w górę potoku.
Od Zatwarnicy zaczyna się offroad. Do Rezerwatu Wsi Krywe (Криве). Znajduje się tam ruina dawnej cerkwi murowanej greckokatolickiej pw. św. Paraskiewii z 1842 roku oraz cmentarz. Cerkiew położona jest w niebywale malowniczej dolinie, pośród wzgórz dawnej wsi Krywe. Wokół doliny rozległe bobrowiska i pasące się na łąkach konie, pierwsze oznaki jesieni w rudziejących liściach brzóz i czerwieniejącym dzikim winie oplatającym drzewa. Upał i cisza – wrzesień w Bieszczadach, z widokiem na wał Otrytu i leśne pagóry…
Dwie godziny później zjeżdżamy naszym turbolotem na miejsce biwakowe w Zatwarnicy, na kawę. Myjąc kubki w Sanie budzę ogromne zainteresowanie maleńkich rybek usiłujących za wszelką cenę wpłynąć do wnętrza mytych naczyń
Wracamy przez Chmiel, zatrzymując się przy okazji nad punktem widokowym przy Przełomie Sanu. Jest pięknie…
Wieczorem obowiązkowo ognisko na polu namiotowym i kiełbaska z kratki grillowej z chłopakami spod Radomia. „To właśnie moje Bieszczady”…
09 – 12 – 2019 – czwartek - dzień czwarty – Polska się skończyła
Odkładany wiecznie na później, na inny czas, na inną okoliczność, w końcu musiał się wydarzyć – a właściwie musieliśmy tam w końcu postawić stopę. Narożnik…
„Świat się kończy w Sokolikach, dalej tylko las…” (Соколіки)
Nam się skończył po kilkukilometrowej wycieczce po wertepach i kamolach w Bukowcu na parkingu. Po trzech miesiącach niechodzenia po górach przed nami 22 kilometry. Głupia baba nie zabrała kijów i klnie, ale pomijając ów fakt – jest przepięknie. Urocza dolina Górnego Sanu – po lewej już tylko i aż Ukraina, po prawej ponad polami i skoszonymi łąkami – Kińczyk Bukowski, Rozsypaniec, Halicz i Krzemień oraz malowniczo rozwalone na łąkach wały siana przygotowane do zwinięcia na kiszonkę. I pociągi mknące po ukraińskiej stronie Sanu… „Druty na granicy dzielą nacje dwie, dzieli ściana nienawiści i przeraża mnie…”
„San jest taki płytki, gdzie Beniowej brzeg…”
Jest i cerkwisko w Beniowej (Беньова). Kiedyś mieszkało tutaj 617 osób. Dziś między krzyżami hula tylko wiatr i grasują wiewiórki… Jest i podstawa kamiennej chrzcielnicy z wizerunkiem ryby, pozostałość po cerkwi z 1779 roku. Droga przez las pośród skrzypów i milczących traw, przez drewniane mostki, nad głową co chwilę przemyka sójka, kruk czy sroka… Niewielu tu dziś ludzi. Po chwilowym wyjściu z lasu – monotonny, prawie godzinny odcinek szutrówką w pełnym upale i wreszcie rest przy wiatce Lasów Państwowych. Stąd już „tylko” jakieś 2,5 godziny do Źródeł Sanu… Po drodze Grób Hrabiny i pozostałości folwarku Stroińskich…
Po lewej otwiera się rozległa panorama na Sianki (Сянки) – linię kolejową i wieś będącą kiedyś wsią doskonale prosperującą turystycznie – było tutaj schronisko PTT, stoki narciarskie, w 1945 roku wysiedlono wszystkich mieszkańców polskiej części wsi i ustanowiono granicę pomiędzy PRL i ZSRR. Dziś nie ma już polskiej części Sianek, jest ukraińska – widoczna ze szczytu Wierszek na granicy…
Bolą nogi. Jeszcze 40minut – mówi drogowskaz – ku umownym źródłom Sanu (które de facto znajdują się na Ukrainie). I tak se idziemy, idziemy, wlecemy i… nagle nam się Polska skończyła!...
Koniec planszy Przeszliśmy Mario w lewo i doliczyliśmy do nieskończoności… dwa razy…
15 minut odpoczynku i wariacki powrót, prawie biegiem, bo robi się nieco późno, a jeszcze trzeba uzupełnić zakupy i zwieźć chłopaków spod Radomia, jak obiecaliśmy dzień wcześniej z Pszczelin. Ogólnie trasa powrotna zajęła nam niecałe 2,5 h, choć po drodze przypomina nam się pewien mem: „Gałganiarze wracają z Narożnika wieczorem. 1842 komary lubią to, 786 wezmą udział w wydarzeniu”. No k…a znowu krwawicy utoczonej… Na drodze spotykamy sznurówkę, która po pomacaniu ofukała i osyczała, po czym spierdoliła w trawę.
Na parkingu w Bukowcu jesteśmy o 18-tej podchodzą do nas mijani wcześniej pod źródłami dwaj plecakowcy. Czy jedziemy do Tarnawy? No pewnie, zabierajcie się. Zmęczenie jest okrutne, dziady z nas się zrobiły, głównie przez niedospanie i szarpaninę ostatniego tygodnia. Zwozimy chłopaków do Tarnawy i… wieczorem spotykamy się w Ustrzykach na polu namiotowym! Ale co na polu namiotowym – zostaje na polu namiotowym
Wieczór kończy się około 2:30 w nocy przy dźwiękach etno, metalu, Pink Floyd i wycia wilków.
CDN
Wakacje wg Vidraru
13:10, poniedziałek. Wręczony wypis ze szpitala. 14:10, poniedziałek, godzina później. Spakowany do wyprawy samochód do zadań specjalnych (czyt. Punto-transformers rocznik 1998) i natychmiastowy wyjazd z Bielska w jedynym słusznym kierunku. Bieszczady i Beskid Niski. Czyli część druga opowieści galicyjskich według Darkheusha i Vidraru.
Nocleg zaklepany w Smerekowcu, aby podzielić odległą trasę na dwa dni. Oczywiście nie może być normalnie. Od Mszany Dolnej aż za Nowy Sącz - ściana deszczu. Nie widać nawet pasów na drodze.
Co gorsze zaczynają nam padać wycieraczki, a tu jeszcze 200 km do celu (Ustrzyk Grn.) Jakimś ślepym trafem (dosłownie) udaje nam się dotrzeć do Uścia Gorlickiego do Bartosza w Radwanówce - googlajcie, koniecznie trzeba to miejsce odwiedzić i poznać Gospodarza.
Masza
09-10 -2019 wtorek - dzień drugi – Coraz bliżej Bieszczadu
Z wycieraczkami, które zatrzymały się w pół szyby docieramy do Radwanówki, o poranku świat wygląda na szczęście bardziej pozytywnie. Magicznym dotykiem walczy z nimi mechanik z Uścia. Możemy jechać dalej.
Przewalamy się przez Słowację, konkretnie przez offroadowe okolice Becherova. Ciekawe, czy konstruktorzy fiata Punto przewidzieli takie terenowe zastosowania tegoż samochodu…? Szutrówa? A gdzie tam – wertepy, jakich mało, kamole łoją po nadkolach, a przecież to tylko normalna droga między wsiami.
Pogoda i światło dnia jest przepiękne. Dookoła wzgórza przetykane laskami sosnowymi i stadka krów rozleniwionych przedpołudniowym ciepłem… Panuje tu spokój i sielskość, wlewa się w duszę wszystkimi możliwymi drogami, zaczyna się jesień obrazowana przy drogach pożółkłymi liśćmi i ciszą…
Varadka - cerkiew Opieki Matki Bożej, obecnie prawosławna.
Wracamy w tereny znane i ukochane lata wcześniej. Krempna. Ostatnim razem, 2 lata temu w remoncie, dziś mamy szansę zobaczyć ją od środka, ponieważ jest otwarta. Jest to jedna z najpiękniejszych cerkwi, jakie udało nam się odwiedzić, a było ich sporo…
Ktoś kiedyś powiedział ( wiem kto, ale nie przytoczę nazwiska ani ksywy), że sama podróż jest częścią wyprawy. Istotnie. Cudowny krajobraz…
Dalsza droga prowadzi nas na wschód przez malowniczą dolinę ku Chyrowej, gdzie znajduje się Cerkiew Opieki Bogurodzicy, obecnie kościół rzymskokatolicki p.w. NMP. Udaje nam się wejść do środka i znów dowiedzieć się kilku ciekawych rzeczy dotyczących obrządku mszy (greckokatolickiego porządku świąt, m.in.)
Czym byłaby wyprawa w te rejony, gdyby nie odwiedzić kultowego wodospadu w Iwli? Dlaczego kultowego? Dlatego, że w tym uroczym miejscu kręcono jeden z naszych najukochańszych na świecie filmów – „Wino truskawkowe” Dariusza Jabłońskiego na podstawie książki „Opowieści galicyjskie” Andrzeja Stasiuka. Tam kąpała się Lubica wraz z panem posterunkowym
Kolejnym miejscem na trasie (drodze dojazdowej) jest Wisłok Wielki – cerkiew św. Onufrego w Wisłoku Wielkim (1850-53), zaniedbana i jakby zapomniana. Tydzień później dowiemy się od mieszkańców Jaślisk, że ksiądz z Wisłoka prosił długo o przeniesienie do innej parafii, bowiem na nabożeństwa do cerkwi przychodziło ledwo kilka osób a sama świątynia prawie się sypie i wymaga dość poważnego remontu. Niestety to prawda. Księdza przeniesiono a cerkiew zamkniono.
Ostatnim punktem przystankowym na trasie w Bieszczady jest cerkiew pw. św. Mikołaja w Rzepedzi. Niestety zamknięta, ale bardzo urocza i pięknie położona, wśród lasów przedbieszczadzkich, nad strumieniem, w ciszy gór i z dala od dróg.
Teraz już tylko kilkadziesiąt kilometrów zakrętów i za szybą samochodu wyskakują znajome garby bieszczadzkich połonin. Witają nas Rawki, Wetlińska, cycki Caryny i Tarnica w tle.
Refleksje – pod sklepem w Ustrzykach Górnych nawiązują się nowe, kolejne znajomości Tak musiało się wydarzyć, inaczej nie byłyby to „właśnie moje Bieszczady”. Pierwszy nocleg w stodole na sianie i zimno jak cholera w nocy. Przenosimy się na Camping 150 PTTK. Przy ognisku na polu namiotowym dzień później i dwa dni później również sympatycznie się działo i zaowocowało bardzo miłymi znajomościami. Ale co na polu namiotowym – zostaje na polu namiotowym
09-11 – 2019 – środa - dzień trzeci – Bieszczad nieco inny
Ileż można jeździć w Bieszczady, by oglądać tylko połoniny? Tym razem inne plany. Lecimy na Chmiel, do cerkwi (obecnie kościoła) Przeniesienia Relikwii św. Mikołaja z 1906 roku. Cerkiew ta w 1968 roku miała zostać spalona na potrzeby realizacji filmu Jerzego Hoffmana „Pan Wołodyjowski”, jednak zamysł w ostatniej chwili zablokował wojewódzki konserwator zabytków w Rzeszowie. Całe szczęście. Z oryginalnego wyposażenia świątyni niestety już prawie nic nie zostało, jednak sam budynek na planie krzyża greckiego i przyległy cmentarz z nagrobkami w języku starocerkiewnosłowiańskim robią wrażenie.
Kierujemy się na Zatwarnicę. Tutaj, w Dolinie Sanu, na potoku Hylatym znajduje się cudny malowniczy wodospad Szepit. Co ciekawe, sam wodospad pierwotnie znajdował się około 30m niżej, jednak w czasie budowy drogi i pozyskiwania piaskowca w tamtym rejonie przez żołnierzy KBW ze Śląska, w naturalny sposób podniósł się w obecne miejsce, w górę potoku.
Od Zatwarnicy zaczyna się offroad. Do Rezerwatu Wsi Krywe (Криве). Znajduje się tam ruina dawnej cerkwi murowanej greckokatolickiej pw. św. Paraskiewii z 1842 roku oraz cmentarz. Cerkiew położona jest w niebywale malowniczej dolinie, pośród wzgórz dawnej wsi Krywe. Wokół doliny rozległe bobrowiska i pasące się na łąkach konie, pierwsze oznaki jesieni w rudziejących liściach brzóz i czerwieniejącym dzikim winie oplatającym drzewa. Upał i cisza – wrzesień w Bieszczadach, z widokiem na wał Otrytu i leśne pagóry…
Dwie godziny później zjeżdżamy naszym turbolotem na miejsce biwakowe w Zatwarnicy, na kawę. Myjąc kubki w Sanie budzę ogromne zainteresowanie maleńkich rybek usiłujących za wszelką cenę wpłynąć do wnętrza mytych naczyń
Wracamy przez Chmiel, zatrzymując się przy okazji nad punktem widokowym przy Przełomie Sanu. Jest pięknie…
Wieczorem obowiązkowo ognisko na polu namiotowym i kiełbaska z kratki grillowej z chłopakami spod Radomia. „To właśnie moje Bieszczady”…
09 – 12 – 2019 – czwartek - dzień czwarty – Polska się skończyła
Odkładany wiecznie na później, na inny czas, na inną okoliczność, w końcu musiał się wydarzyć – a właściwie musieliśmy tam w końcu postawić stopę. Narożnik…
„Świat się kończy w Sokolikach, dalej tylko las…” (Соколіки)
Nam się skończył po kilkukilometrowej wycieczce po wertepach i kamolach w Bukowcu na parkingu. Po trzech miesiącach niechodzenia po górach przed nami 22 kilometry. Głupia baba nie zabrała kijów i klnie, ale pomijając ów fakt – jest przepięknie. Urocza dolina Górnego Sanu – po lewej już tylko i aż Ukraina, po prawej ponad polami i skoszonymi łąkami – Kińczyk Bukowski, Rozsypaniec, Halicz i Krzemień oraz malowniczo rozwalone na łąkach wały siana przygotowane do zwinięcia na kiszonkę. I pociągi mknące po ukraińskiej stronie Sanu… „Druty na granicy dzielą nacje dwie, dzieli ściana nienawiści i przeraża mnie…”
„San jest taki płytki, gdzie Beniowej brzeg…”
Jest i cerkwisko w Beniowej (Беньова). Kiedyś mieszkało tutaj 617 osób. Dziś między krzyżami hula tylko wiatr i grasują wiewiórki… Jest i podstawa kamiennej chrzcielnicy z wizerunkiem ryby, pozostałość po cerkwi z 1779 roku. Droga przez las pośród skrzypów i milczących traw, przez drewniane mostki, nad głową co chwilę przemyka sójka, kruk czy sroka… Niewielu tu dziś ludzi. Po chwilowym wyjściu z lasu – monotonny, prawie godzinny odcinek szutrówką w pełnym upale i wreszcie rest przy wiatce Lasów Państwowych. Stąd już „tylko” jakieś 2,5 godziny do Źródeł Sanu… Po drodze Grób Hrabiny i pozostałości folwarku Stroińskich…
Po lewej otwiera się rozległa panorama na Sianki (Сянки) – linię kolejową i wieś będącą kiedyś wsią doskonale prosperującą turystycznie – było tutaj schronisko PTT, stoki narciarskie, w 1945 roku wysiedlono wszystkich mieszkańców polskiej części wsi i ustanowiono granicę pomiędzy PRL i ZSRR. Dziś nie ma już polskiej części Sianek, jest ukraińska – widoczna ze szczytu Wierszek na granicy…
Bolą nogi. Jeszcze 40minut – mówi drogowskaz – ku umownym źródłom Sanu (które de facto znajdują się na Ukrainie). I tak se idziemy, idziemy, wlecemy i… nagle nam się Polska skończyła!...
Koniec planszy Przeszliśmy Mario w lewo i doliczyliśmy do nieskończoności… dwa razy…
15 minut odpoczynku i wariacki powrót, prawie biegiem, bo robi się nieco późno, a jeszcze trzeba uzupełnić zakupy i zwieźć chłopaków spod Radomia, jak obiecaliśmy dzień wcześniej z Pszczelin. Ogólnie trasa powrotna zajęła nam niecałe 2,5 h, choć po drodze przypomina nam się pewien mem: „Gałganiarze wracają z Narożnika wieczorem. 1842 komary lubią to, 786 wezmą udział w wydarzeniu”. No k…a znowu krwawicy utoczonej… Na drodze spotykamy sznurówkę, która po pomacaniu ofukała i osyczała, po czym spierdoliła w trawę.
Na parkingu w Bukowcu jesteśmy o 18-tej podchodzą do nas mijani wcześniej pod źródłami dwaj plecakowcy. Czy jedziemy do Tarnawy? No pewnie, zabierajcie się. Zmęczenie jest okrutne, dziady z nas się zrobiły, głównie przez niedospanie i szarpaninę ostatniego tygodnia. Zwozimy chłopaków do Tarnawy i… wieczorem spotykamy się w Ustrzykach na polu namiotowym! Ale co na polu namiotowym – zostaje na polu namiotowym
Wieczór kończy się około 2:30 w nocy przy dźwiękach etno, metalu, Pink Floyd i wycia wilków.
CDN
Wakacje wg Vidraru